Dlaczego żadna przygoda Akarui'ego związana z jakimś świętem czy festiwalem nie może się skończyć dobrze? Pozytywnie? Czemu nie ma szczęśliwego zakończenia? Podczas Festiwalu Radości stracił ojca. Medyk uważał go za swojego bohatera. To on uczył go sztuki Iryojutsu, pomagał w rozwoju. I nagle, ni stąd ni zowąd, został zamordowany przez jednego z Hoozukich. Przez Turniej Piaskowych Filarów dorobił się kontuzji, która mogła zakończyć jego karierę jako shinobi. Stracił bardzo wiele i nic nie było pewne. Jego duch prawie umarł. Esencja wszystkiego, co w nim pozytywne. Koronacja Cesarza Morskich Klifów zaczęła łamać jego wiarę w siebie i swoje umiejętności. To tam źle wyleczona niedoszła samobójczyni zmarła, niedostatecznie wyleczona przez medyka. A jej zgon niósł ze sobą wiele więcej żalu i problemów, niż na początku się spodziewał. A tutaj? Kami no Hikage to jedna, wielka, jeszcze krwawiąca blizna, w której sam Antykreator cały czas dłubie brudnym patykiem.
Ech, dziwne myśli chodzą człowiekowi po głowie, gdy wykonuje mechanicznie wyuczone czynności. Jak teraz, gdy dość ciasno oplatał bandażem od jednego z medyków opatrunek na klatce piersiowej Nikusui. Usłyszał podziękowania, które wyrwały go z jego przemyśleń. Uśmiechnął się do niej szeroko i ciepło, mówiąc: - Nie dziękuj, to moja praca. Zamiast tego wolałbym w końcu poznać Twoje imię, wiesz? Moje na pewno słyszałaś po ucieczce z placu, Akarui. Dziewczyna próbowała wstać, przy czym oczywiście asystował i dodał od siebie: - Słuchaj, to nie jest zwykła rana. Mocno rozorało Ci klatkę piersiową. Pod żadnym pozorem nie możesz się teraz drastycznie ruszać. Na Twoim miejscu nawet nie rozkładałbym szerzej rąk, bo ledwo zaleczona tkanka się zerwie i będzie problem, rozumiesz?
W międzyczasie również dużo się działo. Wrócił Shiga, który po wszystkim chciał pogadać z Akarui'em. Port był chwilowo bezpieczny, ale statków brak. Te się znalazły, jednak pojawił się kolejny problem. Należały do floty Cesarstwa. Gdyby tego wszystkiego było mało, pojawiło się największe zagrożenie. Kabuto wrócił. Szedł w kierunku portu, a do jednego marionetkowego anioła dołączył drugi. Zaczęła zbierać się ekipa mająca powstrzymać ten horror. Jakżeby inaczej, jako pierwszy wybiegł Shiga, co było raczej oczywiste. Kolejnym był Kenshi, nadal ubrany w płaszcz Shiro Ryu. Skoro szalony mnich już na miejscu, to nie mogło tam zabraknąć i Chise. Swoją drogą, to chyba nie jest tylko przyjaźń, mając w pamięci tą romantyczną scenę sprzed paru chwil... Dziewczyna nie powinna teraz walczyć, ale czy medyk może ją powstrzymać? Kolejna młoda dama wybiegła w kierunku strasznego przeciwnika, a była to już czwarta osoba. I piąty. Znikąd pojawił się sam Pusty. Akarui słyszał większość rozmów. Już wszyscy wiedzieli, że będą walczyć z marionetkarzem i jego śmiercionośnymi narzędziami. Ktoś nawet wspomniał, że po drugiej stronie również przydałby się członek klanu Ayatsuri. W takiej chwili medyk mógł podjąć tylko jedną decyzję. Tylko ona była logiczna i racjonalna. Przymknął oczy, powoli wciągnął powietrze nosem i jeszcze wolniej wypuścił ustami. Zwrócił się ostatni raz do jasnowłosej: - Gdyby coś się działo, gdybyś źle się poczuła, trzymaj się blisko niego - wskazał palcem na medytującego mnicha na wozie i kontynuował - to Hanzo, najbardziej utalentowany medyk, jakiego w życiu widziałem. Choć sam nic nie widzi, hehe... Musze iść, trzymaj się... Pożegnał się z dziewczyną krótkim uśmiechem i...
...dołączył do ekipy właśnie przechodzącej przez zaraz mającą się zamiar zamknąć bramę na port. Chwycił swój wierny kastet w prawą dłoń, słuchając każdego z osobna i zdobywając kolejne informacje, a potem dzieląc się swoimi: - Właśnie w tym problem, Chise-dono. Nie wiemy gdzie jest ten rdzeń. A nici chakry nie da się ot tak rozerwać czy przeciąć. Siła musi być ogromna, a ostrze pokryte chakrą. Rozejrzałem się po wszystkich, którzy się zgłosili do tej chwalebnej misji. Postanowiłem się w końcu otworzyć. Jeśli mamy pokonać te monstrum, trzeba zdradzić chwilowym sojusznikom trochę więcej. Byle cicho, by Kabuto tego nie usłyszała: - Słuchajcie... Zwykle walczę w zwarciu, ale przeciw takim marionetkom Wasze żywioły i magnetyzm będą bardziej przydatne. Stanę w drugiej linii. Jeśli nagle poczujecie pociągnięcie w moim kierunku, gdzieś w bok, albo nagle dziwnie się wychylicie, by uniknąć ataku, nie opierajcie się. Czasem może zdążę do Was krzyknąć. Jeśli zobaczycie, że któryś anioł albo co innego zaczyna walczyć po naszej stronie, nie przeszkadzajcie. I bardzo Was proszę, by to zostało między nami... Jaką pewność miał Akarui, że obecni sprzymierzeńcy nie zdradzą jego tajemnic? Żadną. Tylko oni byli w stanie zauważyć jego zdolności za zamkniętymi wrotami do portu. Mógł ich tylko poczęstować swoim delikatnym uśmiechem, który po chwili zniknął z twarzy, zamieniając się w powagę dopasowaną do tej sytuacji, nie spuszczając już wzroku z Kabuto...
I nagle przypomniało mu się jeszcze jedno, czy musiał się podzielić: - Poprzednia marionetka-zbroja miała umiejętności klanu Yuki, Hyoton. Musimy założyć najgorszy scenariusz, że oba anioły jak i sam lalkarz również mają ukrte zdolności... Jeśli coś pokażą, a Wy to rozpoznacie, lepiej byłoby się podzielić informacją.