"Park" w centrum osady
- Reika
- Martwa postać
- Posty: 2046
- Rejestracja: 15 kwie 2015, o 19:21
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Popatrz na Avatar, a po szczegóły zapraszam do mojej KP <3
- Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie, torba na uzbrojenie przy pasie i dwie katany na plecach
- Link do KP: http://www.shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=245
- Multikonta: Brak
Re: "Park" w centrum osady
Reika uważnie słuchała opowieści Yuusuke, próbując wyciągnąć z dziecięcej wyobraźni konkretne fakty tego, co się naprawdę wydarzyło. Okazało się, że na malucha napadła banda rozczulonych kobiet, które rozpływały się na jego widok, tuląc go i głaskając. Nic dziwnego, że chłopiec był przerażony. To musiała być spora trauma dla niego. Pewnie dlatego nie chciał się wtedy do niej przytulić, gdy chciała go pocieszyć.
- Rozumiem. - Powiedziała na koniec jego historii. - Shigeru też nie jest moim prawdziwym bratem. Jego rodzina przygarnęła mnie, gdy miałam pięć lat, kiedy moi rodzice zginęli. Ale to opowieść na inny czas. Jestem z nim tak samo zżyta, jak Ty z Kamiru.
Posłała Yuusuke ciepły uśmiech i wzięła go za rękę, gdy po nią sięgnął swoją dłonią. Dostrzegła, że to samo zrobił z Kamiru, ale Czarnowłosy raczej nie był skory do takich gestów. Pokręciła głową i uśmiechnęła się szerzej, nie mogąc się powstrzymać na widok cierpiętniczej miny wysokiego shinobi. Najwyraźniej ten wypad, to naprawdę była dla niego kara. Po chwili Białowłosy wypatrzył stoisko ze złotymi rybkami, więc ruszyli w tamtym kierunku, żeby Yuusuke mógł spróbować szczęścia w wyłowieniu jednej. Kunoichi jednak dostrzegła obok stoisko pluszaków, które można było wygrać, za strącenie wieży z butelek, za pomocą trzech rzutów pikami.
- Zaraz wrócę. - Szepnęła do Kamiru, mijając go. - Zaczekajcie na mnie.
Po tych słowach podeszła do stoiska z pluszakami i zapłaciła za trzy próby. Trzymając piłeczkę w dłoni, zważyła jej ciężar, aby określić jak mocno rzucić, aby osiągnąć cel. Całkiem nieźle rzucała kunaiem do celu, więc czemu nie piłeczką? Pierwszym rzutem rozwaliła całą konstrukcję z butelek, pozostawiając tylko jedno, stojące naczynie. Teraz będzie trudniej. Drugi rzut minimalnie chybił, ocierając się tylko o butelkę. Ostatni rzut, ostatnia szansa. Reika precyzyjnie wymierzyła i oddała ostatni rzut, strącając ostatnią buteleczkę, wywołując tym samym oklaski zebranych przy stoisku i gratulacje właściciela stoiska. Poprosił ją, o wybranie maskotki w ramach nagrody, na co Reika wybrała dużego, brązowego misia z błękitną wstążeczką na szyi i podziękowała. Co prawda nie były to te puchate miśki, co robią teraz, lecz mimo wszystko pluszak był uroczy i mięciutki. Kunoichi wróciła ze swoją zdobyczą do Kamiru i Yuusuke, po czym wręczyła go Białowłosemu z uśmiechem na ustach.
- Dla Ciebie. - Powiedziała. - Żeby Ci nie było smutno, gdy Kamiru czasami będzie musiał pójść na dłuższą misję.
Taki pluszowy przyjaciel był zawsze dobrym towarzystwem. Reika mimo swojego wieku sama miała takiego. Jej misiek dodawał jej otuchy, gdy miewała w nocy koszmary i budziła się w środku nocy. Miała nadzieję, że i Yuusuke polubi swojego nowego przyjaciela.
- Rozumiem. - Powiedziała na koniec jego historii. - Shigeru też nie jest moim prawdziwym bratem. Jego rodzina przygarnęła mnie, gdy miałam pięć lat, kiedy moi rodzice zginęli. Ale to opowieść na inny czas. Jestem z nim tak samo zżyta, jak Ty z Kamiru.
Posłała Yuusuke ciepły uśmiech i wzięła go za rękę, gdy po nią sięgnął swoją dłonią. Dostrzegła, że to samo zrobił z Kamiru, ale Czarnowłosy raczej nie był skory do takich gestów. Pokręciła głową i uśmiechnęła się szerzej, nie mogąc się powstrzymać na widok cierpiętniczej miny wysokiego shinobi. Najwyraźniej ten wypad, to naprawdę była dla niego kara. Po chwili Białowłosy wypatrzył stoisko ze złotymi rybkami, więc ruszyli w tamtym kierunku, żeby Yuusuke mógł spróbować szczęścia w wyłowieniu jednej. Kunoichi jednak dostrzegła obok stoisko pluszaków, które można było wygrać, za strącenie wieży z butelek, za pomocą trzech rzutów pikami.
- Zaraz wrócę. - Szepnęła do Kamiru, mijając go. - Zaczekajcie na mnie.
Po tych słowach podeszła do stoiska z pluszakami i zapłaciła za trzy próby. Trzymając piłeczkę w dłoni, zważyła jej ciężar, aby określić jak mocno rzucić, aby osiągnąć cel. Całkiem nieźle rzucała kunaiem do celu, więc czemu nie piłeczką? Pierwszym rzutem rozwaliła całą konstrukcję z butelek, pozostawiając tylko jedno, stojące naczynie. Teraz będzie trudniej. Drugi rzut minimalnie chybił, ocierając się tylko o butelkę. Ostatni rzut, ostatnia szansa. Reika precyzyjnie wymierzyła i oddała ostatni rzut, strącając ostatnią buteleczkę, wywołując tym samym oklaski zebranych przy stoisku i gratulacje właściciela stoiska. Poprosił ją, o wybranie maskotki w ramach nagrody, na co Reika wybrała dużego, brązowego misia z błękitną wstążeczką na szyi i podziękowała. Co prawda nie były to te puchate miśki, co robią teraz, lecz mimo wszystko pluszak był uroczy i mięciutki. Kunoichi wróciła ze swoją zdobyczą do Kamiru i Yuusuke, po czym wręczyła go Białowłosemu z uśmiechem na ustach.
- Dla Ciebie. - Powiedziała. - Żeby Ci nie było smutno, gdy Kamiru czasami będzie musiał pójść na dłuższą misję.
Taki pluszowy przyjaciel był zawsze dobrym towarzystwem. Reika mimo swojego wieku sama miała takiego. Jej misiek dodawał jej otuchy, gdy miewała w nocy koszmary i budziła się w środku nocy. Miała nadzieję, że i Yuusuke polubi swojego nowego przyjaciela.
0 x


|| Karta Postaci || Pieniądze || Punkty Historii || Głos ||
Re: "Park" w centrum osady
Białowłosy troszkę się naburmuszył, gdy Kamiru lekko go strzelił i poprawił. Zazwyczaj, gdy ktoś go poprawiał natychmiast odpowiadał tekstem „Chyba lepiej wiem co zrobiłem/ widziałem de gozaru!”, ale przecież braciszek też był w tej „soczkodajni” i też widział ten szyld. Pozostawało mu więc fuknąć na Szarookiego i nie bocząc się zbyt długo kontynuować opowieść. Mimo licznych udziwnień dość łatwo było zrozumieć przekaz opowieści jedenastolatka, nie dziwi więc dwójka towarzyszących mu osób mniej więcej zrozumiała co miał na myśli. Okazało się, że Reika też nie była spokrewniona ze swym „bratem” Shigeru, ale było kilka znaczących różnić między rodzeństwem a prastarego lasu a duetem wyspiarzy. Reika została znaleziona, ktoś się nią zaopiekował a potem została zaadoptowana i oficjalnie przyjęta do rodziny. Mali Senju wychowywali się razem od najmłodszych lat, nic dziwnego, że zżyli się, a Reika nazywała Shigeru swoim bratem. Yü z kolei przygarnął się sam, przyczepił się do Kamiru jak rzep do psiego ogona i nie zamierzał go puszczać. W tym miejscu warto zauważyć, że więź między Albinosem i Brunetem nie istniała zbyt długo, a dla tego drugiego właściwie mogła wtedy nie istnieć. To maluch widział w swym starszym opiekunie brata, a nie odwrotnie, ale Bogu Wygnanemu najwidoczniej to nie przeszkadzało.
Jak nie trudno się było domyślić, Reika chwyciła wyciągniętą do niej rączkę, zaś Kamiru zupełnie zignorował tę wyciągniętą do niego. Mimo to chłopiec nie posmutniał, postanowił obrócić sytuacje w żart, zmrużył nieco oczy, przekrzywił łebek, zasalutował starszemu ręką, którą przed chwilą „niby” chciał mu podać, uśmiechnął się i cicho zachichotał. O co mu wtedy chodziło? Maluch zapewne sam tego nie wiedział, ale zrobił to bo podświadomie wiedział, że braciszek i tak nie poda mu ręki i musiał dać mu o tym do zrozumienia. Tym razem mina zrzedła mu o wiele szybciej niż można by się spodziewać, bo riposta Kamiru była sporą obrazą dla kogoś z rodu Hözuki. Oni, dumni władcy wodnego elementu i powiedzieć, że jeden z nich mógłby się ot tak utopić w korytku z karasiami? Fąfel nadąwszy policzki i zmarszczywszy czoło dał dosyć oczywisty wyraz swej dezaprobaty durnego dowcipu Wygnańca. Wtedy też Reika puściła rączkę malucha i poszła spróbować szczęścia w rzucie piłeczką. Wcześniej jednak napomknęła, żeby chłopcy na nią zaczekali. W sumie niepotrzebnie, bo rozzłoszczony Turkusowooki i tak stał jak słup soli i tylko gniewnie spoglądał na Kamiru spode łba. Stał i stał, aż Reika wróciła do niego z wielkim, brązowym pluszakiem o niedźwiedzio-podobnym kształcie. Ów zabawka od razu przypadła jedenastolatkowi do gustu. Spodobała mu się tak bardzo, że nie tylko zapomniał o dąsach w stosunku do Kamiru, ale też o swoim nindo. Nie zamierzał trzymać dobrej Reiki na odległość miecz, zamiast tego mocno ją przytulił.
-Arigatou de gozaru Reika san!-Powiedział przytulając ją i niedźwiadka. Zaraz po tym wzruszającym i rozczulającym wydarzeniu skierował się w stronę swego niedużego łowiska. Przykucnął przy wypełnionym wodą korytku, wyciągnął ze skarpetki troszkę pieniędzy, rzucił ów garść miedziaków na ladę i już mógł się brać za łowienie wodnych kręgowców, które podobno spełniały życzenia. Początkowo nie szło mu zbyt dobrze, ale nie poddawał się, próbował i raz i drugi, ale się nie poddawał. Przepuścił malutką fortunkę, ale w końcu udało mu się wyłowić obdarzone skrzelami stworzonko, które wpakował do małego wiaderka-kubeczka. Zadowolony ze swej zdobyczy wstał z klęczków, podszedł do Reiki i wyciągnął doń rączki, w których trzymał ów kubeczek. –Dla Ciebie!-Powiedział z iście ceremonialną powagą i lekko się ukłonił.
Jak nie trudno się było domyślić, Reika chwyciła wyciągniętą do niej rączkę, zaś Kamiru zupełnie zignorował tę wyciągniętą do niego. Mimo to chłopiec nie posmutniał, postanowił obrócić sytuacje w żart, zmrużył nieco oczy, przekrzywił łebek, zasalutował starszemu ręką, którą przed chwilą „niby” chciał mu podać, uśmiechnął się i cicho zachichotał. O co mu wtedy chodziło? Maluch zapewne sam tego nie wiedział, ale zrobił to bo podświadomie wiedział, że braciszek i tak nie poda mu ręki i musiał dać mu o tym do zrozumienia. Tym razem mina zrzedła mu o wiele szybciej niż można by się spodziewać, bo riposta Kamiru była sporą obrazą dla kogoś z rodu Hözuki. Oni, dumni władcy wodnego elementu i powiedzieć, że jeden z nich mógłby się ot tak utopić w korytku z karasiami? Fąfel nadąwszy policzki i zmarszczywszy czoło dał dosyć oczywisty wyraz swej dezaprobaty durnego dowcipu Wygnańca. Wtedy też Reika puściła rączkę malucha i poszła spróbować szczęścia w rzucie piłeczką. Wcześniej jednak napomknęła, żeby chłopcy na nią zaczekali. W sumie niepotrzebnie, bo rozzłoszczony Turkusowooki i tak stał jak słup soli i tylko gniewnie spoglądał na Kamiru spode łba. Stał i stał, aż Reika wróciła do niego z wielkim, brązowym pluszakiem o niedźwiedzio-podobnym kształcie. Ów zabawka od razu przypadła jedenastolatkowi do gustu. Spodobała mu się tak bardzo, że nie tylko zapomniał o dąsach w stosunku do Kamiru, ale też o swoim nindo. Nie zamierzał trzymać dobrej Reiki na odległość miecz, zamiast tego mocno ją przytulił.
-Arigatou de gozaru Reika san!-Powiedział przytulając ją i niedźwiadka. Zaraz po tym wzruszającym i rozczulającym wydarzeniu skierował się w stronę swego niedużego łowiska. Przykucnął przy wypełnionym wodą korytku, wyciągnął ze skarpetki troszkę pieniędzy, rzucił ów garść miedziaków na ladę i już mógł się brać za łowienie wodnych kręgowców, które podobno spełniały życzenia. Początkowo nie szło mu zbyt dobrze, ale nie poddawał się, próbował i raz i drugi, ale się nie poddawał. Przepuścił malutką fortunkę, ale w końcu udało mu się wyłowić obdarzone skrzelami stworzonko, które wpakował do małego wiaderka-kubeczka. Zadowolony ze swej zdobyczy wstał z klęczków, podszedł do Reiki i wyciągnął doń rączki, w których trzymał ów kubeczek. –Dla Ciebie!-Powiedział z iście ceremonialną powagą i lekko się ukłonił.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
- Zasada równej wymiany, huh? Skoro Yuusuke opowiedział Reice ich historię, ona odwdzięczyła się tym samym, choć bez fantazji i finezji Białowłosego, khe khe. Niemniej informacje kunoichi były całkiem ciekawe. Nie jest Senju. Shigeru nie jest jej bratem. I mieszkają razem. Prawie że jak Kamiru i Albinos. Świat może i jest duży, ale zbyt wielu oryginalnych wzorów nie posiada. Szarooki zaśmiał się cicho do swoich myśli. Nie spodziewał się, że przyszywany Brat będzie z taką zawziętością bronił swojej przybranej siostry. Choć więzy krwi to jedno, a uczucie to... No, uczucia. W końcu rodzeństwo z tego szanowanego klanu kontynentu może się kochać prawdziwą miłością, ne? A jaki konkretnie jest to rodzaj tego niezwykłego uczucia to już nie jest sprawa Czarnowłosego. Nie, żeby coś podejrzewał, ale rożne pomysły, myśli i idee poruszały się sennie w jego głowie, tworząc różne, czasem przerażające kombinacje. Choć większość była całkiem śmieszna, jak ta z rybami tańczącymi w teatrze przy dźwiękach rannego wołu.
Ale wracając do kolorowej, żywej i pstrokatej rzeczywistości. Ludzie musieli się bawić naprawdę dobrze. Śmiech, krzyk, emocje wibrujące w powietrzu, pieniądze i rzeczy krążące z rąk do rąk. Najwyraźniej wszyscy traktowali festyn jako swoistą odskocznię od tej szarej prozy życia, w której jedyną stałą była śmierć. Ha! Zabandażowany musiał przyznać, że Kałuża zdołał się nieco podszkolić. Przynajmniej nie był już kompletną ciapą, a nawet wybrnął na swój własny, pokręcony sposób z wyciągnięcia dłoni do swego, khe khe, brata. Chwilę później Zabandażowany znowu musiał zaktualizować dane, bo Dzieciak najwyraźniej się na niego obraził za ostrzeżenie przed utopieniem. Albinos naprawdę powinien nauczyć się brać pewne sprawy na poważnie, pamiętać o nich... Równie ważne były jednak rzeczy, które musiał potrafić obrócić w żart, czy też jako żart odebrać. Eh, długa jeszcze droga, zanim Yuusuke stanie się namiastką ideału, jaki usilnie stara się naśladować. Oczywiście chodziło o Kamiru, geniusza klanu Yuki łamiącego serca niemowląt, staruszek, i innych kobiet czy dziewczyn. O mężczyznach nie wspominając. Jego elokwencja, opanowanie i zdolność do wygłaszanie pięknych przemów niejednokrotnie uratowała życie milionom ludzi... Pewnie tak postrzega go Albinos. Baka.
W międzyczasie Reika wyruszyła do stoiska celem wydania kilku monet by wygrać... W rzucie piłką do celu? Przecież była kunoichi, więc wynik był przesądzony. Ale jeśli Niebieskowłosa chciała wzbudzić podziw wśród cywili to czemu miałby jej zabronić? W końcu to przede wszystkim jej, khe khe, zasługa, że cała trójka znalazła się w tym miejscu. Zapłaciła, wygrała, podarowała. Skala radości Yuusuke urosła jeszcze bardziej, a w końcu przestała się liczyć w jakichkolwiek cyfrach, pojęciach czy nawet ideach. Przez dwa lata wspólnego życia Kamiru nie miał okazji oglądać czegoś takiego. Albinos nie przytulał innych. Nigdy. A teraz... Jak uważał. Zaraz też poleciał odwdzięczyć się za olbrzymiego, w stosunku do niewielkiego Hoozuki, pluszaka. Najpierw Kunoichi przyzwyczajona i wyszkolona w rzucaniu bronią bierze się za piłki i butelki, a teraz przedstawciel klanu tak bardzo związanego z wodą bierze się do łowienia ryb. W takim razie Yuki powinien poszukać stoiska dla ludzi zakładających się o to, kto dłużej wytrzyma w lodowatej wodzie. Ciekawe, jaki byłby rezultat? Nie miał jednak zamiaru wywyższać się nad biednymi, pozbawionymi niezwykłych zdolności ludźmi. Dlaczego miałby to robić? Zamiast tego, czy też przyglądania się wyczynom Białowłosego, Kamiru wyruszył na poszukiwania. Nie musiał się nawet oddalać od "swojej" grupki, by znaleźć to, czego potrzebował. Małe, proste stoisko ze słodyczami. Wybrał jedno jabłko karmelu (czy też innej słodkiej substancji), zapłacił i wrócił do tej dwójki akurat w chwili, gdy Yuu wręczał Reice swoją zdobycz.
Brawo, pogromco karpia. popatrzył na trzymany w dłoni patyk ze słodkim owocem, drugą dłonią stworzył dziurę między bandażami na tyle dużą, by mógł otworzyć usta i zabrał się do jedzenia. Pyszne. Na co tak patrzycie? Oderwał się nad chwilę od tego cudu gastronomi i rozejrzał się wokół. Dokąd dalej poprowadzi ich Kałuża? A może Reika znajdzie coś nader interesującego?
0 x
- Reika
- Martwa postać
- Posty: 2046
- Rejestracja: 15 kwie 2015, o 19:21
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Popatrz na Avatar, a po szczegóły zapraszam do mojej KP <3
- Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie, torba na uzbrojenie przy pasie i dwie katany na plecach
- Link do KP: http://www.shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=245
- Multikonta: Brak
Re: "Park" w centrum osady
Najwyraźniej prezent bardzo się spodobał Yuusuke, po momentalnie zapomniał o fochu na Kamiru i cały się rozpromienił na widok pluszaka. Nie był to jednak koniec, bo swoją radość Białowłosy wyraził poprzez serdeczny uścisk, na co Reika uśmiechnęła się i objęła go, przytulając do siebie i delikatnie klepiąc po plecach.
- Wszystkiego Najlepszego z okazji urodzin. - Szepnęła mu do ucha.
Puściła chłopca i wyprostowała się, odprowadzając go wzrokiem. Yuusuke najwyraźniej chciał spróbować szczęścia w połowie złotych rybek, więc kunoichi stanęła sobie obok Kamiru, nieco z tyłu i obserwowała starania Białowłosego.
- Wygląda na szczęśliwego. - Zagadnęła z uśmiechem. - To dobry chłopiec. Mógłbyś okazać mu więcej serca. Widać wyraźnie, że bardzo Cię podziwia. Odpychając go nic nie zdziałasz, a sprawiasz mu jedynie przykrość. No ale to nie moja sprawa. Zrobisz, co zechcesz.
Yuusuke nadal się męczył z połowem złotej rybki, zaś Kamiru skorzystał z okazji, aby oddalić się na chwilę i kupić sobie coś do jedzenia. Reika póki co nie miała na nic ochoty, bo niedawno jadła obiad, zresztą Yuusuke też, ale wiedziała, że dzieci wręcz uwielbiają słodycze i na nie zawsze znajdą miejsce w swoich żołądkach, więc jak będzie chciał, to dostanie jakąś watę cukrową, czy na co tam będzie miał ochotę. W końcu udało się Białowłosemu wyłowić złotą rybkę, a Reika nawet nie chciała myśleć ile go to kosztowało. W każdym razie zrobiła zdumioną minę, gdy podszedł do niej i wyciągnął w jej kierunku kubeczek z rybką, tym samym ofiarowując ją w prezencie. Wyglądało na to, że chciał się odwdzięczyć za misia. Kunoichi uśmiechnęła się do niego i przyjęła kubeczek, po czym nachyliła się i cmoknęła malca w policzek.
- Dziękuję. - Odpowiedziała z uśmiechem i wyprostowała się.
Poprosiła właściciela stoiska z rybkami, aby zabezpieczył pojemnik z rybką tak, żeby woda się nie wylewała. Miał do tego specjalne pokrywki z kilkoma dziurkami, więc łatwiej było nieść pojemnik pełny wody. Akurat w tym momencie wrócił Kamiru ze swoim smakołykiem i zabrał się za rozsuwanie bandaży, aby lepiej mu się jadło. Reika patrzyła na niego z zainteresowaniem, bo w tym momencie mogła zadać pytanie, które od jakiegoś czasu ją nurtowało.
- Po co Ci bandaże na twarzy? - Zapytała, wskazując na jego usta. - Trochę niewygodne, gdy chcesz coś zjeść. Mają jakiś konkretny cel? Zasłaniają coś?
Ciekawość wzięła górę i Reika postanowiła dowiedzieć się, po co Czarnowłosemu te bandaże, bo jeśli nie ukrywały niczego szczególnego, na przykład blizn, to po co były? Przecież kunaie i shurikeny się od tego nie odbiją, więc to żadna osłona.
- Wszystkiego Najlepszego z okazji urodzin. - Szepnęła mu do ucha.
Puściła chłopca i wyprostowała się, odprowadzając go wzrokiem. Yuusuke najwyraźniej chciał spróbować szczęścia w połowie złotych rybek, więc kunoichi stanęła sobie obok Kamiru, nieco z tyłu i obserwowała starania Białowłosego.
- Wygląda na szczęśliwego. - Zagadnęła z uśmiechem. - To dobry chłopiec. Mógłbyś okazać mu więcej serca. Widać wyraźnie, że bardzo Cię podziwia. Odpychając go nic nie zdziałasz, a sprawiasz mu jedynie przykrość. No ale to nie moja sprawa. Zrobisz, co zechcesz.
Yuusuke nadal się męczył z połowem złotej rybki, zaś Kamiru skorzystał z okazji, aby oddalić się na chwilę i kupić sobie coś do jedzenia. Reika póki co nie miała na nic ochoty, bo niedawno jadła obiad, zresztą Yuusuke też, ale wiedziała, że dzieci wręcz uwielbiają słodycze i na nie zawsze znajdą miejsce w swoich żołądkach, więc jak będzie chciał, to dostanie jakąś watę cukrową, czy na co tam będzie miał ochotę. W końcu udało się Białowłosemu wyłowić złotą rybkę, a Reika nawet nie chciała myśleć ile go to kosztowało. W każdym razie zrobiła zdumioną minę, gdy podszedł do niej i wyciągnął w jej kierunku kubeczek z rybką, tym samym ofiarowując ją w prezencie. Wyglądało na to, że chciał się odwdzięczyć za misia. Kunoichi uśmiechnęła się do niego i przyjęła kubeczek, po czym nachyliła się i cmoknęła malca w policzek.
- Dziękuję. - Odpowiedziała z uśmiechem i wyprostowała się.
Poprosiła właściciela stoiska z rybkami, aby zabezpieczył pojemnik z rybką tak, żeby woda się nie wylewała. Miał do tego specjalne pokrywki z kilkoma dziurkami, więc łatwiej było nieść pojemnik pełny wody. Akurat w tym momencie wrócił Kamiru ze swoim smakołykiem i zabrał się za rozsuwanie bandaży, aby lepiej mu się jadło. Reika patrzyła na niego z zainteresowaniem, bo w tym momencie mogła zadać pytanie, które od jakiegoś czasu ją nurtowało.
- Po co Ci bandaże na twarzy? - Zapytała, wskazując na jego usta. - Trochę niewygodne, gdy chcesz coś zjeść. Mają jakiś konkretny cel? Zasłaniają coś?
Ciekawość wzięła górę i Reika postanowiła dowiedzieć się, po co Czarnowłosemu te bandaże, bo jeśli nie ukrywały niczego szczególnego, na przykład blizn, to po co były? Przecież kunaie i shurikeny się od tego nie odbiją, więc to żadna osłona.
0 x


|| Karta Postaci || Pieniądze || Punkty Historii || Głos ||
Re: "Park" w centrum osady
Czy to nie były najwspanialsze urodziny na świecie? Może i nie, ale zdecydowanie były najlepszymi, które Yüsuke miał w swoim krótkim życiu. Mógł je takimi nazwać już w chwili, gdy odzyskał Kamiru, ale to co działo się później przerosło jego najśmielsze oczekiwania i najbardziej skryte marzenia. Nigdy, ale to nigdy nie doświadczył tyle dobroci od niemal obcej osoby co od Reiki. Ba, nie wiem czy ktokolwiek z jego „bliskich” kiedykolwiek tak czule się z nim obchodził. On naznaczony od urodzenia, przez którego wybito całą wioskę, któremu odebrano nazwisko, plugawy i wzgardzony, wychowywany przez mordercę swego ojca i matki, by kiedyś samemu stać się mordercą… Oczywistym jest, że nie było mu pisane szczęśliwe dzieciństwo pełne zabaw i radości, ale tego jednego dnia albinos mógł poczuć atmosferę prawdziwych urodzin, z prawdziwą rodziną i przyjaciółmi, z najbliższymi, których Reika i Kamiru zastępowali doskonale. No może tylko Reika… Nie, wystarczało, że Kamiru po prostu był. Można by go wtedy porównać do zapracowanego, srogiego ojca, który raz w roku przyjechał do syna na urodziny, niby nic nie wnosił, ale bez niego cała uroczystość nie miałaby sensu.
Wróćmy jednak do naszej historii. Reika odebrała od malucha kubeczek z rybką i zrobiła coś, czego ten zupełnie się nie spodziewał, pocałowała go w policzek. Hözuki nie znał tego gestu, nigdy go nie widział, nigdy o nim nie słyszał, nie znał jego znaczenia, ale jedno wiedział na pewno, to było bardzo miłe. Mimo to był zakłopotany, nie miał zielonego pojęcia jak ma na to zareagować, więc po prostu stał nieruchomo, zupełnie jakby na chwilę stał się kamieniem, kamieniem, który lekko się zaczerwienił. A kiedy miała wrócić jego naturalna blado-różowa cera, braciszek nazwał go „pogromcą karpia”, a maluch zalał się czerwienią jak burak, ugotowany rak, albo kandyzowane jabłko trzymane przez Kamiru.
-Patrz żebym Ciebie zaraz nie rozgromił de gozaru.-Odfuknął smarkacz. Zaraz, zaraz. Co?! Kandyzowane jabłko? A gdzie drugie dla Yüsuke draniu?! Maluch oczywiście tego nie powiedział zamiast tego ściskał swojego misia i patrzył się kretyńsko na trzymany na patyku smakołyk, a ślinka ciekła mu z buzi. Nim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć wyprzedziła go Reika. Aha, nadeszła chwila zemsty, sam się prosiłeś Panie Yuki. Maluch powstrzymał ślinotok, wziął misia pod pachę i przystąpił do kontrataku.
-Oczywiście, że coś zasłaniają.-wtrącił się jedenastolatek-Jego szpetną gębę.-Mówię wam jak pięknie uśmiechnął się po tej wypowiedzi! Jego białe jak perełki ząbki błysnęły spod rozsuwających się warg, jego śliczne turkusowe oczy się przymknęły, na różowych policzkach pojawiły się dołeczki, w kącikach ust malutkie zmarszczki, włosy zaś drapieżnie nastroszył wiatr. Wyglądał wtedy iście jak aniołek, chociaż zachował się raczej jak diabełek. Ten uśmiech mógł otwierać bramy, zmuszać królów do pokłonów, jednoczyć królestwa, uspokajać morza, przesuwać góry, dzięki niemu chłopiec mógł sobie zjednać przychylność wszystkich bogów, ale użył go tylko po to żeby wyrazić swoją satysfakcję z tej skromnej pyskówki.
Wróćmy jednak do naszej historii. Reika odebrała od malucha kubeczek z rybką i zrobiła coś, czego ten zupełnie się nie spodziewał, pocałowała go w policzek. Hözuki nie znał tego gestu, nigdy go nie widział, nigdy o nim nie słyszał, nie znał jego znaczenia, ale jedno wiedział na pewno, to było bardzo miłe. Mimo to był zakłopotany, nie miał zielonego pojęcia jak ma na to zareagować, więc po prostu stał nieruchomo, zupełnie jakby na chwilę stał się kamieniem, kamieniem, który lekko się zaczerwienił. A kiedy miała wrócić jego naturalna blado-różowa cera, braciszek nazwał go „pogromcą karpia”, a maluch zalał się czerwienią jak burak, ugotowany rak, albo kandyzowane jabłko trzymane przez Kamiru.
-Patrz żebym Ciebie zaraz nie rozgromił de gozaru.-Odfuknął smarkacz. Zaraz, zaraz. Co?! Kandyzowane jabłko? A gdzie drugie dla Yüsuke draniu?! Maluch oczywiście tego nie powiedział zamiast tego ściskał swojego misia i patrzył się kretyńsko na trzymany na patyku smakołyk, a ślinka ciekła mu z buzi. Nim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć wyprzedziła go Reika. Aha, nadeszła chwila zemsty, sam się prosiłeś Panie Yuki. Maluch powstrzymał ślinotok, wziął misia pod pachę i przystąpił do kontrataku.
-Oczywiście, że coś zasłaniają.-wtrącił się jedenastolatek-Jego szpetną gębę.-Mówię wam jak pięknie uśmiechnął się po tej wypowiedzi! Jego białe jak perełki ząbki błysnęły spod rozsuwających się warg, jego śliczne turkusowe oczy się przymknęły, na różowych policzkach pojawiły się dołeczki, w kącikach ust malutkie zmarszczki, włosy zaś drapieżnie nastroszył wiatr. Wyglądał wtedy iście jak aniołek, chociaż zachował się raczej jak diabełek. Ten uśmiech mógł otwierać bramy, zmuszać królów do pokłonów, jednoczyć królestwa, uspokajać morza, przesuwać góry, dzięki niemu chłopiec mógł sobie zjednać przychylność wszystkich bogów, ale użył go tylko po to żeby wyrazić swoją satysfakcję z tej skromnej pyskówki.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
- To dobry chłopiec. Okaż mu trochę serca. Bla bla bla... Jakby nie okazywał mu dość pompy krwi tym, że pozwalał mu mieszkać ze sobą pod jednym dachem. Nie mówiąc już o gotowaniu, sprzątaniu, praniu i całej reszcie czynności związanych w jakiś sposób z Yuusuke, a konkretniej bałaganem który potrafił wytworzyć. Woda powinna być czysta i starać się ze wszelkich sił, by utrzymać ten stan rzeczy. A Kawaii dziecko miało olbrzymie skłonności do tworzenia chaosu. Wróć, to chaos tworzył tego chłopca. Kamiru nie miał jednak żalu do Reiki, że udzielała mu takich porad. Rozumiał jej obawy, spostrzeżenia czy czym to tam było. Problemem było tylko to, że nie miał najmniejszego zamiaru się do tego dostosowywać. Zresztą, po co miałby publicznie okazywać swoje uczucia do Kałuży? Nie ważne, czy były pozytywne, negatywne, a może i zabójcze. Kto wie, czy w tym tłumie nie kryje się jakiś zły shinobi chcący znaleźć i wykorzystać słabości innych ninja? Nie, żeby Albinos był słabością Zabandażowanego, jeszcze czego! Przecież Bóg nie ma żadnych słabości. Nawet wygnany! No, może nie licząc deficytu wiernych wyznawców gotowych oddać za niego życie. Obecnie założycielem był Yuusuke, najwyższym kapłanem również był Yuusuke. A ostatnim żyjącym wiernym był... No, Yuusuke.
Tak zrobię. Mruknął cicho. Od blisko dwóch lat robił to, co chciał. O ile zezwalali na to strażnicy, prawo i jego budząca obawy moralność. Jakby to on miał wychować tego Hozuki. Młody Yuki uczył się sam obserwując otoczenie, słuchając starszych, wędrując i czytając. I wyrósł na porządnego shinobi! Człowieka w sumie też. W jego mniemaniu oczywiście. A co wyjdzie z tej mętnej kałuży... Czas pokaże.
Szare ślepka spokojnie oglądały kolejne sceny, niczym widz podziwiający przedstawienie, czasem tylko komentujący całość po cichu. Podarowanie misia, podarowanie rybki. Ileż to cudownych i wspaniałomyślnych gestów dookoła! Całe szczęście, że ktoś pamiętał o Kamiru! Tak, Kamiru pamiętał o sobie bardzo dobrze, dlatego też właśnie teraz rozkoszował się jabłkiem. Na siebie mógł liczyć. Sobie zaufać. W sumie wyszedłby za mąż za siebie, ale to dowodziłoby, że jest kobietą... Więc trwał ze sobą w tej dziwnej separacji, wierząc, że póki co nie ma zamiaru zdradzić Czarnowłosego. W końcu wierność i zaufanie to podstawa, a nawet względem siebie nie miał dużo tych dobrych i jakże potrzebnych uczuć. Zaufać Yuusuke? To może być ostatnia rzecz, jaką w życiu zrobi. Znaczy, ufał dzieciakowi. Nawet bardzo. Pozwalał mu w końcu mieszkać u siebie, czasem dorzucić coś do jedzenia albo gdzieś się z nim przejść. Ale tak zaufać zaufać? Nie. Nie mógł. Białowłosy wiedział wiele o Kamiru, o zdolnościach jego klanu. Jeśli wróci na Kantai i zacznie paplać tym na lewo i prawo... Nie, nie zrobi tego teraz, ale za kilka lat? Kto wie.
Zamrugał. Bandaże? Twarz Czarnowłosego zastygła z jabłkiem w ustach. Do tej pory niezbyt się nad tym zastanawiał... Nosił je już dobre... Cztery lata? Pięć? Sam nie pamiętał. Po prostu... Um. Jedna dłoń automatycznie powędrowała do skrawków materiału, poprawiając bandaże. Usta puściły słodki i lepki owoc, zabierając się do użycia słów. Zabawne, ludzie rzucają tyle słów na wiatr. Niepotrzebne marnotrawstwo. Sił, słów, wiary. Kuszenie losu. Właśnie, los. Przeznaczenie, fatum, klątwa, dro... Eh.
Wygnania symbolem. Bóg wygnany nie przemawia do słuchaczy. Ochrypły głos, wiatr targający bandażem, płaszczem i liśćmi drzew. Wszystko to składało się na niezwykłą, mistyczną wręcz atmosferę. Magia? Teraz to stary dojebałeś. Konkretnie. Cichy głos w głębi umysłu nie był czymś, do czego każdy by się przyznał. Kamiru jednak polubił tą sarkastyczną część siebie, siedzącą grzecznie w swojej ciasnej, ale własnej celi. Tak długo jak on i inne głosiki nie odzywały się za głośno, tak długo Czarnowłosy mógł być sobą. Albo Bogiem. Na jedno przecież wychodzi.
Ale zaraz. Odpowiedział Niebieskowłosej, coś jednak nadal psuło obraz. Ktoś. I jego słowa. Kałuża naprawdę zdobył się na kolejną uszczypliwą uwagę w kierunku Boga wygnanego? W stronę słońca jego życia? Słońca dającego zimne, niemalże martwe światło. Ale nadal, był tym jednym jedynym źródłem dającym szanse na przeżycie. Wystarczyło, by ktoś okazał mu trochę serca na festynie i wyprał jego ubrania, pomiędzy tymi czynnościami częstując jedzeniem i już. Kawaii był naprawdę tani w zdobyciu. Eh.
Tak, potworem jestem. I dnia pewnego pożreć Cię zdołam. W trakcie tej długiej, porywającej i emocjonującej przemowy nachylił się nad Yuusuke, wywracając oczy tak, by widać było tylko białka. Dodając do tego dziwnie poruszające się dłonie... Widok nie należał do przyjemnych. Niemal natychmiast po tym wyprostował się i jakby nigdy nic wrócił do jabłka, z którego wiele już nie zostało. Tak się wyprowadza na ludzi?
0 x
- Reika
- Martwa postać
- Posty: 2046
- Rejestracja: 15 kwie 2015, o 19:21
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Popatrz na Avatar, a po szczegóły zapraszam do mojej KP <3
- Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie, torba na uzbrojenie przy pasie i dwie katany na plecach
- Link do KP: http://www.shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=245
- Multikonta: Brak
Re: "Park" w centrum osady
Reika westchnęła i wywróciła oczami, słysząc słowne przepychanki ich obu, jednak gdy Yuusuke napomknął o tym, co niby ukrywają bandaże Kamiru, kunoichi położyła mu dłoń na głowie i poczochrała włosy. Może i gest był miły, ale twarz dziewczyny była lekko poważna.
- To nie było zbyt miłe, Yuusuke. - Skarciła go spokojnym tonem.
Nie umknęło jej uwadze, jak maluch pożerał wzrokiem jabłko, które kupił sobie Kamiru, a którego nie kupił Yuusuke i kolejny raz westchnęła. Nie mogła ogarnąć ich relacji, serio. Czarnowłosy zadawał się robić wszystko, co było w jego mocy, żeby zniechęcić do siebie Białowłosego, ale maluch uparcie się go trzymał, nie zważając na jego złośliwości. Mimo wszystko wiedziała, że zależy im na sobie, bowiem gdyby tak nie było, to Kamiru wcale by go nie szukał, zadając sobie przy tym tyle trudu i po prostu olałby sprawę. A co do jego bandaży i tego co ukrywają, to Reika jakoś nie mogła pojąć jego odpowiedzi, ale postanowiła nie drążyć tematu. Symbol wygnania? Dziwna sprawa, tak jak i cała reszta.
Widząc jak Kamiru pochyla się nad Yuusuke i wywraca białkami, żeby przestraszyć malca, wyciągnęła dłoń i walnęła pięścią Czarnowłosego prosto w czubek głowy. Nie był to silny cios, bo nie miał na celu sprawić bólu, a raczej przywołać do porządku. Może dzięki temu lekkiemu wstrząsowi wrócą mu oczy na swoje miejsce i nieco się ogarnie.
- Nie strasz go, Kamiru. - Upomniała Czarnowłosego. - Jak będzie miał koszmary w nocy, to będzie Ci się ładował do łóżka i to będzie Twoja wina.
Coś o tym wiedziała, bo sama tak czasami robiła Shigeru, tylko że on nie miał nic przeciwko temu, a Kamiru pewnie w szybkim tempie wykopałby Yuusuke z wyra, gdyby ten mu się wcisnął pod kołdrę, więc lepiej było zapobiegać takim ewentualnościom, niż je prowokować.
- Może pójdziemy dalej? - Zaproponowała. - Jest jeszcze sporo do zwiedzania.
Po tych słowach ruszyła przed siebie, ale mijając stragan z kandyzowanymi jabłkami, gdzie wcześniej zaopatrzył się Kamiru, kupiła jedno jabłko na patyku i podała je Yuusuke, który wcześniej dostał ślinotoku na jego widok. Szła przed siebie, rozglądając się za czymś ciekawym i trzymając w dłoni pojemnik ze złotą rybką. Wszędzie było pełno straganów z różnymi rzeczami i sporo jedzenia, które zachęcało swoim aromatem przechodzących obok ludzi. Po chwili Reika wypatrzyła jednak stragan, gdzie zawieszona była kukła, prawdopodobnie wypchana cukierkami, bo naokoło tłoczyły się dzieci, które czekały na swoją kolej, aż dostaną do ręki kij i z zawiązanymi oczami będą musiały trafić na tyle dobrze i mocno, żeby rozwalić kukłę i wysypać cukierki. Może Yuusuke będzie chciał spróbować?
- To nie było zbyt miłe, Yuusuke. - Skarciła go spokojnym tonem.
Nie umknęło jej uwadze, jak maluch pożerał wzrokiem jabłko, które kupił sobie Kamiru, a którego nie kupił Yuusuke i kolejny raz westchnęła. Nie mogła ogarnąć ich relacji, serio. Czarnowłosy zadawał się robić wszystko, co było w jego mocy, żeby zniechęcić do siebie Białowłosego, ale maluch uparcie się go trzymał, nie zważając na jego złośliwości. Mimo wszystko wiedziała, że zależy im na sobie, bowiem gdyby tak nie było, to Kamiru wcale by go nie szukał, zadając sobie przy tym tyle trudu i po prostu olałby sprawę. A co do jego bandaży i tego co ukrywają, to Reika jakoś nie mogła pojąć jego odpowiedzi, ale postanowiła nie drążyć tematu. Symbol wygnania? Dziwna sprawa, tak jak i cała reszta.
Widząc jak Kamiru pochyla się nad Yuusuke i wywraca białkami, żeby przestraszyć malca, wyciągnęła dłoń i walnęła pięścią Czarnowłosego prosto w czubek głowy. Nie był to silny cios, bo nie miał na celu sprawić bólu, a raczej przywołać do porządku. Może dzięki temu lekkiemu wstrząsowi wrócą mu oczy na swoje miejsce i nieco się ogarnie.
- Nie strasz go, Kamiru. - Upomniała Czarnowłosego. - Jak będzie miał koszmary w nocy, to będzie Ci się ładował do łóżka i to będzie Twoja wina.
Coś o tym wiedziała, bo sama tak czasami robiła Shigeru, tylko że on nie miał nic przeciwko temu, a Kamiru pewnie w szybkim tempie wykopałby Yuusuke z wyra, gdyby ten mu się wcisnął pod kołdrę, więc lepiej było zapobiegać takim ewentualnościom, niż je prowokować.
- Może pójdziemy dalej? - Zaproponowała. - Jest jeszcze sporo do zwiedzania.
Po tych słowach ruszyła przed siebie, ale mijając stragan z kandyzowanymi jabłkami, gdzie wcześniej zaopatrzył się Kamiru, kupiła jedno jabłko na patyku i podała je Yuusuke, który wcześniej dostał ślinotoku na jego widok. Szła przed siebie, rozglądając się za czymś ciekawym i trzymając w dłoni pojemnik ze złotą rybką. Wszędzie było pełno straganów z różnymi rzeczami i sporo jedzenia, które zachęcało swoim aromatem przechodzących obok ludzi. Po chwili Reika wypatrzyła jednak stragan, gdzie zawieszona była kukła, prawdopodobnie wypchana cukierkami, bo naokoło tłoczyły się dzieci, które czekały na swoją kolej, aż dostaną do ręki kij i z zawiązanymi oczami będą musiały trafić na tyle dobrze i mocno, żeby rozwalić kukłę i wysypać cukierki. Może Yuusuke będzie chciał spróbować?
0 x


|| Karta Postaci || Pieniądze || Punkty Historii || Głos ||
Re: "Park" w centrum osady
Cała trójka jakoś zareagowała na tę akcje albinosa. Sam Albinos stał rozanielony z satysfakcją malującą się na twarzy, zaś na twarzy Reiki pojawił się cień matczynej powagi. Dziewczyna przeczochrała białą czuprynkę malucha i wyraziła swoje zdanie na temat jego wypowiedzi. Fakt faktem, to co powiedział Yüsuke faktycznie do najmilszych uwag nie należało. Chłopiec znowu się zarumienił, bo troszkę się zawstydził i byłby już brał się za przepraszanie, ale Kamiru przecież też musiał dorzucić coś od siebie. Nawet nie będę wam mówił co malowało się na jego twarzy, gdy ten nachylił się przy chłopcu. Zresztą sam tego nie wiem… Przecież było widać tylko białe jak śnieg i poprzecinane siateczką czerwonych kanalików przewrócone gałki. Brrrr, chłodno! Nie lubił tego widoku, nie lubił, gdy szare gałki przewracały się, bo wtedy na twarzy Wygnańca faktycznie pojawiało się coś potwornego. Ciarki zawsze przechodziły po plecach Turkusowookiego, gdy brat robił mu tak na złość. Tym razem Kamiru wzmocnił efekt swym zachrypniętym głosem, wypowiadanymi słowami zmusił malucha do nieco intensywniejszej reakcji niż zazwyczaj. Jedenastolatek odruchowo się cofnął, zatoczył i upadł na plecki. Przypominał wtedy bezradnego żółwika, który został przewrócony na plecy. Jakby leżał na wypukłej skorupce kiwał się tylko i nijak nie mógł się podnieść. Jego uwadze umknęła nawet pięść Reiki zmierzająca w kierunku głowy potwora. Ba, nawet jej wypowiedź wpadła jednym i wypadła drugim uchem szkraba. –Orara-ra.-Powiedział wciąż zmagający się ze swoją skorupką żółwik. W końcu udało mu się jednak wyjść z impasu, zarzucił nogi wysoka nad głowę i wybił się robiąc imponującą sprężynkę, a niebyło to takie łatwe z wielkim misiem ściskanym na klatce piersiowej. O dziwo nawet nie pobrudził sobie ubrania, chyba ktoś porządnie wysprzątał ścieżki przed festynem… -Nie lubię jak tak robisz.-Powiedział Hözuki chowając pół twarzy za szaliczkiem.-Gemene Onii-chan. [Przepraszam braciszku ((ale wy to wiecie))]-Zawstydzony chłopczyk otrzepał się z nieistniejącego kurzu, poprawił swoją kaburę na nodze, zarzucił swym haori i wtulił się w swego misia.-Tak, chodźmy dalej.-Powiedział nadal czerwieniąc się i chowając twarzyczkę pod szaliczkiem. Oczywiście wystawił swój łebek na widok podtykanego mu przed twarz kandyzowanego jabłka. –Arigatou de gozaru! [Dziękuję ((też wiecie))]-Zakrzyknął otrzymawszy od kunoichi smakołyk. Szedł dalej z dwójką starszych towarzyszów i pałaszował jabłko po drodze. Kiedy je zjadł, uśmiechnął się ślicznie do Reiki i spostrzegł na co dziewczyna patrzy. Grupka dzieci zgromadzona wokół czegoś w rodzaju piniata. –Co w tym niby trudnego?- Zastanawiał się Yüsuke i dopiero po chwili zrozumiał, że zgromadzone wokół kukły dzieci nie są przecież shinobi. Postanowił ominąć zbiorowisko. Raz, że nie lubił towarzystwa innych dzieci, dwa, że jego uczestnictwo totalnie załamałoby balans zabawy, trzy, że już zupełnie nie chciało mu się jeść.
-Chodźmy dalej de gozaru.-Powiedział łapiąc Reikę za rękę. Yü znowu przejął pałeczkę i to on prowadził, chociaż nie do końca wiedział gdzie. Jego malutkie nóżki doprowadziły grupkę na skraj małego wypiętrzenia terenu, które kończyło się stromym spadkiem, niby miniaturowe urwisko. Niezbyt ciekawe miejsce, do czasu, bo już po chwili rozpoczął się pokaz sztucznych ogni ((uznałem, że pasują do realiów)).
-Kirreeeee… ((Piękneee…))-Powiedział maluch siadając na krawędzi i spuścił nóżki tak, że trwały w swobodnym zwisie nad „przepaścią”.
-Chodźmy dalej de gozaru.-Powiedział łapiąc Reikę za rękę. Yü znowu przejął pałeczkę i to on prowadził, chociaż nie do końca wiedział gdzie. Jego malutkie nóżki doprowadziły grupkę na skraj małego wypiętrzenia terenu, które kończyło się stromym spadkiem, niby miniaturowe urwisko. Niezbyt ciekawe miejsce, do czasu, bo już po chwili rozpoczął się pokaz sztucznych ogni ((uznałem, że pasują do realiów)).
-Kirreeeee… ((Piękneee…))-Powiedział maluch siadając na krawędzi i spuścił nóżki tak, że trwały w swobodnym zwisie nad „przepaścią”.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
- Jakie niemiłe? Dzieciak tak okazuje mu uczucia! Tym razem słowa pochodziły z innej celi, leżącej znacznie bliżej wyjścia niż poprzedni śmiałek zakłócający pracę chłodnego umysłu młodzieńca. Jednak nawet prawdziwy, jedyny mający prawo głosu, a właściwie milczenia, Kamiru musiał przyznać temu głosikowi rację. Duet wyspiarzy miał wypracowaną i silną relację, której nie rozumieli nawet oni sami. Żaden z nich nie miał więc zamiaru nawet próbować tłumaczyć ich postronnym obserwatorom, takim jak Reika. Wróć. Szarooki nie miał takiego zamiaru, a co strzeli do Białego łba Yuusuke, to już inna sprawa. Jeśli uzna, że chce przyznać się do sypiania z rysunkami i manekinami przypominającymi jego idola, to śmiało. Świat raczej nie był i nigdy nie będzie gotów na takie wiadomości.
Cały misterny plan mający na celu śmiertelne przerażenie Albinosa poskutkował! Niestety, niekoniecznie tak jak wyobraził to sobie Czarnowłosy. Owszem, Kałuża wylądował na plecach, kompletnie bezbronny i zdany na łaskę członka klanu Yuki... Ale sam potwór również oberwał! Cios od Senju był czymś niespodziewanym. Dzieci przytula i całuje, a nastolatków bije. Co z tą młodzieżą. Który to już głos? Ciężko stwierdzić, echo odbijające się od ścian i cel bardzo utrudniało lokalizację głosu. Niemniej, śmiały ruch Reiki poskutkował, a Kamiru wrócił do normalności, znowu obserwując świat szarymi ślepkami i z rękoma opuszczonymi wzdłuż tułowia. Nawet nie krzyknął z bólu, na tyle miał w sobie godności, buty i... No, to wcale nie bolało. Koszmary? Każde z tej trójki zdąży jeszcze w swoim życiu naoglądać się takich widoków, że ten wygłup Zabandażowanego to będzie miła bajka dla wnucząt. Czyich wnucząt? No, kto sobie zrobi, ten będzie opowiadał. A skoro myśli Boga wygnanego krążyły wokół takich spraw...
W łóżku towarzystwo złe nie jest. Rzucił instynktownie, ponownie pogrążając swoją świadomość pod falami przemyśleń, idei i pomysłów. O jakie towarzystwo mu chodziło? Bóg jeden wie. Na kolejne słowa kunoichi jedynie skinął głową. Dojadł swoje jabłko, wyrzucając patyk gdzieś po drodze. Prawdopodobnie między drzewa. W końcu to też drewno, ne? Rozłoży się, złączy z naturą i będzie cacy.
Najwidoczniej kolejne wyzwanie, jakie stawiała przed Yuu Niebieskowłosa towarzyszka nie było wystarczająco... Wyzywające? Albinos chyba tym razem nie chciał wygrać kolejnej konkurencji bez żadnego wysiłku. Przynajmniej tym razem Kamiru mu się nie dziwił, bo co to za zwycięstwo, jeśli zrobiłeś to od niechcenia. Inna sprawa, jeśli wszyscy wokół myślą, że jest to bardzo proste, a do osiągnięcia celu potrzeba było lat przygotowań. Ale to już inny poziom, póki co niedostępny dwójce bohaterów. Szarooki włączył tryb bierny "podążanie" i... Obserwował. Bawiące się dzieci, śmiejący się dorośli, nastolatkowie kradnący sobie pierwsze pocałunki, portfele i zęby. Będą z nich ludzie. A potem staną się takimi starymi dziadkami rzucającymi... Czymś brązowym i lepkim między sobą. Każdy bawi się jak umie. A jak nie umie, to inni się bawią z niego. Stop. Yuusuke się zatrzymał, więc nogi Zabandażowanego zrobił to samo, dopiero po chwili łaskawie informując o tym resztę ciała, z mózgiem na szarym końcu. Fajerwerki? Widok całkiem niezły, ale i tak nie dorównywał burzom śnieżnym na Hyuo! Tam to się dopiero dzieje! Śnieg, lód, błyskawice! Czyste szaleństwo... Którego i tak nie widać, bo człowiek na zewnątrz natychmiast ślepnie. I zamarza, ale tego już nie czuje. Teraz jednak stał i podziwiał sztuczne ognie, eksplodujące w powietrzu niczym szalone gwiazdy.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Po kilku godzinach podróży, Hanaye w końcu znalazła się w docelowym mieście. Pierwszą rzeczą, którą planowała po drodze do zrobienia to odnalezienie braciszka. I chyba tylko po to tutaj zmierzała. W innym wypadku zapewne szła by robić misje lub pożytkować czas na treningu. Na wyszukaniu malucha zależało jej z kilku powodów, po (mniejszej) części dlatego, że miał jej kupione wcześniej ubrania, a po drugie, że mówiąc wprost - wystawiła go, przez co było jej nieswojo i bardzo głupio. Nieco dłużej zabawiła z Akainu i jego znajomym niż było to planowane, a kiedy uświadomiła sobie błąd, było za późno by powrócić do młodszego z rodu. Ciekawe czy maluch jej to wybaczy. No nic.. pożyjemy i wyjdzie jak to się ułoży, najwyżej padnie na kolana i będzie biła czołem o posadzkę. Swoją stroną tej czynności mogły towarzyszyć śmieszne efekty w postaci chlupania wody dookoła. Kiedy dotarła w rodzime strony od razu wyczuła jakiś zwiększony ruch i.. pustkę w miejscach gdzie zazwyczaj skupiona była ludność, tym bardziej o tej porze. Może dobrym pomysłem będzie poszukać tam czegoś na przeprosiny dla braciszka. Wydawało się, że władze bądź ludność urządziła festyn. A to oznaczało.. duuuużo jedzenia! Rozochocona Hanaye ruszyła razem z tłumem, wyczuwając w powietrzu mgiełkę słodkiego zapachu, wymieszaną z ostrością imbiru i innych przypraw, których nie umiała nawet nazwać. Miała cichą nadzieję, że będzie tam dużo lepiej niż na tym śmiesznym i felernym weselu z którego szybko zabrała młodszego z rodu. Gdy była już w drodze, niebo rozświetliły fajerwerki. Zrobiło to na niej takie wrażenie, że ta stanęła na chwilę i wpatrywała się zauroczona. Jak ona dawno tego nie widziała... Czasami siedziało się w oknie sierocińca z młodszymi dzieciakami, które ciekawe efektów wizualnych po prostu bały się głośnych wybuchów. Tak zamyślona i chwilę pogrążona w przeszłości, z lekkim uśmiechem doczekała do samego końca migotania i oparła brodę na piąstce. No dobrze... fajerwerki fajerwerkami, ale po co tutaj zmierzała... co miała zrobić? No brat, to wiadome, ale jeszcze coś! Moment jej zajęło zanim wróciła odległego budynku rodzinnej miejscowości. Aaaaa... Hozuki, no tak. Pacnęła się w łeb. W jej bukłaku została końcówka wody, którą zaczerpnęła jeszcze po drodze z gorących źródeł. Bardzo nie lubiła dźwięku resztek wody obijających się o ścianki. Rozejrzała się i jest! Znalazła. Karczma w której z pewnością prócz piwa i tłustego jedzenia będą mieć najzwyczajniejszą w świecie wodę. Zmierzała do budynku by ze spokojem napełnić swoje zapasy. Przy okazji zagadała do grubego, wąsatego ale uśmiechniętego Pana o dwie szklaneczki czystego płynu tutaj na miejscu. Skoro ma już okazje to nie będzie czerpać z zapasów, byłoby to bezsensowne. Tak jak miała w zwyczaju - szybko wypiła je duszkiem. Przed samym wejściem z karczmy znalazła stoisko z Dango, które prowadziła Pani o charakterystycznej urodzie. Może to spowodowało, że dziewczyna zatrzymała się tutaj na dłużej. Poprosiła o jedną sztukę przysmaku, torebkę prażonych orzeszków i migdałów oraz banany prażone w jakimś słodkim syropie. Nie, nie... wszystkiego na raz nie zje. Ma w planach zostawić to sobie na później. Póki co zajadała się ryżowymi kuleczkami w słodkawym sosie. Szła dalej główną aleją mijając różne budki, stragany i taką ilość zapachów, że powoli zaczynało ją mdlić. Szła główną aleją, która nie chciała się skończyć, rozglądała się na boki szukając czegoś dla braciszka. Po kilkunastu minutach zaszła do samego końca alei.. Jak się okazało, nic nie udało się znaleźć. Trudno.. Chyba będzie musiała zabrać białowłosego chłopca na dalszą wyprawę w celu znalezienia prezentu na urodziny. Dalej już prowadziła gruntowa droga, która najwidoczniej obiegała miejsce całego wydarzenia, schodząc nieco niżej. Trzeba przyznać, że dziewczę w pędzie dnia codziennego, nigdy się tam nie zapuszczało. Wolno więc zeszła, delektując się chłodnym, wieczornym powietrzem. Po kilku krokach, nieco nad sobą, Hanaye usłyszała głosy, które z początku nie przykuły jej słuchu. Chyba rozmawiający ludzie nie byli czymś niespotykanym na tego typu evencie - fakt z tym, że do czasu aż nie usłyszała znajomego wysokiego głosiku. Przystanęła, prawie, że pod nimi, zmarszczyła brwi i wzrokiem szukała dzieciaka. Chciała się upewnić czy to aby nie inny bachor... wszyscy wiedząc jak to jest z dzieciakami. Dużo z nich brzmi tak samo. - Yuusuke nii-chan?! - zawołała, machając ręką z dołu. Nie było lepszego pomysłu na rozwiązanie swoich wątpliwości jak tylko bezpośrednie pytanie, czyż nie? Jeśli mały ruszy w jej kierunku, rozłoży szeroko ręce zapraszając go do uścisku. Jeśli Hozuki przyleci, ucałuje go w czółko i rozczochra jasne włosy mocno tuląc. Tak, trzeba było przyznać, że Hanaye się za nim stęskniła i sama sobie nawet z tego nie zdawała sprawy, dopóki nie zaistniała teraz iskierka nadziei, że mała sylwetka siedząca na zboczu to właśnie on.
0 x
- Reika
- Martwa postać
- Posty: 2046
- Rejestracja: 15 kwie 2015, o 19:21
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Popatrz na Avatar, a po szczegóły zapraszam do mojej KP <3
- Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie, torba na uzbrojenie przy pasie i dwie katany na plecach
- Link do KP: http://www.shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=245
- Multikonta: Brak
Re: "Park" w centrum osady
Tak jak się obawiała. Wybryk Kamiru sprawił, że Yuusuke aż upadł na plecy przestraszony. Westchnęła z rezygnacją i pokręciła głową, naprawdę nie mogąc ogarnąć ich relacji. Białowłosy w tym momencie wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać i przeprosił Kamiru za swoją złośliwą uwagę. Reika wyciągnęła rękę i pomogła mu wstać. Szkoda by było, gdyby czyste haori znowu się pobrudziło. Tak więc ruszyli dalej przez festyn, szukając dla siebie kolejnej atrakcji. Atakowanie kukły pełnej cukierków raczej nie nie porwało Białowłosego, więc chwycił Reikę za rękę i pociągnął dalej. Uśmiechnęła się do niego i ruszyła za nim, oglądając się tylko na Kamiru, czy nadal z nimi idzie, czy też w końcu postanowił się ulotnić z tego przedstawienia. Czarnowłosy jednak twardo szedł za nimi, pilnując swojej zguby. Najwyraźniej nie miał zamiaru drugi raz spuszczać z oczu Yuusuke. Malec poprowadził ich na wzgórze, które kończyło się lekkim, stromym spadem. Cudnie. Jeszcze Kamiru przyjdzie do głowy, żeby go stąd zrzucić. W każdym razie załapali się na piękny pokaz fajerwerków. Na co kunoichi patrzyła z zachwytem równie wielkim jak Yuusuke. Niestety, robiło się późno i czas było wracać do domu. Może Shigeru już wrócił? Przynajmniej Reika już nie musiałaby martwić się o brata. Już tak długo go nie było, a ona zaczynała się obawiać, że coś mogło mu się stać.
- Na mnie już czas. - Powiedziała na tyle głośno, żeby chłopcy mogli ją usłyszeć. - Miło było spędzić ten czas w waszym towarzystwie.
Ukucnęła przed Yuusuke i uśmiechnęła się do niego, po czym objęła jedną ręką, bo w drugiej nadal trzymała pojemnik na rybki.
- Bądź grzeczny i nie sprawiaj Kamiru za dużo kłopotów. - Poprosiła z uśmiechem. - I jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Wyprostowała się i spojrzała na Kamiru, wyciągając do niego dłoń na pożegnanie. Uściśnie, to uściśnie, nie to nie. W każdym razie z nim także należało się pożegnać.
- Do zobaczenia. - Pożegnała się. - Odwiedźcie mnie jeszcze, jak będziecie mieć okazję.
Po tych słowach pomachała im jeszcze na do widzenia i niosąc swoją rybkę, zaczęła przeciskać się przez tłum w stronę domu, mając nadzieję, że zastanie w nim Shigeru. Nie chciała kolejnej nocy być sama w domu, bo ta świadomość budziła w niej koszmary, które nie pozwalały jej w nocy spać.
[zt]
- Na mnie już czas. - Powiedziała na tyle głośno, żeby chłopcy mogli ją usłyszeć. - Miło było spędzić ten czas w waszym towarzystwie.
Ukucnęła przed Yuusuke i uśmiechnęła się do niego, po czym objęła jedną ręką, bo w drugiej nadal trzymała pojemnik na rybki.
- Bądź grzeczny i nie sprawiaj Kamiru za dużo kłopotów. - Poprosiła z uśmiechem. - I jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Wyprostowała się i spojrzała na Kamiru, wyciągając do niego dłoń na pożegnanie. Uściśnie, to uściśnie, nie to nie. W każdym razie z nim także należało się pożegnać.
- Do zobaczenia. - Pożegnała się. - Odwiedźcie mnie jeszcze, jak będziecie mieć okazję.
Po tych słowach pomachała im jeszcze na do widzenia i niosąc swoją rybkę, zaczęła przeciskać się przez tłum w stronę domu, mając nadzieję, że zastanie w nim Shigeru. Nie chciała kolejnej nocy być sama w domu, bo ta świadomość budziła w niej koszmary, które nie pozwalały jej w nocy spać.
[zt]
0 x


|| Karta Postaci || Pieniądze || Punkty Historii || Głos ||
Re: "Park" w centrum osady
Sztuczne ognie, czy jak kto woli fajerwerki… Czyż nie są one doskonałą metaforą ludzkiego życia? Jako dziecko każdy potrzebuje ciepła i opieki, nieco miłości, która zapewnia dobry start w życie, jako nastolatkowie zaczynamy odrywać się od ziemi, nabieramy prędkości, pniemy się w górę przez namiętności, poznajemy inne formy miłosnych uniesień, jako ludzie dorośli pniemy się już prostą drogą ku górze, stabilizujemy nasz lot, dołączamy do innych świateł na niebie, wreszcie jako starsi wypala się napędzające nas paliwo, kończymy swój żywot wydając ostatni blask, powoli tracąc ciepło, w końcu wracamy do ziemi. W prawdzie mały Yüsuke ze swoim małym móżdżkiem nie mógł kontemplować pokazu jako metafory żywota, ale był nim pochłonięty zupełnie jakby to robił. Fascynacja podniebnym spektaklem wybuchów i świateł sięgała u niego zenitu, jego turkusowe, przeszklone oczka co chwila skrzyły się równie spektakularnie, co kończące swą wędrówkę rakiety, których światła odbijały. Tak też miała się skończyć wspólna wycieczka trio KYR (Kamiru Yüsuke Reika), bo dziewczyna z klanu Senju postanowiła wracać do domu. Yü pozwolił objąć się kucającej przy nim dziewczynie. –Ummm!-zawołał radosny i rozpromieniony-Nam też było miło i będę grzeczny! Dziękuję i do zobaczenia de gozaru!-Nie trzeba chyba mówić, że odwzajemnił uśmiech. Ha, nawet postawił misia na ziemi i wstał żeby ukłonić się oddalającej się dziewczynie i jeszcze raz podziękować. Wyprostowawszy się stworzył jeden z najpiękniejszych obrazów jakie widział świat! Wodny chłopiec na tle tańczącego ognia, z szerokim uśmiechem na ustach, z zamkniętymi oczami i w rozwianym haori. Słodycz, dostojność, niewinność, dobro, długo byłoby wypisywać wszystko czego można się było dopatrzeć w jego wizerunku.
-My też już…-Odezwał się do słodziak do braciszka, ale usłyszawszy kolejny znajomy głos przerwał. Wiedział skąd dobiegł go krzyk, nie zastanawiał się więc nawet. Rzucił się do tyłu, nawet nie patrząc bezwładnie opadał w dół. Stworzył wtedy obraz kontrastujący z tym poprzednim. Górka nie była w prawdzie jakoś strasznie wysoka, ale wystarczająco by dziecko spadając z niej połamało sobie kilka kości. Płacz i krzyk bezradnej matki, ludziom, którzy widzieli to zajście wydawało się, że go słyszeli. Maluch się jednak nie przejmował, doskonale wiedział, że nic mu się nie stanie. Chroniło go połączenie genów matki i ojca, których niedane mu było poznać. Lot nie trwał długo, ale jedenastolatkowi wydawał się nieskończenie długi. Maluch spadł w krzaki, które skutecznie ukryły jego przemianę w wodę, a gdy z nich wyszedł pokazał ludziom, że nie stała mu się żadna krzywda. Z uśmiechem na ustach biegł do dziewczyny, która wywołała jego imię, a biegł jakby od tego zależało jego życie. Nie trzeba chyba mówić, że nie chował urazy do Hanaye. Ba już nawet nie pamiętał, że dziewczyna zostawiła go samego na tych kilka długich godzin. Hana nie musiała mu niczego rekompensować, przecież ostatecznie przyszła. Z drugiej strony czy to dobrze? Co jeśli szkrab postanowi, że już jej nie wypuści? Zastanowimy się innym razem. -Onee-chan!-Krzyknął rzucając się w jej ramiona.-Cieszę się, że wróciłaś. To naprawdę najlepsze urodziny na świecie de gozaru!-Wisiał tak na niej dobrą minutę, ocierał się ściskał, coś szeptał. Cóż, jego reakcja była podobna do tej na widok Kamiru, z tym, że siostrzyczka nie zamierzała unikać lecącej w jej kierunku kulki słodyczy. –Onii-chan!-Krzyknął maluch odkleiwszy się od piersi siostrzyczki.-Weź mojego misia i chodź tutaj de gozaru!
-My też już…-Odezwał się do słodziak do braciszka, ale usłyszawszy kolejny znajomy głos przerwał. Wiedział skąd dobiegł go krzyk, nie zastanawiał się więc nawet. Rzucił się do tyłu, nawet nie patrząc bezwładnie opadał w dół. Stworzył wtedy obraz kontrastujący z tym poprzednim. Górka nie była w prawdzie jakoś strasznie wysoka, ale wystarczająco by dziecko spadając z niej połamało sobie kilka kości. Płacz i krzyk bezradnej matki, ludziom, którzy widzieli to zajście wydawało się, że go słyszeli. Maluch się jednak nie przejmował, doskonale wiedział, że nic mu się nie stanie. Chroniło go połączenie genów matki i ojca, których niedane mu było poznać. Lot nie trwał długo, ale jedenastolatkowi wydawał się nieskończenie długi. Maluch spadł w krzaki, które skutecznie ukryły jego przemianę w wodę, a gdy z nich wyszedł pokazał ludziom, że nie stała mu się żadna krzywda. Z uśmiechem na ustach biegł do dziewczyny, która wywołała jego imię, a biegł jakby od tego zależało jego życie. Nie trzeba chyba mówić, że nie chował urazy do Hanaye. Ba już nawet nie pamiętał, że dziewczyna zostawiła go samego na tych kilka długich godzin. Hana nie musiała mu niczego rekompensować, przecież ostatecznie przyszła. Z drugiej strony czy to dobrze? Co jeśli szkrab postanowi, że już jej nie wypuści? Zastanowimy się innym razem. -Onee-chan!-Krzyknął rzucając się w jej ramiona.-Cieszę się, że wróciłaś. To naprawdę najlepsze urodziny na świecie de gozaru!-Wisiał tak na niej dobrą minutę, ocierał się ściskał, coś szeptał. Cóż, jego reakcja była podobna do tej na widok Kamiru, z tym, że siostrzyczka nie zamierzała unikać lecącej w jej kierunku kulki słodyczy. –Onii-chan!-Krzyknął maluch odkleiwszy się od piersi siostrzyczki.-Weź mojego misia i chodź tutaj de gozaru!
0 x
Re: "Park" w centrum osady
- Wieczorne niebo na którym widać już pierwsze, najpotężniejsze i najśmielsze z gwiazd jest pięknym widokiem. Szczególnie chwilę po tym, gdy słońce łaskawie odda nieboskłon pod jurysdykcję księżyca. Z każdą upływającą chwilą pojawiały się kolejne jaśniejące punkciki, tworzące razem konstelacje, zbiory i
inne pozycje łóżkowe dla samotników. Na Hyuo, podczas mroźnych dni było widać je doskonale. Jednak tutaj, w parku, na stałym lądzie, wśród setek gapiów gwiazdy musiały oddać pole technologi. Sztuczne ognie wzlatywały wysoko, zostawiając smugi dymu i szybko niknący hałas, by po chwili wystrzelić i zalać niebo paletą barw. Widok w pierwszej chwili ciekawy, zajmujący oczy... Ale ile można? Ot, lecą, zium, bum, kilka ochów i achów z dziecięcych gardeł i to wszystko, co miały do zaoferowania fajerwerki. Kilka ulotnych sekund która zapiszą się w pamięci, a potem zatrą się, stracą formę i kształt. Vanitas? Kto wie głosie, kto wie. Tego tylko brakowało, by Zimnokrwisty shinobi zaczął gadać do siebie. Na głos. Nikt mu nie mógł tego zabronić, ale jak długo potrwa, zanim z umysłu dyskusje wyjdą na zewnątrz, a potem przerodzą się w rękoczyny? Czy to właśnie przez takie przypadki powstała definicjasamogwałtusamobójstwa? Temat zajmujący, ale czasem trzeba wrócić do rzeczywistości, ne? Zjeść, wypić, albo mrugnąć.
Ewentualnie znowu zacząć oddychać. A właściwie na nowo rozpocząć proces wymiany gazowej, bo komórki w ciele oddychały non stop, ne? Gdyby Szarooki miał jakąkolwiek wiedzę na ten temat, mógłby wtedy prowadzić kolejną porywającą dyskusję z samym sobą. Niestety, z braku takowej (i tlenu) zajął się wciąganiem powietrza przez bandaże. Dobrze, że wymieniał je na bieżąco, inaczej i z tak prostą czynnością miałby problem. A przecież bogowie nie mają problemów. W tym samym czasie dziewczyna, która w kilka godzin zdobyła szturmem serce Yuusuke bez strat własnych postanowiła ich opuścić. Czarnowłosy dobrze to rozumiał, nie każdy potrafił wytrzymać z duetem wyspiarzy dłużej niż to konieczne. Już i tak namieszali w jej porządku dnia, więc rozstanie się było czymś naturalnym, co musiało w końcu nastąpić. Czy młodzieniec poczuł z tego powodu smutek? Kto wie. Po ckliwym pożegnaniu z Kałużą przyszła kolej na Kamiru.
Wzajemnie. Reika-chan, żegnaj. Bóg wygnany zdołał nawet wyciągnąć swoją dłoń i delikatnie uścisnąć dłoń kunoichi. Dopiero po fakcie zrozumiał, że nie powinien. Nie, żeby miał jakieś uprzedzenia, obawy czy brzydził się takich gestów, może i jest Wygnańcem, ale nie debilem. Rzadko kiedy miał okazję do dotykania innych ludzi, czy też może rzadko pozwalał innym dotykać siebie. Jeśli ktoś chciał już nawiązać z nim bliski kontakt, to najczęściej chodziło o próbę zrobienia mu krzywdy ostrym narzędziem. Kontakt był jednak krótki, więc lodowato zimna skóra Kamiru, w porównaniu do normalnych osób, mogła być tylko przewidzeniem. Tym bardziej, że rękawiczki młodzieńca skutecznie zasłaniały większość dłoni. Zresztą, Zabandażowany w mniemaniu dziewczyny musiał i tak być już dziwny, teraz będzie co najwyżej szurnięty. Nie żeby interesował się tym, jak postrzegają go inni, bo i po co?
Zostali sami, Yuusuke nadal żegnając nowo poznany obiekt fascynacji i miłości tworzył obraz zdolny poruszyć nawet najtwardsze serca i portfele. Kilka osób uznało to za jakieś przedstawienie i sypnęli miedziakami. W końcu kto normalny ubierałby czy tym bardziej zachowywałby się jak ten duet? Kamiru odprowadził jeszcze Reikę wzrokiem i krótkim skinieniem głowy, po czym wrócił do własnych rozmyślań, nie ważne jakich. Jakkolwiek deszcz bezwartościowych monet był ciekawym i krótkim zjawiskiem, to zaraz potem chmury które go zesłały mogły dostać zawału, obserwując kolejną część tego, khe khe, przedstawienia. Jasne, Albinos najpierw robi, potem papla, następnie znowu robi... No i kiedyś czasem coś pomyśli. Najczęściej o tym, że jest głodny. Na sam skok z przepaści Zimny chłopak nawet nie zareagował, jedynie śledził lot dziecka szarymi ślepkami. Zrób to. Kilka kolców. Spóźniony prezent urodzinowy. Zamknijcie się wszyscy. Czarnowłosy dobrze wiedział, że kolce same w sobie niczego by nie zmieniły, nie licząc ilości jego chakry. Ale co spowodowało, że Białowłosy zrobił ten głupi krok? Wołająca go z dołu istotka? Czyżby nieznana siostra ponownie przybyła z wizytą? Najwidoczniej tak, sądząc po okrzykach, reakcjach i całej reszcie. Nawet olbrzymi pluszak nie mógł go zatrzymać w miejscu. Niedźwiedź zalewa się wewnątrz swego wacianego mózgu, że jego nowy właściciel tak po prostu porzucił go na pastwę losu, kurzu, zarazków i śliniących się niemowląt. Zabandażowany schylił się i podniósł maskotkę, ciągnąc ją za sobą w powietrzu. Wiedział już, że w chwilach takich jak te Kałuża działał instynktownie, impulsywnie i energicznie. Skoro zapomniał o prezencie od Reiki, to równie dobrze mógł zapomnieć o swoim bracie, wmieszać się z siostrą w tłum i znowu zniknąć nie wiadomo gdzie. A potem znowu go szukaj... Do tego nie mógł dopuścić, ruszył więc z pluszakiem w dłoni ku krawędzi z której rzucił się Albinos. Jeszcze jeden krok i spadniesz. Kamiru śmiało postawił nogę w pustce...
I wylądował zgrabnie na ziemi, podnosząc się wraz z miśkiem na równe nogi. Tym razem nikt nie krzyczał z przerażenia. W kilku krokach pokonał dystans miedzy sobą, a rodzeństwem Hoozukich, zajętymi witaniem się. Właściwie to Kawaii napastował dziewczynę, ale Szarooki nie miał zamiaru u w tym przeszkadzać. Miał więc chwilę, by przyjrzeć się swojej (w rozumowaniu Yuu) siostrze. Tulący się do niej brat nieco utrudniał zadanie. Kolor włosów się zgadza. Stanu uzębienia sprawdzić nie mógł. Mógł, ale było to niewłaściwie, niemiłe i jeśli rzeczywiście nieznajoma miała zęby jak Kałuża, to Yuki wolał nie ryzykować utraty palca. Teoretycznie mógł ją w tej chwili po prostu uderzyć i obserwować, jak zamienia się w wodę. Albo co gorsza, nie zamienia. Wtedy dopiero znaleźliby się w ciekawej sytuacji. Wracając do ogółu, gdyby Kamiru był normalnym nastolatkiem, najpewniej szepnąłby coś nieprzyzwoitego na jej widok. Ale był bogiem wygnanym, milczał więc, dziękując Piątce za bandaże. Skoro nie miał nic lepszego do roboty, podsumował obecną sytuację w myślach. Prawdopodobnie ten sam klan. Starsza od niego. Nie znał jej wcześniej. Wniosek, nie mieszka w Ryuzaku. Zmierzcha. Konkluzja, potrzebne schronienie. Suma, śpię na podłodze. Odczekał chyba wystarczająco długo, cywile również się napatrzyli więc wystarczy tego dobrego. Zabandażowany oderwał Białowłosego od dziewczyny, ponownie stosując wyćwiczony chwyt za kołnierz. Przytrzymał go jeszcze chwilę w powietrzu, by emocje nieco opadły z tego gotującego się zbiornika wodnego i skiną głową w kierunku Białowłosej.
Kamiru jestem. Poznać miło. Noclegu potrzebujesz u nas ciemność przeczekać raczysz? Tym razem nie wyciągał dłoni. Po co miałby szokować kolejną osobę swoim chłodem? Zamiast tego wbijał szare oczy (przypominające w tej chwili dziwne, szare morze) w twarz teoretycznej siostry.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Dziewczyna była miło zaskoczona reakcją małego Hozuki. Wszyscy ludzie dookoła, bez wyjątku oraz kobiety o przerośniętym instynkcie macierzyńskim wstrzymały oddech gdy wodny chłopak spadał ze skarpy. Hana na ten przykład przyzwyczajona do elastyczności jej klanowych dzieciaków więc tylko stała z założonymi rękoma uśmiechając się pod noskiem i czekając za maluchem W międzyczasie zauważyła jednak, że z grona ktoś się wykruszył. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Szkoda, mogła się chyba przywitać. Hanaye była Ciekawa jakich znajomych ma jej braciszek, ale najwidoczniej nie jej dane tego poznać. Nie było jednak chwili by dłużej się zastanawiać bo braciszek w końcu dopadł do swojej starszej z rodu. Dziewczę roześmiało się na głos i mocno go przytuliło. - Słodziaku kochany. - cmoknęła go w głowę, podając mu bukłak z wodą. Doskonale zdawała sobie sprawę, że tylko druga kałuża zrozumie ciągłe zapotrzebowanie na wodę. - Oooo. Braciszek ma urodziny? Czemu mi nie powiedziałeś wcześniej? - pogłaskała go po policzku i uśmiechnęła się. - W takim razie możesz zatrzymać mój bukłak, dostałam go od przyjaciela i mam nadzieję, że też będzie Ci dobrze służył. Wszystkiego najlepszego. - Jeszcze nim Kamiru do nich podszedł, ta nachyliła się, zapraszając Yuusuke na barana. - Co ty na to? - długie włosy i warkocze w tej pozycji spłynęły jej z ramion i zwisały sobie po bokach jej klatki piersiowej. - No, chodź! - dla dziewczyny oczywistym było, że malucha dwa razy zapraszać nie trzeba. Wtedy to spostrzegła, że ktoś się tutaj znalazł, mrugnęła ślepiami raz, drugi. I dopiero uniosła się do góry, przestając świecić dekoltem. - Hej, hej? - przekrzywiła łebek, uśmiechając się. - To ty chyba musisz być tym słynnym braciszkiem? - zaśmiała się, wyciągając w jego kierunku dłoń. - Trzymaj się, ja na razie mam oderwaną jedną dłoń. - powiedziała do góry, by uprzedzić braciszka, że nie powinien robić gwałtownych ruchów. Szybko okazało się, że Kamiru posiadał dość niecodzienny sposób mówienia, a jak bywało z przekorą pokroju Hany... - Nocleg z chęcią przeczekać przyjmę. Podziękuję bardzo dwójce wam. - uśmiechnęła się, nieco krzywiąc mordkę. Nie wyszło jej tak jak planowała co spowodowało kolejną salwę śmiechu. No cóż... Kamiru nie miał okazji złapać malucha za ubrania na karku, bo ten od dawna siedział na barkach siostry. - Yuu, odgarnij mi włosy, usiadłeś na nich, tak żeby nie ciągnęła. - powiedziała kilka razu podskakując do góry. Spojrzała w ślepia nowopoznanego.
0 x
Re: "Park" w centrum osady
Dlaczego Yüsuke zareagował tak spontanicznie? Może wcześniejsza wściekłość na siostrę przerodziła się w zupełnie odmienne uczucie? No tak, dziewczyna porzuciła go w dniu urodzin i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby maluch wciąż chował do niej urazę. W końcu jakiś czas temu nie był w stanie pojąc czym jest tęsknota, zresztą nawet gdyby pojmował, to przez tych kilka godzin nie zdążyłby się za nią stęsknić. A jednak rzucił się dla niej w przepaść, tak samo jak później rzucił się w jej ramiona i zanurkował między jej piersiami. –Onee-chan… Onee-chan…-Szeptał cichutko ocierając się o nią policzkiem. Co ciekawe nie popłakał się ze szczęścia. Zaraz, ale dlaczego? Przecież w takich sytuacjach zawsze ronił łzy jak oszalały. No tak… Przecież już od dawna nie pił wody, najwidoczniej wykorzystał już wszystkie rezerwy wody zgromadzone w organizmie i nie mógł płakać. Kochana siostrzyczka wiedziała jednak czego trzeba jej małemu, słodkiemu braciszkowi. Cmoknęła go w główkę i wręczyła mu bukłak pełny życiodajnego płynu, którego nikt nie cenił tak jak wszyscy z klanu Hözuki. W zasadzie Hözuki, który mógłby bez ograniczeń wytwarzać wodę stałby się kimś w rodzaju pomniejszego bóstwa… Wróćmy do rzeczy. Uzupełniwszy braki wody w organizmie chłopiec wypełnił też osuszone kanaliki łzowe, z których wypłynęło kilka łez szczęścia. Nie ciekły w prawdzie strugą jak przy powrocie Kamiru, ale ślicznie zeszkliły turkusowe gałki malucha, które znów mogły skrzyć się odbiciami sztucznych ogni. –Arigatou de gozaru!-Powiedział odrywając swoją krągłą buźkę od walorów kunoichi i przywiązał sobie bukłak do pasa. W prawdzie nie mógł docenić prawdziwej wartości tego prezentu. No wiecie, skoro siostra piła z tego bukłaku to był to pośredni pocałunek, ale jak już wspominałem jedenastolatek nie wiedział zbyt wiele o pocałunkach. Tak jak już było wspomniane, Albinosa nie było trzeba dwa razy zapraszać do ujeżdżania siostry na barana. Chłopiec był w prawdzie tylko jedenaście centymetrów niższy od dziewczyny, ale ważył ponad dwadzieścia kilo mniej, więc nie powinna mieć problemów z noszeniem go na swych barkach. Nóżki złotego dziecka zwisały z karku Kwiatu klanu Hözuki tak, że obejmując jej piersi dociskały je lekko do siebie. No i aaaachhh te obojczyki. Wtedy pojawił się braciszek, ale tym razem mały Yü zamierzał być obojętnym na rozmowy między „dorosłymi”. Co więcej szybko podłapał sposób, w jaki siostra małpowała wymowę Kamiru. W sumie robił to już chyba wcześniej, a to tylko kolejny dowód, że wielkie umysły myślą podobnie.
-Nocleg przygotować rychło zdołam i ubrania w pokoju mam twe.-Wtrącił słodziak wiercąc się na cudnym karczku Białowłosej. Takie wiercenie musiało jednak dać się we znaki długowłosemu dziewczęciu, bo zaczęła narzekaćmaruda. –Hai, hai!-Zakrzyknął dosiadający ją dżokej i ogarnął jej włosy tak, by nie ciągnąć za nie. To znaczy podciągnął je do góry i niemalże się pod nimi skrył, ale zaraz poprawił zrzucając jej aksamitne kudełki na prawą stronę.
-No to chodźmy już do domu.-Zaproponował berbeć z uśmiechem.
-Nocleg przygotować rychło zdołam i ubrania w pokoju mam twe.-Wtrącił słodziak wiercąc się na cudnym karczku Białowłosej. Takie wiercenie musiało jednak dać się we znaki długowłosemu dziewczęciu, bo zaczęła narzekać
-No to chodźmy już do domu.-Zaproponował berbeć z uśmiechem.
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości