Strona 1 z 1
"Powieść Yamiego" pióra Yamiego spisana przez Yamiego
: 10 cze 2018, o 12:18
autor: Yami
Niespodzianka
Misja rangi C 15/30
Yuji Saga
Yuji pozwolił sobie zostać w swojej norze, będąc ukrytym przed oczami kogokolwiek. Przemieszczał się powoli w stronę Sowy, która niczego nie świadoma wodziła wzrokiem po najbliższym otoczeniu. W tym czasie Norio nie zaatakował i on czekał na odpowiedni moment. Moment, który zapewni mu maksymalny efekt. Jeśli jednak taki się nie nadarzy a jeden z jego towarzyszy będzie w poważnym niebezpieczeństwie wyskoczy bez zastanowienia. Mimo iż należał do bandy zbójeckiej dbał o więzi, które pielęgnował do tego czasu.
Taro Akamichi wciąż wirując napierał całym swoim masywnym cielskiem na Małpę, która trzymała się podłoża. Zdawać się mogło, iż tak wielka masa powinna już dawno wypchnąć go na drugą stronę drogi lecz ten wciąż stawiał opór. Solidne pokłady chakry zebrane w stopach pozwoliły uniknąć ślizganiu się o ziemię. Całe ciało, każdy mięsień, włókno musiały krzyczeń za sprawą anormalnego wysiłku jakiemu zostało poddane.
- ORYAAAA.
Członek rodu Akamichich zakrzyknął gwarnie zagrzewając się do boju. Obroty zwiększyły się zaś ziemia pod dwójką walczących zaczęła pękać. W końcu obrona została przełamana. Całe masywne cielsko uderzyło w ninję a ten został ciśnięty na pobliskie drzewo. Plecy uderzyły w pień grubego drzewa. Pojawiły się na nim liczne pęknięcia, które świadczyły o sile zadanego ciosu. Na dodatek uaktywniło to jedną z pułapek przygotowanych przecz czerwonowłosego młodzieńca. Kilka Kunai wystrzeliło z pobliskich krzaków i wbiło się mężczyźnie w podbrzusze.
- Ha jednak ta straż to nic wielkiego.
Akamichi z uśmiechem na ustach powrócił do swojej podstawowej formy i zaczął przygotowywać się do kolejnego ataku...
W pobliżu trzeciego wozu dochodziło do iście piekielnej walki na prędkość między Bezimiennym a chłopcem o krótkich lnianych włosach. Wyśmienita, błyskawiczna szermierka w wykonaniu Kota zatrzymywała się na obronie Bezimiennego. Mimo, że ten zdawał się tobie być bardziej ofensywnym zawodnikiem teraz musiał zejść do defensywy. Zagadkowe cięcia, pełne sztuczek pchnięcia połączone z markowaniem ciosów. Walczył już z podobnymi osobami lecz prędkość podejmowania decyzji i płynność w ruchach była na najwyższym poziomie przez co i on miał problemy. Na jego ciele pojawiały się pierwsze ślady płytkich ran.
- Już, już? Przecież dopiero zaczynamy zabawę a ty już się psujesz? Czemu nic nie mówisz? Boisz się?
Chłopak z każdym pytaniem wymierzał dodatkowe cięcia. Błyskawiczny sztych w pachwinę połączony z kopniakiem, który przechodził w cięcie drugą bronią od dołu. Zamarkowany cios od prawej strony, który został zwieńczony podwójnym pchnięciem, jednym w udo drugim w klatkę piersiową, zaś gdy bezimienny ich uniknął chłopiec wykorzystał pęd i odbił się ręką wymierzając pchnięcie w splot słoneczny. Tego ciosu nie udało się uniknąć. Brat Norio zablokował impet obiema rękoma lecz siła kopnięcia odrzuciła go 2m w powietrze. Był to moment do zadania ciosu lecz chłopak się wstrzymywał.
- Pobaw się ze mną jeszcze. Co?
W tym czasie Sowa, która stała na ziemi odezwała się. Głos był melodyjny, miękki i wysoki. Dodatkowo wskazywał na spokój jakby wszystko dokładnie według jej planu. Jedna z czwórki walczących była kobietą.
- Hokuto. - Poleciła krótko.
Mężczyzna w masie psa rozłożył dłonie niczym w modlitwie. Jego ciało spowiły iskry, których dźwięk i blask rozniósł się po okolicy. Kumulacja złowieszczej energii nie trwałą długo. Mężczyzna posłał dwie błyskawice, które po łukach pomknęły w kierunku krzaków w których znajdował się Norio. Ten z cmoknął z niezadowoleniem i uskoczył do bok cudem unikając zabójczych błyskawic. Szybko sięgnął do torby i cisną w stronę Sowy i Psa po dwóch kunai'ach. Atak niewielkich rozmiarów ale jego celem było skupienie na nich uwagi stojącej przy drugim wozie pary wojowników. To był znak. Znak, którego Yuji wyczekiwał. Pędził wewnątrz ziemi w kierunku kobiety, której wzrok skupiony był na broni.
- Żałosna próba. - wycedziła krótko.
Jej katanę spowiła gęsta chakra. Przechyliła się do lewego boku aby uniknąć lecącej broni. Lecz w tym czasie Yuji, który znajdował się tuż przy niej, gdzie miał ją na wyciągnięcie ręki, jego zwierzyna uciekała lecz nie na długo. Jeszcze odrobinę, jeszcze trochę a pokaże światu swoją sztukę. Jednak to on stał się ofiarą. Trzymana w prawej ręce Sowy katana pomknęła w kierunku chłopaka, który znajdował się pod ziemią. Bez żadnych problemów wbiła się w ubitą ziemię i po samą gardę zagłębiła się w drodze, tam gdzie znajdował się Yuji. Dziesięć centymetrów stali nasączonej chakrą wiatru wbiła się tuż pod prawym obojczykiem. Rana nie była krytyczna lecz jeśli walka będzie się ciągnąć z upływająca z ciała krew odbierze mu wszelkie siły. Jeśli broń trafiłaby lewą stronę, walka byłaby już przekreślona.
- Z piątki została już trójka.
Kobieta powstrzymała natarcie samozwańczego Boga.
Pies widząc wybiegającego Norio złączył dłonie. Wtedy też dwie pędzące błyskawice złączyły się w jedną przyjmując kształt Smoka. Ten wydał przerażający ryk i z wielką prędkością pomknął w kierunku Norio. Ten nie miał gdzie się schować. Uniknięcie techniki graniczyło z cudem, wówczas wykorzystał doświadczenie i zaatakował Sowę, która pozbyła się swojej broni. Smoka zaś popędził za nim, a co za tym idzie również i w towarzyszkę Psa...
Taro Akimichi widząc do czego dochodziło postawił pierwszy krok w kierunku towarzyszy aby możliwie szybko wesprzeć ich w walce. To co zdawało się być jedynie formalnością przerodziło się w morderczą walkę. Wyciągnął on rękę w kierunku Psa zaś ta zaczęła szybko się powiększać i mknąć w stronę oponenta, który skupił się na ich przywódcy. Lecz i ten atak został powstrzymany. Gruby Metalowy kij wbił się w ramię Akimichi. Ta szybko wróciła do swoich oryginalnych kształtów zaś Taro z jęknięciem wyrwał broń. Czerwona struga popłynęła z rany.
-Walczysz ze mną.
Małpa stał pod drzewem. Maska jego pękła ukazując zakrwawioną lecz spokojną twarz. Mężczyzna po 40 miał kanciastą twarz pełną szram. Postawił pierwszy krok, potem kolejny i nagle zaczął biec w kierunku Akimichiego...
Bezimienny znajdował się w powietrzu. Całkowicie zdominowany przez młodziutkiego, szalonego chłopca. Zaczęła gotować się w nim krew. Tyle treningów, tyle upokorzeń, tyle wyrzeczeń i bólu. To wszystko miało przegrać z jakimś dzieciakiem? Zacisnął mocniej zęby. niewielka stróżka krwi wypłynęła z dziąseł. Zaczął ogarniać go olbrzymi gniew. I ten ujrzał światło dzienne pod niecodziennym kształtem. Niewielka część twarzy pociemniała zaś lewe oko przybrało ciemną barwę. Rany na jego ciele zaczęły się goić. Wylądował i z impetem odbił się od ziemi, zaś ta popękała od włożonej siły. Blondyn nie uniknął ciosu w klatkę piersiową. Głośny trzask kości rozległ się po okolicy...