Brudnopis
: 3 sty 2019, o 17:19
Shinobi War to gra PBF Naruto, gdzie akcja została osadzona w zamierzchłych czasach, w czasach gdzie światem rządziły klany.
https://www.shinobiwar.pl/
KOD NA MISJE
Kopiuj [quote][dial]1/10[/dial][center][i]„Tytuł misji”[/i] Nick misjobiorcy— misja R[/center][/quote][quote][akap]Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Praesent euismod pulvinar sapien. Nullam pharetra quis diam ut ultricies. Nam lobortis sodales bibendum. In quis lacus maximus, vestibulum nunc eget, tincidunt felis. Fusce nulla tellus, rhoncus in dui vitae, porta tincidunt neque. Integer mollis elementum volutpat. Praesent id est eu sem iaculis eleifend. Aliquam condimentum nec ligula non maximus. Pellentesque lobortis vitae elit non venenatis. Mauris pretium odio non est faucibus laoreet. Aliquam erat volutpat. Suspendisse volutpat est vel enim euismod, eu accumsan nisl gravida. Proin commodo felis at tortor rhoncus, in euismod odio cursus.[/akap] [akap]Proin dapibus nisi non gravida viverra. Suspendisse imperdiet justo quis dolor finibus mollis sed non lacus. Maecenas bibendum velit elit, ac porttitor sem blandit a. Praesent ultricies turpis rutrum ornare vulputate. Nullam egestas lobortis sollicitudin. Duis faucibus a magna tempor faucibus. Vivamus ac elit ut nisl commodo iaculis.[/akap] [akap]Nulla rutrum commodo augue. Mauris mattis feugiat elit, nec aliquet lorem. Curabitur id velit risus. Aenean ullamcorper risus ac urna pretium posuere. Nunc mattis leo enim, nec sagittis elit gravida quis. Donec tempus metus sit amet finibus venenatis. Fusce in odio id ipsum interdum pulvinar. Sed cursus urna a mi vehicula fringilla.[/akap] [/quote][quote][b]Słownik[/b] [b]Postacie[/b] 1) [color=#BFFF00]Postać 1[/color] 2) [color=#FFBF00]Postać 2[/color] [b]Mapa[/b] [akap]*klik*[/akap] [b]Inne[/b][ghide][/ghide][/quote]
HISTORIA
PROLOGCisza. Promienie porannego słońca dopiero zaczynają zaglądać w okna, powoli wdzierając się między mikroskopijne dziurki w starych, finezyjnie splecionych firanach. Swą wędrówkę kończą na policzkach śpiących w kolebce niemowląt. Kołyska rozpoczyna leniwe kreślenie toru prawo-lewo wprawiana w ruch, rzec by można, niewidzialną dłonią Morfeusza. Maluchy śpią i wydają się nie drgać, ani poruszać. Zupełnie tak, jakby były kukłami prezentującymi piękno żłobień w metaforycznej freblówce. Zewsząd dobiegają przytłumione baśniowe szepty ptaków. Niektóre z melodii są tak czarujące, jakoby słowik grał swą pieśń dla chwytającego ostatnie oddechy cesarza narodów.
Narodziny nowego pokolenia Shinobi niechybne zwiastują nowe możliwości uspokojenia sytuacji na świecie. Od zawsze w naturze występuje potrzeba harmonii; jeśli jest śmierć, jest i życie. Patrząc na śpiące dzieci, wydawać by się mogło, że wszystko to, co działo się kilka lat wstecz jest tylko złym snem i nocną marą. Niestety, nie dla wszystkich. Wokół gęstnieje mgła rozpaczy i żalu, wielu cywili skraca swój żywot, a jeszcze większa część doprowadza się do stanu szaleństwa. Zasady gasną, morale giną. Sens... umyka.
Haru urodziła się w średnio-zamożnej rodzinie zamieszkującej tereny Sabishi. Przyjście na świat bliźniaczej pary niemowląt było swoistym ewenementem w kartach historii. W ów darze miejscowi dopatrywali się błogosławieństwa bóstw, w szczególności Okame. Zaś sami rodzice opatrzeni są aurą dobrze dobranej i kochającej się pary. Owszem, dobranej. Wszak na tamten moment małżeństwa rzadko kiedy były efektem miłości. Wszystko zostawało ustalane już przy narodzinach; kto z kim, dlaczego i z jakim posagiem. Liczył się dorobek historyczny rodziny i jej miejsce w hierarchii. Stroniono od zezwoleń na różnice w statusie majątkowym. Niemniej jednak młodzi, mimo przymusu, czuli realne uczucia względem siebie. Szacunek, oddanie i przede wszystkim, poczucie przynależności do drugiej osoby nie było im obce. Nic więc dziwnego, że bliźniaki rosły otoczone miłością i troską. Zarówno ze strony swych rodziców, jak i dziadków. W szczególności seniora rodu, zwanego również Ojiisanem.
Pierwsze lata w życiu dziewczynki i jej niemniej urokliwego brata mijały beztrosko i sielankowo. Daremne doszukiwać się dramatów i ckliwych momentów. Rodzina starała się, mniej lub bardziej, by latoroślom włos z głowy nie spadł. Cudownym przywilejem był fakt, iż linia krwi, z jakiej się wywodzili, cieszyła się wśród szczepu Kaguya szacunkiem i poważaniem.Jirō, ojciec dziewczyny, był drugim w kolejności synem jednego ze znakomitszych shinobich tegoż klanu. Ciężko przyrównywać go do Jasności, ale pierdołą też nie był. To właśnie po nim dziewczę odziedziczyło urodę, a przede wszystkim umiejętności, które wkrótce zakwitną niczym pąki wiśni wiosną. Jeśli zaś mowa o matce, Asami, niewiele o niej wiadomo, bowiem skąpo się wyrażała, skąpo okazywała emocje i równie skąpe miała umiejętności. Wciąż jednak pochodziła z majętnej rodziny. Pozory zachowane.
Towarzystwo brata sprawiało, iż od najmłodszych lat przejawiała silne poczucie empatii i obowiązku wobec drugiej osoby. Więź między nimi była, jak na dwuletnie dzieci, niesamowicie silna. Tak silna, jak miecze Samurajów. Yin i Yang. Jedno nie mogło istnieć bez drugiego, tak jak dzień nie może istnieć bez nocy, światło bez ciemności czy śmierć bez życia. Właśnie, śmierć...
Żadnym zaskoczeniem było to, iż rodzice starali się z początku nie przywiązywać do dzieci. Wszelkie dane ukazywały, jak bardzo życie, w otoczeniu piasku oraz wydm, a nawet drapieżników, rzutuje na skalę umieralności dzieci. Co drugie pisklę gasło z racji nieprzystosowania się organizmu do panujących warunków. Wokół panowała atmosfera, która przygotowuje na takową możliwość. Wszystkich bez wyjątku, bowiem śmierć nie wybiera, czy jesteś młody, czy stary, biedny, czy bogaty. Żadne pieniądze nie są w stanie uiścić opłat żniwiarza.
W zimę chłopca dopadają powracające duszności, w dalszym stadium również paskudne krwioplucie. Natychmiastowo zostaje odizolowany od siostry. Choroba, zdiagnozowana przez medyków, nie pozostawia złudzeń. Oczywiście, szukano leku i sposobów na wyleczenie malca; od konwencjonalnych, do tych mniej konwencjonalnych. Z marnym skutkiem. Umiera parę miesięcy później. A jego śmierć... Pozostaje jedynie śmiercią. Naiwnie doszukiwać się korowodu żałobnego, nikt nie rozpacza, nie traci zmysłów. Sytuacja wydaje się przejść zupełnie obojętnie wokół społeczności. Cóż, ludzie pustyni nie należą do sentymentalnych.
Początkowo mała Shiro, bo tak zwykli nazywać ją rodzice, odznacza się poczuciem straty. Dziecięcy umysł nie jest w stanie wyjaśnić nagłego zniknięcia kompana zabaw, a wszyscy dorośli unikają tegoż tematu jak ognia. Brzmi okrutnie, jednak zarówno ojciec, jak i matka, wiedzą, iż wychowywanie Harumi w żałobie może skutkować późniejszymi ograniczeniami w jej psychice. Po latach, z dawnych uczuć względem nieżyjącego brata nie pozostał nawet ślad. Dziewczynka dorasta w przeświadczeniu bycia pierwszym i jedynym dzieckiem. Wspomnienia rozmywa czas, myśli znikają niczym przeterminowane. A przecież jako jedyny, na ten moment, spadkobierca ichniego dobytku, musi podążyć śladami wyrytymi przez cały ród. Przyszłość dziewczęcia zostaje bardzo szybko przesądzona. Starszyzna postanawia uczynić dziewczynkę swoistym reprezentantem rodziny.
Ciężko zliczyć godziny treningu oraz łzy wylane w momentach, kiedy dziewczynka bynajmniej nie miała ochoty na czytanie kolejnych zwojów z zasadami, technikami i wielu innych arkuszy. Nacisk nie słabnie, a wręcz przeciwnie. Tworzy to kolejne, bardzo wyraźne, cechy charakteru Harumi; nieustępliwość i perfekcjonizm. Co prawda, można uznać to za zalety, ale wraz z oczekiwaniami rosną kompleksy. Wciąż wisząca nad białą czupryną myśl, że robi za mało, zbyt mało, by zadowolić rodzinę, spędza jej sen z powiek. Dziewczę stroni od pojedynków uparcie twierdząc, że pacyfizm jest jej bliższy, niźli wojowanie. Prawdę powiedziawszy, to zwykła wymówka. Kaguyia nie jest w stanie widzieć prawdziwego obrazu swych umiejętności, a wizja splamienia honoru, cóż, skutecznie zamyka ją w klatce własnych, wyolbrzymionych, słabości.
Celem wyodrębnienia pożądanych cech w dziewczynce, zostaje jej przydzielony opiekun, który ma za zadanie towarzyszyć ośmioletniej, kościanej księżniczce w zabawach oraz wędrówkach po wiosce. Nikt, poza wtajemniczonymi, nie wie skąd wziął się chłopak o przebiśniegowych włosach i szkarłatnych oczach, jednak żaden członek rodziny nie podważa decyzji starszyzny. Strach, szacunek? Któż to wie. Opiekun staje się nieomal członkiem rodziny. Harumi spędza z nim praktycznie całe dnie. Włącznie z czasem przeznaczonym na sen. W końcu jest skarbem. A skarb trzeba pilnować.
Wraz z biegiem lat dziewczyna jeszcze bardziej zapatruje się na ambitnego i silnego młodzieńca. Jego zdanie staje się istotniejsze niż te, które wypowiadają "stwórcy". Jego rady ważniejsze, niźli te wysławionego dziadka. A jego towarzystwo... Pocześniejsze.
W roku trzysta siedemdziesiątym szóstym, w krajach kupieckich powstają ośrodki kształcenia shinobi. Ich otwarcie nie umyka uwadze rodziny Harumi. W nowych okolicznościach dopatrują się okazji, by odizolować dziewczynkę od Jina, który zdaje się, wedle plotek, podążać uczuciem innym, niż opiekun z osady względem uczennicy. Pozwolenie na rozrastanie się ziaren kłamstwa mogło zamknąć jej drogę do wżenienia się w wybranego, już z chwilą narodzin, chłopca. A na to nie mogli pozwolić. Postronni dukali, że wynikły jakieś fakty z jego życia, które sprawiły, że nie miał prawa dowiedzieć się, gdzie dziewczynka wyrusza. Summa summarum, wszyscy sumiennie dbali o powolne odsuwanie Harumi od opiekuna. A jemu samemu, cóż, zabroniono jakichkolwiek prób kontaktu z białowłosą z chwilą, w której uda się do wyznaczonego ośrodka. A kara za złamanie polecenia, cóż, wybryki Adolfa Hitlera, to przy tym nic.
Wraz z przekroczeniem czternastego roku życia zostaje oddelegowana do kraju kupieckiego Shigashi no Kibu, a następnie na rok do Ryuzaku no Taki. W tym też momencie mimowolnie traci kontakt z nauczycielem, a równocześnie przyjacielem. Spędza tam cztery, pełne przygód, lata. Gromadzi wokół siebie mnóstwo przyjaciół, znajomych. Znacznie wzrasta jej świadomość na temat ludzi i ich postępowania. Ta wiedza z pewnością będzie niejednokrotnie przez nią wykorzystywana. Kontakt z rodziną był utrzymywany listownie. Rozłąka miała wspomóc proces samodzielności. A tak przynajmniej twierdziła starszyzna. Wraz z ukończeniem nauczania Harumi miała wstawić się w swej ojczyźnie. Oczywiście jako osoba niezwykle posłuszna i zasadnicza, nie zamierzała się buntować.
Powód sprowadzenia dziewczyny do domu był prozaiczny. Osiągnęła wiek dojrzałości, kandydat na męża był gotów od dawna. Czas na ślub! Czy Harumi o tym wiedziała? Oczywiście, że nie. Któżby się przejmował tym, czego chce osiemnastoletnia dziewczyna?
KOMU W DROGĘ TEMU BUT W TYŁEKList, otrzymany poprzedniego dnia, sprawił, iż uśpiona tęsknota za domem odżyła z dziesięciokrotną siłą. Harumi zdała sobie sprawę, jak wiele wydarzeń ją ominęło, jak bardzo pozmieniali się ludzie z Sabishi, a przede wszystkim, że mimo powierzchownej gruboskórności po prostu chciałaby w końcu zobaczyć swoją rodzinę. Portrety oprawione w ramki nigdy nie dadzą bliskości; nie przytulą, nie wesprą dobrym słowem. Być może taka relacja z ojcem i matką osłabia, ale każdy wie, iż za silnym shinobi - stoją silni rodzice. To oni nadają główny tor, którym będzie biec życie małego człowieka.Ostatnie dni w Ryuzaku no Taki białowłosa postanowiła spędzić na spacerach wśród miejsc, które pozwolą na wyciszenie przed długą drogą. Czas spędzany na pieszych wędrówkach miał pomóc w zaplanowaniu trasy oraz przygotowaniu spisu potrzebnego ekwipunku; miało to za zadanie znacznie zmniejszyć szansę na występowanie jakichkolwiek problemów podczas wyprawy w rodzinne strony.
Pogoda zachęcała do przechadzek; słońce przyozdabiało lasy w żywe barwy, które niesamowicie cieszyły oko sprawiając, iż człowiek chciał chłonąć coraz więcej obrazów ów miejsc. Sama Haru popadła już w pewien trans chodzenia, nie myśląc o niczym konkretnym – wydawała się korzystać z danej jej chwili oddechu. Z letargu wyrwały ją odgłosy rozmów, idących niedaleko, młodych ludzi. Spoglądając na tablicę informacyjną spostrzegła, iż jest już całkiem spory kawałek poza miejscem, z którego rozpoczęła swój spacer. Niepewnie rozejrzała się po okolicy poszukując wzrokiem miejsca, w którym mogłaby na krótką chwilę spocząć. W oczy rzucił jej się stary, przewalony konar drzewa przyozdobiony mchem. Powoli ruszyła w jego stronę.
Wcześniej wspomniany odpoczynek nie trwał zbyt długo, w zasadzie nie trwał wcale. Dźwięki, a właściwie kulturalne wiązanki słów, dochodzące do uszu dziewczyny obudziłyby zmarłego. Harumi obróciła głowę lokalizując źródło odgłosów; ktoś coś tnie, ktoś krzyczy. Zmarszczyła brwi obserwując całą sytuację z poczuciem lekkiego dysonansu. Niespecjalnie miała ochotę na obciążanie samej siebie czyimiś problemami, niemniej jednak wewnętrzna walka z empatią zakończyła się szybką kapitulacją. Przewracając oczami wzięła głęboki wdech i wstała z zajmowanego miejsca. Poczęła kierować się w miejsce całego ambarasu po cichu licząc, że jej potencjalna pomoc usprawni usunięcie nieproszonych gości. Znajdując się tuż za całą ferajną nieśmiało zwróciła się w ich kierunku.
— Mogę jakoś pomóc? — to mówiąc wskazała głową na niesprawny wóz. Czuła się nieco niepewnie mając przed sobą kilku rosłych mężczyzn. W obecnych czasach niczego nie można być pewnym, a już tym bardziej tego, iż pomagając nieznajomym w środku lasku jesteś bezpieczny. Cała otoczka zdarzenia, dla osoby niezwiązanej z tragicznym losem wozu, była nieco komiczna. Ilu facetów trzeba do przepchania wozu? Jak widać, trójka nie wystarczy. To, iż w lesie rosną drzewa, a korzenie wyrastają wręcz pod nogami, nie jest żadną tajemnicą. Można śmiało uznać, iż myślenie z pewnością nie jest znakiem rozpoznawczym mężczyzn. Sytuacja wyglądała na tą - a jakże - podbramkową. Skoro mężczyźni nie byli w stanie ruszyć wozu, to co może zrobić drobna kobiecina?
Oczywiście, szukać wzrokiem możliwej alternatywy, leku na zastaną przez nią okoliczność! Harumi, lustrując sytuację, doszła do wniosku, iż najprostszym rozwiązaniem, na ten moment, będzie zwyczajnie wydostać pojazd z zaciśniętych na nim gałęzi, konarów i innych tym podobnym. Niewiele myśląc wyjęła jedną z kości ramiennych i bez większego planu zaczęła przecinać zalegające roślinne kajdany.
Pnącza i korzenie powolnie ustępowały. W pewnym momencie trzeba było zwolnić pracę, by tnąc przeszkody nie uszkodzić wozu. Prócz kołka, trzymającego koło na miejscu, przez co samo koło było luźne, wszystko szło sprawnie. Przyglądający się jej mężczyźni mogli odczuć pewne niepokojące wibracje na wysokości żołądka. W sumie, jaki człowiek by ich nie miał widząc, jak drobna dziewczyna najpierw wyjmuje kość z ramienia, a następnie ciacha nią zarośla; już pomijając fakt, iż z racji aktualnego położenia Haru, pewnie niewielu ludzi właściwie wie o jej szczepie. Dodając do tego uśpione myśli związane z zagrożeniem... Mogli zareagować zupełnie inaczej.
Stan wozu? Brak zamocowania koła na osi, kołek od ciągłego brodzenia w korzeniach wreszcie uległ presji i pękł. A bez tego koło po kilku obrotach zwyczajnie z hukiem odleci, a to może oznaczać przeciążenie ośki i nawet jej pęknięcie. Harumi to typ uparciucha, jak już się podejmie, to choćby skały srały zadanie skończy. Oparła łokieć prawej ręki na kolanie z miną mówiącą mniej więcej "w co ja się wjebałam?". Chwilowy zastój w naprawie wozu spowodowany był kolejną zagwozdką. Kołka nie ma, do miasta jeszcze kawał drogi, struganie czegokolwiek z konarów, to dobry pomysł, jeśli chciałaby skończyć w następnym stuleciu. Rozejrzała się po okolicy, ni żywej duszy, ni czegokolwiek, co nadawałoby się do naprawy. Jak nie drzwiami, to oknem; zawsze jest jakieś wyjście. Spojrzała na lukę po kołku, następnie na dzierżony w lewej dłoni kościany miecz, znowu na lukę i... Najzwyczajniej w świecie ostrożnie umieściła kość w pustym polu licząc, że to wszystko nie jebnie w podróży.
Kość ramieniowa ugrzęzła w osi. Czubek wszedł gładko, z luzem, ale fakt budowy ostrza i jego zgrubienie do kości stawowej na końcu kośćca sprawił, że zaklinowała się idealniej, niż niejeden wystrugany na szybko kołek by mógł. Koniec zadania? Bynajmniej. W końcu kupcy chcą udać się do miasta, a droga nie należy do tych najbardziej przejezdnych. Nie umiała, ot tak, odejść i olać sprawy. Toteż oferując swoją pomoc wystrzeliła do przodu, torując drogę... I już po kilkunastu minutach cała grupa wybiła się na główny trakt i zarazem główny szlak na w miarę uklepaną drogę. Kość zdawała egzamin, wszyscy byli zadowoleni.
Wokół pola, doliny. W oddali, kilkaset metrów w dal, widać było jedynie grupkę kilku osób i rozbity namiot w postaci materiału na kiju naciągniętego i opartego o drzewo. Czyżby przecinka przez chaszcze minęła się z celem? Co, jeśli to bandyci...?
Oni także zauważyli wóz. W obozie jest poruszenie. Gdyby ktoś usłyszał, jak piękne wiązanki puszcza w głowie ta młoda dama... Nakryłby się nogami. Odwrót mijał się z celem. Nigdy nie można okazywać strachu oraz słabych punktów. Rozkazy, jakie wydała dziewczyna, zadziałały jak rażenie piorunem na mężczyzn. Radośnie zrobili to, co zostało im wskazane jako must-have do zrobienia. Wskoczyli na wóz, kość zaskrzypiała niebezpieczne trąc o ośkę, ale nie ulegając ciężarowi... Dwie techniki i nagle mamy o dwóch szpakowatych i dwóch grubasków za dużo na tym pięknym świecie. Harumi wyszła z wozu razem ze swoimi klonami zostawiając prawdziwy duet w środku. Szła teraz ona, Hao i dwa klony... Aż doszli do obozu. Ognisko, namiot z kija na drzewie, ogólnie bardzo proste i tymczasowe schronienie. A kto na miejscu? Jeden dość chudy i młody czarnowłosy chłopak, a oprócz niego dwie chudziutkie, rachityczne kobietki. Jedna koło trzydziestki, druga w wieku Haru, obie blondynki, obie podobne.
Chłopiec poczuł się zagrożony, poczuł, że musi bronić matkę i siostrę. Odsunął się krok, gotowy do walki. Ale skoro fatum stało się zadość i dziewczyna postanowiła wziąć rzucane jej przez życie wyzwania prosto na cycki, to wprowadziła misterny plan w życie. Jednak, wiadomo, wszystko okazało się nie tym, czym okazać się mogło... Mieli być bandyci, a jest rodzina potrzebujących osób. Osób, które muszą, również, udać się do miasta.
Rozmowa okazała się kluczem. Młodzieniec nie opierał się zbyt długo, w zasadzie nie opierał się wcale. Być może to zasługa tego, że kwitli w prowizorycznym obozowisku x czasu, może to, że matka, właściwie na wstępie, zaufała białowłosej. Tego nie wie nikt i nikt też się nie dowie.
Ishi pośpiesznie wskoczył na wóz. Summa summarum cały ambaras zakończył się pozytywnie nie tylko dla kupców, ale również dziwnej rodzinki. Jakoś... w rodzinnym gronie niefortunnych wydarzeń wszystkie troski przestały mieć znaczenie. I podróż minęła naprawdę przyjemnie. I bezpiecznie, a to najważniejsze.
MISJA TRUDNE SPRAWYPo dotarciu do wioski i niekończących się uściskach oraz pożegnaniach, Harumi doszła do wniosku, że tak właściwie, zamiast bezczynnego sterczenia w mieście, mogłaby zrobić coś pożytecznego. Toteż dogoniła wcześniej wspomnianą rodzinkę, której matka napomknęła, iż potrzebuje pomocy. Pomocy, która krążyła wokół zakupu leków. Proste, nieprawdaż? No nie do końca, bowiem aptekarz od dawien dawna zaprzestał wydawać lekarstwa kobiecie twierdząc, że jest ćpunką. Ubóstwo, niemoc. To wszystko mocno odbiło się na wrażliwości Haru. Choć sama nigdy nie doświadczyła braków materialnych, to potrafiła wczuć się w problemy rodziny. Starsza kobiecinka wydawała się zaskoczona propozycją, jednak ostatecznie dotarło do niej, że jak dają, to trzeba brać. I tak też zrobiła. Zgodnie z zaproszeniem białowłosej cała gromada udała się do herbaciarni celem omówienia sprawy.
W ten sposób już po dłuższej chwili, bo tempo było cokolwiek niskie, cała czwórka znalazła się w herbaciarni. Od razu pojawił się młody chłopak lat dwadzieścia parę, znany wszystkim przystojniak o opalonej karnacji i kruczoczarnych włosach w białej, lnianej koszuli. Syn właścicieli, który robi dobry PR herbaciarni, będąc największym zbieraczem uwagi płci żeńskiej.
Zawiesił oko na Harumi, lustrując ją od góry do dołu i od razu podszedł do całej czwórki bardzo prężnym krokiem. Na jego policzku był widoczny opatrunek, odejmujący mu nieco uroku. Widząc jednak z kim przyszła dziewczyna przystanął w pół kroku i wyraźnie na jego twarzy pojawiła się irytacja.
— To znowu Ty? — spojrzenie niczym ostrze wbite w Ishiego, syna kobiety. W głosie... agresja? — Wiesz, mały odpadzie, że to... — wskazał swój policzek. — Zostawi bliznę? Powinienem ci za to kazać odjąć rękę! — Spojrzenie powróciło na Harumi. Obie kobiety spuściły tylko głowy, licząc, że nie będą musiały interweniować za chłopaka. W tym miejscu jakikolwiek atak na tego przystojnego młodzieńca byłby samobójstwem w mieście. Nie atakuje się majętnych, zwłaszcza kiedy jest się od nich biedniejszym, to kluczowa część tej opowieści.
Harumi podążyła wzrokiem za oskarżycielskimi słowami skierowanymi w stronę Ishiego. Na twarzy Kaguyi zostało zmalowane niezrozumienie całej sytuacji. Ciekawska natura drążyła tunele w jej myślach nie pozwalając, by ów incydent został pozostawiony sam sobie. Wokół stolika mieszała się aura wstydu i agresji. Zamurowało ją, zdążyła tylko potwierdzić zamówienie. Właściwie, co miałaby powiedzieć? "Przepraszam o co chodzi?", wśród osób, których ów sytuacja dotyczyła? Bez sensu.
— Cztery herbatki, tak? Dobrze. Dla Ciebie piękna damo specjalność zakładu — I zniknął w czeluściach herbaciarni, następnym razem wysyłając z zamówieniem kelnerkę. Rozmowa była cokolwiek nieobecna, dopóki nie pojawiła się herbata, matka w dobrym zwyczaju nie przechodziła do interesów bez herbaty tudzież jedzenia. Jak to się mówi o suchym pysku.
— No więc, sprawa ma się tak, jak mówiłam na ulicy. Trzeba mi kogoś, kto by odebrał leki. Miałam wynegocjowaną stawkę za nie z alchemikiem, ale on sądzi, że za dużo biorę i nie chce mi więcej dać. A ja mam na tyle, za ile wynegocjowaliśmy. Musiałabyś go jakoś przekonać by ci spuścił z ceny... Moje dzieci zna. Nie mogę ich wysłać. A jestem w kropce. Za kilka dni ból wróci na tyle, że nie będę mogła w ogóle stać — wyznała kobieta, uzewnętrzniając się. Jej potomstwo siedziało po bokach, bez słowa.
— Wszystko rozumiem, ale skoro nie skonsultowała się pani z lekarzem, to... — wydukała Kaguya. — Nie boi się pani, że podwyższenie dawki może być niebezpieczne?
— Lekarz także kosztuje. A poza tym są rzeczy, z którymi nie chodzi się do lekarza, żeby... Uniknąć komplikacji, problemów i niepotrzebnej ingerencji osób trzecich — odpowiedziała kobieta skrajnie beznamiętnym tonem. Czekała na odpowiedź. Na oskarżenie, które zawisło w powietrzu. — Jeśli tylko uśmierzy ból to może warto — skwitowała krótko starsza kobieta, zakańczając jakąkolwiek dyskusję na ten temat.
— Pani wybaczy, muszę wyjść do toalety — ziarno wątpliwości zostało zasiane, bowiem opowieść wydawała się Harumi nieco nierealna. Dziewczyna wstała od stolika, jednak nie pokierowała się do toalety, a do swoistego barku. Na szczęście miejsce, w którym usiedli nie pozwalało na to, by była widoczna dla trzyosobowej rodzinki.
— Wrócimy do tego — rzuciła na odchodne dodając do tego serdeczny i milusi uśmiech nr 250. Wstając zachybotała się z lekka. Nie przejęła się tym jednak, bowiem często podczas zbyt szybkiego wstawania, zdarzało jej się, by mieć chwilowe mroczki przed oczami. Moment na namysł, w drodze do baru, sprawił, iż w jej głowie pojawiło się jeszcze więcej pytań, niż przedtem. Zmęczenie, potęgowane półmrokiem panującym w herbaciarni, sprawiało, iż coraz trudniej było jej szybko podejmować decyzję, znajdować rozwiązanie.
— Przepraszam... — zaczepiła stojącą za barem kelnerkę. — Szukam mężczyzny, czarne włosy, opalona karnacja... Mam małą uwagę co do herbaty — dodała z uśmiechem. Tak na prawdę chciała dowiedzieć się co narozrabiał Ishi. Mówią, że ciekawość to zła cecha, jednak czasami może prowadzić do czegoś dobrego. Kto nie próbuje, ten nie pije szampana.
Pod rękę jako pierwsza, podeszła jej rudowłosa, niska i nieco pulchna kobietka o ładnej piegowatej buzi. Na opis od razu uśmiechnęła się szeroko i poinformowała, że chodzi o syna właścicieli i na pewno jest na zapleczu oraz by nie krępowała się tam wejść. Pozwolenie na wejście na zaplecze wydało jej się Harumi nieco... dziwne. Kto normalny wpuszcza byle kogo na zaplecze, do syna właściciela? Choć jakby wziąć pod uwagę, że kelnerka z pewnością nie jest mózgiem operacji, to skala dziwności zaczyna diametralnie szybować w dół.
Kiedy tylko Haru, z dozą podejrzliwości, postąpiła na zaplecze, krok za krokiem dość wąskim korytarzem, mijała zakamarki i drzwi. Od piwnicy, przez składzik herbaciarni, kuchnie... Wtem zza pleców wyskoczył jej niemalże jak duch czarnowłosy chłopak. Biała lniana koszula. Zielonkawe materiałowe spodnie. Wszystko ładnie ułożone na muskulaturze godnej adonisa. Zadbany, pachnący. Pachnący pieniędzmi. Dziewczyna przełknęła ślinę czując, że robi się coraz bardziej przerażająco.
— Mnie szukasz, piękna? — Jego dłoń znalazła się na nadgarstku Harumi. Uścisk pewny, ale... lekki. Zaskakująco lekki. Z wyczuciem.
— T-tak — wydukała z zakłopotaniem lekko ciągnąc dłoń w przeciwną stronę. Liczyła, że mężczyzna zrozumie znak, ale nie. Nie zrozumiał, a wręcz przeciwnie. Pociągnął dziewczynę do siebie. Jego usta poruszały się w tak obleśny sposób, w moment odczuła totalną bezradność. Nie wiedziała co ma zrobić. Zabić go, uciekać, wyrywać się? To wszystko działo się za szybko. Haru nie jest dziewczyną przyzwyczajoną do podejmowania decyzji na tip-top, jest typem stratega. Wszystko analizuje, wyciąga przed szereg, a dopiero wtedy... Sytuacja jednak nie pozostawiała możliwości na długie dywagacje.
— Co taka wspaniała, śliczna, seksowna młoda kobieta robi w tak spokojnym miejscu jak herbaciarnia? — Mężczyzna pociągnął dziewczynę do siebie, zmuszając niejako do wykonania lekkiego obrotu... i wpadnięcia mu w ramiona. Harumi nie potrafiła wykrzesać z siebie słowa. Instynkt podpowiadał wiej. Ale jak? Lewa dłoń grzęzła w męskim uścisku. Prawą próbowała ów chwyt zdjąć.
— Powinnaś chadzać chyba w miejsca bardziej aktywne. Gdzie będziesz mogła zaprezentować swoje piękne zgrabne ciało. W tańcu albo... — Na jego ustach pojawia się uśmiech. TEN uśmiech. Lodowate błękitne oczy wwiercały się w Harumi wygłodniałe. On ma już swój cel i swoją nagrodę w zasięgu swoich rąk. — Chcesz wiedzieć o tym chłopcu? Chodź. Wszystko ci powiem. Tylko nie chcę świadków. Intymna sprawa. — Mężczyzna pociągnął białowłosą za drzwi, gdzie znajdowało się prawdopodobnie coś, co miało służyć za biuro lub pomieszczenie administracyjne. Biurko, szafki, oświetlenie świecą. Wszystko ładnie. Papiery walają się tu i tam. Głównie zamówienia. Bezpiecznie. Odizolowanie. Cicho. Nikt nie usłyszy. Z momentem przekręcenia klucza w zamku, serce podeszło złotookiej jej do gardła. Ręce zaczęły się lekko trząść, a on... Wydawał się tak cholernie atrakcyjny. Coś było nie tak. Herbata? "Specjał zakładu". Bingo!
— Nie chcemy podsłuchujących nasze sekrety, prawda? Co chcesz wiedzieć kochanie? Napijesz się? — spytał się od razu, odchodząc od drzwi i podchodząc do szafki. Wydobył karafkę i dwie czarki. Gdyby tylko Haru była bardziej podejrzliwa wobec pozornie codziennych sytuacji. Gdyby tylko...
— Podziękuję — odparła. Tak ciężko było jej powiedzieć cokolwiek, czuła się jak malutka dziewczynka przerażona potworami spod łóżka. Uspokoiła oddech, powoli składała fakty do kupy. Ogarnij się. Ta sytuacja była jak gra w szachy. Jeden fałszywy ruch i giniesz, w najlepszym przypadku kończysz jako żywa lalka z sex shopu. Życie przeleciało jej przed oczami i jeden obraz pozwolił oprzytomnieć. Opiekun. Tyle razy jej powtarzał, by nie pozwalać sobie na pokazywanie swoich słabości. Otrząsnęła się.
— Nie piję alkoholu — chłodno zgasiła zapały mężczyzny. — Nie szukam kłopotów, ty też, prawda? — zapytała z nieziemsko urokliwą barwą głosu, typową dla regiony z którego pochodzi. — Wiem, że pomożesz mi dowiedzieć się co się stało. Jesteś porządnym mężczyzną...
Kto normalny chciałby skrzywdzić takiego anioła w ludzkiej skórze? Strategia wydawała jej się logiczna, odpowiednia.
Mężczyzna nie rozumiał odmowy albo nie chciał w ogóle jej przyjąć do świadomości. Jemu się przecież nie odmawia. Podszedł do dziewczyny z trunkiem o bardzo silnej woni, która tylko bardziej przytępiała zmysły. Alkohol pachniał... Smacznie, słodko, ale nie do przesady. Tak w porządku. Wywołując ślinkę na języku, nie tym, że ma procenty, ale tym, że zapewne smakuje bosko. Wnioskując po samej zdobionej złotem kamionkowej karafce... JEST drogi. I czy przypominanie sobie w tym momencie człowieka, który żył wedle zasady wiecznego polowania ma sens? Czy cokolwiek da? Czy wierzenie w słowa kogoś, kto zakazuje ci pokazywania słabości, bo cały świat jest twoją ofiarą, gdy jesteś nieprzeniknioną potęgą bez słabości, a gdy tylko ją okażesz... Ty stajesz się zwierzyną... Ma sens? Przecież wszyscy mamy słabości.
Mężczyzna westchnął widząc studzenie Harumi. Ale wiedział, że to kwestia czasu. Specyfik przybiera na mocy, a nie na niej traci. Jeszcze przez kilka minut będzie osiągał większą moc, ale tym razem trafiła się twarda sztuka. Może trzeba jej pomóc. Zająć.
Skierował się do biurka. Otworzył szufladę. Wyciągnął czerwone sukno. Jedwab.
— Widzisz, kiedy czynię kobietę swoją... Lubię, jak jest związana. Większość z nich... — Mężczyzna zniżył głos.
— Większość z was myśli, że ma dość. Osiągacie ekstazę dzięki mnie i myślicie, że to koniec. Chcecie uciekać, bo tak wam każe wasz prosty umysł. A to dopiero ja wam mogę pokazać, że jednokrotne osiągnięcie szczytu nie ma sensu, to rozgrzewka. Dopiero przy mnie możecie poznać przyjemności, do tej pory zarezerwowane jedynie dla bogów... A Ishi... Głupie dziecko — żachnął się mężczyzna. Na jego palcu pojawiła się błękitna czakra. Przesunięciem kciuka po materiale odciął ładny długi pasek. — Zapomniałem zabrać swoje zabawki. Jego siostra wróciła do domu mając zawiązany mój jedwab na swojej kostce. Gnój czekał na mnie po zamknięciu herbaciarni tylko po to by rzucić się na mnie z tanto! Ciął mnie raz i uderzył drugi, ale zatrzymałem jego akcję serca. Narobił pod siebie, ale się nauczył — To co mówił mężczyzna świadczyło o tym, że jego umiejętności i wiedza medyczna są dość spore. Nie, żeby pokonanie wychudzonego nastolatka było imponujące jakkolwiek, ale... Nic dziwnego, że jego specyfiki są tak skuteczne.
Obojętność powoli wypełniała ciało białowłosej. Tak skończy się jej historia? To wszystko, co oferowały karty losu? Zsunęła ciałem wzdłuż białej, gładkiej ściany. Podsunięty pod nozdrza alkohol wypełnił je, a zmysły zwariowały. Jej mózg zaczął tańczyć sambę mając w dupie los właścicielki. Kolorowo. Poczuła duchotę w ustach... Tak bardzo chciała się napić. Oczy zmrużyły się, głowa poczęła chybotać prawie niewidocznie na prawo i lewo. Jej odporność na wszelakie toksyny i inne tym podobne była... Cóż, nie ukrywajmy - słaba. Alkohol był obcy jej ciału, toteż podobne objawy, choć mogłyby być mniejsze, tak w zasadzie były na takiej samej poprzeczce.
Nie chciała tak skończyć, pustka wypełniła złote oczy. Myśl o czymś miłym... Chciała uspokoić samą siebie. Ostatkiem wolnego umysłu przywoływała miłe wspomnienia; dokuczający jej opiekun, jak zabierał ją na lody, opowiadał historie o wielkich shinobi. Kącik jej ust wygiął się nieznacznie. Czy to, co mówił miało sens? Z jego wiedzą na tamten moment - tak. A Haru wchłonęła wszystko jak gąbka, gloryfikując wszystko co robił i mówił. Wiele lat rozłąki. Ale... Miłe wspomnienia zostały. Co on by zrobił na jej miejscu? Co by zrobił, gdyby tu był? Gdyby był obok jak potraktowałby Rana?
Wbiła wzrok w stopy, mężczyzna obrzydzał ją, a wciąż pragnęła być w jego obecności. Szaleństwo.
Mężczyzna podszedł bardzo szybkim krokiem, znów łapiąc Harumi za ręce.
— Żadnych problemów. Tylko przyjemność. Daj rączki, zawiążemy — mężczyzna naprawdę planował związać dziewczynę, która z każdą upływającą chwilą miała coraz mniejsze szanse na wyjście z tego obronną ręką. Tylko co zrobić? Zagadywać go? Zaatakować? Czy miałaby siłę jeszcze walczyć? Czy walka z kimś silniejszym ma szansę wyjść jej na dobre? Co gorsze, prawdopodobnie mężczyzna nie kryje się ze swoimi zdobyczami i informacja ta dotrze do jej rodziny. A wtedy już jest pewne, że właściwie nie ma po co wracać. Zbrukana plama na honorze. W rodzinnych stronach nie ma sentymentu do zdrajców i ludzi, którzy hańbią imię rodziny. Można polemizować, czy gwałt na dziewczynie to sprawa honoru czy nie. Można, ale w ojczyźnie piasku nikt nie rozkłada sytuacji na czynniki pierwsze. Albo białe, albo czarne. Tu nie chodzi o miłość czy więzy krwi. Uczucia pozostaną zawsze, ale ród musi być szanowany. Nieco inny system wartości pochłonął wiele istnień - oddzielonych przez zrządzenia losu od rodzin.
Haru nie chciała podzielić ich historii. Tak bardzo chciała wrócić do rodziny; cała i zdrowa, wciąż radosna. Może gdyby świat mógł zwolnić, a białowłosa kalkulować wszystko na zimno, sytuacja byłaby prostsza. Ale nie jest. Te wydarzenia były jak książka kryminalna; czytasz kolejno rozdały myśląc, że wiesz już wszystko. Typujesz zabójcę, rozwiązanie zagadki, a zakończenie okazuje się zupełnie inne. I oczywiście, o ile takie zgadywanie pozostaje niewinną, nic nieznaczącą przegraną z samym sobą, tak w tej grze możesz skończyć w trumnie z białym kwiatkiem na twarzy. Nie oszukujmy się, takiego losu nie chce nikt o zdrowych zmysłach. Dziewiętnastolatka ma przed sobą jeszcze całe życie. Szkoda byłoby umrzeć przez głupotę, prawda? Dlatego wszystko co się teraz dzieje jest spełnieniem koszmarów Harumi.
Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy w jakie bagno się pakuje. Kelnerki omijają to pomieszczenie, bo doskonale sobie zdają sprawę z tego co robi ich szef... A większość znaczna z nich, tak między prawdą a Bogiem, naprawdę kiedyś chciałaby stać się kluczowym elementem tego pomieszczenia. Nie tylko niemą widownią, a obiektem w centrum uwagi. Obiektem pożądania i dotyku... Żadna mu się nie przeciwstawi tak otwarcie, by interweniować w sprawie Harumi. Z drugiej strony nie ma krzyku, wołania o pomoc, nie jest chyba więc wcale tak źle, prawda?
Ruch mężczyzny nieco rozjuszył, tańczący dotąd sambę, mózg dziewczyny. Otworzyła szeroko oczy i spojrzała wprost na mężczyznę. Czy się bała? Skalę wyjebało i poszybowała gdzieś w okolicę Marsa. Ale skoro ma zostać zniszczona w taki sposób, to z własnej, nieprzymuszonej woli. Nie będzie płakać, prosić. Niech robi co chce, ale ze świadomością, że się zgodziła, że nie ma nad nią władzy, że w żadnym śnie nie ujrzy jego twarzy, by następnie obudzić się zalana zimnymi potami.
— Wiąż — rzuciła dziarsko podając obie dłonie. Czy to przez emocje, które zalewały umysł czy ciepło pochłaniające organizm... Harumi chwyciła się ostatniej karty. Ostatniej deski ratunku, chociaż dla tonącego niczym jak brzytwa. Przypomniała sobie, że większość mężczyzn lubi dominować. Może kiedy mu się odda to jemu się odechce? On chce dominować. Być Panem. Trzymać i wieść prym, dzielić i rządzić. A co, jeśli to nie on zadecyduje ją posiąść tylko ona wyrwie mu z rąk tą decyzje i mu się odda?
Ran postawił dziewczynę na proste nogi, związał jej ręce, ciasno, bardzo ciasno, by nie mogła uciec. Obrócił do Siebie tyłem, dociskając ją do ściany, tuż obok drzwi.
— Grzeczna dziewczynka. Nie można było od razu? — Specyfik w tych chwilach działał najmocniej. Jego silne ruchy i jego piękny zapach, coś pięknego. Harumi nie mogła zareagować. Nie mogła już nic zrobić. Już było na wszystko za późno.
Zbrukana. Zbrukana. Zbrukana.
Żegnaj opiekunie, żegnaj rodzino.
Czas już minął.
Pielęgnowana i chroniona jak najcenniejszy skarb skończyła w rękach jakiegoś oblecha. Treść żołądka podeszła jej do gardła. Co zrobiłby opiekun? Niezłą rozpierduchę, choć... kto wie, może już nie czuje obowiązku wobec dziewczyny, może tak na prawdę była jedynie źródłem zarobku? Tak bardzo chciałaby, by znalazł się obok; ochronił od złego świata i głaskał po policzku. Jak dawniej. Uczucie otępienia i obojętności było zastępowane przerażeniem, obrzydzeniem i poczuciem brudu. Chciała to zmyć, usunąć, zapomnieć. Żadna łza nie spłynie po jej policzku, ale znamię odciśnięte przez tę sytuacje pozostanie na długo w jej głowie. Zaciskający się pas jedwabiu sprawiał ból. Był tak ciasno i mocno związany, że dłuższe przetrzymywanie dziewczyny w taki sposób mogłoby skończyć się niedokrwieniem kończyn. Tylko po co byłby jej dłonie? Byłaby ludzkim śmieciem. Ani wojowniczką, poświęcającą swoje życie w imię czystości i honoru, ani tym bardziej porządną, czekającą na tego jedynego kobietą.
Oczy Harumi rozbiegały się po pomieszczeniu jakby nie chcąc rejestrować tych obrazów. Chciała się wyłączyć, nie zapamiętać nic z sytuacji w herbaciarni, ale to nie jest możliwe. Ludzka pamięć nie selekcjonuje, czasami wręcz wymusza rejestrowanie tych najbardziej bolesnych wydarzeń. Stojąc na równych nogach poczuła, jak się trzęsie, jak kolana błagają o to, by je ugiąć. Jednak ciężar ciała mężczyzny nie pozwalał na jakikolwiek ruch. Była tak mocno przyszpilona do ściany, że choćby nabranie większego oddechu spotykało się z bólem porównywalnym do gniecenia żeber. To koniec. Zamknęła oczy mając nadzieję, że po wszystkim zostanie zabita. Największą karą byłoby życie ze świadomością, że odebrał jej godność i szansę na bycie prawdziwą kobietą.
Mężczyzna złapał mocnym ruchem za dolną część garderoby Harumi nieco ją zsuwając. Odpowiednio dla Siebie, oczywiście. Najpierw padł ofiarą oczywiście jej kombinezon. Została w samym, niewiele kryjącym body. Spuściła głowę. Gdyby tylko mogła coś zrobić; uciec, zaatakować, cokolwiek. Dotąd twardo stąpająca po ziemi i chłodno kalkulująca dziewczyna w jednej chwili przegrała walkę. Czuła, że wszystko, co dotąd wyznawała zostaje brutalnie rozdeptywane. Świst powietrza, wbijane paznokcie w ścianę. Obojętność. Wyglądało to tak, jakby była tylko niezależnym obserwatorem, kimś, kogo tak naprawdę nie ma.
Mężczyzna stanął za dziewczyną w rozkroku, wziął zamach. Ręką uderzył w szafkę, niechcący. Dwa łoskoty. Przed nim jego cel. Klaps w tyłek dziewczyny, która nie może się już bronić. Jest zdana na swojego oprawcę. Jej plan zawiódł. Kliknięcie. Jego dłoń na pięknym elastycznym materiale. W głowie szum, w uszach bijące serce wali jak najgłośniejszy dzwon. Oczy zostały oszklone. Jeszcze chwila i...
Ciepło... Ciepło? Coś ciągnącego strugę ciepła od pośladka aż po udo. Ciężar znikł wraz z utrzymaniem pionu. Ponownie osunęła się na ziemię tępo obserwując wydarzenia. Dziwne, przeszywające uczucie. Jej rozgrzana skóra wychłodzona w zimnym pomieszczeniu, a tutaj coś zaskakująco gorącego... Po jej body na pupę ściekła krew.
Pojawił się nowy oddech. Nowe bicie serca. Trzęsące się dłonie zaciśnięte na tanto. Mężczyzna odskoczył do tyłu, parę kroków, upadając na tyłek jednocześnie trzymając się za bok, kurczowo, obiema rękami. Wyglądał komicznie, gdy przewracał się o własne, zdjęte w pół, spodnie.
Obok Harumi stał Ishi z wyciągniętym przed siebie tanto, które dopiero co zadało cios. Ishi, mały, buntowniczy Ishi. Teraz to on stał się bohaterem. Wątłym, ważącym parę kilo bohaterem. Będący pod wpływem silnej adrenaliny był w stanie jednym pociągnięciem wprawić dziewczynę w ruch. Biegła za nim. Ta chwila zdawała się trwać wiecznie. Wstyd, gorycz, tym właśnie była wypełniona.
Krew spływała po ostrzu na dłonie chłopaka.
— Przekonałem matkę i siostrę, że nas olałaś. Spieprzamy — nastolatek złapał Harumi za rękę, wyciągając zza pasa obi małą kapsułkę wielkości piąstki dziecka. Rzucił nią w mężczyznę, a gęsty dym natychmiastowo wypełnił pomieszczenie i korytarz. Ale Ishi wiedział, jak się poruszać. Kroki. Ruch. Szybki ruch. Po pomieszczeniu. Wystarczyło, że Harumi biegła z nim...
Już po chwili byli ulice dalej, w uliczce między dwoma budynkami mieszkalnymi. Na zewnątrz przywitał ich wieczór i, co za tym idzie, niskie temperatury. Dopiero dzięki różnicy celcjuszy całkowicie powróciła trzeźwość umysłu. Nadstawiła dłonie, tak jak wcześniej do zawiązania, tak teraz do przecięcia materiału. Ishi z szerokim uśmiechem przeciął jedwabne więzy. On był tutaj zbawcą, który prawdopodobnie ratując jej godność podpisał wyrok. Zlecenie na samego siebie, spisane krwią. Tą samą która sączy się z boku Rana, z tanto chłopca. I tą która zostanie utoczona z jego truchła, gdy nadejdzie czas jego końca.
Dziękować? Płakać? Była w tak niesamowitym szoku, że jedyne co mogła zrobić, to przyciągnąć chłopca do siebie. Tak bardzo potrzebowała tej bliskości, nawet od niego. Głowa chłopca ugrzęzła na wysokości biustu. Wiedział, że już jest trupem. Z kieszeni jego kimona sterczała podłużna szkatuła. Zaskoczony upuścił swoją broń. Ta z łoskotem dotknęła bruku. Świeża krew brudziła go, ściekając z ostrza. Oprócz broni z kieszeni wysunęła się także szkatuła. Świat wciąż nie przestaje nas zaskakiwać - w jednej chwili możesz zginąć, zmienić się. Wszystko zaczyna się od nic nieznaczących sekund, by dopiero później, wraz z biegiem czasu, symbolizować coś więcej. Te ułamki sekund... Te wydarzenia były za trudne dla Harumi. Wciąż była kanarkiem w złotej klatce, izolowana od zła nie potrafiła zdjąć z siebie uczucia wstydu. Chciała to zmyć, zdrapać. Cokolwiek, by nie czuć się tak, jak czuje się w tym momencie. Kto mógłby pomyśleć, że niewinne pójście do syna właścicieli skończy się w taki sposób? Poświęcenie chłopca, choć szlachetne, skończy się źle. Jeszcze tyle przed nim... Cyrograf opłacony młodym, niewinnym istnieniem. Upadająca broń złączyła się z zimną, betonową posadzką.
Szkatuła wysunęła się z dotychczas zajmowanego miejsca, a po okolicy rozległ się cichy brzęk złotych monet, a ze środka wysypały się pieniądze. Całkiem sporo pieniędzy. Dłonie chłopaka powędrowały na plecy Harumi. Wtulił się w nią, obejmując z całą, niezbyt imponującą siłą. Na piersiach białowłosej pojawiło się gorąco mokrych plamek, przesączających materiał.
— Żałuje, że własnej siostrze nie zdołałem tak pomóc... — Nie powiedział uratować. Pomóc. Jedynie pomóc. Od chłopca biła skromność, a on sam nie uważał się wcale za bohatera. Nie wiedział jeszcze kim jest. Przesunął wzrok na zakrwawione tanto, a potem w stronę herbaciarni zostawionej daleko za nimi. — On mnie za to zabije... — jęknął cicho i bez słowa kucnął przy szkatule licząc pieniądze.
— Nie pozwolę na to — wydukała pociągając nosem. Patrzyła prosto w jego oczy, penetrując umysł, emocje. — Obiecuję — dodała. W jej słowach czuć było potrzebę naprawienia szkód. Chociaż minimalnego odwdzięczenia się za ratunek. Zacisnęła szczękę i podeszła do chłopca klękając tuż przy nim.
— Trzysta Ryo na leki dla mamy. Sto Ryo na jedzenie na tydzień... — zebrał garść pieniędzy, która była niewiele mniejsza od tej odłożonej, i wcisnął Harumi. Wagowo pieniędzy było tyle, co od kupców za pomoc z wozem.
— Proszę, zachowaj te pieniądze. Tobie przydadzą się bardziej, niż mi — wtrąciła zwracając podarowane jej monety. Wstała z klęczek. Wciąż targana emocjami wydarzeń nieco się wahała, czuła strach i cholerną potrzebę schowania się gdzieś w kąt. Takie zachowanie nie przystoi kunoichi. Nie chciała by strach powstrzymywał ją przed działaniem, nie tak jak chwilę temu. Dasz radę- powtarzała to w kółko, jakby próbując oszukać samą siebie.
On chciał być z nią do końca uczciwy, a ona nic nie chce? Ale pomoże? Nie mieściło się to chłopcu w głowie. I to tak na poważnie. Ostrożnie, nie wiedząc czego się spodziewać, odebrał pieniądze od dziewczyny.
— Czyli miesiąc wyżywienia mamy zapewniony. Dobrze... — O dziwo Harumi nie spytała o klucz do całej historii. — Chodźmy po te leki. Nie chcę wracać do domu z pustymi rękami. Dobrze? Zrobisz to? — Chłopak podał jej także trzysta Ryo. — To pełna cena za leki. Nie będziesz musiała nikogo prosić. — W jego głosie była obecna nadzieja, że dziewczyna się zgodzi... Ale i radość, że nie musi zrobić nic więcej niż to, co podstawowe. Nie musi się dla nich poniżać. Haru czuła, że jest winna całej sytuacji. Gdyby tylko nie była tak ciekawska... Już wcześniej odczuwalne uczucie wstydu i goryczy wzbogaciło poczucie winy. Już nic nie może zrobić, zmienić. Chłopiec wydał na siebie wyrok w imię obrony nieznanej mu dziewczyny. Spojrzała na niego wzrokiem bitego latami psa. Ishi wiedział, że długo nie pożyje. Milczała. Rzucanie populizmami typu "to nie twoja wina, nic nie mogłeś zrobić" nic by nie zmieniło. Czasu nie cofnie.
— Chodźmy — rzuciła krótko biorąc kwotę odliczoną na leki. Oboje byli roztrzęsieni.
— Mama bierze te specyfiki od alchemika, bo kolana się jej źle zrosły. I ostatnio ma na nich jakieś gule, stawy wybijają... To... — Zawahał się, aczkolwiek tyle łączyło go już z tą obcą do niedawna dziewczyną, że... — Ojciec jej to zrobił. Przyłapała go na zdradzie. Chciała z nami odejść. Ukarał ją łamiąc jej nogi i bijąc ją. Nie chce na niego donieść. Z siostrą przekonywaliśmy ją, ile się tylko dało, ale ona mówi, że to nadal jej mąż i nie doniesie. Mimo, że to potwór. Lekarz by wiedział, że to od pobicia. Zareagowaliby. Dlatego tylko leki bierze na uśmierzenie bólu. I w sumie wiesz wszystko. Jeszcze ten śmieć zgwałcił moją siostrę... Chciałbym by umarł nim mnie zabije. — Ishi wydawał się przeraźliwie zdystansowany. Chyba do niego dochodziło. Faza kolejna, akceptacja swojego losu.
Pięści białowłosej mimowolnie spoczęły w ścisku. Bardzo, kurwa, mocnym ścisku. Ishi jest tak mały, a już tyle przeżył. Opieka nad rodziną spoczęła na jego barkach. A on? Dzielnie to znosił. Mógłby wyrosnąć z niego wspaniały mężczyzna; z sercem na dłoni, opiekuńczy. Tylko czy dożyje choćby następnego tygodnia?
— Karma do niego wróci, postaram się o to — odparła. — Nie zaprzątaj sobie tym teraz głowy, dobrze? — zapytała z goryczą w głosie. Chłopak pewnie nawet nie przejmował się swoim losem. Liczyło się dla niego dobro siostry i matki. Dobrzy ludzie zawsze umierają pierwsi, pieprzone fatum.
Ruszyli do sklepu. Znów - wdech, wydech. Musiała zachowywać się naturalnie, nie dać po sobie poznać, iż jest roztrzęsiona. Czemu? Kobitka mogłaby mieć zastrzeżenia i specyfików nie sprzedać.Biednemu zawsze wiatr w oczy. Chłopak zaproponował, że zaczeka przed wejściem, z dala od okna, żeby sprzedawca go nie zauważył. Ktoś przeszedł za blisko. O krok. Chłopak odskoczył spanikowany. Przechodzień, który przechodził tak blisko, popukał się w głowę i skomentował coś wulgarnego odnośnie zachowania dzieciaka. Serce bije o wiele za szybko.
Co czekało Harumi w środku? Niespodzianka. Nie ma pana koło pięćdziesiątki. Jest zastępstwo tego dnia. Młoda kobieta stała za ladą i uśmiechem witała dziewczynę. Sklep zupełnie odbiegał od innych. Lekki półmrok, drewno wszędzie. Mroczny klimat mógł odstraszać, ale ci, którzy kiedykolwiek otrzymali leki z tego miejsca wiedzieli, że warto wrócić. I wracali.
— W czymś mogę pomóc? Co potrzeba? — zapytała od progu, obserwując uważnie klientkę. Co można o niej powiedzieć? Ładna, ciemne włosy, blada karnacja, strój zasłaniający zupełnie ciało od efektów chemikaliów. Przez co wygląda trochę niekształtnie... Ale bezpieczeństwo ponad wszystko.
Harumi zlustrowała półki, szafeczki unikając kontaktu wzrokowego. Wciąż bała się, że kobieta dojrzy w niej strach albo chęć ucieczki; typowe dla ćpunów i innych z tej grupy. A wtedy cały trud na marne.
— Potrzebuję leków przeciwbólowych za trzysta Ryo... — Położyła monety na biurku. — Wie pani jak to jest... Życie kunoichi bywa bolesne — Rozłożyła teatralnie dłonie. Cóż, ekspedientka mogła zauważyć plamę krwi, która zaschła na jej nodze, a to tylko przemawiało za słusznością sprzedania lekarstw.
— Za trzysta mamy tylko te. Ale to bardzo mocne środki. Dłuższe ich używanie może szkodzić organizmowi, młoda damo. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z konsekwencji. Nie możesz ich jeść jak cukierki. Lepiej czuć trochę bólu, to najlepszy znak tego, że jeszcze żyjemy! Pamiętaj by nigdy nie bagatelizować swojego stanu zdrowia. Jeśli ból nie będzie ustępował i będą pomagały tylko leki musisz udać się do szpitala — I... taka tyrada, przez następne kilka minut. Pouczanie życiowe; dosłownie jak żyć.
— Rozumiem, będę grzeczna, słowo honoru. Leki tylko w ostateczności! — odparła żartobliwie. To mówiąc położyła lewą dłoń na piersi, a prawą uniosła do góry. Chciała wynieść się stąd jak najszybciej; zamknąć się w domu i uspokoić. Tak, tylko tego pragnęła. znów rozbiegła się wzrokiem, to lampa, to stolik, to krzesełko. I tak w kółko. Nerwowo wygrywała paznokciami rytm jakiejś tajemniczej piosenki. No szybciej...
W międzyczasie kobieta szukała środka, otwierając szafeczki, szkatułki, szukając w słoiczkach. Widać było, że jest tutaj zupełnie nowa i jeszcze nie obeznana z tym, gdzie co leży. W końcu znalazła środek, o który poprosiła Harumi i dopiero kładąc go na ladzie zobaczyła strużkę zaschniętej krwi spływającej po nodze dziewczyny. Bez słowa schyliła się pod ladę i podała dziewczynie pakunek arkuszy sprasowanej wełny przeszytej cienkimi lnianymi nićmi. Uśmiechnęła się nieznacznie, unosząc kąciki ust.
— Dziewuchy muszą się trzymać razem — skomentowała i wzięła pieniądze. Schowała je w szkatule pod ladą. Nie policzyła nawet ryou za pakunek.
Haru poczuła się zażenowana. Zaczerwieniła się mimo tego, iż sama menstruacja występowała u niej niezwykle rzadko. Problemy ze zdrowiem? Któż to wie. Dziewczyna nie wiedziała, że cykl powinien być regularny. W końcu to temat tabu. Wzięła pakunek, machnęła kobiecie i wyszła. Bez konieczności większych perturbacji wyszła na zewnątrz do mocno zestresowanego Ishiego, który przestawał z nogi na nogę. W ręku miał coś. Wyciągnął dłoń do dziewczyny. Dango.
— Jestem — poinformowała. Jakby jej, kurwa, nie zauważył przypadkiem. — Oh, uwielbiam Dango — uśmiechnęła się kierując dłoń ku przekąsce. Tak, to było jej ulubione danie. Brzuch może nie tworzył jeszcze melodii, ale mózg już domagał się pożywienia.
— Pomyślałem, że możesz być głodna. Ja jestem. Pewnie zaraz obiad — odebrał leki od Harumi. — Muszę iść do domu. Obiecaj, że mnie jeszcze odwiedzisz, proszę. Mieszkam w biedniejszej części dzielnicy. Mamy niebieskie drzwi z namalowanym pieskiem brązową farbą. Sam malowałem, to wiem — Uśmiechnął sie szczerze... i pobiegł w tylko sobie znanym kierunku.
— Oczywiście, przyjdę na pewno — odparła łapiąc chłopca za nadgarstek. — Uważaj na siebie, proszę... — wydukała, a on tylko kiwnął głową i znikł między alejkami. Szybko wsunęła kluski do ust czując, że coraz więcej osób spogląda w jej stronę.
Ruszyła szybkim krokiem wiedząc, że zaraz wybuchnie, zaleje się łzami. A wtedy nastąpi koniec. Prawa, lewa, prawa, lewa. Niewyraźny głos zza pleców. Ktoś krzyczy, jakby jej imię. Głos był coraz bliżej. Ktoś łapie ją za ramię. Dziewczyna wręcz podskakuje.
To tylko przyjaciel rodziny, Mamoru. Wytłumaczył, ledwie łapiąc oddech, że znalazł transport w rodzinne strony, wystarczy zrobić coś dla jego znajomych. Dom. To brzmiało tak pięknie, bezpiecznie. Zgodziła się na nocleg, bowiem Mamoru nalegał, by nie tułała się po nocach. Mężczyzna znał jej rodziców od małego brzdąca. Nie miała czego się bać. On za to miał, choćby i skrócenia o głowę, jeśli dziewczynie stanie się krzywda.
Dotarłszy do domu mężczyzny i jego żony, Harumi nie była zbyt rozmowna. Właściwie... Dała tylko znać, że chce ułożyć się do snu.
Ta noc była ciężka, zdrowy sen okupiła łzami. Czuła, że słabnie, że coś bezpowrotnie straciła. Beztroskę? Tak, z pewnością. Naiwność? Oczywiście, że tak. Szczęście w nieszczęściu, że straciła tylko i aż tyle. Gdyby nie Ishi... Gdyby tylko nie przyszedł jej z pomocą. Na szczęście, mimo wszystko, może wrócić do domu. Zapomnieć, a przynajmniej próbować.
Nad ranem obudziły ją głośne rozmowy małżeństwa i irytujące promienie słońca atakujące spuchniętą od płaczu twarz. Przetarłszy oczy podniosła się. Szybkie spojrzenie w lustrzane odbicie; podkrążone oczy, gdzieniegdzie zadrapania, ślady wiązań na nadgarstkach. Westchnęła. Wyglądam jak siedem nieszczęść. Podreptała w stronę łazienki, w międzyczasie witając właścicieli domu. Zimny prysznic postawił ją nieco na nogi i oczyścił z śladów wczorajszego wieczoru. Pośpieszne usunęła ślady krwi z ubrań i wyszła do gospodarzy. Wciąż czuła się wybita z rytmu, nieco zahukana, nazbyt, jak na siebie, cicha. Mamoru od razu polecił jej udać się do centrum targowiska. Unikała kontaktu wzrokowego tylko kiwając głową.Wyszła rzucając ciche pożegnanie. Mamoru wiedział, że coś jest nie tak, ale to osoba wyznająca zasadę "lepiej się nie wtrącać".
MISJA 3Właściwie nie wiedziała czego i kogo szuka. Rozejrzała się po targowisku, szybko dostrzegając znajome twarze. Kupcy też szybko ją wypatrzyli i wezwali do siebie oczywistymi ruchami dłoni. Szła spokojnie, bez pośpiechu czując, że jest jej coraz słabiej. Wokoło pełno ludzi, a ona.. cóż, czuła się jak dziecko w lesie. Zagubiona.
Do poznanych, wczorajszego dnia, mężczyzn ustawiała się kolejka ludzi. Jeden z nich coś krzyczy, warczy, co spotyka się z głośnym śmiechem pozostałych. Jest gwarno, jak to na targowisku. Podchodząc coraz bliżej widziała coraz więcej. Nagle, ni z gruchy, ni z pietruchy podstawioną wcześniej kukłę zmiażdżyły drewniane belki. Haru otworzyła szeroko oczy, nigdy wcześniej nie widziała czegoś takiego, a tym bardziej nie słyszała o tym, by ktokolwiek używał takich technik. Myśląc, że zaraz rozpocznie się krwawa jatka przyśpieszyła tempa, a jej serce zaczęło bić szybciej. Co do cholery. stanęła jak wryta.
Młody, brązowowłosy chłopak, prawdopodobnie w zbliżonym wieku, właśnie dał popis swoich umiejętności. Niczym po zakończonym występie ukłonił się, co spotkało się z owacjami obserwatorów całego zdarzenia. Uniosła brew nie bardzo wiedząc, co właśnie się wydarzyło i podeszła do szpakowatego.
— Ym... — wtrąciła cicho, wręcz niesłyszalnie — Do was miałam się zgłosić, prawda? Mamoru...— ucięła. Jej ręce znów zaczęły się trząść, czuła się tak bardzo... osaczona. Otrząśnij się. Regulując oddech myślała tylko o tym, by uspokoić samą siebie. Ostatecznie nic się nie stało, prawda? Tylko parę zadrapań na ciele i w sercu. Ot, samo życie. Przecież nie może się wiecznie mazgaić, nie przy ludziach. Nie tego uczono ją w Sabishi; trzeba przekuć słabość i strach na siłę.
Harumi całą sytuację obserwowała nieco z boku. Tak, gdy tylko podeszła od razu zaczęły występować problemy. Szok i niedowierzanie. Z powodzeniem mogłaby ubierać się o dyplom z podpisem "stale dostarczasz ludziom wrażeń. Gratulacje!". Ale to może później. Białowłosa złączyła dłonie na wysokości bioder czekając na rozwój wydarzeń.
Brunet ukłonił się raz jeszcze, tym razem tylko Kaguyi, i wyjął zza lewego ucha nieco zwiędły już kwiatek, który przyjechał tu z nim prawie aż z Okami-den, trzy prowincje dalej.
Kaguyia spojrzała na kwiatek, na bruneta, znów na kwiatek. Osłupiała. Ten chłopak był dziwny. Nie wiedząc co tak właściwie ma zrobić z podarkiem po prostu odebrała go lewą ręką. I w niej też pozostał.
— Senju Keizo, miło poznać — przedstawił się nieco łamiącym głosem.
— Kaguya Harumi. Mnie również — uścisnęła dłoń chłopaka dodając do całości promienny uśmiech. Otarcia na nadgarstkach były teraz bardzo widoczne. Wracając do łapki Keizo, była taka... Męska! Skóra w wewnętrznej części trącała nieco o suchotę, a to ogromny kontrast dla gładkiej, niesamowicie przyjemnej w dotyku prawicy białowłosej.
— Em... zapamiętaj tylko głos, dobrze? — dodał Keizo z lekkim uśmiechem i cofnął się kilka kroków, składając przy okazji trzy pieczęcie.Po chwili ciało shinobiego pokryte było cienką, acz wytrzymałą drewnianą warstwą. Wyglądał teraz jak łysy, nieco bardziej muskularny osiłek, z kwadratową szczęką i lewą ręką pokrytą bliznami po oparzeniach.
— Gotowy — powiedział chłopak do kupców-pracodawców. Głos wciąż należący nie do wielkiego osiłka, ale do nieco niezdecydowanego Senju Keizo na pewno nie pomagał, ale ninja uznał że po prostu będzie podczas rozmów jednym z tych milczących ochroniarzy.
— Doskonale. Mamy was w komplecie. Ty, kościana wojowniczko i ty leśniku. Potrzebujemy was. Będziemy mieli musieli potrzebujemy... — zaczęli się nieco plątać, we dwóch się przekrzykując i uzupełniając własne wypowiedzi naprzemiennie.
— Rozmowy handlowe. Będziemy ustalać dowożenie metali półszlachetnych dla wyrobników. Może być konkurencja. Mogą chcieć nas zastraszyć. Potrzebujemy kogoś takiego jak ty z tymi twoimi kościami i ciebie z tym drewnem, by nikt nam nie podskoczył. Żadnej walki, macie się tylko prezentować. Co o tym sądzicie? — W oczach nadzieja, koty ocza ze shreka razy dwa. No, oczy szpakowatego. I jakieś... gdzieś tam oczy za tłuszczykiem grubego.
— Wiecie chociaż ilu ich będzie? — odparła z typową dla niej potrzebą sporządzenia planu. A przynajmniej prowizorycznego. Po uzyskaniu odpowiedzi na trapiące ją pytanie przypieczętowała swój udział w misji. Pancerz chłopaka skwitowała jedyną, krótką myślą - wow. Nigdy wcześniej nie widziała nikogo, kto używałby choćby podobnych technik.
— Konkurs dość otwarty jest. Padło ogłoszenie, że w Ryuzaku no taki pojawia się nowa organizacja wyrobnicza. Będą potrzebowali metali półszlachetnych i szlachetnych do wyrobu prawdopodobnie jakiś ozdób. Albo wydumanej broni. Ciężko powiedzieć. Tak czy siak... — mężczyzna spojrzał na zegar słoneczny na targu.
— Rozumiem. W takim układzie musimy polegać na szacowaniu — podsumowała. — Biorąc pod uwagę ilu kupców jest w mieście... Pewnie zastaniemy tam nie więcej, niż czterdzieści osób. Sporo — Westchnęła.
— Nie zostało dużo czasu. Dobra, idziemy
— Tak, ma pan rację. Lepiej się nie spóźnić — podbiła wypowiedź mężczyzny. Interesy, jak to interesy, trzeba traktować poważnie. A najlepiej poważnie przy nich wypić. Szybko ruszyli w stronę celu. Po drodze rozmowa nie kleiła się zbyt... Dobrze. Dziewczyna poczęła rozmyślania nad taktyką. Zdecydowanie lepiej wychodziło jej obmyślanie planu z góry, aniżeli totalne pójście na żywioł.
— Idźmy w zwartym szyku: panowie z przodu, my z tyłu, a w środku... — ucięła przystając na chwilę i natychmiastowo złożyła pieczęcie, by po chwili obok jej drobnego ciałka pojawiły się dwa klony. Czytaj: znany wszystkim osiłek Hao i niemniej przerażający, o aparycji wychwyconego w tłumie na targu mężczyzna. — A w środku ci dwaj panowie.
Ów zabieg zwiększał procent do przerażania innych, a formacja wspomagała brak wykrycia iż są to klony. Sytuacja win-win.
Po dłuższej chwili spaceru wszyscy doszli do wysokiego kamiennego budynku, gdzie kręciło się sporo ludzi, ale drzwi pozostawały zamknięte. Cztery piętra, mocne mury, wszystko pozamykane na cztery spusty.
— To tutaj. Przy siedzibie dwóch wyrobników o pseudonimach Tyczka i Bolec. Więc to siedziba Tyczkibolca spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Nikt nie poznał ich prawdziwej tożsamości wcześniej, by nikt ich nie przekupił. Wszyscy mamy mieć równy start... — Głosem pełnym konspiracji, nachylając się razem ze swoimi fałdkami do Harumi i do Keizo rzekł Gruby.
A co tutaj mamy w okolicy? Grupa ludzi w prostym settingu. Tam gdzie jest starszy facet lub dwóch jest też jakiś goryl albo ktoś z bronią na widoku. Tylko po co? Po co od razu zdradzać swoje umiejętności. Kupcy z pewnością mają sporą wiedzę nt. różnych klanów, wszak sporo podróżują, więc w razie nieprzyjemnych sytuacji... Ciężko będzie zaskoczyć potencjalnego wroga. Dziewczyna wiedziała o tym i nie zamierzała ukazywać znanych jej technik tak długo, jak to tylko możliwe.
Keizo nachylił się do białowłosej i syknął do niej na tyle cicho, by żaden z sąsiadów nie wyczuł zdenerwowania w jego głosie.
— Wyglądam groźnie, co? — spytał z nutą nadziei w głosie, prostując się i omiatając pewnym siebie wzrokiem resztę konkurencji, by po chwili nieco maślane i pytające oczy skierować z powrotem na swoją towarzyszkę.
— Tak, z pewnością, ale musimy być ostrożni. To wszystko wygląda nieco podejrzanie — szepnęła do chłopaka. Martwienie już i tak strachliwych kupców byłoby strzałem w stopę, toteż oszczędziła im tej informacji. Panika i napięcie nie było im do niczego potrzebne. Wystarczy, że samo oczekiwanie wprawiało ich wszystkich w dziwny nastrój niepewności.
Udało się. Haru co chwilę spoglądała na klony, by zobaczyć, czy aby na pewno nie widać, że środek ich orszaku nie rzuca cienia. I nie rzucał. Trzeba przyznać, jawiła się niesamowicie nieszablonowymi pomysłami. Szkoda, że ich opracowanie trwało znacznie dłużej, niż w przypadku decyzji innych shinobi. Czy była gorsza? Nie. Jej plany,dopieszczane w każdym calu, rzadko kiedy zawodziły. Dzięki umiejętności klarownego łączenia faktów unikała zagrożeń i wychodziła z opresji obronną ręką.
Będąc malusim brzdącem często pogrywała w Shogi z przydzielonym jej opiekunem. Tak cholernie nienawidziła tej gry, a on nawet nie starał się przekonywać, że ów rozrywka może być ciekawa. Za każdym raz przegrywała. I to tak z kretesem. Niejednokrotnie przewracała planszę tupiąc nogą i krzycząc, że młodzieniec jest niesprawiedliwy, a tworzenie jakichkolwiek rozgrywek z nim - nie ma sensu, bo jest "stary". Co robił? Pukał ją w czoło mówiąc, że jeszcze kiedyś mu podziękuje. I podziękowałaby, gdyby tylko mogła w tej chwili się z nim skontaktować.
Nagle, wtem! Drzwi otwarły się, odsłaniając sporawe pomieszczenie. Oświetlone świecznikami na ścianach, całkowicie puste pomieszczenie. Taka hala, wielkości całego piętra. Od wejścia do drugiego wejścia na drugim końcu pomieszczenia nie ma zupełnie nic. Jakieś 20 metrów na 40 pustej przestrzeni. Powoli wszyscy wtłaczają się do środka. Nagle, znikąd, pojawił się głos. Jakby dochodził zewsząd i znikąd jednocześnie.
— Grup jest aktualnie dwadzieścia osiem. Na drugie piętro wejść może tylko czternaście grup. Czekamy na rozwiązanie sytuacji polubownie. Z pozdrowieniami i całuskami, Tyczkabolec spółka. — Po czym całkowita cisza... I nagle hałas. Jedna grupa wypędza drugą. Pojawiają się okrzyki, że "lamusy mają spierdalać". Nastroje panujące przed wejściem do budynku zaczęły się zagęszczać. Po chwili ktoś rzucił przekleństwem, a za raz za nim ktoś machnął ręką, by w następstwie jeszcze inna osoba zwyzywała Tyczkabolec od wierutnego kłamstwa.
I tak oto z sześćdziesięciu osób zrobiło się coś powyżej pięćdziesięciu. Wciąż sporo biorąc pod uwagę, iż większość z nich to osiłki mające IQ na poziomie wieku. Rzucą się na wszystko, co powie cokolwiek im niezrozumiałego, czyt. 90% słów. Harumi strzeliła sobie soczystego facepalma czując, że mają przejebane. Nie dość, że grupki znajdujące się po ich prawicy zaraz się zatłuką, to jeszcze przeszli cały ten dystans po to, żeby oglądać zabitą dechami dziurę. Po prostu zajebiście.Haru nie traciła czasu na rozwodzenie się nad słusznością zlecenia "głosu". Czym prędzej zaczęła analizować sytuację.
— Keizo zrób coś! — krzyknęła do chłopaka. Za mało czasu, kurwa, za mało. — Musisz kupić mi czas!
Gdy Senju miał już wychodzić na polecenie "lamusy wynocha", Harumi zaczęła wydawać polecenia z prędkością karabinu maszynowego. Senju chrząknął głośno i złożył jedną pieczęć, która natychmiast wypełniła cały korytarz gęstą mgłą. Następnie anulował drewnianą osłonę, która rozsypała się na małe szczapy u jego stóp.
Chłopak, w następstwie polecenia, wypełnił całe pomieszczenie mgłą. Cisza, walki ustały na sekundę.
Szybko, wraz z towarzyszem podbiegła do kupców odpierając lecące znikąd kunaie. Kupcy byli przerażeni. Nie tego się spodziewali. Ci to mają ciągutkę do ciekawych wydarzeń. Dobrze, że, w przeciwieństwie do niektórych, wybrali akurat tę dwójkę. Pinky i Mózg.
— Szybko, 4 klony — rzucała lakonicznie polecenia młodemu Senju samej składając pieczęcie do Henge no Jutsu i zmieniając, wcześniej wytworzone, klony w ich lustrzane odbicia. Jej wygląd także uległ zmianie, teraz przypominała siostrę Ishiego.
— Losowy wygląd — przecisnęła przez zaciśnięte zęby krótki sygnał, gdy ten był w trakcie wytwarzania klonów. Gdy brunet skończył strugać klony pobiegli przed siebie w ustalonej kolejności mającej chronić kupców. Keizo wraz z Haru starali się odpierać nadchodzące zza pleców ataki i nie wzbudzać podejrzeń. Stąd zmiana wyglądu. Gdyby biegły dwie Harumi i dwóch Keizo, byłoby oczywiste, że bronią ludzi przed sobą. Pozostałe klony miały służyć jako osłona, jednak po wybiegnięciu z mgły dziewczyna doznała olśnienia rozgrywając tę sytuację jak partię w Shogi. Adrenalina skakała jak na trampolinie, serce biło jak dzwon.
— Odciągnij ich uwagę! — krzyknęła widząc, że biegnie za nimi kilka grup. Niech częścią półgłówków, którzy zamiast miecza powinni mieć widły, zajmą się klony, a nieco mądrzejszymi, oni.
Gdy dotarli do końca korytarza Senju zdecydował, że być może powinni zostawić widocznie świetnie się bawiące osoby nieco z tyłu. Wskazał towarzyszce oraz kupcom by schowali się za jego plecami, choć nie były na tyle szerokie, by nawet Harumi mogła czuć się za nimi bezpiecznie. Po czym złożył trzy pieczęcie, na końcu dotykając dłonią podłoża i w teatralny sposób krzycząc.
— Uuuu, M O K U T O N — całkowicie zapominając jak brzmiała pełna nazwa jutsu. Celem chłopaka było odcięcie ich od reszty walczących oraz zapewnienie pracodawcom braku konkurencji. Ściana miała wypełnić cały korytarz. Po wszystkim odwrócił się do reszty swoich towarzyszy i wyszczerzył zęby.
— Co do... — ucięła, kiedy jej wzrok spotkał się z obrazem towarzysza, który właśnie craftował "tarczę obronną". Okej, Haru wiedziała, że chłopak dysponuje ogromną siłą, ale że aż tak? Rozdziawiła gębę jak bocian na żabę i łapczywie wciągała powietrze do swych płuc. Teraz przynajmniej - albo chociaż na parę minut - będą bezpieczni. Sama technika, choć bardzo im pomogła, to nieco zniszczyła biały bilans strat.
Większa technika eksplodowała o drewno, zasypując wszystko i wszystkich odłamkami. Oberwała nieco Harumi, dostając w brzuch kawałkiem drewna, instynktownie się odsunęła, wpadając na drzwi.
— kurwa... — syknęła zasłaniając dłońmi brzuch, który dostał strzał z jakiejś belki. Nie była to jakaś niesamowita siła uderzenia, ale mimo wszystko Haru nie jest robotem. Zabolało. Cofnęła się dwa kroki i wpadła na kolejne, o zgrozo, drzwi, a one, bez większego problemu otworzyły swoje wrota powodując to, że dziewczyna wylądowała tyłkiem na ziemi.
I wtem znów znikąd pojawił się głos
— Pierwsza grupa przeszła. Zostało trzynaście miejsc — wypowiedziane charakterystycznym ochrypłym tonem Tyczki i Bolca. Za drzwiami zwykłe schody, prowadzące na drugie piętro... Tak samo puste jak poprzednie i z tak samo jak wcześniej z drzwiami na końcu.
— Brawo Keizo! — rzuciła optymistycznie, z niepohamowaną radością. Wstając otrzepała odzienie i spojrzała na kupców szukając na ich twarzach choć minimalnej dawki spokoju. Po komunikacie, na jej twarzy malowało się zrezygnowanie. Co jeszcze, może smoki, albo jednorożce? Spojrzała na belkę blokującą drzwi od wewnętrznej strony, potem na towarzysza. By po chwili oboje zablokowali dostęp do pomieszczenia innym grupom.
— Lepiej biegnijmy do tych drzwi. Nie wiadomo kiedy przebiją się przez mur...
Keizo westchnął ciężko, zerkając jeszcze raz na dziewczynę która wciąż pocierała swój obity brzuch. Teoretycznie, gdyby inaczej ustawił konary, wszystko mogłoby się skończyć bez nawet małej rany...
— Na pewno wszystko w porządku? — spytał chyba już trzeci albo czwarty raz, wzrokiem przeczesując drzwi w poszukiwaniu czegoś, co chyba każdy spodziewa się znaleźć mając przed sobą wejście zamknięte na cztery spusty.
— Tak, nie przejmuj się mną — uśmiechnęła się strącając luźne, białe pasmo włosów zalegające na jej twarzy. Przecież to nie jego wina, że oberwała; chciał ich wszystkich uratować, a swoją empatią jeszcze bardziej jej zaimponował. Miła odmiana dla wczorajszego dnia. Być może właśnie wir misji, zdarzeń, pomoże jej w zapomnieniu?
Gdy z dołu wciąż dobiegał harmider, spowodowany niszczeniem drewnianej bariery postawionej przez Senju - swoją drogą, Keizo wiele by dał by obejrzeć jak ktoś chce rozbić mokutonowy mur z kilkoma pałkami i nożami - ninja zastanawiał się nad tym, co czeka ich jeszcze na górze. Kupcy wydawali się zaskoczeni dziwnymi próbami tak jak reszta.
Ruszyli do kolejnego włazu. Licząc, że i tym razem będzie im sprzyjać szczęście, pociągnęła za uchwyty. Zamknięte.
— Co teraz? — Spojrzała na chłopaka. — Masz jakiś pomysł?
Niestety, nie znalazł w nich dziurki od klucza. Zastukał w nie, zbliżając ucho. Odpowiedział mu charakterystyczny odgłos. Wyglądały (i brzmiały) na pokryte metalem. Spojrzał więc na Harumi, która wyglądała na równie zdezorientowaną co on.
Chłopak wzruszył ramionami i wyciągnął przed siebie zaciśniętą pięść.
— Przepraszam — krzyknął, pukając mocno w metal kilka razy. — Moglibyśmy wejść? — zapytał, odchodząc od nich i rozglądając się po pokoju — P... proszę...?
Jeśli coś jest głupie, a działa, to głupie nie jest. Jak mówi stare porzekadło. Haru, Skonfundowana obserwowała całą sytuację. W sumie, co więcej mogli zrobić? Napieprzać w metal? Słaba opcja. A nóż widelec zadziała. Jakby tak głębiej nad tym pomyśleć... W tej sytuacji wszystkie możliwe drogi były idiotyczne. Już sama nazwa spółki wskazuje na podejście - jej właścicieli - do sprawy.
— Jeśli się nie pośpieszymy, to wyjmą widły i ogień — zażartowała. Choć do śmiechu nie było jej wcale. Ot, można rozładować napięcie, przede wszystkim kupców. Bo ci już prawie leją pod siebie ze strachu.
Wtem, drzwi się uchylają, a cała ferajna zostaje zaproszona do środka, tzn. kupcy. Ci pośpiesznie, chyba motywowani coraz większymi odgłosami nadciągających neandertalczyków, wpełzli do pomieszczenia. Dziewczyna nie potrafiła wydusić z siebie słowa. A nim zebrała się sama w sobie, by zaprotestować... Drzwi z hukiem zamknęły dostęp do środka.
— O co tu chodzi? — Spojrzała na Keizo. — Mam nadzieję, że to nie jest ich kolejna zagrywka...
— Cóż — mruknął Keizo, wpatrując się w nienaruszone wręcz metalowe drzwi — To było niespodziewane — dodał pod nosem.
Odgłosy stały się tak głośne, że szacując można było uznać, że są w odległości maksymalnie dwudziestu metrów
— Lepiej, żeby nas tu nie zastali. Raczej nie będą zadowoleni — podrapała się po głowie. O tak, przebiliby ich wspomnianymi wcześniej widłami, a truchło podpalili. No, to raczej nie jest spełnieniem marzeń chłopaka. Jedyny sposób, by uniknąć powyższego procederu, to zmienić się w kogoś, kto będzie dla, będących coraz bliżej, goryli neutralny. Toteż zmieniła swój wygląd na strażnika. Pamiętała z Ryuzaki No Taki jednego, konkretnego. Chwała mu.
Podążając za przykładem białowłosej niewiasty, Keizo zmienił się także w jakiegoś strażnika widzianego w Ryuzaku. Na szczęście technika ninjutsu pozwalała na zmianę głosu, tym razem mógł więc bez problemu się odezwać, nie bojąc się ktoś nie połączy głosu młodego Senju z przyjętą postawną posturą. Uśmiechnął się jeszcze do Harumi, po czym oparł się o drzwi.
Gdy do komnaty wtoczyła się lawina osób zaciekle walczących o to, kto dostanie dopuszczony do kolejnego etapu, Keizo-strażnik tylko wyciągnął do przodu lewą rękę, dając tłumowi znak do zatrzymania się.
— Co to za burdy? — zachrypiał głosem niestroniącego od fajki i alkoholu strażnika. — Tyczka i Bolec wybrali już partnerów, siedzą w środku — dodał, łypiąc po przybyłych. — Straż musi sobie z tym całym Tyczkistolcem poważnie porozmawiać kto organizuje takie kołomyje w środku miasta i kto powinien wylądować za to w dybach — zakończył, znaczącym wzrokiem przesuwając po obecnych kupcach i ich ochroniarzach, po których zapewne widać było sporo śladów niedawnej walki.
— Miłego dnia i dobrych interesów, obywatele — zakończył strażnik-Keizo i oparł się o ścianę, niecierpliwie stukając podeszwą o podłogę.
Grupa w liczbie licznej i tylko jeden czy dwóch osobników wyszło przed szereg, będąc najaktywniejszymi w grupie. To ci na pierwszym piętrze rozpoczęli całe starcie.
— To tutaj jest gabinet Tyczki i Bolca? Czyli, że co? Te pastuchy które zrobiły ten jebany mur z wykałaczek zostali przez nich wybrani?! Cała szóstka, czwórka, piątka, chuj wie ile ich tam w końcu było weszła do środka i co i my mamy iść do domu?! — Wydarł się potoku słów facet, którego aż telepało by kogoś nabić na trzymany w rękach wielki kunai.
— Dobra, idziemy stąd. Nie ma sensu po co tu być — Dorzuciła po chwili kobieta i połowa zaczęła, w akompaniamencie wulgaryzmów i obelg na strażników, Tyczkebolca i grupę kupców wychodzić na dół. Tylko jeden pasożyt zawadiaka poza wszelką kontrolą podchodzi dziarskim krokiem do strażnika.
— Wan, mnie nie wpuścisz? Przecież jestem mężem twojej ciotki. Weź nas, moją grupę dopuść. Na pewno Tyczce i Bolcowi nie wystarczy jeden dostawca! — Facet jest koło czterdziestki na oko, ale jest bardzo masywnie zbudowany. Ma pare blizn na łysej czaszce i wygląda bardzo podobnie do Keizo w swoim kamuflażu. Tylko jest o dwie głowy niższy. Albo o trzy. Nie ma broni na widoku.
— Nie da rady — odpowiedział strażnik-ninja-Keizo, nachylając się do ucha nieznajomego, którego powinien doskonale znać by jego marne bo marne, ale aktorstwo, nie zostało przejrzane. — Ten tutaj... — syknął, wskazując podbródkiem na Harumi w przebraniu i pociągając nosem — ...to straszny kapuś, od razu poleci do Tyczki i Bolca, ci nasmarują u kapitana i do emerytury będę patrolował najbardziej śmierdzące dzielnice... —Senju wziął nieznaczny wdech i, podczas wymowy ostatniego wyrażenia, zamknął oczy.
— Obywatelu, proszę się odsunąć — wycedziła głosem stanowczym, acz nie prowokującym do bójki.
Łysy, który jest krewnym piąta woda po kisielu, przypatruje się groźnie zhengeowanej Harumi, gdy ta bardzo niekulturalnie każde mu sobie iść.
— Tee... Nie wpierdalaj się, jak z rodziną rozmawiam — warknął do niej, nieco ospałym, nieco znudzonym tonem.
— Nie możemy wpuszczać nikogo do środka. Chyba, że Tyczkabolec spółka postanowi inaczej — odparła twardo. Gdyby to Senju odpowiadał na zażalenia ów mężczyzny, cóż, mógłby popsuć czyjąś szczęśliwą rodzinkę. A tak... I wilk syty, i owca cała. Odpowiedzialność spada na Harumi, a właściwie na strażnika, którego wygląd teraz wypożyczała.
— Proszę odejść i nie robić problemów — dodała, tym razem zdecydowanie bardziej stanowczo, nie pozostawiając złudzeń.
Ale na mądre słowa, że Harumi to kutas, pokiwał głową do krewniaka, poklepał go po ramieniu, a potem czując przypływ rozczulenia pocałował mocno w oba policzki.
— Mordo ty moja, w domu się widzimy, opijemy za dobre prace tak ze dwie butle! — Po czym, bez dalszych ceregieli... Wszyscy wyszli. Wszyscy co do jednego.
Kaguyia usunęła przemianę i pokręciła głową z uśmiechem. Sytuacja z herbaciarni wciąż dudniła w jej głowie, jednak trzeba pamiętać, że to nie są czasy, w których gwałt to była niesamowita zbrodnia. Właściwie, wina zawsze leżała po stronie kobiety, a jeśli była kunoichi... To już nie ma nawet o czym rozmawiać.
Oboje, ponownie odwróciwszy się do drzwi ujrzeli, że pod nimi leży koperta. W kopercie wynagrodzenie, naprawdę rozsądne, podobne do tego, co Harumi dostała za niebywale bardziej skomplikowane zadanie naprawy wozu i eskorty do miasta. W środku jest także list "Spodziewajcie się. Dziękujemy." List podpisany przez "TyczkaBolec StolecKolec spółka". Czyli rodzinka pseudonimowych kupców się powiększyła.
Uniosła list z ziemi i wyjęła z niego ryo. Wychodzi na to, że ich zleceniodawcy dogadali się z Tyczką i Bolcem. Zapłata jest, zdanie wykonane. Najwidoczniej nie stać ich na osobiste podziękowania, bywa. Pieniądze umieściła w widocznej, na jej biodrach, kieszeni, natomiast Keizo schował list z zapłatą, cofając Henge i ze świstem wypuszczając powietrze, jednocześnie garbiąc się prawie do połowy. Splunął jeszcze raz. Mimo że misja nie wymagała zbyt wielkich umiejętności ofensywnych, to i tak stracił sporo chakry, był prawie na progu wyczerpania. I tak zerknął jednak na dziewczynę i jej brzuch, w który zdrowo dzisiaj oberwała. Westchnął ciężko i wyprostował się, po czym pogrzebał w torbie przy pasie.
— Nie ruszaj się, dobrze? — poprosił Harumi, po czym rzucił jej pod nogi kilka nasionek, które wyciągnął ze swoich zapasów. Nadal zostało mu ich sporo, a nie chciał żeby jego towarzyszka czuła jakiś dyskomfort tylko przez to, że Keizo zdecydował się stworzyć ścianę z drewna zamiast, na przykład, bezpieczniejszego dla nich Dotonu.
— Hm? — Przystanęła na prośbę Keizo i spojrzała na chłopaka pytającym wzrokiem.
Ninja złożył jedną pieczęć, a z ziarenek natychmiast wystrzeliły cienkie pędy wydzielające przyjemną, acz nieco gorzką woń. Po chwili zaczęły wspinać się po nodze białowłosej i owinęły się dookoła jej brzucha, tworząc bandaż z szerokich liści i wydzielając uśmierzające ból i wspomagające leczenie substancje .Sama technika budziła w białowłosej lekki niepokój, zwłaszcza część, w której pnącza wspinały się po jej nogach... udach. Ostatecznie ów pnącza okazały się być naturalnymi bandażami.
— Zdejmij za jakieś dwie godziny — powiedział shinobi, osuwając się po metalowych drzwiach i siadając na podłodze. — Opatrunki już powinny wtedy wyschnąć — dodał jeszcze, zastanawiając się ile w Ryuzaku może kosztować potrójna porcja ryżu z wołowiną.
— Rozumiem, dziękuję ci Keizo — uśmiechnęła się czując znaczną ulgę od bólu.
Keizo zerknął na Harumi i chrząknął, podbródkiem wskazując na wyjście.
— Może obiad? — spytał, wstając z niewielką pomocą trzonka od naginaty.
— A stawiasz? — zapytała żartobliwie. — Może dango? — Na samą myśl o ulubionej potrawie poczuła zwiększony napływ śliny, a głowa rozmarzyła się w debacie nad smakiem japońskich klusek.
Keizo teatralnie westchnął i przewrócił oczami.
— Więc stawiam Dango — powiedział brunet zmarnowanym głosem po czym się uśmiechnął.
— Trzymam za słowo — parsknęła śmiechem Harumi. W ogniu walki droga wydawała się dłuższa. Może z racji stresu, a może zamieszania jakie wprowadzały polecenia Tyczkabolec spółka. Szli miarowym krokiem mijając rozłupaną ścianę z drewna, rzuciła na nią tylko okiem. W głowie Haru brunet jawił się jako niesamowicie silny shinobi, aczkolwiek dziwny i nieco... roztargniony. Mimo to, siła jaką dzierżył w sobie niesamowicie jej imponowała. Umiejętności dziewczyny z pewnością nie mają większego zasięgu, aniżeli na wyciągnięcie ręki. W starciu z taką ilością potencjalnych napastników nie miałaby najmniejszych szans; klan, z którego pochodzi białowłosa specjalizuje się w walkach jeden na jednego. Być może młody Senju akurat w takich okolicznościach nie byłby dla niej żadnym przeciwnikiem? Któż to wie.
Dotarłszy na zewnątrz wreszcie mogli odetchnąć świeżym, czystym i wolnym od nieprzyjemnego zapachu potu, powietrzem. Mocno zaciągnęła nozdrzami tak, jakby miał to być jej ostatni oddech. Przyjemna ilość tlenu wpełzła w płuca dziewczyny.
FABUŁKA JAKAŚ TAM— To... skąd jesteś? — spytał chłopak, gdy byli już na zewnątrz, zajęci rozglądaniem się za jakimś miejscem serwującym Dango. — I dlaczego... emm... — zaplątał się nad swoim drugim pytaniem, przypominając sobie jak w ogóle zostali tu zatrudnieni. Keizo musiał przejść jakąś dziwną próbę, tymczasem dziewczyna... — ...dlaczego kupcy mówili, że jesteś... no wiesz, od kości? — ninja ściszył głos, jakby spodziewał się że Harumi wyciągnie zaraz szkielet z torby przy pasie. Za bardzo by się nie zdziwił, ale zapewne nie mógłby spać przez dwie kolejne noce.
— Z Samotnych Wydm, konkretniej z prowincji Sabishi — odparła. — Kawał świata stąd... — westchnęła złotooka, myślami krążąc wokół powrotu do domu. Kupcy mieli zapewnić jej bezpieczny powrót do domu, ale zniknęli. Bóg jeden wie gdzie. Po powrocie z pewnością będzie musiała przysiąść do listownej odpowiedzi na wezwanie rodziny. Polecenie od matki nie było na tyle pilne, by wyruszyć w samotną wędrówkę. Krótka wiadomość, lakoniczny wyraz - typowe dla rodzinnych stron.
— A ty? — spojrzała na Keizo czekając na odpowiedź.
— Prastary Las, Shinrin — powiedział Keizo, wskazując kciukiem na swoją pierś.
— Oh, przejeżdżałam tamtędy! — wykrzyknęła. — Niewiele jednak pamiętam. Tylko ogrom drzew, krzewów i innych badyli...
Badyli? — Pomyślał Keizo, unosząc brew.
Fakt, samo przedarcie się przez tereny Prastarego Lasu odbyło się z... 4 lata temu? Tak, jakoś tak. Wspomnienia rozmył czas. Dziewczyna też niespecjalnie zwracała uwagę na piękno przyrody. Zdecydowanie bardziej afiszowało ją poczucie niesprawiedliwości i straty. Ot, wysłana, jak największy wyrzutek, setki kilometrów od domu, z dala od rodziny i najważniejszego w jej życiu mężczyzny - nauczyciela!
— Nigdy nie byłem w Sabishi — dodał potem, namyślając się przez chwilę i zastanawiając, która z dróg będzie najkorzystniejsza dla dotarcia w tamte rejony.
— I nie chciałbyś być. To nie miejsce do życia — odparła z goryczą w głosie. Chłopak, według Haru, najzwyczajniej w świecie nie uniósłby ciężaru srogiego, niewybaczającego błędów klimatu. Że już nie wspominając o tych dziwnych i skrytych mieszkańcach. Harumi była zgoła nieco inna, przystosował ją pobyt w centrum shinobi. Tam też znacznie otworzyła się na ludzi, zdobyła nieco pozytywnych cech, a typowa dla mieszkańców Sabishi aura tajemnicy została rozwiana.— Mój klan... — przerwała zastanawiając się nad tym, czy chłopak przyjmie informację ze stoickim spokojem, czy jednak jego reakcja będzie podobna do tej, którą zaserwowali jej kupcy. — Posługuje się kośćmi. Kurczę, to musi brzmieć przerażająco.
Gdy dziewczyna "wyjawiła" Keizo tajemnicę swoich umiejętności, to w Senju zaczęły walczyć ze sobą dwie myśli. Po pierwsze to, że w gruncie rzeczy to chyba nic strasznie dziwnego, bowiem widział ludzi, którzy mogą mieć obciętą głowę a będą się zachowywać, jakby obchodziło ich to tak bardzo jak śniadanie sprzed tygodnia. Z drugiej jednak strony...
— Chodzi o... em... twoje kości, tak? — spytał lekko zaniepokojony tym, że zaraz jego szkielet wyskoczy z jego ciała.
— Tak, tak, tak — machała rękami na wsze strony Harumi. — Własnymi. To... dość ciężkie do wytłumaczenia... — dała sobie chwilę na namysł. — Manipulujemy nimi tak, jak ty, no wiesz, drewnem. Spójrz — to mówiąc wyciągnęła kość ramienną i podstawiła Senju pod nos pozwalając, by przyjrzał się uważnie. Zdecydowanie delikatność w wyrazie nie szła jej najlepiej. Prościej się nie dało! Po chwili jednak, zamiast konsternacją nad "badylami", chłopak miał co innego na głowie. Ninja otworzył szeroko oczy, które przeskakiwały co chwilę z nienaruszonej ręki nie dziewczyny na kość, którą trzymała mu pod nosem. Gdy chłopak nacieszył swe oczy nagim ramieniem, to kość wróciła na swe miejsce. Cały ten teatrzyk nie zostawił na jej ciele nawet najmniejszego śladu. A powinien - jedną, wielką, jebitną dziurę.
—To... ee... kurde — zawahał się, nie wiedząc szczerze mówiąc co powiedzieć. — Strasznie ciekawe — wykrztusił w końcu.
— Strasznie, słowo klucz! — Zaśmiała się. — To tylko ułamek tego, co potrafi Ojisan. Jest wspaniałym shinobi... — w jej sercu od razu nastąpiło coś przypominającego wybuch endorfin. Na samą myśl o opowiadanych przez dziadziunia historii życia aż czerwieniała. Uwielbiała wieczorami, po skończonych treningach oraz zabawach, przychodzić do sędziwego mężczyzny, siadać na jego kolanach i słuchać. Godzinami wysłuchiwać o tym, jak było kiedyś. Mimo podstarzałego ciała Ojisan wciąż był niesamowicie silny. Chodziły pogłoski, że ze swoimi umiejętnościami mógłby wyrżnąć całą wioskę w pień. No, ale nikt tak naprawdę się go nie bał - ot, spokojny, skryty, niezbyt rozmowny dziadziuś zawsze wychodzący na spacer punkt 6 rano. Wracał dopiero w porze obiadowej, gdzie bywał? Któż to wie. Ludzie plotkowali, że spędzał czas z ukochaną. Nie, nie kochani, nie z babcią Harumi. Z ukochaną, która z racji statusu majątkowego i prestiżu, została oddalona w przedbiegach. Dziwne, że przy takim zachowaniu, wciąż pochwalał małżeństwa aranżowane. Być może uznał, że starych drzew się nie przesadza? A pewnych tradycji nie zmienia i już. Nikt też nie udowodnił mu zdrady, a żona Ojisana wydawała się obojętna i głucha na plotki.
Szli jeszcze chwilę, gdy oczom dziewczyny ukazała się buda z wielkim napisem "NAJLEPSZE I NAJTAŃSZE DANGO W MIEŚCIE!". Natychmiastowo ruszyła w jej stronę.
Weszli do środka. Najpierw jednak Keizo wykonał sztuczkę, której nauczył się w osadzie rodu Inuzuka. Na progu wciągnął głęboko powietrze przez nos, po czym zrobił minę znawcy, zastanowił się chwilę i odwrócił do Harumi.
— Może być — powiedział, po czym zajął miejsce i zamówił dla siebie poczwórną porcję, czując potężne burczenie w brzuchu.
Harumi od razu rzuciła się na ulubioną przekąskę - trójkolorowe dango. Najlepsze było to, w odcieniu zieleni. Ależ szczerzyła jej się buzia. Nic tylko dawać jej jedzonko i patrzeć jak się cieszy. Pomiędzy kolejnymi kęsami Dango Senju odpłynął nieco, zastanawiając się gdzie los go teraz poniesie. Szczerze mówiąc, bardzo chciał odwiedzić już mur, jednak nie wiedział czy da sobie tam radę, bowiem o wiele silniejsi shinobi przedwcześnie siwieli z powodu horrorów które tam napotkali. Odezwał się jednak w końcu do Harumi, która wyglądała na całkowicie pochłoniętą pałaszowaniem dango.
— To co teraz zamierzasz? Zostajesz w Ryuzaku? Znikasz gdzieś? — spytał, odkładając pierwszą pochłoniętą przez siebie porcję i sięgając po drugą, czując że zaspokoił swój pierwszy głód
Gdzieś w przerwie na jeden, a drugi gryz Kaguyia znalazła czas na odpowiedź.
— Zostałam wezwana w rodzinne strony, zapewne rodzice znaleźli dla mnie wspaniałego kandydata na męża — odparła z przekąsem dziewczyna. Tak pół żartem, pół serio, w dodatku przewracając oczami. Tu należy wspomnieć, że ród Haru, tak jak wiele innych, wciąż kurczowo trzymał się małżeństw aranżowanych. Posiadali długą listę zasad i zwyczajów, choćby począwszy od tego, że kobieta przed ślubem nie może ściąć włosów, a zaraz po zamążpójściu musi skrócić je do brody i utrzymywać ten stan rzeczy aż do nowego roku. Taki zabieg, według podstaw spisanych kronik, miał za zadanie ukazać przemianę dziewczynki w kobietę. Wraz z znaczną częścią włosów bezpowrotnie znikały dziecinne zachowania, a przynajmniej tak uważano.
— Ci kupcy mieli utorować mi drogę do transportu. Samotna wędrówka nie byłaby zbyt rozsądna, ale jak widzisz — wzruszyła ramionami. Bardzo chciała być już w rodzinnych stronach, znowu zobaczyć nauczyciela, rodziców, dziadków... No, ale nie kosztem życia. Dziewczyna ceniła je aż nadto.
Skończywszy pałaszować dango przetarła usta ułożoną na blacie chusteczką.
— A ty, zostajesz tutaj? — Spojrzała na chłopaka.
— A może chcesz żebym wybrał się z tobą na wydmy, co? — zaproponował, uśmiechając się.
— S-słucham? — zająknęła się Kaguyia patrząc na chłopaka jak na debila. Znali się zaledwie parę godzin, a już stwierdzał, że wędrówka z Harumi to to, czego chce przez najbliższy czas. Po krótkim przemyśleniu propozycji zdała sobie sprawę, iż brunet jest darem od losu. Gdyby nie on, musiałaby zabawić w mieście znacznie dłużej, szukając odpowiedniej osoby do towarzystwa. Wciąż jednak zastanawiało ją co stało się z znanymi jej kupcami - zobowiązali się do pomocy i bum. Ni ma ani ich, ani transportu.
— Nawet jeśli jest tam tak strasznie jak mówisz, to raczej nie uschnę jeśli zabawię tam kilka dni — uśmiechnął się, kończąc drugą porcję dango i popijając ją paroma łykami wody.
— Jeśli chcesz i jesteś gotów przebyć setki kilometrów wśród parzącego słońca, skorpionów, wydm, ruchomych piasków... — wyliczała na palcach dziewczyna. — To pewnie. Ruszylibyśmy nazajutrz — rzuciła oczekując, że powyższe informacje nie zrażą Keizo, a zamiast tego wzbierze w nim chęć poznania dzikich, nieprzychylnych nikomu terenów.
Nastąpiła niezręczna cisza.
— Tak właściwie... — przerwała nie wiedząc, czy ów pytanie będzie na miejscu. — Gdzie nabrałeś takiej siły? Twoje umiejętności są zaskakująco silne.
W teorii byli w tym samym wieku, więc - również - w teorii powinni być na podobnym poziomie. Jednakże w głowie dziewczyny nie działało to w ten sposób. Czuła, że mogłaby najwyżej pocałować go w stopę.
Przed odpowiedzią na kolejne pytanie dziewczyny, Keizo zastanowił się jednak nieco dłużej. Wbrew pozorom było bardzo trudne, gdyż Senju nie uważał nigdy samego siebie za szczególnie silnego shinobi. Co prawda z reguły nie czuł już obaw przed walką z jakimiś zwykłymi bandziorami, których można spotkać w ciemnych uliczkach, jednak tak naprawdę nigdy nie mierzył się z w pełni wytrenowanym ninja. Czy wtedy taka walka też byłaby z góry przesądzona? A może ktoś z odpowiednim treningiem przejechałby się po nim bez najmniejszego problemu?
— Ja... — zaczął Keizo, przeżuwając powoli pierwszą kuleczkę z ostatniej porcji swojego dango, wręcz nie czując prawie jej smaku. — ...uh... nie wiem co powiedzieć — powiedział, uśmiechając się lekko. — Na świecie jest pełno shinobi silniejszych od nas... ale... cóż — pozbierał się w końcu, przemawiając nieco twardszym tonem do Harumi i podając białowłosej pustą już wykałaczkę po dango. Gdy patyczek był w połowie przemierzania stołu, z jego końcówki wystrzelił niewielki pączek, który po chwili rozwinął się w kwiat wiśni.
— Wiesz, co zawsze mi powtarzano, nawet zanim zdecydowano się posłać mnie do akademii w Hayashimurze? — zapytał, wiedząc dobrze że dziewczyna nie może znać odpowiedzi na to pytanie. — Mój ojciec jest leśnikiem. Pasuje do umiejętności, czyż nie? — uśmiechnął się. — Czasem, gdy zabierał mnie do lasu, pokazywał mi najpierw swój dokument potwierdzający że przeszedł szkolenie klanu Senju. Wiesz jaką miał na nim ocenę z akademii? Ledwie dopuszczającą - powiedział, przypominając sobie że jego dyplom wyglądał tylko nieco lepiej.
— Ale potem wychodziliśmy na zewnątrz i każde wycięte drzewo odrastało pod jego rękami szybciej i wyżej niż podczas prezentacji któregokolwiek z akademickich nauczycieli — rzekł, odsuwając od siebie talerz. Dwie pozostałe tam wykałaczki wypuściły już niewielkie listki, a dookoła zaczął roznosić się woń kwiatów wiśni. — Bo droga do sukcesu i prawdziwej siły shinobi jest w większości wybrukowana ciężką, codzienną pracą a jedynie wykończona nutą talentu — chłopak w końcu przeszedł do sedna, wtykając sobie jednocześnie jedną z wykałaczek za ucho. — Talent bez ciężkiej pracy sprawi, że nie przekroczysz w końcu któregoś drzewa blokującego drogę, nawet jeśli jesteś Senju.
Keizo w końcu zakończył swoją małą "wyprawę do przeszłości" i odetchnął. Czuł, że powoli wracają mu siły, chakra się regenerowała, korzystając z pożywienia które właśnie dostarczył organizmowi. Wiedział, że dzisiejszego wieczoru raczej wcześnie położy się spać.
Harumi uważnie wsłuchała się w cały monolog, w myślach przyznając Keizo rację. Od analizy słów odciągnął ją kwiat wiśni wpuszczający niesamowicie przyjemną woń.
— Masz rację Keizo — podsumowała. — Zazdroszczę ci chwil z rodzicami, moi spędzali ze mną niewiele czasu — dodała ze smutkiem. Na pewno ją kochali, gdzieś w głębi siebie. Problem pogarszała znikoma ilość uwagi, jaką jej poświęcali. Wiecznie stwierdzali, że są zajęci, nie mają czasu, lepiej, żeby spożytkowała wolny czas na trening. W pewnym momencie czuła się jak pies z rodowodem - wyglądać, umieć i nic więcej. Z czasem zdała sobie sprawę, że takie zachowanie było motywowane troską o dobro, przyszłość, ale wciąż czegoś brakowało... Na szczęście był on, białowłosy nauczyciel, który był z nią zawsze i wszędzie. W smutku, radości, przy upadkach i wzlotach.
— To jak z tym Sabishi? — spytał Senju wyszczerzając zęby.
Harumi wstała od stołu wyraźnie ożywiona.
— Musimy wszystko przygotować, o ile chcemy wyruszyć jutro w południe — zarządziła. — Możesz spać u mnie, jeśli chcesz. Mam wolny pokój — uśmiechnęła się.
DOMEK HARUDotarłszy do domu, Harumi w pośpiechu otworzyła drzwi. Nie były one wykonane z żadnych, odpornych na uderzenia materiałów. Wystarczyłoby porządnie kopnąć i już znalazłbyś się w środku. Jeśli mowa o środku... Domek ten mieścił się na samym brzegu terenów mieszkalnych. Był on zwyczajnym, jednopiętrowym domostwem stworzonym głównie z drewna. Od zewnątrz został w pełni pomalowany na kolor biały, zaś pokrywająca go ceramiczna dachówka miała glinianą barwę. Budynek ten był całkiem malutki. jak na standardy innych domków do wynajęcia w Ryuzaku no Taki. Po wejściu od razu widać było krótki korytarzyk. Po lewej stronie sypilania, która rozciągała się na całym lewym boku domku. Wewnątrz klasyczne umeblowanie - łóżko, stolik nocny, regał na książki, szafa, komoda, malutkie biureczko i krzesło przy nim. Ściany zostały pomalowane na morski odcień, zaś na środku podłogi z jasnego drewna leżał malutki dywanik. Warto wspomnieć o przesuwanych drzwiach na zamek, które są na północnej ścianie. Prowadzą one na drewniany podest, taras w ogrodzie. Drzwi na wprost prowadzą do podzielonej na dwie części łazienki. W pierwszej części mamy przebieralnię z półkami na ubrania oraz miejscem do prania ubrań, a wewnątrz już właściwą cześć z wanną, palnikiem do podgrzewania wody i innymi typowymi rzeczami jakie można znaleźć w takim miejscu. Obie części są pomalowane na czystą biel. Drzwi po prawej prowadzą do kuchni, która, podobnie jak sypialnia, jest na całym boku domku. Część północna to typowe miejsce do gotowania, zaś południowa to jadalnia ze stołem, krzesłami, barkiem na trunki oraz regałem na książki. To pomieszczenie zostało pomalowane na odcień brzoskwiniowy.
Małe rozmiary domku są częściowo rekompensowane przez ogród za nim. Na tarasie od sypialni można znaleźć dwa krzesła oraz stolik dla lubiących posiedzieć na świeżym powietrzu. Ogród w rzeczywistości jest niewielką przestrzenią porośniętą trawą, która jest pusta, a jedynie na obrzeżach, przy płocie rosną krzaki i trzy drzewa.
— Całkiem uroczy domek — powiedział Keizo, czując przyjemną pełność w żołądku i obserwując kątem oka zachodzące nad dachami Ryuzaku słońce. Ziewnął głośno i wszedł do środka.
— Też tak uważam — odparła Harumi. Może nie był to szczyt luksusów, ale dla kogoś, kto w domu spędza nie więcej niż 8 godzin, i to śpiąc, standard był wystarczający. Sypialnia, łazienka i kuchnia. Wskazała towarzyszowi wszystkie pomieszczenia. — Nie krępuj się zaglądać do lodówki — puściła mu oczko. Nie była pełna, ale pustkami też nie świeciła, na mały głód zawsze coś się znajdzie. Wystarczy dobrze połączyć składniki.
Kaguyia odłożyła podręczną torbę na szafkę znajdującą się w korytarzu, a buty zaraz obok, na ziemi.
— Prześpię się w jadalni, co? — powiedział Senju, zdejmując płaszcz i rozścielając go przy ścianie. I tak było to lepsze niż spanie w parku na jakimś drzewie, a zapewne coś takiego by go czekało.
Widząc to, co wyprawia chłopak, Haru zaśmiała się pod nosem. Przecież logicznym jest, że posiada drugie łóżko. Nikt normalny nie oferuje noclegu, nie mając łóż w ilości odpowiadających zaproszonym gościom.
— Spokojnie, mam posłanie i dla ciebie — to mówiąc wskazała brodą na szafę. Tak, tak, na szafę. W ów meblu znajdowało się wysuwanie łóżko, hit hitów ostatnich lat. Chociaż o to postarał się właściciel, bo stan mieszkania... cóż, mocno odbiegał od tego, co na ogół zastaje się w wynajmowanych domkach. — Rozgość się, pójdę je rozłożyć — uśmiechnęła się i przetuptała od korytarza do sypialni. Otworzyła drzwi dużej, mosiężnej szafy i wysunęła posłanie. Biały materac natychmiast wypełnił znaczną część pokoju, w połączeniu z jeszcze większym łożem Haru, miejsca do poruszania się nie było prawie wcale. Ale nie ma na co narzekać, chociaż się wyśpią.
Keizo skoczył na chwilę do ogrodu, po czym wrócił z kilkoma listkami herbaty. Mimo, że powinna wyrosnąć za dobrych kilka miesięcy.
Młody Senju prośbę rozumiał chyba zbyt dosłownie, ledwo białowłosa zdążyła opuścić wspólnie zajmowane pomieszanie, a ten czmychnął przez otwarte okno. Po zakończonym przygotowaniu udała się do kuchni, a tam siedział już władca wszelakiego drewna. Wskoczyła na drewnianą szafkę kuchenną i przysunęła do siebie ciepły napój.
— Nie boisz się podróżować z nieznajomym? — spytał Harumi podczas zaparzania brązowego naparu. — W końcu poznaliśmy się jakieś osiem godzin temu — dodał, rozlewając napój do dwóch małych czarek. — Wiesz, mogę być mordercą! — zahuczał, wyrzucając do góry oba ramiona. — Albo... albo złodziejem! Albo... — chłopak zaplątał się, wypił trochę herbaty i syknął, gdyż ciągle była nieco zbyt gorąca. — Albo innym złym człowiekiem, hmm?
— Cóż — wszystkie wspomnienia wczorajszego dnia wróciły. Uderzył w czuły punkt. Bardzo kurde mocno. Serce podskoczyło Haru do gardła. — Gdyby tak było, już dawno ukazałbyś swoją drugą twarz — dodała chłodno. Dało się wyczuć narastające napięcie. Ciało białowłosej wypełniło uczucie gorąca. Nerwowo bawiła się smukłymi palcami tkwiąc wzrokiem w posadzce.
— Em... przepraszam... — powiedział Keizo, widząc nagłe zakłopotanie dziewczyny. — Tak tylko... no... żartowałem. — Najwidoczniej w Harumi odezwały się jakieś stare, ponure wspomnienia... a może po prostu nie lubiła rozmawiać na takie tematy. Albo się naprawdę przestraszyła - w końcu wcześniej tego dnia uznała Senju za silnego shinobiego, co niezwykle mu pochlebiało. Chłopak uśmiechnął się przepraszająco, po czym wziął łyk herbaty i spojrzał na dziewczynę.
— Nie ma za co — odparła bez wyrazu, z naciąganym uśmiechem. Udawanie nie wychodziło jej najlepiej. Nie była ani intrygantką, ani kłamczuchą. To totalnie czysta i niesplamiona fałszerstwem osoba. Aż dziw, że jeszcze żyje. W krainie, w której panuje walka o każdy dzień - albo giniesz ty, albo przeciwnik - ciężko o takie cechy charakteru. Im mniej uczuć i barier posiadasz, tym lepiej dla ciebie. Świat stoi bólem i cierpieniem - wystarczy się wpasować. Harumi nie potrzebowała litości, współczucia, a jedynie spokoju i czasu na oswojenie się z tym, co jej się przytrafiło. Ciekawe co z Ishim... Chłopak uratował jej życie, wydał na siebie wyrok. Przygryzła wargi wmawiając sobie, że to była jego decyzja i nie może się za nią winić.
— To jaki mamy plan? — zapytał Keizo, unosząc głowę i wybierając z wazonu na szafce jakiś niewielki kwiatek, który mógł wsadzić sobie za ucho. — Idziemy tam, jedziemy tam, a może masz jakieś sposoby żeby tam dolecieć? — powiedział, zastanawiając się czy istnieje jakieś jutsu pozwalające na poznanie umiejętności latania. Był prawie pewien, że takie są możliwe - w końcu dzisiaj poznał klan, którego członkowie mogli wyciągać bez szwanku własne kości.
— Ymm... — mruknęła dziewczyna. — Tak, tak. — Bez słowa wstała i poszła do pokoju. Wyjęła z szafki nocnej wielką, starą mapę. Z odpowiednim inwentarzem wróciła do kuchni i rozłożyła plan na blacie.
— Tu jesteśmy — palcem wskazała na centrum Ryuzaki no Taki. — Ta mapa jest nieco nieaktualna, ale to nie problem. Szlaki się nie pozmieniały, ewentualnie doszły nowe — dodała. — Stąd przejdziemy aż do granic Prastarego Lasu, znasz te tereny, więc nie powinniśmy się zgubić. To znacznie ułatwia zadanie. Właściwie będziemy iść cały czas prosto, aż do Wietrznych równin, a stamtąd już niedaleka droga do Samotnych Wydm — wykreśliła powoli całą trasę palcem tak, by Kei zarejestrował ją oczyma.
— Więc zahaczymy o Prastary Las — powiedział Keizo, przyklaskując lekko i dopijając herbatę. Przez myśl przemknęła mu możliwość odwiedzenia jego domu i odpoczynku lub uzupełnienia tam zapasów. Przypomniał sobie jednak, że seniorka rodu od razu uzna Harumi za synową, a wolał jednak uniknąć tego, by dziewczyna czuła się jeszcze bardziej zakłopotana.
— Dokładnie — przytaknęła Kaguyia. — Niestety, nie możemy zabrać ze sobą mapy, nie należy do mnie. Musimy zdać się na los i dobrych ludzi — westchnęła wiedząc, że "dobrych ludzi" jest zaledwie garstka. Sama trasa wydawała się całkiem krótka. W praktyce wyprawa zajmie sporo czasu. — Będziemy łapać się wozów kupieckich oferując ochronę towaru w zamian za transport. Myślę, że to najlepsza opcja. Zwiedzimy kawał świata! — podsumowała z ekscytacją. Zawsze, w największych, dziecięcych marzeniach, pragnęła zobaczyć coś więcej niż piasek i znane jej tereny. Teraz jest ku temu okazja. — Musimy wziąć prowiant i wodę. Reszta przyjdzie sama. Przed wyruszeniem, jutrzejszego dnia, udamy się po Guardę i napełnimy ją w okolicznej studni — spojrzała w górę obliczając koszt zakupu ceramicznego naczynia. — Możemy podzielić wydaną kwotę na pół, a samą Guardę będę nieść ja. W rodzinnych stronach jest to nieodłączny element każdego mieszkańca. Pasuje? — Zakończywszy monolog spojrzała na Keizo.
— Myślę że nie ma potrzeby dźwigania gurdy już stąd — powiedział Keizo, ziewając szeroko i coraz częściej odwracając się w stronę rozkładanego łóżka. — Zawsze można ją kupić na Równinach lub w Lesie, a przecież w tamtych okolicach nie będzie brakować potoków i rzeczek. Przynajmniej ja sobie radziłem — zakończył, wstając od stolika. Przepłukał czarkę, odstawił ją na miejsce i zerknął na Kaguyę.
Harumi jeszcze raz przemyślała swoją strategię. Przecież kupcy muszą mieć wodę, wystarczy lekko się uśmiechnąć i z pewnością podzielą się swoimi zasobami. Że też wcześniej na to nie wpadłam. Popukała się w czoło wiedząc i przyznała brunetowi rację.
— Czyli jutro ruszamy — powiedział Senju, przeciągając się. — Chyba już się położę — dodał, po czym usiadł na łóżku, uśmiechając się lekko do dziewczyny. Widocznie to była jej pierwsza tak poważna podróż na szlaku, sam Senju nigdy się tym tak bardzo nie przejmował.
— Niewyspany shinobi, to nieszczęśliwy shinobi — mruknęła dziewczyna. Łóżko Haru było naprzeciwko łoża Keia. Oboje mogli się obserwować, a dzięki temu czuli się pewniej i bezpieczniej. Rozsiadła się na łóżku opierając plecy o ramę. — Dobranoc — w głosie dało się wyczuć coraz większe zmęczenie. Odpoczynek dobrze im zrobi przed wielką wyprawą w nieznane.
Nie minął moment, a białowłosa już osunęła się na poduszkę, oddając się w objęcia morfeusza.
Kaguyia obudziła się pierwsza, przetarłszy oczy wstała i podeszła chybotającym krokiem do łóżka Keia. Szturchnęła go na tyle mocno, by chłopak się obudził i podążył za białowłosą. Snuli się po domu zbierając ostatnie, potrzebne rzecz i w milczeniu udali się na szlak transportowy.
Przed wyjściem z domu odkryli, że czekają na nich dwie niewielkie przesyłki, podobne do tych przekazanych im wcześniej przez spółkę Tyczkębolec. Senju schował swoją do kieszeni, nie zastanawiając się nad nią zbyt wiele, być może kiedyś przyjdzie mu jeszcze odebrać od nich jakieś zlecenie.
Ich droga wiodła z prawie jednego końca cywilizowanego świata shinobi na drugi, choć niektórzy zapewne mogliby się spierać że Sabishi do zbytnio cywilizowanych nie należało, przynajmniej według tego co wyjawiła Senju o tym miejscu białowłosa.Wyjście z Ryuzaku nie stanowiło większego problemu, przy wyjściu z miasta znaleźli kilka karawan handlowych, które pozwoliły im na dołączenie w swoje szeregi, co rozwiązało także problem wody o który martwiła się Harumi. Teraz pozostało im tylko dotrzeć do Sabishi cali i zdrowi - a co stanie się na miejscu pokazać im może tylko przyszłość.
Podróż była długa i męcząca. Zmiana temperatury dawała się również i rodowitej mieszkance Sabishi we znaki. Z każdej strony atakowały ich podmuchy wiatru, a wraz z nimi kolejne dawki piasku. O tyle, o ile białowłosa pomyślała o sobie, tak o swoim partnerze... Już nie. Od duszących chmur piasku chroniła ją śnieżnobiała chusta naciągnięta na usta oraz nozdrza, natomiast od prażącego słońca trójkątny, bambusowy kapelusz. Przez chwilę czuła się nieco... Zakłopotana. W końcu powinna zadbać także o Keizo. Pustynny klimat był wykańczający, a on był przystosowany do zupełnie innych warunków. Na szczęście z opresji ratowali go kupcy. Gdyby nie oni... cóż, mogłoby to się skończyć gorączką słoneczną. A ta z kolei bywa bardzo nieprzyjemna.
Temperatura znacznie zmalała, gdy tylko nastała noc. Amplituda temperatur na pustyniach była ogromna, czasem wręcz irytująca. Opustoszałe zapasy wody trzeba było niezwłocznie uzupełnić, w czym pomógł Keizo. Haru została na szlaku chcąc zaczerpnąć chwili spokoju. Jeszcze chwila i... zobaczy mamę, tatę i nauczyciela! W głębi duszy aż podskakiwała z radości. Czas dłużył jej się niemiłosiernie. Haru czekała na pojawienie się znajomych twarzy. Co jakiś czas rozglądając się wokół i wypatrując kupców wracających z oazy. Jej oczy powoli zaczynały się zamykać. Tryb: czuwanie. W końcu, na tych terenach, nie brakuje chętnych do grabieży. A większość ludzi związanych z Sabishi wie, skąd pochodzi dziewczyna. Rodzice bardzo szybko zapłaciliby okup.
Tragarze z wodą, chronieni przez Keizo, wrócili w końcu do karawany. Któryś z kupców rzucił shinobi porcję prowiantu, swoje pragnienie chłopak ugasił przecież w oazie. Senju usiadł na jakimś wozie jadącym z tyłu całej grupy. Przód zostawił kunoichi z rodu Kaguya, wiedział że w razie czego będzie i tak w stanie szybciej od niej dobiec na miejsce, gdzie będzie potrzebna jego ewentualna pomoc.