Plac przed pałacem
- Reika
- Martwa postać
- Posty: 2046
- Rejestracja: 15 kwie 2015, o 19:21
- Wiek postaci: 28
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Popatrz na Avatar, a po szczegóły zapraszam do mojej KP <3
- Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie, torba na uzbrojenie przy pasie i dwie katany na plecach
- Link do KP: http://www.shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=245
- Multikonta: Brak
Re: Plac przed pałacem
Razem z Mishimą opuścili ogrody pałacu i skierowali się w stronę placu, gdzie już zmierzały całe masy ludzi, aby na własne oczy zobaczyć zaprzysiężenie i koronację Pierwszego Cesarza Wysp. Reika już miała ponownie skorzystać z Henge no Jutsu, kiedy zobaczyła na dachach łuczników z przygotowanymi łukami i jarzącymi się na czerwono ślepiami. Ranmaru czuwali, zaś w tłumie kręcili się strażnicy, pilnując porządku i bezpieczeństwa.
- Nie użyję Henge. - Zwróciła się cicho do Mishimy. - Co prawda ostrzegłam o tym Eri i Hideo, ale nie wszyscy mogą zostać o tym poinformowani, więc nie będę ryzykować. Aktywna chakra ściągnie na mnie gorszą uwagę, niż normalnie. Lepiej, żeby nie celowali do mnie z łuków.
Po tych słowach naciągnęła tylko głębiej kaptur jasnej peleryny, żeby maksymalnie ukryć twarz i jednocześnie móc patrzeć, gdzie idzie, gdy tylko lekko uniesie głowę. Ponownie chwyciła Mishimę za rękę, żeby tłum ich nie rozdzielił, po czym zaczęli lawirować między ludźmi, kierując się jak najbliżej podestu. Reika chciała mieć dobry widok na całą uroczystość, dlatego też dobrze będzie podejść bliżej. Dotarcie do przodu nie było trudne, ponieważ ludzie dopiero zaczynali się schodzić i można było spokojnie znaleźć sobie odpowiednie miejsce, żeby wszystko dobrze widzieć, dlatego też Blondynka po chwili zatrzymała się i rozejrzała, czy to aby dobre miejsce. W tym momencie jej uwagę przykuło grube, białe futro, które było tu tak nie na miejscu, że aż dziwne. Czyżby ktoś był gorszym zmarzluchem niż ona sama? Niemożliwe! Zaczęła uważnie przyglądać się mężczyźnie, ubranemu w tą grubą kufajkę i aż zachłysnęła się powietrzem, gdy go rozpoznała.
- Widzę jednego z moich przyjaciół. - Zwróciła się do Mishimy z uśmiechem. - Też jest z pustyni.
I poprowadziła ukochanego w stronę młodzieńca w białym futrze. Nie widziała go może z rok i dobrze było ponownie się spotkać i zamienić parę słów. W sumie mieli z Mishimą jeszcze jedną, wspólną rzecz poza mieszkaniem na pustyni. Obaj skorzystali z medycznych umiejętności Reiki, pozbywając się blizn, których nie chcieli nosić. Tak więc podeszli bliżej, a Blondynka pomiziała lekko białe futro na rękawie, uśmiechając się przy tym figlarnie.
- Niezłe futerko, Ichirou. - Odezwała się cicho, unosząc delikatnie kaptur, żeby pokazać na chwilę twarz. - Nie sądziłam, że ktoś może być gorszym zmarzluchem ode mnie.
Sama miała na sobie tylko kimono oraz beżową pelerynę z szerokim i głębokim kapturem, pod którym mogła się chociaż trochę maskować. Mishima zaś miał na sobie elegancki strój ze skórzaną zbroją. Zanim to wszystko się zacznie, wypadałoby jeszcze przedstawić sobie panów, żeby mogli nawiązać kontakt, skoro już tu razem się zebrali.
- Mishima, to jest Ichirou. - Dokonała prezentacji. - Ichirou, to jest Mishima.
W sumie to trzymała Mishimę za rękę, więc Sabaku mógł sobie dopowiedzieć to i owo na temat tego, kim dla siebie byli. Tak czy inaczej, na pogaduszki przyjdzie jeszcze czas, chyba że będą to robić dyskretnie, żeby nie zakłócać uroczystości, która już po chwili się rozpoczęła, rozbrzmiewając piękną melodią. Reika uważnie śledziła całą sytuację, przyglądając się prowadzonemu na szarfach mężczyźnie, niczym więźniu na łańcuchach. Czyżby to miał być ten Cesarz? Nie widziała jego twarzy, ponieważ tak jak ona, miał zaciągnięty na twarz kaptur jasnej peleryny, zarzucony na czarny mundur. Zmarszczyła brwi i ścisnęła delikatnie dłoń ukochanego, dając mu tym samym odczuć, że zaintrygowało ją to co widzi. Na przód wystąpiła czwórka ludzi, którzy zapewne byli Liderami obecnych rodów, tylko że Cesarstwo składało się z pięciu klanów, a Liderem Yuki był przecież Natsume. Gdzie był teraz? Czyżby oddał tytuł Cesarzowi, który stał się głównym reprezentantem lodowego klanu? A może coś się stało? Niee, przecież Eri i Hideo by jej o tym powiedzieli. W tym momencie Blondynce coś tu poważnie nie pasowało, ale starała się skupić na tym, co było mówione. Każdy z Liderów przemówił, dodając coś od siebie na temat tego co przeżyli i jak się zjednoczyli. To była naprawdę budująca mowa, jednak teraz przyszła pora na poznanie tego, kim był Cesarz.
- Coś mi tu nie pasuje. - Powiedziała zarówno do Ichirou, jak i do Mishimy. - Natsume jako Lider Yukich powinien stać z pozostałą czwórką. Gdzie on jest? Czyżby oddał władzę nad klanem Cesarzowi?
Nawet przez myśl jej nie przeszło, że odpowiedź na to pytanie może być tak oczywista i tak niesamowicie nieprawdopodobna, ale o tym miała się dopiero dowiedzieć.
- Nie użyję Henge. - Zwróciła się cicho do Mishimy. - Co prawda ostrzegłam o tym Eri i Hideo, ale nie wszyscy mogą zostać o tym poinformowani, więc nie będę ryzykować. Aktywna chakra ściągnie na mnie gorszą uwagę, niż normalnie. Lepiej, żeby nie celowali do mnie z łuków.
Po tych słowach naciągnęła tylko głębiej kaptur jasnej peleryny, żeby maksymalnie ukryć twarz i jednocześnie móc patrzeć, gdzie idzie, gdy tylko lekko uniesie głowę. Ponownie chwyciła Mishimę za rękę, żeby tłum ich nie rozdzielił, po czym zaczęli lawirować między ludźmi, kierując się jak najbliżej podestu. Reika chciała mieć dobry widok na całą uroczystość, dlatego też dobrze będzie podejść bliżej. Dotarcie do przodu nie było trudne, ponieważ ludzie dopiero zaczynali się schodzić i można było spokojnie znaleźć sobie odpowiednie miejsce, żeby wszystko dobrze widzieć, dlatego też Blondynka po chwili zatrzymała się i rozejrzała, czy to aby dobre miejsce. W tym momencie jej uwagę przykuło grube, białe futro, które było tu tak nie na miejscu, że aż dziwne. Czyżby ktoś był gorszym zmarzluchem niż ona sama? Niemożliwe! Zaczęła uważnie przyglądać się mężczyźnie, ubranemu w tą grubą kufajkę i aż zachłysnęła się powietrzem, gdy go rozpoznała.
- Widzę jednego z moich przyjaciół. - Zwróciła się do Mishimy z uśmiechem. - Też jest z pustyni.
I poprowadziła ukochanego w stronę młodzieńca w białym futrze. Nie widziała go może z rok i dobrze było ponownie się spotkać i zamienić parę słów. W sumie mieli z Mishimą jeszcze jedną, wspólną rzecz poza mieszkaniem na pustyni. Obaj skorzystali z medycznych umiejętności Reiki, pozbywając się blizn, których nie chcieli nosić. Tak więc podeszli bliżej, a Blondynka pomiziała lekko białe futro na rękawie, uśmiechając się przy tym figlarnie.
- Niezłe futerko, Ichirou. - Odezwała się cicho, unosząc delikatnie kaptur, żeby pokazać na chwilę twarz. - Nie sądziłam, że ktoś może być gorszym zmarzluchem ode mnie.
Sama miała na sobie tylko kimono oraz beżową pelerynę z szerokim i głębokim kapturem, pod którym mogła się chociaż trochę maskować. Mishima zaś miał na sobie elegancki strój ze skórzaną zbroją. Zanim to wszystko się zacznie, wypadałoby jeszcze przedstawić sobie panów, żeby mogli nawiązać kontakt, skoro już tu razem się zebrali.
- Mishima, to jest Ichirou. - Dokonała prezentacji. - Ichirou, to jest Mishima.
W sumie to trzymała Mishimę za rękę, więc Sabaku mógł sobie dopowiedzieć to i owo na temat tego, kim dla siebie byli. Tak czy inaczej, na pogaduszki przyjdzie jeszcze czas, chyba że będą to robić dyskretnie, żeby nie zakłócać uroczystości, która już po chwili się rozpoczęła, rozbrzmiewając piękną melodią. Reika uważnie śledziła całą sytuację, przyglądając się prowadzonemu na szarfach mężczyźnie, niczym więźniu na łańcuchach. Czyżby to miał być ten Cesarz? Nie widziała jego twarzy, ponieważ tak jak ona, miał zaciągnięty na twarz kaptur jasnej peleryny, zarzucony na czarny mundur. Zmarszczyła brwi i ścisnęła delikatnie dłoń ukochanego, dając mu tym samym odczuć, że zaintrygowało ją to co widzi. Na przód wystąpiła czwórka ludzi, którzy zapewne byli Liderami obecnych rodów, tylko że Cesarstwo składało się z pięciu klanów, a Liderem Yuki był przecież Natsume. Gdzie był teraz? Czyżby oddał tytuł Cesarzowi, który stał się głównym reprezentantem lodowego klanu? A może coś się stało? Niee, przecież Eri i Hideo by jej o tym powiedzieli. W tym momencie Blondynce coś tu poważnie nie pasowało, ale starała się skupić na tym, co było mówione. Każdy z Liderów przemówił, dodając coś od siebie na temat tego co przeżyli i jak się zjednoczyli. To była naprawdę budująca mowa, jednak teraz przyszła pora na poznanie tego, kim był Cesarz.
- Coś mi tu nie pasuje. - Powiedziała zarówno do Ichirou, jak i do Mishimy. - Natsume jako Lider Yukich powinien stać z pozostałą czwórką. Gdzie on jest? Czyżby oddał władzę nad klanem Cesarzowi?
Nawet przez myśl jej nie przeszło, że odpowiedź na to pytanie może być tak oczywista i tak niesamowicie nieprawdopodobna, ale o tym miała się dopiero dowiedzieć.
0 x


|| Karta Postaci || Pieniądze || Punkty Historii || Głos ||
Re: Plac przed pałacem
Cofnijmy się na krótki momencik w czasie, do momentu w którym stali przy tablicy i Shinji wspomniał o ogłoszeniu głoszącym koronacje cesarza. Swoją drogą ktoś odwalił kawał dobrej roboty, bo pełno tego było wszędzie. Niewykluczone że mijali takowe wcześniej, ale zwykły nawyk, odruch - jak zwał tak zwał - pokierował Shinji'ego akurat do tablicy z ogłoszeniami. To właśnie w tym miejscu można było się dowiedzieć wszystkiego co wartościowe o wydarzeniach w okolicy. Drugim takim miejscem były przeróżne przybytki w którym nie szczędzono alkoholu, ale czy dziwi że nie zaciągnął tam Chise? Wywodziła się z dobrego domu i tak naprawdę nie wiedział na ile może sobie pozwolić. Miał robić za jej opiekuna i wypadałoby odprowadzić ją całą i zdrową zamiast rozpijać w karczmach i uczyć tej sielanki, którą przeżywał na co dzień. Czy nie brzmi to trochę głupio? On kierujący się jakimiś morałami? A podobno nie miał kija w dupie, jednak coś sprawiało że zachowywał się przynajmniej na ten moment nieco poważniej niż zwykł - Nie wspominałem ci o tym po co tu podróżuję co? Powiedzmy, że ta cała koronacja to jedynie przyjemny dodatek dobrze być w końcu oczami i uszami Katsumi. - chwilkę spauzował tak by Chise powiązała wymienione imie z osoba o której mowa. Nie uważał jej za głupią i nie tak należy to odbierać. Ot zrobił to ciężko powiedzieć czemu - Tak dobrze myślisz. Mowa o liderce. Powiedzmy, że nie przepadamy za sobą, a ja zamiast ruszyć zdać jej raport zabawiałem się wyciągając interesujące mnie fakty od jegomościa, który nastąpił mi na odcisk podczas obrony muru - Shijimy. To jego tropem tutaj ruszyłem co może się wydawać dziwne, ale ciekawi mnie choć jeśli dojdzie do spotkania może być gorąco. - zniżył głos jeszcze bardziej - Chyba mnie nie lubi. - podrapał się chwilę po głowie - Kogóż ja tam miałem okazję poznać. Jakiś Kei i Hayami, samurajowie. - roześmiał się - Ryzykowałem zdzieleniem kijem, ale wszystko dobrze rozegrałem. - tak to nieco podniesienie jego ego przez Chise, która rzuciła luźnym komplementem. Aż nie wiedział co na to odpowiedzieć przez pojawiła się chwila pauzy podczas, której myślał. Z jednej strony zgadzał się z tym co powiedziała. Oj naprawdę nie chcieli stanąć mu na drodze. Był doskonale świadom tego do czego był zdolny. Zamiast odpowiedzieć bezpośrednio zdecydował się na pociągnięcie dziewczyny za język - Tak myślisz? Co prawda skłamałbym twierdząc, że nie jestem całkiem wprawnym wojownikiem, ale chyba cesarstwo powinno posiadać coś ciekawego z zanadrzu. Skrycie liczę, że może trafi się jakiś Senju. Cudowna byłaby możliwość upokorzenia takowego na oczach publiczności - tak... zdecydowanie się zamarzył. Na tyle, że zanim się zorientował byli na placu i resztę już znacie. Powróćmy więc do teraźniejszości czyli zdawania bezpośredniej relacji z wydarzenia. Wydane zostało polecenie zachowania ciszy to też musiał mocno przybliżyć się w kierunku dziewczyny tak, że niemal stykali się głowami. Z tej odległości miał bezpośredni dostęp do ucha - Będę mówił szeptem bo jeszcze nas wyproszą - poczekał aż faktycznie zacznie się coś dziać i zaczął swoją relację - Pojawiła się czwórka ludzi, którzy wyglądają na mnichów, oprócz nich czwórka shinobi chyba są kimś ważnym. No i jest jeszcze stosunkowo młody jegomość ubrany w czarny mundur, ciężko go opisać. Dużo guzików, wygląda naprawdę dobrze. Tył ciągnie się aż do linii kolan rozdzielając się po środku na dwie części. Ma na sobie także jakiś biały płaszcz zasłaniający twarz, chyba chcą to zrobić z przytupem. Wygląda na to, że mają zamiar poddać go jakiejś ceremonii. Przed nimi znajduje się coś na wzór drewnianego kloca... - i tutaj się zatrzymał przygryzając mocniej wargę - Wybacz chyba nigdy nie byłem zbyt dobry w opisywaniu czegoś. - faktycznie miał poczucie, że mógłby to wszystko znacznie lepiej opisać. Pocieszał się na duchu, że przynajmniej się starał jak i nie musiał tego tak naprawdę zrobić. Chise chyba nie oczekiwała po nim tego co teraz robił, a jednak potrafiła wydobyć z niego chyba tą lepszą cząstkę, która tak długo pozostawała zakopana pod warstwami dokładanymi wraz z każdą bitwą, każdym trupem którego musiał "wyprodukować" na swojej drodze. To była wada drogi która obrał. Człowiek powoli zatracał coś takiego jak prawdziwe emocje i by je z siebie wykrzesać potrzebował mocnych doznań jak tam w hotelu "Marmur", gdzie potrafiły mimo wszystko wyjść na powierzchnię zupełnie jakby był niewinnym barankiem przez całe swoje życie. Chciał kontynuować, ale nie było sensu. Jedynie by zagłuszał to co Chise doskonale słyszała. Czekał i czekał samemu przetwarzając to co zasłyszał. Żadnych rewelacji jedynie rzucił krótkie - Swoją drogą dobrze się zabezpieczyli. Łuczników na dachach tyle, że ciężko to zliczyć. - ot po tym nastąpiła kolejna cisza przerywana przez słowa wypowiadane przez wysoko postawione osobistości wiodące prym w całej ceremonii - Oho coś zaczyna się dziać. Rozsunęli się, a mężczyzna ubrany w ten mundur i płaszcz przesunął się do przodu po czym przyklęknął. Nie ma już chyba wątpliwości że to on będzie cesarzem. Własnie dłonie ma związane szarfą i każdy mnich trzyma za jedną z końcówek. - przyszła mu do głowy głupkowata myśl - A co jeśli tak naprawdę składają jakieś ofiary z ludzi? - zaśmiał się w duchu. Wiedział, że to głupie i pewnie parsknąłby śmiechem przeszkadzając wszystkim dookoła, ale powstrzymał się ze względu na Chise jak i czystą wrodzoną ciekawość. Wyrzucenie z placu było chyba ostatnią rzeczą, której chciał doświadczyć w tym momencie. Nie po to przebijali się przez te tłumy by nie zobaczyć całej ceremonii...
0 x
- Akarui
- Postać porzucona
- Posty: 1567
- Rejestracja: 8 cze 2017, o 01:03
- Krótki wygląd: Jak na avku brązowy płaszcz z kożuszkiem - mamy zimę! ;)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?p=54569#p54569
Re: Plac przed pałacem
Cóż, spóźnił się. Ale przecież nie mógł przejść obojętnie obok tego dziadka w porcie, któremu złamała się obręcz w kole wozu? Musiał pomóc mu w zbieraniu towarów i w naprawie! Oczywiście z uśmiechem na ustach. Taka pomoc zawsze w jakiś sposób się opłaci, tym razem kawałkiem pieczonej rybki.
Po lekkiej przekąsce udał się razem z innymi podróżującymi prosto na plac przed pałacem w Hanamurze. Całe wydarzenie zapowiadało się wielce ciekawie. Wyspy chciały się odseparować od kontynentu, uznać swoją wspólnotę za wystarczającą, ale jednak otwartą na kontakt. Zapraszali wszystkich do wspólnego świętowania i radości ze zgody i jedności, jaka miała zapanować w Morskich Klifach pod panowaniem jednego człowieka. Od dziś zwanego Cesarzem. Czyż to nie piękna, wyniosła nazwa?
Pięknie też prezentowali się wszelkiej maści strażnicy całego miasta jak i stolicy. Akarui dostrzegł parę różnych uniformów, z czego najrzadsze były białe stroje. Z kolejnych ciekawostek zasłyszanych w tłumie dowiedział się, że jest to Gwardia samego cesarza, zwana dalej Dywizją Duchów. Mmm, aż palce lizać! Lepiej się stosować gwałtownych ruchów! Im bliżej byli wejścia na plac przed pałacem, tym robiło się ciszej. Chyba się zaczęło. Zanim jeszcze medyk przeszedł przez bramę, do jego uszu dotarła piękna melodia, od razu wpadająca w ucho. Spokojna, harmonijna, która miała się stać hymnem cesarstwa.
W końcu medyk dotarł na plac razem z tłumem i z pewnej odległości widział co się dzieje na podeście pod samym pałacem. Stali już tam jacyś mnisi i inni ludzie, wśród nich młody mężczyzna w czarnym mundurze i białym płaszczu. To musiał być on, najbardziej wyróżniająca się osoba na scenie. Gdy muzyka ucichła, czworo ludzi wyszło przed szereg, by zacząć swoje przemowy. Było wzniośle i epicko, a gdy Akarui się rozejrzał, widział w oczach niektórych mieszkańców wysp prawdziwe łzy szczęścia. Może na serio tego potrzebowali? No nic, czekajmy na dalszy ciąg tej prezentacji.
Po lekkiej przekąsce udał się razem z innymi podróżującymi prosto na plac przed pałacem w Hanamurze. Całe wydarzenie zapowiadało się wielce ciekawie. Wyspy chciały się odseparować od kontynentu, uznać swoją wspólnotę za wystarczającą, ale jednak otwartą na kontakt. Zapraszali wszystkich do wspólnego świętowania i radości ze zgody i jedności, jaka miała zapanować w Morskich Klifach pod panowaniem jednego człowieka. Od dziś zwanego Cesarzem. Czyż to nie piękna, wyniosła nazwa?
Pięknie też prezentowali się wszelkiej maści strażnicy całego miasta jak i stolicy. Akarui dostrzegł parę różnych uniformów, z czego najrzadsze były białe stroje. Z kolejnych ciekawostek zasłyszanych w tłumie dowiedział się, że jest to Gwardia samego cesarza, zwana dalej Dywizją Duchów. Mmm, aż palce lizać! Lepiej się stosować gwałtownych ruchów! Im bliżej byli wejścia na plac przed pałacem, tym robiło się ciszej. Chyba się zaczęło. Zanim jeszcze medyk przeszedł przez bramę, do jego uszu dotarła piękna melodia, od razu wpadająca w ucho. Spokojna, harmonijna, która miała się stać hymnem cesarstwa.
W końcu medyk dotarł na plac razem z tłumem i z pewnej odległości widział co się dzieje na podeście pod samym pałacem. Stali już tam jacyś mnisi i inni ludzie, wśród nich młody mężczyzna w czarnym mundurze i białym płaszczu. To musiał być on, najbardziej wyróżniająca się osoba na scenie. Gdy muzyka ucichła, czworo ludzi wyszło przed szereg, by zacząć swoje przemowy. Było wzniośle i epicko, a gdy Akarui się rozejrzał, widział w oczach niektórych mieszkańców wysp prawdziwe łzy szczęścia. Może na serio tego potrzebowali? No nic, czekajmy na dalszy ciąg tej prezentacji.
0 x
MOWA
- Hayami Akodo
- Posty: 1277
- Rejestracja: 20 sie 2017, o 15:45
- Wiek postaci: 26
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: https://imgur.com/a/9wDbR
- po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego,
plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców
- długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą
- blizna na prawej nodze po walce pod Murem - Widoczny ekwipunek: - włócznia yari
- katana
- plecak - Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4011
- Multikonta: brak
- Aktualna postać: Hayami Akodo
Re: Plac przed pałacem
Zaraz po tym, jak pożegnał Sagisę, ruszył na plac przed pałacem, gdzie - jak go poinformowano - miało się odbyć całe to wydarzenie. Po drodze zastanawiał się, jaka tak właściwie łączy ich relacja? Czym dla siebie są? Z jednej strony wychowywali się razem pod jednym dachem, spędzili ze sobą wiele lat, godzin i dni, zdążyli się serdecznie zaprzyjaźnić, a nawet w sobie zakochać. No właśnie...z drugiej strony był w niej serdecznie zakochany i gdy wyszła na jaw sprawa z Kazuo, zaproponował jej, że zostanie ojcem jej syna lub córki. Westchnął głęboko. Mijał ludzi, zamyślony, nie zwracał uwagi na otoczenie i piękne być może budynki, nie wiedział nawet, jaka jest pogoda. Czy w tej sytuacji ma uważać się za jej partnera? Chłopaka? Ukochanego? Youjimbou strzegącego swojej ciężarnej pani i jej dziecka? Westchnął.
Gdybym tylko wiedział, jak mam to rozumieć...
Zdjął z siebie płaszcz i przewiązał go sobie w pasie, wzdychając. Czerwono-biało-niebieskie ubrania zamigotały pełną gamą kolorów, jasny grot yari migotał dumnie w lekkich blaskach niepewnego słońca.
Trochę się spóźnił, ale i tak zdążył na czas - akurat dotarł na miejsce w chwili, kiedy wprowadzano ową dziwną, biało-czarną postać na scenę, a sędziwy lider - rybolud, budzący w chłopaku co najmniej zaskoczenie, zaczął przemawiać. Młody samuraj szybko zajął odpowiednie miejsce, to znaczy wmieszał się w tłum i stanął pod innym drzew. Dostrzegł wielkich shinobi z Krwawego Pokolenia; z tego, co słyszał podczas podróży, zostało ich już tylko trzech. Kto by pomyślał...Miał nadzieję, że on, Kei i Shijima też nie zostaną tylko w trójkę po tym, jak ten świat się zmieni.
Wciąż mimo wszystko identyfikował ich jako członków swojego teamu, swoich przyjaciół, choć pożegnanie w hotelu było...cokolwiek skomplikowane.
Życie nigdy nie było łatwe, Hayami.
Pełna patosu, ale i lekkości muzyka sprawiła, że delikatnie się uśmiechnął. Przywodziła ona na myśl kwiaty wiśni - łagodne, piękne, ale kiedy trzeba, wytrzymalsze niż niejedna inna roślina. Zaśmiał się cicho. Słuchał uważnie przemowy liderów; na kobietach zatrzymał przez dłuższą chwilę zatrzymał spojrzenie, a potem przeniósł się na nieznajomego mężczyznę i na tego kogoś, kto klęczał. Czy to miał być nowy cesarz? Wyglądał...intrygująco w tym mundurze i płaszczu. Rozejrzał się wokół; udało mu się dostrzec także wielu innych shinobi, ale dwoma szczególnie się zainteresował. Jeden z nich wyróżniał się poprzez futro, które miał na sobie - domyślał się po dość...charakterystycznej urodzie, że musi być to Ichirou Asahi, sławny przedstawiciel rodu Sabaku. Dzięki temu, że walczył pod Atsui po stronie Sabaku, zasłyszał o nim to i owo; obił mu się też o uszy niejaki Murai. Jeżeli Ichirou-sama był tutaj (o ile to rzeczywiście był on, bo mógł to równie dobrze być ktoś inny), to pewnie był tu też ten drugi...a trzecim był chyba jakiś Natsume Yuki?
Zresztą...Machnął na to ręką, próbując się skupić na tym, co się działo wokół. W sumie z jednej strony żałował, że nie zabrał jej ze sobą i będzie musiał o tym jej opowiedzieć, a z drugiej odczuwał ulgę. Zbyt wiele uwagi by na siebie zwracała.
W pewnym momencie uwaga złotookiego samuraja rozproszyła się, gdyż dostrzegł Keia i Shijimę. Uśmiechnął się szeroko; przyjemnie było zobaczyć znajome twarze, nie być samemu w tłumie. Obiecał sobie, że podejdzie później do owego Sabaku i towarzyszących mu dwojga ludzi, a sam ruszył w ich kierunku.
-Yo!-zawołał wesoło. Żaden z nich się nie zmienił: Shijima wciąż był tą samą otchłanią, mrokiem, demonicznym spokojem królowej idącej w kierunku nowego jutra, a Kei...Kei był po prostu Keiem. Dla niego nie szukał żadnych określeń, w końcu tak prosty i szlachetny pasterz, jak on, nie potrzebował wykwintnych określeń.
-Dobrze was tutaj widzieć. Trochę już wody upłynęło, ale nic się nie zmieniliście...Opowiecie mi, co tam u was dobrego się zdarzyło? U mnie się trochę pozmieniało...
Wprawdzie usłyszał końcówkę wypowiedzi Shijimy, coś jak "głodnemu chleb na myśli", ale wolał tego nie komentować. Dla dobra swojego i swojej chwilowej niewinności.
Gdybym tylko wiedział, jak mam to rozumieć...
Zdjął z siebie płaszcz i przewiązał go sobie w pasie, wzdychając. Czerwono-biało-niebieskie ubrania zamigotały pełną gamą kolorów, jasny grot yari migotał dumnie w lekkich blaskach niepewnego słońca.
Trochę się spóźnił, ale i tak zdążył na czas - akurat dotarł na miejsce w chwili, kiedy wprowadzano ową dziwną, biało-czarną postać na scenę, a sędziwy lider - rybolud, budzący w chłopaku co najmniej zaskoczenie, zaczął przemawiać. Młody samuraj szybko zajął odpowiednie miejsce, to znaczy wmieszał się w tłum i stanął pod innym drzew. Dostrzegł wielkich shinobi z Krwawego Pokolenia; z tego, co słyszał podczas podróży, zostało ich już tylko trzech. Kto by pomyślał...Miał nadzieję, że on, Kei i Shijima też nie zostaną tylko w trójkę po tym, jak ten świat się zmieni.
Wciąż mimo wszystko identyfikował ich jako członków swojego teamu, swoich przyjaciół, choć pożegnanie w hotelu było...cokolwiek skomplikowane.
Życie nigdy nie było łatwe, Hayami.
Pełna patosu, ale i lekkości muzyka sprawiła, że delikatnie się uśmiechnął. Przywodziła ona na myśl kwiaty wiśni - łagodne, piękne, ale kiedy trzeba, wytrzymalsze niż niejedna inna roślina. Zaśmiał się cicho. Słuchał uważnie przemowy liderów; na kobietach zatrzymał przez dłuższą chwilę zatrzymał spojrzenie, a potem przeniósł się na nieznajomego mężczyznę i na tego kogoś, kto klęczał. Czy to miał być nowy cesarz? Wyglądał...intrygująco w tym mundurze i płaszczu. Rozejrzał się wokół; udało mu się dostrzec także wielu innych shinobi, ale dwoma szczególnie się zainteresował. Jeden z nich wyróżniał się poprzez futro, które miał na sobie - domyślał się po dość...charakterystycznej urodzie, że musi być to Ichirou Asahi, sławny przedstawiciel rodu Sabaku. Dzięki temu, że walczył pod Atsui po stronie Sabaku, zasłyszał o nim to i owo; obił mu się też o uszy niejaki Murai. Jeżeli Ichirou-sama był tutaj (o ile to rzeczywiście był on, bo mógł to równie dobrze być ktoś inny), to pewnie był tu też ten drugi...a trzecim był chyba jakiś Natsume Yuki?
Zresztą...Machnął na to ręką, próbując się skupić na tym, co się działo wokół. W sumie z jednej strony żałował, że nie zabrał jej ze sobą i będzie musiał o tym jej opowiedzieć, a z drugiej odczuwał ulgę. Zbyt wiele uwagi by na siebie zwracała.
W pewnym momencie uwaga złotookiego samuraja rozproszyła się, gdyż dostrzegł Keia i Shijimę. Uśmiechnął się szeroko; przyjemnie było zobaczyć znajome twarze, nie być samemu w tłumie. Obiecał sobie, że podejdzie później do owego Sabaku i towarzyszących mu dwojga ludzi, a sam ruszył w ich kierunku.
-Yo!-zawołał wesoło. Żaden z nich się nie zmienił: Shijima wciąż był tą samą otchłanią, mrokiem, demonicznym spokojem królowej idącej w kierunku nowego jutra, a Kei...Kei był po prostu Keiem. Dla niego nie szukał żadnych określeń, w końcu tak prosty i szlachetny pasterz, jak on, nie potrzebował wykwintnych określeń.
-Dobrze was tutaj widzieć. Trochę już wody upłynęło, ale nic się nie zmieniliście...Opowiecie mi, co tam u was dobrego się zdarzyło? U mnie się trochę pozmieniało...
Wprawdzie usłyszał końcówkę wypowiedzi Shijimy, coś jak "głodnemu chleb na myśli", ale wolał tego nie komentować. Dla dobra swojego i swojej chwilowej niewinności.
0 x
Re: Plac przed pałacem
No patrzcie, kto by pomyślał, że przy Chise Shinji z łobuza zamieni się z przykładnego opiekuna? Mimo iż byli praktycznie rówieśnikami, to chłopak aż zbyt poważnie podszedł do roli opiekuna.. Przynajmniej jak na razie. Może z czasem pozwoli sobie na niego więcej swobody, zresztą Chise nie wydawała się być niezadowolona z jego opieki, wręcz przeciwnie. Chłopak był uroczym towarzyszem.
Rozmowa spod tablicy przeciągnęła się na drogę. Chise z zainteresowaniem słuchała chłopaka, zwłaszcza że pojawiły się znajome imiona. Shijima, Seinaru, których znała pośrednio z opowiadań, oraz Hayami, którego znała przecież osobiście. Ba, częściowo z jego powodu tu była, a raczej z powodu jego słów. Zachęcił ją do spróbowania się w walkach, a to była idealna okazja.
Uśmiechnęła się zadziornie, ale zdążyli w tym czasie dojść do placu, gdzie musieli przecisnąć się przez tłum. Później jednak mogła odpowiedzieć mu, zanim zaczęła się koronacja.
- Nie lubi cię? Dlaczego? - zapytała nieco zdziwiona - Dziwne. No patrz, a Hayami wypowiadał się o tobie i o nim w superlatywach - zaśmiała się lekko, przekrzywiając głowę w bok. Była ciekawa jego reakcji na to, że już go zna i nawet rozmawiała.. Właśnie o nim! O nich! A jeszcze to nie był koniec. Została jeszcze kwestia jego siły. Dziewczyna położyła palec na brodzie nieco teatralnym gestem i postukała parę razy.
- No wiesz.. Nie twierdzę że nie będzie innych silnych jednostek.. Ale ile z nich może się pochwalić zabiciem olbrzymiego węża i dowodzeniem całego oddziału? - rozłożyła szeroko ręce - Fakty i sława powinny mówić same za siebie, prawda? - oj byle nie za dużo tej słodkości, bo się zorientuje, że coś jest w tym nie tak. Dziewczyna wyolbrzymiała jego sławę i specjalnie wywoływała zasługi, by był do niej lepiej nastawiony, ale na dobrą sprawę nikogo nie okłamywała. Był zasłużony, pytanie jednak czy na tyle by go go tak wychwalać?
Odsunęła włosy za ucho, dziś wyjątkowo rozpuszczone i przechyliła nieco głowę by kuzyn mógł łatwiej jej szeptać na ucho. Słuchała z zainteresowaniem, próbując to sobie wizualizować. Uścisnęła lekko Shinjego za przedramię.
- Świetnie ci idzie - szepnęła - Powiedź mi więcej jak to wygląda. Co robią? Coś jest niezwykłego? - dopytała się delikatnie. Była naprawdę zainteresowana i chciała go zachęcić. Mówił dobrze, ale za bardzo skupiał się na szczegółach, a za mało na ogólnie.
Zaraz jednak nie mieli czasu na opisy, bo zaczęli mówić. Piękna przemowa, motywacyjna i przybliżająca motywy powstania cesarstwa i historię wysp. Czy była wyjątkowa? Nie dla niej na pewno. Klan Uchiha także doświadczał wielu wojen i bitw, wyniszczając walk z Senju. Pokój jaki teraz utrzymywali był kruchy jak lilia która rozsypała się po ściśnięciu w dłoni. Kto wie jak długo potrwa?
Może to co robili to była dobra droga, która ich wzmocni, jak mówili i utrzyma pokój. Może. Ale kto to wiedział? Większa siła równie dobrze może doprowadzić do zaniepokojenia ościennych sił i stworzenia sojuszu przeciwnemu im.
Ha, być może właśnie byli świadkiem czegoś więcej niż koronacji.
Po przemówieniach zapadła chwila ciszy, a Shinji opowiadał co się dzieje. Słysząc jego kolejny komentarz parsknęła śmiechem, niemal natychmiast zasłaniając usta dłońmi.
- Tak, trup będzie najlepszym spoiwem - niemal się dusiła, nie mogąc się roześmiać, ramiona trzęsły się jej niekontrolowanie od wstrzymywanego, niemal wariackiego chichotu - Ukoronują jego odciętą głowę. To się nazywa zwrot akcji - zagryzała usta do bólu, próbując się opanować, ale była na skraju wybuchnięcia na cały głos śmiechem.
- Przepraszam, nie mogę się opanować - wykrztusiła, a w oczach zaczęły pojawiać się łzy. To się chyba nazywa głupawka, prawda? Tym bardziej chciało się jej śmiać im większa cisza panowała dookoła.
Rozmowa spod tablicy przeciągnęła się na drogę. Chise z zainteresowaniem słuchała chłopaka, zwłaszcza że pojawiły się znajome imiona. Shijima, Seinaru, których znała pośrednio z opowiadań, oraz Hayami, którego znała przecież osobiście. Ba, częściowo z jego powodu tu była, a raczej z powodu jego słów. Zachęcił ją do spróbowania się w walkach, a to była idealna okazja.
Uśmiechnęła się zadziornie, ale zdążyli w tym czasie dojść do placu, gdzie musieli przecisnąć się przez tłum. Później jednak mogła odpowiedzieć mu, zanim zaczęła się koronacja.
- Nie lubi cię? Dlaczego? - zapytała nieco zdziwiona - Dziwne. No patrz, a Hayami wypowiadał się o tobie i o nim w superlatywach - zaśmiała się lekko, przekrzywiając głowę w bok. Była ciekawa jego reakcji na to, że już go zna i nawet rozmawiała.. Właśnie o nim! O nich! A jeszcze to nie był koniec. Została jeszcze kwestia jego siły. Dziewczyna położyła palec na brodzie nieco teatralnym gestem i postukała parę razy.
- No wiesz.. Nie twierdzę że nie będzie innych silnych jednostek.. Ale ile z nich może się pochwalić zabiciem olbrzymiego węża i dowodzeniem całego oddziału? - rozłożyła szeroko ręce - Fakty i sława powinny mówić same za siebie, prawda? - oj byle nie za dużo tej słodkości, bo się zorientuje, że coś jest w tym nie tak. Dziewczyna wyolbrzymiała jego sławę i specjalnie wywoływała zasługi, by był do niej lepiej nastawiony, ale na dobrą sprawę nikogo nie okłamywała. Był zasłużony, pytanie jednak czy na tyle by go go tak wychwalać?
Odsunęła włosy za ucho, dziś wyjątkowo rozpuszczone i przechyliła nieco głowę by kuzyn mógł łatwiej jej szeptać na ucho. Słuchała z zainteresowaniem, próbując to sobie wizualizować. Uścisnęła lekko Shinjego za przedramię.
- Świetnie ci idzie - szepnęła - Powiedź mi więcej jak to wygląda. Co robią? Coś jest niezwykłego? - dopytała się delikatnie. Była naprawdę zainteresowana i chciała go zachęcić. Mówił dobrze, ale za bardzo skupiał się na szczegółach, a za mało na ogólnie.
Zaraz jednak nie mieli czasu na opisy, bo zaczęli mówić. Piękna przemowa, motywacyjna i przybliżająca motywy powstania cesarstwa i historię wysp. Czy była wyjątkowa? Nie dla niej na pewno. Klan Uchiha także doświadczał wielu wojen i bitw, wyniszczając walk z Senju. Pokój jaki teraz utrzymywali był kruchy jak lilia która rozsypała się po ściśnięciu w dłoni. Kto wie jak długo potrwa?
Może to co robili to była dobra droga, która ich wzmocni, jak mówili i utrzyma pokój. Może. Ale kto to wiedział? Większa siła równie dobrze może doprowadzić do zaniepokojenia ościennych sił i stworzenia sojuszu przeciwnemu im.
Ha, być może właśnie byli świadkiem czegoś więcej niż koronacji.
Po przemówieniach zapadła chwila ciszy, a Shinji opowiadał co się dzieje. Słysząc jego kolejny komentarz parsknęła śmiechem, niemal natychmiast zasłaniając usta dłońmi.
- Tak, trup będzie najlepszym spoiwem - niemal się dusiła, nie mogąc się roześmiać, ramiona trzęsły się jej niekontrolowanie od wstrzymywanego, niemal wariackiego chichotu - Ukoronują jego odciętą głowę. To się nazywa zwrot akcji - zagryzała usta do bólu, próbując się opanować, ale była na skraju wybuchnięcia na cały głos śmiechem.
- Przepraszam, nie mogę się opanować - wykrztusiła, a w oczach zaczęły pojawiać się łzy. To się chyba nazywa głupawka, prawda? Tym bardziej chciało się jej śmiać im większa cisza panowała dookoła.
0 x
- Ichirou
- Posty: 4094
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: https://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Plac przed pałacem
Kolejne drobne ziarenka zwane sekundami przesypywały się leniwie w klepsydrze czasu, a reprezentant skąpanej w słońcu krainy jak stał, tak stałej dalej. Znudzony. Nic bowiem specjalnego się nie działo, przynajmniej na ten moment. Ludzie dalej się zbierali i właściwie to tyle. Ot, nieciekawe wyczekiwanie w zagęszczającej się chmarze ludzi, którą stojący na dachach łucznicy mogliby w ciągu chwili krwawo przerzedzić. No tak, trudno, by jego dość spostrzegawcze, bursztynowe oczy nie dostrzegły wszędobylskich służb porządkowych. Zorganizowane z rozmachem, ogólnoświatowe przedsięwzięcie tego typu wymagało odpowiednich działań, mających na celu zapewnienie bezpieczeństwa. Tylko czy na pewno bezpieczeństwa? Równie dobrze mogła to być pułapka - bardzo śmiałe, a raczej głupie wypowiedzenie wojny całemu kontynentowi. Festyn na miarę festynów z przeszłości.
Z nieróbstwa podpadającego już pod marazm wyrwało go mizianie po rękawie futra. Jego sława sięgała aż na krańce świata? Jakaś niunia chciała go poderwać? Nie! To była dawna znajoma, którą ostatni raz widział na pustyni już ładny kawałek czasu temu. Świat niby taki rozległy, a jednocześnie tak mały. Najwyraźniej nie tylko on był zainteresowaniem powstaniem tego całego cesarstwa.
Uśmiechnął się lekko na powitanie. Taa, z tym futrem to się z pewnością wyróżniał z tłumu.
- Och, jest tu po prostu cieplej niż myślałem, Rei-chan. Spodziewałem się skutej lodem krainy, a nie... takiego czegoś. - W tym momencie rozłożył teatralnie ręce na boki, jakby odnosząc się całego otoczenia i panującego tu klimatu. Nie było tu lodu ani śniegu. Jedynie cholerna, wszędobylska mgła, która przysłaniała bardziej odległe widoki.
Oho, blondwłosa kunoichi nie była tutaj sama. Na festyn przybyła z kompanem, a właściwie to z... partnerem? No, no, ktoś tu przez ostatni rok nie próżnował. Władca piasku skinął nieznacznie głową nowo poznanemu osobnikowi i uważniej mu się przyjrzał przez jakieś dwie sekundy.
- Co was tu sprowadza? Czyżby podróż poślubna? - Zapytał półżartem, a niedługo później zwrócił uwagę na główne przedstawienie, które chyba się zaczęło. Na podest wyszli shinobi, prawdopodobnie liderzy oraz jacyś mnisi, kapłani, czy cholera wie kto. Prowadzili oni jakiegoś nieszczęśnika. Albo raczej szczęśliwca. Przecież to była koronacja, a nie publiczna egzekucja.
Na komentarz Reiki wzruszył bezradnie ramionami. Wiedział tyle co ona, a może nawet jeszcze mniej.
- Nie mówili, że na początku ma być jakiś teatrzyk - mruknął z przekąsem, nie rozumiejąc, co tutaj tak właściwie się odwala. Chyba pochodził ze zbyt odległych stron, by rozumieć tutejsze zwyczaje. Z czym tak miał właściwie do czynienia? Ze spektaklem? Z jakąś mistyczną szopką? Z tradycją ludową?
Z trudem powstrzymywał krzywy uśmiech, będący reakcją na aktualne widowisko. Jeszcze by został posądzony o hipokryzję lub o zniewagę majestatu, czy coś. Zachowywał się więc poważnie na tyle, na ile można było być poważnym w obliczu takiej dziwnej scenki, która właśnie odbywała się na oczach tłumów.
Z nieróbstwa podpadającego już pod marazm wyrwało go mizianie po rękawie futra. Jego sława sięgała aż na krańce świata? Jakaś niunia chciała go poderwać? Nie! To była dawna znajoma, którą ostatni raz widział na pustyni już ładny kawałek czasu temu. Świat niby taki rozległy, a jednocześnie tak mały. Najwyraźniej nie tylko on był zainteresowaniem powstaniem tego całego cesarstwa.
Uśmiechnął się lekko na powitanie. Taa, z tym futrem to się z pewnością wyróżniał z tłumu.
- Och, jest tu po prostu cieplej niż myślałem, Rei-chan. Spodziewałem się skutej lodem krainy, a nie... takiego czegoś. - W tym momencie rozłożył teatralnie ręce na boki, jakby odnosząc się całego otoczenia i panującego tu klimatu. Nie było tu lodu ani śniegu. Jedynie cholerna, wszędobylska mgła, która przysłaniała bardziej odległe widoki.
Oho, blondwłosa kunoichi nie była tutaj sama. Na festyn przybyła z kompanem, a właściwie to z... partnerem? No, no, ktoś tu przez ostatni rok nie próżnował. Władca piasku skinął nieznacznie głową nowo poznanemu osobnikowi i uważniej mu się przyjrzał przez jakieś dwie sekundy.
- Co was tu sprowadza? Czyżby podróż poślubna? - Zapytał półżartem, a niedługo później zwrócił uwagę na główne przedstawienie, które chyba się zaczęło. Na podest wyszli shinobi, prawdopodobnie liderzy oraz jacyś mnisi, kapłani, czy cholera wie kto. Prowadzili oni jakiegoś nieszczęśnika. Albo raczej szczęśliwca. Przecież to była koronacja, a nie publiczna egzekucja.
Na komentarz Reiki wzruszył bezradnie ramionami. Wiedział tyle co ona, a może nawet jeszcze mniej.
- Nie mówili, że na początku ma być jakiś teatrzyk - mruknął z przekąsem, nie rozumiejąc, co tutaj tak właściwie się odwala. Chyba pochodził ze zbyt odległych stron, by rozumieć tutejsze zwyczaje. Z czym tak miał właściwie do czynienia? Ze spektaklem? Z jakąś mistyczną szopką? Z tradycją ludową?
Z trudem powstrzymywał krzywy uśmiech, będący reakcją na aktualne widowisko. Jeszcze by został posądzony o hipokryzję lub o zniewagę majestatu, czy coś. Zachowywał się więc poważnie na tyle, na ile można było być poważnym w obliczu takiej dziwnej scenki, która właśnie odbywała się na oczach tłumów.
0 x
- Nikusui
- Gracz nieobecny
- Posty: 1028
- Rejestracja: 17 kwie 2015, o 12:58
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, długie włosy, część z nich zapleciona w cztery warkocze - https://i.imgur.com/W0LDdj1.jpg; żółto-zielone oczy; jasna cera
- Widoczny ekwipunek: Bicz przymocowany przy prawym biodrze; torba nad lewym pośladkiem; kabura na broń na prawym udzie
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=283
- Multikonta: Sayuri
Re: Plac przed pałacem
Szła tam, gdzie ją nogi niosły. A może inaczej, w pewnym momencie po prostu za tłumem. W końcu miało mieć dzisiaj wzniosłe wydarzenie i sama zapewne chętnie chciała się przekonać, któż też taki miał być tym całym władcą. Rządziła nią czysta ciekawość, nic więcej. I ta sama ciekawość pchała ją dalej, przebijając się gdzieś przez tłum, przez co dochodziło do niej co drugie, może trzecie słowo. Zaczynał dawać o sobie nieco przydługi płaszcz, który dostała jeszcze od strażników Inuzuka wracając z ostatniej misji. Nie jej rozmiar, ale czymże tu wzgardzić?
Jak przez grubą ścianę dochodził do niej sens tych wszystkich słów. Nie należała do zbyt wysokich, nawet mimo obcasów, a chciała lepiej dojrzeć, któż też kryje się pod tym zakapturzeniem. Jej białe brwi się zmarszczyły i ku jej niezadowoleniu, nie potrafiła rozpoznać nikogo w tych szatach. W dodatku tak dziwnie spętanego jakimiś szarfami. Przyznać jednak trzeba było, że wyglądało to dość niecodziennie. Może tu mają takie zwyczaje? Gdyby nie jej dość wysoka pewność siebie, to poczułaby się niczym dziewczynka z pobliskiej, biednej wioski, kompletnie nieobeznana w sytuacji. Tak jednak nie było, więc pozostało jej czekać, puszczając gdzieś drugim uchem wzniosłe mowy, jakimi obdarzali tłum Liderzy. Tych przecież nie mogło tu zabraknąć. Tyle, że coś jej nie grała. Czwórka? A przedstawiciel Rodu Yuki? Zniknął? A może to on kryje się pod tym zakapturzeniem?
Mimowolnie, podczas swoich przemyśleń, postawiła kolejny krok nieco w bok, ale coś ją zahamowało. Na tyle niespodziewanie, że zamiast po prostu się zatrzymać, odwróciła się gwałtownie, poszukując przyczyny tego zdarzenia. Przed oczyma śmignął jej jedynie jakiś dzieciak, który najwidoczniej przydepnął jej przydługi płaszcz.
- Cholera. - syknęła pod nosem, pochylając się i jakby przysuwając do siebie materiał wierzchniego odzienia bliżej, próbując zapobiec kolejnej takiej sytuacji. Gdzieś tylko zlustrowała spojrzenie, dość nieprzyjemne, starszej babeczki, która najwidoczniej niesamowicie wsłuchana była w to, co mówią Liderzy, a słowo, które wypadło z ust białowłosej, widocznie było zbyt soczyste, jak na taką okazję. W sumie to część z nich patrzyła na to, co się działo, jak na szanse lepszych czasów. Owszem, było takie prawdopodobieństwo, był to dla nich wszystkich zapewne ogromny krok, ale Nikusui nie do końca wierzyła, że rządy jednego człowieka i to prawdopodobnie przedstawiciela jednego z klanów, będą niosły same pozytywy. Tam gdzie władza, zawsze były problemy. Chociaż, na dobrą sprawę, młoda Ryukata też nie wiedziała jeszcze, jaką rolę dokładniej będą pełnić pozostali Liderzy. O ile rzeczywiście jej przemyślenia się urzeczywistnią. Kto wie, może prawda jest taka, że Lidera Yuki tu nie ma, bo się pod tym wszystkim nie podpisuje?
Zadzierając głowę nieco wyżej, Nikusui pozwoliła, by czarny kaptur zsunął się z jej głowy i wylądował na plecach. Odruchowo założyła kosmyk białych włosów za ucho i pewnie nieco wtapiając się w tłum, wsłuchiwała się w ciąg dalszy, nie narażając się na kolejne "pouczające" spojrzenia staruszek.
Jak przez grubą ścianę dochodził do niej sens tych wszystkich słów. Nie należała do zbyt wysokich, nawet mimo obcasów, a chciała lepiej dojrzeć, któż też kryje się pod tym zakapturzeniem. Jej białe brwi się zmarszczyły i ku jej niezadowoleniu, nie potrafiła rozpoznać nikogo w tych szatach. W dodatku tak dziwnie spętanego jakimiś szarfami. Przyznać jednak trzeba było, że wyglądało to dość niecodziennie. Może tu mają takie zwyczaje? Gdyby nie jej dość wysoka pewność siebie, to poczułaby się niczym dziewczynka z pobliskiej, biednej wioski, kompletnie nieobeznana w sytuacji. Tak jednak nie było, więc pozostało jej czekać, puszczając gdzieś drugim uchem wzniosłe mowy, jakimi obdarzali tłum Liderzy. Tych przecież nie mogło tu zabraknąć. Tyle, że coś jej nie grała. Czwórka? A przedstawiciel Rodu Yuki? Zniknął? A może to on kryje się pod tym zakapturzeniem?
Mimowolnie, podczas swoich przemyśleń, postawiła kolejny krok nieco w bok, ale coś ją zahamowało. Na tyle niespodziewanie, że zamiast po prostu się zatrzymać, odwróciła się gwałtownie, poszukując przyczyny tego zdarzenia. Przed oczyma śmignął jej jedynie jakiś dzieciak, który najwidoczniej przydepnął jej przydługi płaszcz.
- Cholera. - syknęła pod nosem, pochylając się i jakby przysuwając do siebie materiał wierzchniego odzienia bliżej, próbując zapobiec kolejnej takiej sytuacji. Gdzieś tylko zlustrowała spojrzenie, dość nieprzyjemne, starszej babeczki, która najwidoczniej niesamowicie wsłuchana była w to, co mówią Liderzy, a słowo, które wypadło z ust białowłosej, widocznie było zbyt soczyste, jak na taką okazję. W sumie to część z nich patrzyła na to, co się działo, jak na szanse lepszych czasów. Owszem, było takie prawdopodobieństwo, był to dla nich wszystkich zapewne ogromny krok, ale Nikusui nie do końca wierzyła, że rządy jednego człowieka i to prawdopodobnie przedstawiciela jednego z klanów, będą niosły same pozytywy. Tam gdzie władza, zawsze były problemy. Chociaż, na dobrą sprawę, młoda Ryukata też nie wiedziała jeszcze, jaką rolę dokładniej będą pełnić pozostali Liderzy. O ile rzeczywiście jej przemyślenia się urzeczywistnią. Kto wie, może prawda jest taka, że Lidera Yuki tu nie ma, bo się pod tym wszystkim nie podpisuje?
Zadzierając głowę nieco wyżej, Nikusui pozwoliła, by czarny kaptur zsunął się z jej głowy i wylądował na plecach. Odruchowo założyła kosmyk białych włosów za ucho i pewnie nieco wtapiając się w tłum, wsłuchiwała się w ciąg dalszy, nie narażając się na kolejne "pouczające" spojrzenia staruszek.
0 x

"W życiu licz na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze."
Re: Plac przed pałacem
Rozmowa zaczęła się powoli rozkręcać tocząc swoim naturalnym rytmem. Przestawał powoli kontrolować jej przebieg bo i dziewczyna zdołała się rozkręcić - Cóż długo by opowiadać... Liderka nie lubi mnie przez moją samowolkę. Może teraz zachowuję się aż nazbyt profesjonalnie, ale jestem raczej typem lekkoducha, który idzie tam gdzie wiatr go zawieje. Powiedzmy, że Katsumi nie spodobało się to co robiłem obskakując wszystkie konflikty zbrojne jakie miały miejsce bez jej wiedzy. Dostałem srogi opierdol i nieco się opanowałem racząc ją informacjami o swoich poczynaniach - tak... to było chyba wystarczające wyjaśnienie jego relacji z liderką klanu, gdzie ostatnim słowem, które cisnęło się na usta było to oznaczające, przyjaźń, dobro. Nie można było ich chyba zaliczyć do bycia wrogami bo już dawno straciłby głowię, albo został wygnany z klanu. Nie... to była zwykła nieprzychylność, a z jego strony także żal, że nie potrafiła docenić takiej perełki pod jej skrzydłami nagradzając awansem jakichś lamusów, a go dalej trzymając na pieprzonym Doko. Już dawno przegonił Akoraito i zbliżał się nawet do Sentokiego, a tkwił na zwykłym zadupiu pod względem prestiżu jako shinobi. Plus taki, że przynajmniej sława zdążyła te formalności dawno przegonić i może Katsumi pójdzie po rozum do głowy przy ich następnym spotkaniu. Świetnie się złożyło, że akurat organizują turniej. Jeśli zdołałby go wygrać to ta suka musiałaby uznać jego kompetencja i awansować. Nie było po prostu innej opcji - W kwestii Shijimy i mnie... cóż... by to w pełni pojąć należy wziąć pod uwagę także moje nietypowe hobby. Widzisz jestem niesamowicie ciekawską osobą i zawsze dostaję to czego chcę. Nie ważne czy muszę iść po trupach czy nie. Jestem trochę jak taka kosa, która nie chce się stępić na kamieniu i zamiast tego po prostu go przecina. - zatrzymał się na moment w celu zyskania pewności czy Chise nadąża za tym co jej mówi. Spory natłok informacji, nawet on miałby problem a co dopiero niewiasta bez odpowiedniego przeszkolenia. Nie mógł w końcu wiedzieć, że także jest shinobi. Gdyby stała na chociaż odrobinę zbliżonym do jego poziomie nie potrzebowała by tej całej eskorty o którą go poproszono. Nie wiedział w jak wielkim był błędzie... od Chise zależało czy będzie go z niego wyprowadzać, czy spotka się z jeszcze większym zaskoczeniem podczas walk na arenie - No dobra, ale można zapytać co to ma wspólnego z Shijimą? Dostrzegłem, że coś głęboko dusi i kupiło mnie to na tyle, że po prostu musiałem z niego wydusić co tak głęboko skrywał że nawet swoim przyjaciołom nie chciał tego powiedzieć. Dotrzymuję jednak słowa i nie powiem ci co to jest. Pogroziłem trochę między innymi ogłaszając, że zabiję całą trójkę. Trochę mieszania w głowie na czym się znam doskonale i ujawnił mi to czego tak bardzo pożądałem. Problem w tym, że zostawiłem za sobą wrak człowieka. Głęboko się to na nim odbiło choć uważam, że to co zrobiłem było dobre. Może tego nie rozumie, ale to dla jego dobra tak napierałem. Duszenie w sobie negatywów nigdy nie jest dobre, a on odnalazł swojego "światło" i zamiast kurczowo się go trzymać najzwyczajniej okłamywał kreując wyidealizowany obraz samego siebie. Polubiłem ciebie to nie będę ukrywał, że nie jestem tak cudowny na jakiego się kreuję. Potrafię zabić dla własnego widzi mi się jeśli tylko uznam, że jest to potrzebne do osiągnięcia wyznaczonego celu i faktycznie rozważałem takową opcję jeśli tylko Shijima by się wyłamał i nie wyznał prawdy. - zatrzymał się na moment by ujrzeć reakcję na twarzy Chise. Co ciekawe była to jedna z nielicznych chwil w których był całkowicie szczery. Nikomu wcześniej nie opowiadał o tamtych wydarzeniach, a tu proszę. Ledwo co poznana dziewczyna i już jej mówi o takich rewelacjach. Zastanawiało go głęboko co sobie o nim pomyśli skoro znała Hayami - Nie muszę chyba mówić, że nikt poza mną i Shijimą, a teraz i toba nie zna prawdy co? Obawiam się, że Shijimę prawda może boleć aż za bardzo. Widzisz mam... nieco pokrętną definicję słowa przyjaźń. Ja mu ją oferowałem chcąc pomóc. Nie zrozumiał. Teraz dostałem od niego list, że jego światło zgasło i tak ciekawski ja podążam jego śladami chcąc zobaczyć jaką obierze ścieżkę bo widzę pewne podobieństwa miedzy nami. W kwestii Hayami... Cóż... Miło to słyszeć co prawda uważam cały ten kodeks samurajski za bzdury bez przełożenia na życie, ale miły z niego chłopak. Coś czuję, że byłbym skłonny go polubić jeśli miałbym okazję choć nie pochwalałby z pewnością moich metod. Zresztą nawet nie wiem jak ty się do tego odnosisz. - no i rozgadał się. Przy okazji zdążył już wyłapać, że wychwalanie jego osoby wręcz ponad skalę było choć odrobinkę sztuczne. Postanowił jednak pominąć ta kwestię, zwłaszcza że rozmowa zaczęła się układać i nie było sensu tego psuć przez czepianie się takich pierdół, które na dodatek do niczego by nie prowadziły. Były miłe dla ucha, a przez jego wygórowane ego trafiały w punkt podnosząc jego samopoczucie przy panience Uchiha. Co warto podkreślić wszystko co mówił było wypowiadane niesłychanie cicho. Nawet jeśli ktoś starałby się ich podsłuchiwać w tłumie to jego szanse na dowiedzenie się o czym mówił były bliskie zeru.
0 x
- Hitsukejin Shiga
- Martwa postać
- Posty: 2743
- Rejestracja: 26 wrz 2017, o 20:12
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: Forteca-san. Po lepszy pogląd kierować się do podpisu.
- Widoczny ekwipunek: Na plecach wypełniony kołczan i torba, z namiotem na torbie. Do tego na jednej ręce kusza, na drugiej pazurzasta rękawica. No i oczywiście zbroja, maska, bandaże i pełen fortecowy ekwipunek.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4164
Re: Plac przed pałacem
Podróż była specyficznym przeżyciem, zarówno dla Shigi, jak i dla Kosuke. Dlaczego, to już pytanie bardziej do potomnych. Albo obecnego na statku kapitana, który wydawał się być naprawdę przechujem, mimo surowego marynarskiego wyglądu. Ot taki urok, kogoś, kto codziennie musi walczyć z falami na morzu. Jegomość był poorany bliznami i bruzdami od stóp do głów, ale nie miał śmiesznych elementów drewnianych jak pręty z drewna wbite zamiast dłoni czy stóp. No nie miał typowego wyglądu pirata, co w sumie zasmuciło trochę Shigę, bo chciał poznać pirata, a jak już wspomniane, poznał kapitana-przechuja. Dlaczego kapitan był przechujem? A no więc właśnie...
Tak czy siak, zeszli wreszcie na ląd. Shiga nie zniósł podróży za dobrze. Cały czas myślał o jednym. O jednej. Płonął w nim żar tysiąca ognistych katonów. Nigdy się tak wcześniej nie czuł. To uczucie było dziwne i abstrakcyjne, ale podobało się Szydze takie śmieszne, łaskoczące uczucie żaru, który rozgrzewał stare kości i mięśnie. Czuł się jak kiedyś, a obecność śmiesznego chłopaka, którego kiedyś uratował, chuj jeden wie dlaczego, pomagał wrócić do starych czasów. Całkowicie opuścić stagnację i powrócić do czasu energicznej świetności, którą nawet shiga kiedyś miał. Czasy dawne, ale jednak obecne, zabawne, prawda? Kto by pomyślał, że Jashinista będacy od sześcdziesięciu lat dwudziestolatkiem poczuje coś tak śmiesznego jak ogniste motyle w brzuszku i będzie odpieprzał jakiś szajs byle tylko podążać za ta, która te motyle wywołała.
-Ej, Kosuke. Nadróbmy piękną przyjaźn, której nie było, bo byłeś gówniarzem, gdy cię uratowałem. W sumie wierz lub nie, ale nie wiem, czy wiesz, że to nie był ratunek. Raczej wypadek. W sumie to chciałem po prostu zabić tych skurwieli, bo mnie irytowali, a jeden z nich zaatakował. A po wszystkim byłem znużony zabijaniem, więc tylko dlatego żyjesz. - Shiga kłamał, wiedział, że Kosuke też wie, że to kłamstwa. Shiga wyraźnie zareagował tylko po to i w ostatnim momencie, by chłopakowi włos z głowy nie spadł. Czy w Jashiniście było coś co kazało mu ratować dzieciaki przed śmiercią? Może nawet ten twardy niedobry Jashinista, który morduje jakby smarował kanapkę dżemem rano - bez zawahania, bez problemu... Ale nie chciał psuć manieryzmu swojej postaci. Teraz musiał znów przyjąć rolę tego złego, strasznego pana, który zabija ludzi jakby walił sobie konia. Rutynowo. Czekaj, co? Wyszło źle. Ale wiadomo, o co chodzi.
NIKT NIE WIE, O CO CI CHODZI, KLOCU. Oh, wróciłeś. TEJ LASECZKI JUŻ NIE MA, TO WRÓCIŁEM. I po chuj, bylo tak cicho bez Ciebie. BO JESTEŚ KLOCEM, KTÓRY NAWET NIE POZNAŁ IMIENIA TEJ DZIEWCZYNY, MIMO, ZE TYLE CZASU Z NIĄ SPEDZIŁEŚ. Sama powiedziala to to ładne o różach, więc może ma troche racji. TA, ALBO DAŁA JUŻ PO DRODZE NA STATKU INNEMU, RŻNĄĆ SIĘ JAK DZIKA, ALE WCZESNIEJ NIE CHCIALA CI ZROBIC SMUTECZKÓW. Ale ty jesteś monotematyczny, misiek. OCH, OCH, OCH PCHAJ MNIE, PCHAJ MOCNO MNIE MÓJ OGIERZE KTÓREGO NIE WIDZĘ, BO JESTEM ŚLEPĄ PIZDĄ. DOJDŹ NA OCZY PLOX. Wiesz, że cię teraz wyciszę?
Shiga skończył... rozmowe ze swoim wewnętrznym Shigą, z którym jedynie się kłócił. Był jeszcze na haju. Czuł dalej radośc po spotkaniu białookiej Chise, pięknookiej Chise. W ogóle pięknej Chise. Miał też tajną broń ukrytą w kimonie. Siedział na przeciwko Kosukę całą podróż. Rozmawiał z nim, nadganiając to, co się działo potem z Kosuke, i to co się działo potem z Szygą. Mieli w sumie sporo latek do nadrobienia, a jeśli Kosuke miał być grzecznym minionem, który wspiera Szygę we wszystkim, to chociaż względnie musieli się polubić. A do tego poznanie się wzajemne było dobre, zwłaszcza, że rozmowa była spoko, A Shiga nie miał natchnienia na to, by rzucac jakieś durne, niecenzuralne teksty o dogłębnym poznawaniu się, chociaż gdyby byl w formie psychicznej to by się takiego szajsu dopuścił.
Shiga odchrzaknął, oczyszczając struny głosowe. Dawno nie śpiewał, ale w sumie śpiewał dość ładnie i lubił śpiewać. Miał dość męski i ładny głos, przynajmniej tak twierdzili inni... poznani ludzie. Czasem mówili, bo nie zawsze tylko mord i syf był na drodze Shigi. Czasem też pojawiały się jakieś drobne relacje. I pojawiały się też drobne komplementy.
-Będę mógł Cię odnaleźć. Odeszłaś przed czasem. Nie mogę się z tym pogodzić, to takie niesprawiedliwe. I wydaje się... I wydaje się, że... Niebo jest tak daleko. I wydaje się... I wydaje się, że... Świat stał się zimny. Teraz, kiedy odeszłaś. Zostawiając kwiaty na twoim grobie. Pokazuję, że nadal mi zależy. Czarne róże i modlitwy. Nie przywrócą tego, co mi odebrano. Dosięgam nieba. I wołam Twoje imię. Gdybym tylko mógł się zamienić. Zrobiłbym to. I wydaje się... I wydaje się, że... Niebo jest tak daleko. I to kłuje. To kłuje, że... Świat stał się taki zimny. Teraz kiedy odeszłaś. Kiedy odeszłaś. Odeszłaś... Dosięgam nieba. I wołam Twoje imię. Błagam, pozwólcie mi się zamienić. Zrobię to. I wydaje się... I wydaje się, że... Niebo jest tak daleko...
Kosuke ładnie śpiewał wraz z nim. Jego głos też był dobry. Pasowali do Siebie just right, śpiewając tak sobie w duecie, na tyle statku. Ciężko było rozruszać Kosuke, może przez... charakter piosenki, którą Szyga wybrał, ale gdy się zebrał, to inni pasażerowie byli dość zachwyceni mocnym, męskim duetem który umilał im podróż. Ale Szy widział, że Kosuke pochmurnieje. W sumie piosenka była bardzo ciężka.
-Nie szukam kłopotów , kłopoty szukają mnie. Tak zawsze było,tak zawsze będzie. Patrze na Ciebie, ty patrzysz na mnie. Nigdy nie widziałem Cię nadchodzącego. Nigdy nie widziałeś mnie. Nie potrafie wytłumaczyć kim jestem. Ponieważ tu niema wymówek, taki chciałem być, nie mam wyrzutów sumienia, nie obchodzi mnie czy w to wierzysz, tu niema wymówek,wybrałem kim chce być. Nie szukam kłopotów, kłopoty szukają mnie. Czy Cię zdezorientowałem ? Ja Cię kurwa wykorzystałem
Dostałem to czego chciałem i co chciałem zrobiłem. Nie zniszczysz mnie,tylko mnie denerwujesz. Siedze tu na szczycie,więc mnie kurwa zrzuć. Nie potrafie wytłumaczyć kim jestem. Ponieważ tu niema wymówek, taki chciałem być, niemam wyrzutów,nie obchodzi mnie czy w to wierzysz, tu niema wymówek,wybrałem kim chce być. Nie szukam kłopotów,kłopoty szukają mnie. Nie potrafie wytłumaczyć kim jestem. Ponieważ tu niema wymówek,taki chciałem być nie mam wyrzutów,nie obchodzi mnie czy w to wierzysz, tu niema wymówek,wybrałem kim chce być. Nie szukam kłopotów, kłopoty szukają mnie! - Zakończyli duet z ostrym pierdolnięciem Szyga i Kosuke. A potem wrócili na tyły statku, gdzie mieli zupełną samotność i prywatność. Kiedy wrócili, Shiga sapał, wyraźnie się zmęczył takim energicznym śpiewaniem. Zbyt dużo wody upłynęło w rzekach i wiosen przeminęło od ostatniego dobrego śpiewania, ale trzeba do tego wrócić. Szyga lubił swój głos. Był ładny, nawet jego zdaniem, a on naprawdę mało co lubił. Wskazał Kosuke miejsce najbardziej w kącie, bo chciał z nim porozmawiać o czymś poufnym.
-Zajebiste co, zwłaszcza zwrotka, w której jest, że nie potrafię wytłumaczyć kim jestem. Muszę cię kiedyś zabrać do innych takich jak Ja, byś ich poznał. Nie mogę i nie chcę na tą chwile powiedzieć nic więcej. Z tego co mówiłeś, trafiłeś do swych braci Kaguya. Kości. Hm. Myślisz, że umiałbyś coś dla mnie zrobić? Jakieś miecze, broń, może... bełty do kuszy? Byłbym ci zajebiście wdzięczny, mój słodki przyjacielu! I na pewno się odwdzięcze w przysżłości. A uwierz mi, przysługa u nieśmiertelnego, który nigdy się nie zestarzeje, to jest coś niebywale wartościowego. Serio. Wiem, że to brzmi jako autoreklama. - Shiga wzruszył ramionami i obdarzył chłopaka ciepłym uśmiechem. Rozmawiał z nim, śpiewał, ale cały czas się go uczył. Studiował go, jak drapieżnik ofiarę. Każdego najmniejszego ruchu, każdego najmniejszego pierdnięcia, jęknięcia, chrząknięcia, kurwa wszystkiego. Musiał wiedzieć o nim wszystko, na wypadek gdyby chłopak zupełnie przypadkiem zmienił się we wroga, gdyby przypadkiem zupełnie znudził się byciem sojusznikiem nieśmiertelnego i stwierdził Chuj ale będzie śmiesznie próbując zabić Jashinistę! Może dostanę w nagrodę od kogoś pogłaskanie po dupię! Ale tak poważnie, Kosuke powinien zdać sobie sprawę, że tak długo jak Shiga nie postanowi odkurwiać jakichś manian, to trzymanie się z nim, już pomijając, że uratował mu życie, może być dla niego pełne profitów i okazji do wzbogacenia się i stania potężniejszym. A Kosuke wyglądał na mądrego chłopaka, opowiedział mu o swoim losie. Szyga cieszył się. Szyga autentycznie cieszył się szczerze, jak jeszcze nigdy dotąd, że uratował... że darował komuś życie w przypływie kaprysu. Może to właśnie są ci nieidealnie idealni? Ludzie wartościowi, dla których warto się postarać i poświęcić, poświęcić jedną ofiarę swojego krwawego Pana... I po prostu nie zabijać, któreś z przykazań Kamisamy tak zakłada przecież. Kosuke opowiedział mu o akcji w burdelu, jeśli to prawda to było zajebiste. Kaguya widząc potrzebująca pomocy dziewczyne ruszył jej z pomocą, a potem być może uratował parę dziewczyn, albo uratuje... Może w kolejnym życiu, może w tym, które uratowało działanie i uczynki Kotsuke. To przeurocze i prze-dobre. Jest duża szansa, że któraś z dziewczyn przypadkowo okaże się bardzo wartościowym człowiekiem, prawowitym idealnie nieidealnym lub nieidealnie idealnym. Zabawne, ale działa to w dwie strony. Chise taka była, na pewno. Jej zapach, jej usta, jej dłonie. Wszystko to było czymś, dla czego Shiga mógłby bez wahania zamordować. Jeśli ktoś by zagrażał Jego Chise, zabijałby bez opamiętania, bez litości. Jak potwór. Chuj, że ona pewnie umie sama o siebie zadbać, to nie jest ważne. Chaos to coś, w czym Shiga był specjalistą. A to chaos może zabijać najlepiej. Bo tam, gdzie nie ma planu, jest przewaga instynktów. A tych, jako łowca, Shiga miał pod dostatkiem. Złapał Kosukę za łapę, po tym jak go najpierw utulił, dziękując mu za burdel i zachowując się zupełnie nie jak Jashinista. Pognał w stronę kapitana.
-Potrzebuję na chwilę górnego pokładu, chce coś wypróbować. Obiecuje, ze będzie widowiskowo. - Kapitan okazał się przechujem, ktory jedyne co powiedział, to że Szygę odjebie i wrzuci do morza, jeśli coś zepsuje się na jego statku, ale tak to droga wolna. Zmienił sobie nawet człowieka do steru i poszedł pooglądać albo popilnować. Szyga z Kosuke po drodze nabrali wody i bardzo mocno polali po pokładzie w jednym miejscu. Shiga stanął na środku i poprosił wszystkich by się odsuneli. Złożył jedną pieczęc, poczuł czakrę w stopach. Poczuł jej piękne kursowanie, jak płynie, niczym krew w żyłach. Ciepla czakra to było coś, co równać się mogło tylko z ciepłą krwią zabijanego człowieka, spływająca po ustach jucha była wspaniałym uczuciem. Kolejna pieczęć, ciepło szło coraz wyżej. Shiga wyobrażał sobie mord, ulubione swoje zajęcie. Przypominał sobie akcje z ćpunami, akcję w dziku, jak mordował, jak zabił na raz tak wielu ludzi... Czuł ciepło idące coraz wyżej, krążyło w jego żyłach, jak małe, słodkie ogniste tornado. Własnie, tornado to coś, czego Shiga potrzebował. Kapitan wiedział, ze chodzi o nową... nową technikę, którą Shi chce wypróbować. Musiał poczuć te ogień, nowo opanowana kontrola czakry musiałabyć top-tier, żeby nie uszkodzić statku. Pomyślał o matce, ojcu, to nic nie dało, ogień nie szedł dalej, doszedł tylko do trzeciej pieczęci, myśląc o zabijaniu oprawców Kosuke. Dostrzegł, że pozytywne emocje mają lepszy efekt i jak myśli o tym, jaki jest zajebisty i potężny, tym po prostu czakra lepiej mu wchodzi, lepiej daje się formować. Ale nie wiedział jak ten fakt, tę zdobytą nową wiedze, wykorzystać. Ludzie na statku czekali na fajerwerki, chyba dosłownie i w przenośni, zastanawiając sie, co Shiga szykuje. Odsuneli się na dobre kilkanaście metrów, a wokół szygi było dużo wody gdyby coś poszło nie tak. Czakra dała się mieszać, ale dalej nie odniósł takiego skutku, jaki planował. Wyglądało to naprawdę... no smutno jeszcze. Brakowało czegoś. (Tutaj wchodzi Uhide, by ukryć efekt...)
Podpierał się kijem, drzewcem włóczni, poruszając się powoli, ostrożnie, badając ludzi. Badając ich twarze, zapach, głos, próbował zrozumieć i poznać wszystkich. Była to bardzo ciekawa zgraja, a było ich multum. Droga z portu na plac długą nie była, ale potem to już było wejście w piekło i istny nieprzenikniony chaos słów, zapachów, ubiorów... pośród których Strzyga i tak bardzo się wyróżniał. I dobrze, taki był cel. Musza go zapamiętać, on odciśnie swoje piętno na piersi świata, jakie by to piętno nie było, to musi dać z siebie wszystko, dać czadu... Nawet jak nie wygra turnieju, musi zostać zapamiętany. W ten sposób może kiedyś zdobędzie okazje poznania kogoś prawdziwie wartościowego. Kogos jeszcze. Jak Chise. A może zdobędzie ją, tylko dla Siebie. Chciałby być tak silny, by nikt i nic nie mogło stanąc na jego drodze. Nawet Bogowie. Zwłaszcza Bogowie. Ci mogli sprawiać najwięcej problemów, gdyby tak chcieć ich się pozbyć... Shiga był zaskoczony, jak nagle wszystko ucichło, stosunkowo. Był zaskoczony tez ilością luków w niego wycelowanych, a gdy ktoś prawdopodobnie dostrzegł, że nie ma aktywnego henge, a to jedynie fikuśne przebranie mające dodać mu animuszu... i pełniące rolę swoją w sposób przykładny, zwracając na niego uwagę wielu osób. Podczas tej całej przemowy i celebracji, było słychać stukanie kija Strzygi, oprócz cichych rozmów. Nie zatrzymał się, by wysłuchać całkowicie. Szukał kogoś znajomego, A kosuke dreptał grzecznie za nim, jak na dobrego przyjaciela przystało. W końcu gdy minął tablicę i wyszedł bardziej na drogę, dostrzegł tą której szukał. Chise. Z kimś była. Ten ktoś całował ją? Nie, szeptał jej do ucha. Shiga odetchnął z ulgą, że nie ma już konkurenta. To znaczy, nie ma jeszcze konkurenta. Ale postanowił podejśc do niej, bo tylko ją znał. A może pozna i jego. Może jest kimś równie ciekawym, co Chise.
-Chodź. - Mruknął do Kosuke, kierując się w stronę Chise. Gdy podszedł do pary Uchiha dośc blisko ukłonił się, dodając skinienie czaszki. - Hana-hime.. - Szepnął, nie chcąc burzyć ciszy, po czym stanął bliżej Uchiha, a dalej od miejsca cyrku, gdzie byli mnisi, wiązanie się, kwieciste przemowy. Chise się wyraźnie śmiała, choć nie miał pojęcia z czego. Umknęło mu to. Czy coś śmiesznego się wydarzyło? Rozejrzał się bardzo nerwowo dookoła, ale nic nie odnalazł, więc uznał, że to pewnie jej towarzysz ją rozbawił. Postanowił wyciągnąć do niego dłoń i uścisnąć ją, jeśli chlopak się odwzajemni tym samym.
-Dzień dobry. Imię to Strzyga. Miło mi cie poznać, widzę, że jesteś znajomym mojej znajomej. To czyni nas prawie znajomymi, interesujący jegomościu. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, bym się do was dołączył i byśmy razem śledzili... dalsze wydarzenia. - Zabawne mogło się wydać to, że Shiga w sumie umyślnie ignorował Kosuke. Czerpał przyjemność z tego, że obecność Kaguya niosącego jego broń i będącego jego cieniem dodawała mu animuszu. Wyglądał jak wielki Pan ze swoim wsparciem. Chłopak też do lichych chucherek nie należał i wyglądał dobrze, w swojej koszuli i reszcie outfitu. Ale to wszystko było zaplanowane, to wszystko było magicznym elementem gry, to wszystko było jedną wielką grą, gdzie trzeba przemykac między pionkami i stać się królem. Król już był, nowy cesarz... Ale może i dla Strzygi znajdzie się tutaj coś ciekawego do robienia, coś co pozwoli znaleźć alternatywę od jashinistycznych zapędów? Jakieś swiatło, światło latarni które pokieruje rozbitka do portu i pozwoli mu znaleźć swoją własną drogę i wlasną potęge... Albo, jak padło wcześniej, po prostu zdobyć serce niewidomej. To też by go ustawiało, bo ona wydawała się wyjątkowa. Gdyby taka osoba jak ona obdarzała go swoim uczuciem... To byłoby osiągnięcie. Tak, byłby niczym Jashin, bo miałby swoją miłująca wyznawczynię! Och, cóż za piękna wizja. Spod czaszki nie było tego widać, ale Shiga się uśmiechnął. Było mu lepiej, że znów widzi Chise. A minął sporo ciekawych ludzi po drodze, miał jednak jasny plan, zamiast samemu podchodzić do kogoś i się łasić, wolał swoim wyglądem sam przykuć czyjąś uwagę do Siebie. Tak, to był dobry plan... Wyglądał w końcu bardzo specyficznie, prawda? Może ktoś uzna, że to wartościowa znajomość może być. I podejdzie do obarczonego ekwipunkiem Kaguyi, Strzygi i dwójki która sobie słodko na uszko szepta. To ciekawy setup, a nowych znajomych nigdy dość, zwłaszcza, że teraz ze Strzygą jak diamentem w koronie stanowili naprawdę kolorową grupę. Ciekawą grupę, do której niechybnie ktoś dołączy. Shiga powstrzymał się na szczęście od smiechu, ale, będąc zupełnie szczerym ze sobą, bawiło go to, że góruje wzrostem i nad Chise i nad jej kolegą i nad Kosuke. Był najwyższy z całej czwórki, tak jak był ciut wyższy od Akashiego. A w tych butach i ubiorze, jego wzrost przekraczał dwa metry. To przez rogi, bo te wystawały właśnie ponad dwa metry...
Tak czy siak, zeszli wreszcie na ląd. Shiga nie zniósł podróży za dobrze. Cały czas myślał o jednym. O jednej. Płonął w nim żar tysiąca ognistych katonów. Nigdy się tak wcześniej nie czuł. To uczucie było dziwne i abstrakcyjne, ale podobało się Szydze takie śmieszne, łaskoczące uczucie żaru, który rozgrzewał stare kości i mięśnie. Czuł się jak kiedyś, a obecność śmiesznego chłopaka, którego kiedyś uratował, chuj jeden wie dlaczego, pomagał wrócić do starych czasów. Całkowicie opuścić stagnację i powrócić do czasu energicznej świetności, którą nawet shiga kiedyś miał. Czasy dawne, ale jednak obecne, zabawne, prawda? Kto by pomyślał, że Jashinista będacy od sześcdziesięciu lat dwudziestolatkiem poczuje coś tak śmiesznego jak ogniste motyle w brzuszku i będzie odpieprzał jakiś szajs byle tylko podążać za ta, która te motyle wywołała.
-Ej, Kosuke. Nadróbmy piękną przyjaźn, której nie było, bo byłeś gówniarzem, gdy cię uratowałem. W sumie wierz lub nie, ale nie wiem, czy wiesz, że to nie był ratunek. Raczej wypadek. W sumie to chciałem po prostu zabić tych skurwieli, bo mnie irytowali, a jeden z nich zaatakował. A po wszystkim byłem znużony zabijaniem, więc tylko dlatego żyjesz. - Shiga kłamał, wiedział, że Kosuke też wie, że to kłamstwa. Shiga wyraźnie zareagował tylko po to i w ostatnim momencie, by chłopakowi włos z głowy nie spadł. Czy w Jashiniście było coś co kazało mu ratować dzieciaki przed śmiercią? Może nawet ten twardy niedobry Jashinista, który morduje jakby smarował kanapkę dżemem rano - bez zawahania, bez problemu... Ale nie chciał psuć manieryzmu swojej postaci. Teraz musiał znów przyjąć rolę tego złego, strasznego pana, który zabija ludzi jakby walił sobie konia. Rutynowo. Czekaj, co? Wyszło źle. Ale wiadomo, o co chodzi.
NIKT NIE WIE, O CO CI CHODZI, KLOCU. Oh, wróciłeś. TEJ LASECZKI JUŻ NIE MA, TO WRÓCIŁEM. I po chuj, bylo tak cicho bez Ciebie. BO JESTEŚ KLOCEM, KTÓRY NAWET NIE POZNAŁ IMIENIA TEJ DZIEWCZYNY, MIMO, ZE TYLE CZASU Z NIĄ SPEDZIŁEŚ. Sama powiedziala to to ładne o różach, więc może ma troche racji. TA, ALBO DAŁA JUŻ PO DRODZE NA STATKU INNEMU, RŻNĄĆ SIĘ JAK DZIKA, ALE WCZESNIEJ NIE CHCIALA CI ZROBIC SMUTECZKÓW. Ale ty jesteś monotematyczny, misiek. OCH, OCH, OCH PCHAJ MNIE, PCHAJ MOCNO MNIE MÓJ OGIERZE KTÓREGO NIE WIDZĘ, BO JESTEM ŚLEPĄ PIZDĄ. DOJDŹ NA OCZY PLOX. Wiesz, że cię teraz wyciszę?
Shiga skończył... rozmowe ze swoim wewnętrznym Shigą, z którym jedynie się kłócił. Był jeszcze na haju. Czuł dalej radośc po spotkaniu białookiej Chise, pięknookiej Chise. W ogóle pięknej Chise. Miał też tajną broń ukrytą w kimonie. Siedział na przeciwko Kosukę całą podróż. Rozmawiał z nim, nadganiając to, co się działo potem z Kosuke, i to co się działo potem z Szygą. Mieli w sumie sporo latek do nadrobienia, a jeśli Kosuke miał być grzecznym minionem, który wspiera Szygę we wszystkim, to chociaż względnie musieli się polubić. A do tego poznanie się wzajemne było dobre, zwłaszcza, że rozmowa była spoko, A Shiga nie miał natchnienia na to, by rzucac jakieś durne, niecenzuralne teksty o dogłębnym poznawaniu się, chociaż gdyby byl w formie psychicznej to by się takiego szajsu dopuścił.
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=BIQK4-9YFW0[/youtube]
-Ej, Kosuke. Pośpiewamy? Ja zacznę, potem wtóruj ze mną. To znaczy, śpiewaj ze mną. Czasem używam słów, ktorych nie do końca znaczenie rozumiem i wychodzę na głupka. Śmieszne, co? Musisz mi opowiedzieć wszystko o Sobie. Dorosłeś. Zmieniłeś się. Śmiesznie widzieć dorosłego mężczyzne, który wyrósł z bachorka którego uratowałem przed mordem jakichś oprychów. Dobra, gotów? Może w kolejnym życiu...Shiga odchrzaknął, oczyszczając struny głosowe. Dawno nie śpiewał, ale w sumie śpiewał dość ładnie i lubił śpiewać. Miał dość męski i ładny głos, przynajmniej tak twierdzili inni... poznani ludzie. Czasem mówili, bo nie zawsze tylko mord i syf był na drodze Shigi. Czasem też pojawiały się jakieś drobne relacje. I pojawiały się też drobne komplementy.
-Będę mógł Cię odnaleźć. Odeszłaś przed czasem. Nie mogę się z tym pogodzić, to takie niesprawiedliwe. I wydaje się... I wydaje się, że... Niebo jest tak daleko. I wydaje się... I wydaje się, że... Świat stał się zimny. Teraz, kiedy odeszłaś. Zostawiając kwiaty na twoim grobie. Pokazuję, że nadal mi zależy. Czarne róże i modlitwy. Nie przywrócą tego, co mi odebrano. Dosięgam nieba. I wołam Twoje imię. Gdybym tylko mógł się zamienić. Zrobiłbym to. I wydaje się... I wydaje się, że... Niebo jest tak daleko. I to kłuje. To kłuje, że... Świat stał się taki zimny. Teraz kiedy odeszłaś. Kiedy odeszłaś. Odeszłaś... Dosięgam nieba. I wołam Twoje imię. Błagam, pozwólcie mi się zamienić. Zrobię to. I wydaje się... I wydaje się, że... Niebo jest tak daleko...
Kosuke ładnie śpiewał wraz z nim. Jego głos też był dobry. Pasowali do Siebie just right, śpiewając tak sobie w duecie, na tyle statku. Ciężko było rozruszać Kosuke, może przez... charakter piosenki, którą Szyga wybrał, ale gdy się zebrał, to inni pasażerowie byli dość zachwyceni mocnym, męskim duetem który umilał im podróż. Ale Szy widział, że Kosuke pochmurnieje. W sumie piosenka była bardzo ciężka.
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=GGEn7pT3mK0[/youtube]
-Co, za kwaśne? To spróbujemy czegoś innego... Gotów? Dawaj od razu ze mną. Słuchaj tekstu. - Szepnął mu w ucho litanie, by teraz nie śpiewał sam, tylko by od razu ogarneli we dwóch. Na szczęście Kosuke był bardzo pojętnym uczniem i chwytał w mig kazdą zwrotkę, jaką mu zacytował Szyga, który musiał, chcąc nie chcąc, robić podwójną robotę, bo musiał też nucić w rytm, klaskać, tupać, tak by jakaś linia melodyczna szła za słowami, których wibracja mogła nie wystarczyć, by to wszystko miało ręce i nogi. Ano i wiedział, że ta piosenka będzie dużo ciekawsza. I śmieszniejsza. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak Kosuke i dla kogoś takiego, jak Shiga. -Nie szukam kłopotów , kłopoty szukają mnie. Tak zawsze było,tak zawsze będzie. Patrze na Ciebie, ty patrzysz na mnie. Nigdy nie widziałem Cię nadchodzącego. Nigdy nie widziałeś mnie. Nie potrafie wytłumaczyć kim jestem. Ponieważ tu niema wymówek, taki chciałem być, nie mam wyrzutów sumienia, nie obchodzi mnie czy w to wierzysz, tu niema wymówek,wybrałem kim chce być. Nie szukam kłopotów, kłopoty szukają mnie. Czy Cię zdezorientowałem ? Ja Cię kurwa wykorzystałem
Dostałem to czego chciałem i co chciałem zrobiłem. Nie zniszczysz mnie,tylko mnie denerwujesz. Siedze tu na szczycie,więc mnie kurwa zrzuć. Nie potrafie wytłumaczyć kim jestem. Ponieważ tu niema wymówek, taki chciałem być, niemam wyrzutów,nie obchodzi mnie czy w to wierzysz, tu niema wymówek,wybrałem kim chce być. Nie szukam kłopotów,kłopoty szukają mnie. Nie potrafie wytłumaczyć kim jestem. Ponieważ tu niema wymówek,taki chciałem być nie mam wyrzutów,nie obchodzi mnie czy w to wierzysz, tu niema wymówek,wybrałem kim chce być. Nie szukam kłopotów, kłopoty szukają mnie! - Zakończyli duet z ostrym pierdolnięciem Szyga i Kosuke. A potem wrócili na tyły statku, gdzie mieli zupełną samotność i prywatność. Kiedy wrócili, Shiga sapał, wyraźnie się zmęczył takim energicznym śpiewaniem. Zbyt dużo wody upłynęło w rzekach i wiosen przeminęło od ostatniego dobrego śpiewania, ale trzeba do tego wrócić. Szyga lubił swój głos. Był ładny, nawet jego zdaniem, a on naprawdę mało co lubił. Wskazał Kosuke miejsce najbardziej w kącie, bo chciał z nim porozmawiać o czymś poufnym.
-Zajebiste co, zwłaszcza zwrotka, w której jest, że nie potrafię wytłumaczyć kim jestem. Muszę cię kiedyś zabrać do innych takich jak Ja, byś ich poznał. Nie mogę i nie chcę na tą chwile powiedzieć nic więcej. Z tego co mówiłeś, trafiłeś do swych braci Kaguya. Kości. Hm. Myślisz, że umiałbyś coś dla mnie zrobić? Jakieś miecze, broń, może... bełty do kuszy? Byłbym ci zajebiście wdzięczny, mój słodki przyjacielu! I na pewno się odwdzięcze w przysżłości. A uwierz mi, przysługa u nieśmiertelnego, który nigdy się nie zestarzeje, to jest coś niebywale wartościowego. Serio. Wiem, że to brzmi jako autoreklama. - Shiga wzruszył ramionami i obdarzył chłopaka ciepłym uśmiechem. Rozmawiał z nim, śpiewał, ale cały czas się go uczył. Studiował go, jak drapieżnik ofiarę. Każdego najmniejszego ruchu, każdego najmniejszego pierdnięcia, jęknięcia, chrząknięcia, kurwa wszystkiego. Musiał wiedzieć o nim wszystko, na wypadek gdyby chłopak zupełnie przypadkiem zmienił się we wroga, gdyby przypadkiem zupełnie znudził się byciem sojusznikiem nieśmiertelnego i stwierdził Chuj ale będzie śmiesznie próbując zabić Jashinistę! Może dostanę w nagrodę od kogoś pogłaskanie po dupię! Ale tak poważnie, Kosuke powinien zdać sobie sprawę, że tak długo jak Shiga nie postanowi odkurwiać jakichś manian, to trzymanie się z nim, już pomijając, że uratował mu życie, może być dla niego pełne profitów i okazji do wzbogacenia się i stania potężniejszym. A Kosuke wyglądał na mądrego chłopaka, opowiedział mu o swoim losie. Szyga cieszył się. Szyga autentycznie cieszył się szczerze, jak jeszcze nigdy dotąd, że uratował... że darował komuś życie w przypływie kaprysu. Może to właśnie są ci nieidealnie idealni? Ludzie wartościowi, dla których warto się postarać i poświęcić, poświęcić jedną ofiarę swojego krwawego Pana... I po prostu nie zabijać, któreś z przykazań Kamisamy tak zakłada przecież. Kosuke opowiedział mu o akcji w burdelu, jeśli to prawda to było zajebiste. Kaguya widząc potrzebująca pomocy dziewczyne ruszył jej z pomocą, a potem być może uratował parę dziewczyn, albo uratuje... Może w kolejnym życiu, może w tym, które uratowało działanie i uczynki Kotsuke. To przeurocze i prze-dobre. Jest duża szansa, że któraś z dziewczyn przypadkowo okaże się bardzo wartościowym człowiekiem, prawowitym idealnie nieidealnym lub nieidealnie idealnym. Zabawne, ale działa to w dwie strony. Chise taka była, na pewno. Jej zapach, jej usta, jej dłonie. Wszystko to było czymś, dla czego Shiga mógłby bez wahania zamordować. Jeśli ktoś by zagrażał Jego Chise, zabijałby bez opamiętania, bez litości. Jak potwór. Chuj, że ona pewnie umie sama o siebie zadbać, to nie jest ważne. Chaos to coś, w czym Shiga był specjalistą. A to chaos może zabijać najlepiej. Bo tam, gdzie nie ma planu, jest przewaga instynktów. A tych, jako łowca, Shiga miał pod dostatkiem. Złapał Kosukę za łapę, po tym jak go najpierw utulił, dziękując mu za burdel i zachowując się zupełnie nie jak Jashinista. Pognał w stronę kapitana.
-Potrzebuję na chwilę górnego pokładu, chce coś wypróbować. Obiecuje, ze będzie widowiskowo. - Kapitan okazał się przechujem, ktory jedyne co powiedział, to że Szygę odjebie i wrzuci do morza, jeśli coś zepsuje się na jego statku, ale tak to droga wolna. Zmienił sobie nawet człowieka do steru i poszedł pooglądać albo popilnować. Szyga z Kosuke po drodze nabrali wody i bardzo mocno polali po pokładzie w jednym miejscu. Shiga stanął na środku i poprosił wszystkich by się odsuneli. Złożył jedną pieczęc, poczuł czakrę w stopach. Poczuł jej piękne kursowanie, jak płynie, niczym krew w żyłach. Ciepla czakra to było coś, co równać się mogło tylko z ciepłą krwią zabijanego człowieka, spływająca po ustach jucha była wspaniałym uczuciem. Kolejna pieczęć, ciepło szło coraz wyżej. Shiga wyobrażał sobie mord, ulubione swoje zajęcie. Przypominał sobie akcje z ćpunami, akcję w dziku, jak mordował, jak zabił na raz tak wielu ludzi... Czuł ciepło idące coraz wyżej, krążyło w jego żyłach, jak małe, słodkie ogniste tornado. Własnie, tornado to coś, czego Shiga potrzebował. Kapitan wiedział, ze chodzi o nową... nową technikę, którą Shi chce wypróbować. Musiał poczuć te ogień, nowo opanowana kontrola czakry musiałabyć top-tier, żeby nie uszkodzić statku. Pomyślał o matce, ojcu, to nic nie dało, ogień nie szedł dalej, doszedł tylko do trzeciej pieczęci, myśląc o zabijaniu oprawców Kosuke. Dostrzegł, że pozytywne emocje mają lepszy efekt i jak myśli o tym, jaki jest zajebisty i potężny, tym po prostu czakra lepiej mu wchodzi, lepiej daje się formować. Ale nie wiedział jak ten fakt, tę zdobytą nową wiedze, wykorzystać. Ludzie na statku czekali na fajerwerki, chyba dosłownie i w przenośni, zastanawiając sie, co Shiga szykuje. Odsuneli się na dobre kilkanaście metrów, a wokół szygi było dużo wody gdyby coś poszło nie tak. Czakra dała się mieszać, ale dalej nie odniósł takiego skutku, jaki planował. Wyglądało to naprawdę... no smutno jeszcze. Brakowało czegoś. (Tutaj wchodzi Uhide, by ukryć efekt...)
Ukryty tekst
To nie była w sumie ostatnia technika, jakiej Shiga nauczył się podczas pobytu na łodzi, ale tylko ta była taka niebezpieczna i widowiskowa. Kapitan pozwolił mu dalej przez podróż uczyć się i praktykować, pod warunkiem, że używał swoich mocy waląc w wodę, gdzie ogień od razu się rozpływał, nie zagrażając statku, a ogniste podmuchy powietrza jedynie przyśpieszały statek... I po wielu nauczonych technikach, wreszcie dopłyneli na ląd. Oczywiście, kurwa, za późno. Nie było całego wstępnego show, jacyś ludzie odwalali jakieś numery ze sznurkami, pojawili się mnisi... A Szyga czuł się dziwnie. Czuł, że zbiera spojrzenia, skupia je, jakby był cholerną latarnią morską. To o ile smutne oblicze Jashinisty nie wyglądało tak... przykuwająco wzrok, tak wychodzi na to, że nowy outfit już spełniał swoje zadanie doskonale. Podniesione lekko buty, dodające pare centymetrów, ciemne spodnie, ciemny płaszcz, wszystko w ciemnych kolorach, dodawalo bardzo specyficznego dostojnego i eleganckiego, trochę nieziemskiego wyglądu. Twarz była zasłonięta pokaźnych rozmiarów czaszką zza której nie było widać człowieka. Teraz był kimś innym. Wczuwał się. Czaszka dziwnego zwierzęcia, rogi ozdobione, ozdoby i biżuteria... Wyglądał ekscentrycznie, specyficznie... Trochę makabrycznie, a trochę magicznie. Ustalił jeszcze z Kosuke na statku, że ma mu mówić per Strzyga. Ktoś kto znał imie Szyga, załapie i Strzygę, przypisując człowieka do glosu, który był tym samym. Maska nie zniekształcała go, może ciutek pogłębiała... Strzyga odpiąl czubek włóczni od broni i dał ją Kosuke do noszenia, tak samo jak swoje wielkie Kunai. Kuszę miał schowaną, ale bełty nosił także Kosuke. Ot taka Strzyga i jej wsparcie.Podpierał się kijem, drzewcem włóczni, poruszając się powoli, ostrożnie, badając ludzi. Badając ich twarze, zapach, głos, próbował zrozumieć i poznać wszystkich. Była to bardzo ciekawa zgraja, a było ich multum. Droga z portu na plac długą nie była, ale potem to już było wejście w piekło i istny nieprzenikniony chaos słów, zapachów, ubiorów... pośród których Strzyga i tak bardzo się wyróżniał. I dobrze, taki był cel. Musza go zapamiętać, on odciśnie swoje piętno na piersi świata, jakie by to piętno nie było, to musi dać z siebie wszystko, dać czadu... Nawet jak nie wygra turnieju, musi zostać zapamiętany. W ten sposób może kiedyś zdobędzie okazje poznania kogoś prawdziwie wartościowego. Kogos jeszcze. Jak Chise. A może zdobędzie ją, tylko dla Siebie. Chciałby być tak silny, by nikt i nic nie mogło stanąc na jego drodze. Nawet Bogowie. Zwłaszcza Bogowie. Ci mogli sprawiać najwięcej problemów, gdyby tak chcieć ich się pozbyć... Shiga był zaskoczony, jak nagle wszystko ucichło, stosunkowo. Był zaskoczony tez ilością luków w niego wycelowanych, a gdy ktoś prawdopodobnie dostrzegł, że nie ma aktywnego henge, a to jedynie fikuśne przebranie mające dodać mu animuszu... i pełniące rolę swoją w sposób przykładny, zwracając na niego uwagę wielu osób. Podczas tej całej przemowy i celebracji, było słychać stukanie kija Strzygi, oprócz cichych rozmów. Nie zatrzymał się, by wysłuchać całkowicie. Szukał kogoś znajomego, A kosuke dreptał grzecznie za nim, jak na dobrego przyjaciela przystało. W końcu gdy minął tablicę i wyszedł bardziej na drogę, dostrzegł tą której szukał. Chise. Z kimś była. Ten ktoś całował ją? Nie, szeptał jej do ucha. Shiga odetchnął z ulgą, że nie ma już konkurenta. To znaczy, nie ma jeszcze konkurenta. Ale postanowił podejśc do niej, bo tylko ją znał. A może pozna i jego. Może jest kimś równie ciekawym, co Chise.
-Chodź. - Mruknął do Kosuke, kierując się w stronę Chise. Gdy podszedł do pary Uchiha dośc blisko ukłonił się, dodając skinienie czaszki. - Hana-hime.. - Szepnął, nie chcąc burzyć ciszy, po czym stanął bliżej Uchiha, a dalej od miejsca cyrku, gdzie byli mnisi, wiązanie się, kwieciste przemowy. Chise się wyraźnie śmiała, choć nie miał pojęcia z czego. Umknęło mu to. Czy coś śmiesznego się wydarzyło? Rozejrzał się bardzo nerwowo dookoła, ale nic nie odnalazł, więc uznał, że to pewnie jej towarzysz ją rozbawił. Postanowił wyciągnąć do niego dłoń i uścisnąć ją, jeśli chlopak się odwzajemni tym samym.
-Dzień dobry. Imię to Strzyga. Miło mi cie poznać, widzę, że jesteś znajomym mojej znajomej. To czyni nas prawie znajomymi, interesujący jegomościu. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, bym się do was dołączył i byśmy razem śledzili... dalsze wydarzenia. - Zabawne mogło się wydać to, że Shiga w sumie umyślnie ignorował Kosuke. Czerpał przyjemność z tego, że obecność Kaguya niosącego jego broń i będącego jego cieniem dodawała mu animuszu. Wyglądał jak wielki Pan ze swoim wsparciem. Chłopak też do lichych chucherek nie należał i wyglądał dobrze, w swojej koszuli i reszcie outfitu. Ale to wszystko było zaplanowane, to wszystko było magicznym elementem gry, to wszystko było jedną wielką grą, gdzie trzeba przemykac między pionkami i stać się królem. Król już był, nowy cesarz... Ale może i dla Strzygi znajdzie się tutaj coś ciekawego do robienia, coś co pozwoli znaleźć alternatywę od jashinistycznych zapędów? Jakieś swiatło, światło latarni które pokieruje rozbitka do portu i pozwoli mu znaleźć swoją własną drogę i wlasną potęge... Albo, jak padło wcześniej, po prostu zdobyć serce niewidomej. To też by go ustawiało, bo ona wydawała się wyjątkowa. Gdyby taka osoba jak ona obdarzała go swoim uczuciem... To byłoby osiągnięcie. Tak, byłby niczym Jashin, bo miałby swoją miłująca wyznawczynię! Och, cóż za piękna wizja. Spod czaszki nie było tego widać, ale Shiga się uśmiechnął. Było mu lepiej, że znów widzi Chise. A minął sporo ciekawych ludzi po drodze, miał jednak jasny plan, zamiast samemu podchodzić do kogoś i się łasić, wolał swoim wyglądem sam przykuć czyjąś uwagę do Siebie. Tak, to był dobry plan... Wyglądał w końcu bardzo specyficznie, prawda? Może ktoś uzna, że to wartościowa znajomość może być. I podejdzie do obarczonego ekwipunkiem Kaguyi, Strzygi i dwójki która sobie słodko na uszko szepta. To ciekawy setup, a nowych znajomych nigdy dość, zwłaszcza, że teraz ze Strzygą jak diamentem w koronie stanowili naprawdę kolorową grupę. Ciekawą grupę, do której niechybnie ktoś dołączy. Shiga powstrzymał się na szczęście od smiechu, ale, będąc zupełnie szczerym ze sobą, bawiło go to, że góruje wzrostem i nad Chise i nad jej kolegą i nad Kosuke. Był najwyższy z całej czwórki, tak jak był ciut wyższy od Akashiego. A w tych butach i ubiorze, jego wzrost przekraczał dwa metry. To przez rogi, bo te wystawały właśnie ponad dwa metry...

0 x

Uśmiech normalny, nie od ucha do ucha, ale jednak kły zwierzęce, kły bestii ze stali - ostatnie zęby jaśniejsze. Całe ciało owinięte bandażami. Mocne buty, rękawice z płytami na dłoniach. Na lewym ręku widoczna kusza z systemem szpulowym. Na prawym ręku pazurzasta, przerażająca rękawica. Na plecach u boku wypełniony kołczan, na biodrze duża torba, a na niej zwinięty namiot. Ogólnie całe ciało opancerzone pancerzem Shinobi, a na głowie, prócz bandaży wszystko ukrywających (Chyba, że jasno zaznaczone, że jest inaczej), znajduje się maska jeżdzca głodu.
Ekwipunek
Piękne ząbki Shigi.
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE): Ozdobne tachi przy pasie, zbroja (+rękawice), kołczan i bełty na plecach, duża torba ze zwojami i namiot, maska, rękawica z pazurami, Kusza z systemem szpulowym na ręku, w formie rękawicy z bronią, oprócz torby ze zwojami - moneta Akuryo na szyi.
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE):Duża torba, a w niej:
Cztery puste manierki (od Hirokiego dwie, jedna po robieniu kompresu, jedna po wypiciu samemu.) Pozostałe manierki: Piąta u Chise, szósta u Harumi, siódma u Akaruiego, ósma u Hirokiego, dźwięwiąta u Juranu, dziesiąta w zwoju.
Mały zwój 2 - 5 spreparowanych notek (2,5 objętości), 5 notek świetlnych (2,5 objętości), 5 bombek chilli (10 objętości), 10 metrów łańcucha (100 objętości) - 115/150
Mały zwój 3. - 3 wybuchowych notek (1,5 objętości), pojemnik z formaliną duży i mały (40 objętości), szpony (20 objętości), mały zwój (10 objętości), 2 zabawne bombki dymne z konfetti i jedna z efektem czaszki (6 objętości), jadeitowy ozdobny zestaw medyczny (20 objętości) - 97,5/150
Mały zwój 4. - Dolne pól ciała Harumi.
Mały zwój 5. - Górne pół ciała Harumi.
Średni zwój 1 - Ciało Shikariego Nary.
Średni zwój 2. - 1 manierka z wodą (10 objętości), ogniskowy zestaw do gotowania (100 objętości), krzesiwo i hubka (15 objętości), 7 wakizashi (140 objętości) - 265/400.
Średni zwój 3. - Pełen wody z techniki Fuin no Mizu.
Średni zwój 4. - Pełen książek i dokumentów.
Średni zwój 5. - Pełen książek i dokumentów.
Statystyki
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE):Duża torba, a w niej:
Cztery puste manierki (od Hirokiego dwie, jedna po robieniu kompresu, jedna po wypiciu samemu.) Pozostałe manierki: Piąta u Chise, szósta u Harumi, siódma u Akaruiego, ósma u Hirokiego, dźwięwiąta u Juranu, dziesiąta w zwoju.
Mały zwój 2 - 5 spreparowanych notek (2,5 objętości), 5 notek świetlnych (2,5 objętości), 5 bombek chilli (10 objętości), 10 metrów łańcucha (100 objętości) - 115/150
Mały zwój 3. - 3 wybuchowych notek (1,5 objętości), pojemnik z formaliną duży i mały (40 objętości), szpony (20 objętości), mały zwój (10 objętości), 2 zabawne bombki dymne z konfetti i jedna z efektem czaszki (6 objętości), jadeitowy ozdobny zestaw medyczny (20 objętości) - 97,5/150
Mały zwój 4. - Dolne pól ciała Harumi.
Mały zwój 5. - Górne pół ciała Harumi.
Średni zwój 1 - Ciało Shikariego Nary.
Średni zwój 2. - 1 manierka z wodą (10 objętości), ogniskowy zestaw do gotowania (100 objętości), krzesiwo i hubka (15 objętości), 7 wakizashi (140 objętości) - 265/400.
Średni zwój 3. - Pełen wody z techniki Fuin no Mizu.
Średni zwój 4. - Pełen książek i dokumentów.
Średni zwój 5. - Pełen książek i dokumentów.
KEKKEI GENKAI: Fumetsu - Dar wyznawców Kultu krwawego Boga Jashina.
NATURA CHAKRY: Katon.
STYLE WALKI: Dwa style walki: Bukijutsu Chanbara oraz Taijutsu Rankanken
UMIEJĘTNOŚCI:
PAKT:
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
KONTROLA CHAKRY: A
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 107%
MNOŻNIKI: Brak.
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
Znane techniki
NATURA CHAKRY: Katon.
STYLE WALKI: Dwa style walki: Bukijutsu Chanbara oraz Taijutsu Rankanken
UMIEJĘTNOŚCI:
- Wrodzona - Brak.
- Nabyta - Brak.
PAKT:
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
- SIŁA 70
WYTRZYMAŁOŚĆ 77
SZYBKOŚĆ 121
PERCEPCJA 70
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 1 | 16
KONTROLA CHAKRY: A
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 107%
MNOŻNIKI: Brak.
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
- NINJUTSU E
GENJUTSU E
STYLE WALKI- Chanbara S
- Rankanken B
- ---
FūINJUTSU D
ELEMENTARNE:- KATON A
SUITON E
FUUTON E
DOTON E
RAITON E
Fuinjutsu:
[ E] Fūin no Jutsu
[ D] Fūin no Mizu
[ D] Bakuryūgeki
Iryojutsu:
[ D] Chiyute no Jutsu
[ D] Katto no jutsu
[ C] Naosute no jutsu
[ C] Chakra Kogeki
[ C] Okasho
[ C] Tsutenkyaku
[ C-WT] Saikenchiku
[ B] Chakra no Mesu
[ B] Shikon no Jutsu
[ B] Saikan Chūshutsu no Jutsu
[ B-WT] Kasseika
[ B-WT] Bakushin
[ A] Ishoku
[ A] Shosen no jutsu
[ A] Ranshinsho
[ A] In’yu Shōmetsu
[ A] Kyori Chiyu no Jutsu
Ninjutsu:
[ E] Bunshin no Jutsu
[ E] Henge no Jutsu
[ E] Kai
[ E] Kawarimi no Jutsu
[ E] Kinobori no Waza
[ E] Suimen Hoko no Waza
[E] Nawanuke no Jutsu
Katon:
[ D] Katon: Hōsenka no Jutsu
[ D-WT] Katon: Yomi Seppun
[ C] Katon: Gōkakyū no Jutsu
[ C] Katon: Kasumi Enbu no Jutsu
[ C] Katon: Kaen Senpū
[ C] Katon: Ryūka no Jutsu
[ C] Katon: Endan
[ C] Katon: Kaengiri
[ B] Katon: Dai Endan
[ B] Katon: Karyu Endan
[ B] Katon: Karyudan
[ B] Katon: Benjigumo
[ B] Katon: Haiseikisho
[ B] Katon: Hibashiri
[ B] Katon: Hosenka Tsumabeni
[ B-WT] Katon: Hitsukejin
[ B-WT] Katon: Arashi Hinote
[ B-WT] Katon: Yomi Hando
[ A] Katon: Onidoro
[ A] Katon: Goryuka no jutsu
[ A] Katon: Suyaki no jutsu
[ A] Katon: Ryūen Hōka no Jutsu
[ A-WT] Katon: Yakitsuku Daichi
[ A-WT] Katon: Kutabare!
Bukijutsu Chanbara
[ D] Fūma Ninken
[ C] Mikazukigiri
[ C] Omotegiri
Taijutsu:
[ D] Dainamikku Akushyon
[ D] Dainamikku Entorī
[ D] Aian Kurōī
[ C] Hayabusa Otoshi
[ C] Kage Buyō
[ C] Shishi Rendan
[ C] Ushiro Hi-Ru
[ B] Doroppu Kikku
[ B] Hando Oda
[ B] Kosa Ho
[ B] Seishun Furu Pawa
Taijutsu - Rakanken
[ C] Assho
[ C] Gangeki
[ C] Hosho
[ C] Shogekisho
[ C] Shoshitsu
[ C] Tokken
[ B] Girochin Doroppu
Podręczna ściągawka zawartości zwojów:
[ E] Fūin no Jutsu
[ D] Fūin no Mizu
[ D] Bakuryūgeki
Iryojutsu:
[ D] Chiyute no Jutsu
[ D] Katto no jutsu
[ C] Naosute no jutsu
[ C] Chakra Kogeki
[ C] Okasho
[ C] Tsutenkyaku
[ C-WT] Saikenchiku
[ B] Chakra no Mesu
[ B] Shikon no Jutsu
[ B] Saikan Chūshutsu no Jutsu
[ B-WT] Kasseika
[ B-WT] Bakushin
[ A] Ishoku
[ A] Shosen no jutsu
[ A] Ranshinsho
[ A] In’yu Shōmetsu
[ A] Kyori Chiyu no Jutsu
Ninjutsu:
[ E] Bunshin no Jutsu
[ E] Henge no Jutsu
[ E] Kai
[ E] Kawarimi no Jutsu
[ E] Kinobori no Waza
[ E] Suimen Hoko no Waza
[E] Nawanuke no Jutsu
Katon:
[ D] Katon: Hōsenka no Jutsu
[ D-WT] Katon: Yomi Seppun
[ C] Katon: Gōkakyū no Jutsu
[ C] Katon: Kasumi Enbu no Jutsu
[ C] Katon: Kaen Senpū
[ C] Katon: Ryūka no Jutsu
[ C] Katon: Endan
[ C] Katon: Kaengiri
[ B] Katon: Dai Endan
[ B] Katon: Karyu Endan
[ B] Katon: Karyudan
[ B] Katon: Benjigumo
[ B] Katon: Haiseikisho
[ B] Katon: Hibashiri
[ B] Katon: Hosenka Tsumabeni
[ B-WT] Katon: Hitsukejin
[ B-WT] Katon: Arashi Hinote
[ B-WT] Katon: Yomi Hando
[ A] Katon: Onidoro
[ A] Katon: Goryuka no jutsu
[ A] Katon: Suyaki no jutsu
[ A] Katon: Ryūen Hōka no Jutsu
[ A-WT] Katon: Yakitsuku Daichi
[ A-WT] Katon: Kutabare!
Bukijutsu Chanbara
[ D] Fūma Ninken
[ C] Mikazukigiri
[ C] Omotegiri
Taijutsu:
[ D] Dainamikku Akushyon
[ D] Dainamikku Entorī
[ D] Aian Kurōī
[ C] Hayabusa Otoshi
[ C] Kage Buyō
[ C] Shishi Rendan
[ C] Ushiro Hi-Ru
[ B] Doroppu Kikku
[ B] Hando Oda
[ B] Kosa Ho
[ B] Seishun Furu Pawa
Taijutsu - Rakanken
[ C] Assho
[ C] Gangeki
[ C] Hosho
[ C] Shogekisho
[ C] Shoshitsu
[ C] Tokken
[ B] Girochin Doroppu
Mały zwój 2 - 5 spreparowanych notek (2,5 objętości), 5 notek świetlnych (2,5 objętości), 5 bombek chilli (10 objętości), 10 metrów łańcucha (100 objętości) - 115/150
Mały zwój 3. - 5 wybuchowych notek (2,5 objętości), pojemnik z formaliną duży i mały (40 objętości) , 2 pigułki ze skrzepniętą krwią (2 objętości), szpony (20 objętości), mały zwój (10 objętości), 2 zabawne bombki dymne z konfetti i jedna z efektem czaszki (6 objętości), jadeitowy ozdobny zestaw medyczny (20 objętości) - 100,5/150
Mały zwój 4. - Dolne pól ciała Harumi.
Mały zwój 5. - Górne pół ciała Harumi.
Średni zwój 1 - Ciało Shikariego Nary.
Średni zwój 2. - 1 manierka z wodą (10 objętości), ogniskowy zestaw do gotowania (100 objętości), krzesiwo i hubka (15 objętości), 7 wakizashi (140 objętości) - 265/400.
Średni zwój 3. - Pełen wody z techniki Fuin no Mizu.
Średni zwój 4. - Pełen książek i dokumentów.
Średni zwój 5. - Pełen książek i dokumentów.
Mnisia maska jeżdzca.
Mały zwój 3. - 5 wybuchowych notek (2,5 objętości), pojemnik z formaliną duży i mały (40 objętości) , 2 pigułki ze skrzepniętą krwią (2 objętości), szpony (20 objętości), mały zwój (10 objętości), 2 zabawne bombki dymne z konfetti i jedna z efektem czaszki (6 objętości), jadeitowy ozdobny zestaw medyczny (20 objętości) - 100,5/150
Mały zwój 4. - Dolne pól ciała Harumi.
Mały zwój 5. - Górne pół ciała Harumi.
Średni zwój 1 - Ciało Shikariego Nary.
Średni zwój 2. - 1 manierka z wodą (10 objętości), ogniskowy zestaw do gotowania (100 objętości), krzesiwo i hubka (15 objętości), 7 wakizashi (140 objętości) - 265/400.
Średni zwój 3. - Pełen wody z techniki Fuin no Mizu.
Średni zwój 4. - Pełen książek i dokumentów.
Średni zwój 5. - Pełen książek i dokumentów.
- Nazwa
- Maska "Głód".
- Typ
- Ubranie, Maska
- Objętość
- Do noszenia na twarzy lub w torbie, 20
- Waga Fūin
- 25
- Opis Maska Głodu to prosty stosunkowo przedmiot. Zasłania całą twarz i jest dość gruba, przez co żeby ciężar jej był nieodczuwalny, a sama maska przyległa odpowiednio do ciała konieczne jest zawiązanie jej z tyłu głowy paskiem. Wykonana z wytrzymałej stali, oprze się większości broni miotanych, a także technik do rangi B włącznie, za wyjątkiem technik penetracyjnych, których efekt zostaje pod ocenę MG. Maska ma stosunkowo prostą budowę, ważna jest łuskowata pancerna struktura, cienkie otwory na oczy i rogi sponad oczu przypominające wydłużone oczy lub brwi. Maska głodu prezentuje się jak zdarta przednia część hełmu samuraja i tym w rzeczywistości jest - została oderwana z marionetki która była ciałem jeźdźca głodu - Kabuto.
- Cena
- 600 ryou
- Link do tematu postaci
- KLIK!
- Nazwa
- Sumairu + Kiba
- Typ
- Unikat/Broń
- Opis Sumairu oraz Kiba to dwa oddzielne przedmioty, a raczej zestawy przedmiotów łączące się w jedną upiorną całość. Po rozcięciu swoich policzków i ust, poszerzając uśmiech niczym przy "uśmiechu kota Cheshire", użytkownik Sumaire zakłada sobie dwie trójkątne nakładki z nierdzewiejącego metalu w które wchodzi rozdarta skóra - taki separator w postaci ruchomych metalowych łuków nie pozwala skórze się zregenerować i policzkom zrosnąć, zostawiając użytkownikowi niesamowicie wielki i szeroki uśmiech (który jednak nie odsłania zębów, jeśli mamy zamknięte usta - uśmiech jest po prostu znacznie dłuższy wtedy niż u normalnych śmiertelników), co przy okazji pozwala znacznie szerzej otwierać usta. Kiba to para szczęk, dolna i górna, składające się z takich samych pod względem ilości zębów co normalne ludzkie, jednak te zęby są wykonane z nierdzewiejącego metalu i mają bardzo ostre, spiczaste kształty niczym kły zwierzęcia lub potwora, co pozwala z łatwością szarpać oraz rwać mięso i cieńsze materiały. Zęby niestety muszą być wyrywane jeden po jednym, a potem kły wkręcane na śrubach w mięso jedno po drugim. Na dziąsłach na stałe zostają zamontowane metalowe okowy w formie gwintowanego otworu na wkręcenie kła, ale także pełniące role stopera powstrzymującego odrost zwykłego zęba.
- Właściwości Sumairu zwiększa możliwości rozwarcia ust, co pozwala na większe i głębsze ugryzienia, Kiba pozwala wyrywać i rwać gryziony materiał ze względu na ostrość kłów i ich twardość.
- Dodatkowe Aby poprawnie wykorzystać Sumairu oraz Kibę użytkownik musi posiadać iryojutsu lub regenerację pozwalającą na bardzo sprawne zregenerowanie tkanek do wsadzonych łuków Sumairu oraz do zregenerowania dziąseł by Kiba były w stu-procentach użyteczne.
- Wytrzymałość
- 100 punktów
- Zdobycie
- 500 ryou + misja C na "zamontowanie".
- Link do tematu postaci
- KLIK!
- Nazwa
- Suiseki - Krzesiwo
- Typ
- Dodatek
- Opis Suiseki to nic innego jak specjalny kieł/ząbek który montuje się zamiast zwykłego stalowego kła do istniejącej już, zamontowanej w szczęce szyny z otworami - do gotowego produktu Kiba. Suiseki jest stworzony z magnezu który uderzając o zwykły metal - pocierając, uderzając i tak dalej, wystarczy kłapnięcie zębami - krzesi dużą ilość iskier co pozwala podpalać łatwopalne płyny/gazy jeśli te są w zasięgu do 25 cm od ust użytkownika krzeszącego iskry.
- Zdobycie
- 300 za sztukę.
- Link do tematu postaci
- KLIK!
Re: Plac przed pałacem
Coraz więcej ludzi schodziło się na plac. Zobaczenie osoby która zjednoczyła wszystkie Rody i Szczepy na wyspach, pierwszego Cesarza, z pewnością było okazją którą ciężko było przeoczyć. To po prostu trzeba było zobaczyć, najhuczniejsze wydarzenie ostatnich miesięcy z reguły musiało zebrać dużą grupę gapiów. Przede wszystkim mieszkańców, ale na pewno cudzoziemcy także tutaj byli. Ba, kilku zresztą widział na własne oczy. Osoby o ciemniejszej karnacji, które wyróżniały się mocno na tle reszty. Dziwnym by było, że informacja nie została rozgłoszona na kontynencie. Dodatkowo skoro Mitsuchi dowiedział się o tym i wysłał Muraia w celu zebrania informacji, to można było spokojnie założyć taką samą sytuację u większości klanów. Każdy chciał mieć informacje z pierwszej ręki, miast polegać na kimś. Dobre rozeznanie w sytuacji od zawsze było ważnym elementem planowania dalszych kroków. Na pewno pojawi się kupa arystokratów i ważniaków z całego świata, oficjalni dyplomaci którzy zechcą ubić grunt pod możliwe przyszłe kontakty z Cesarstwem. Nowa potęga na światowej scenie jest kusząca dla innych nacji. Wszystkiego tego należało się spodziewać, ale Kakuzu nie będzie miał zapewne dostępu do spraw wewnętrznych, za zamkniętymi drzwiami. Nie tylko to, nawet nie brał takiej sytuacji pod uwagę. Wyjawianie praktycznie nieznanym Shinobi szczegółów o polityce wewnętrznej byłoby najgłupszą rzeczą jaką Cesarz mógłby wymyślić. Sam Kakuzu na pewno się wyróżniał, jego aparycja nie pozwalała na wtopienie się w tłum. Przypomniało mu to o konieczności zdjęcia spinki podarowanej mu przez Hanę, co też szybko uczynił. Kilkukrotnie słyszał już uwagi o sobie rzucane cicho pomiędzy okolicznych. "Ej, to ten... Murai?", albo też ciche mówienie pseudonimu pod którym także był znany, Kūkyo. Więc jeśli Natsume zechciałby go znaleźć, to korzystając z podwładnych z Szczepu Ranmaru mógłby go szybko zlokalizować. Mimo że żaden z nich sam z siebie nie ogłosił się członkiem "Krwawego Pokolenia", zrobili to sami ludzie plotkujący o nich, to była to jedyna rzecz która wiązała w jakikolwiek sposób jego i Natsume. Mimo, iż powiązanie było to praktycznie żadne, niczym pajęcza nić łącząca dwa całkowicie różne obiekty, nie mająca na nie żadnego wpływu.
Mimo dość dobrej pozycji w tłumie, stosunkowo bliskiej, nie należało oszczędzać środków bezpieczeństwa. Nawet w tym momencie, kiedy wszystko się zaczęło, kiedy muzycy zaczęli grać muzykę. Kiedy pojawiły się pierwsze persony o ogromnym wpływie, na podeście. Każdy wokoło mógł być potencjalnym wrogiem. Ba, istniała nawet szansa że cały ten turniej był jedynie pretekstem do zebrania dużej grupy Shinobich, sprawdzenia ich potencjału i wybraniu spośród nich pojedynczych sztuk, które można by użyć w przyszłości. Pomijając oczywiście cele takie jak podniesienie morale i oficjalne ukazanie reszcie świata Cesarza w jego pełnej glorii i chwale. Odwrócił głowę na bok, widząc pewną białowłosą kobietę. Wydawało mu się, że gdzieś ją widział. Bezpiecznym byłoby stwierdzenie, że na pewno ją widział. Kwestia pozostawała jedynie kiedy i gdzie. Przez życie Kakuzu przetoczyła się niezliczona ilość ludzi, dlatego fakt że jej nie zapamiętał świadczyć musiała o niewielkiej roli w jego życiu, o tym że nie zaprezentowała sobą niczego co mogło być zapamiętane. Fretka leżąca grzecznie pod płaszczem, na dźwięk muzyki zaczęła się nieco szarpać, ale ugłaskana przez Muraia została na jego ręce, ukryta przed światem. Mimo tego nadal pozostawała czujna. Niciowiec odwrócił wzrok ponownie na podest, na którym stała grupka ludzi. Kilku z nich, którzy przemawiali, pewnie musieli reprezentować wszystkie Szczepy i Rody. Czterech, ponieważ Natsume był Yuki. Wliczając jego, był już komplet. Szczególnie mocno zwrócił uwagę na fragment o jednym zwycięstwie. Czy było to wtedy, gdy podczas ataku na kryjówkę Bestii szykowano się do wojny z Novum Ordo? Możliwe, ale jeśli słowa kobiety były całkowicie prawdziwe, to odbywano również narady. To było akurat logiczne, samą przemocą nie stworzy się poprawnie funkcjonującego imperium. Wiele rzeczy było w tym oczywistych, Murai myślał o nich i natychmiast zapominał, kiedy nowe informacje i bodźce napływały do jego głowy. Włącznie z poczynaniami osób wokoło. Jego misją miało być zebranie tylu informacji, ile się dało. W tym momencie wszyscy widzieli to samo, ale nie wszyscy dostrzegali to samo. Hana też musiała być w tym tłumie, poszukując informacji na własną rękę. Albo też zupełnie gdzie indziej, korzystając z całego zamieszania. Jednak zdecydowana większość ludzi wpatrywała się w rytuał jaki właśnie miał miejsce. Kakuzu też, kolejne nietypowe widoki związane z Natsume musiały być rejestrowane.
Mimo dość dobrej pozycji w tłumie, stosunkowo bliskiej, nie należało oszczędzać środków bezpieczeństwa. Nawet w tym momencie, kiedy wszystko się zaczęło, kiedy muzycy zaczęli grać muzykę. Kiedy pojawiły się pierwsze persony o ogromnym wpływie, na podeście. Każdy wokoło mógł być potencjalnym wrogiem. Ba, istniała nawet szansa że cały ten turniej był jedynie pretekstem do zebrania dużej grupy Shinobich, sprawdzenia ich potencjału i wybraniu spośród nich pojedynczych sztuk, które można by użyć w przyszłości. Pomijając oczywiście cele takie jak podniesienie morale i oficjalne ukazanie reszcie świata Cesarza w jego pełnej glorii i chwale. Odwrócił głowę na bok, widząc pewną białowłosą kobietę. Wydawało mu się, że gdzieś ją widział. Bezpiecznym byłoby stwierdzenie, że na pewno ją widział. Kwestia pozostawała jedynie kiedy i gdzie. Przez życie Kakuzu przetoczyła się niezliczona ilość ludzi, dlatego fakt że jej nie zapamiętał świadczyć musiała o niewielkiej roli w jego życiu, o tym że nie zaprezentowała sobą niczego co mogło być zapamiętane. Fretka leżąca grzecznie pod płaszczem, na dźwięk muzyki zaczęła się nieco szarpać, ale ugłaskana przez Muraia została na jego ręce, ukryta przed światem. Mimo tego nadal pozostawała czujna. Niciowiec odwrócił wzrok ponownie na podest, na którym stała grupka ludzi. Kilku z nich, którzy przemawiali, pewnie musieli reprezentować wszystkie Szczepy i Rody. Czterech, ponieważ Natsume był Yuki. Wliczając jego, był już komplet. Szczególnie mocno zwrócił uwagę na fragment o jednym zwycięstwie. Czy było to wtedy, gdy podczas ataku na kryjówkę Bestii szykowano się do wojny z Novum Ordo? Możliwe, ale jeśli słowa kobiety były całkowicie prawdziwe, to odbywano również narady. To było akurat logiczne, samą przemocą nie stworzy się poprawnie funkcjonującego imperium. Wiele rzeczy było w tym oczywistych, Murai myślał o nich i natychmiast zapominał, kiedy nowe informacje i bodźce napływały do jego głowy. Włącznie z poczynaniami osób wokoło. Jego misją miało być zebranie tylu informacji, ile się dało. W tym momencie wszyscy widzieli to samo, ale nie wszyscy dostrzegali to samo. Hana też musiała być w tym tłumie, poszukując informacji na własną rękę. Albo też zupełnie gdzie indziej, korzystając z całego zamieszania. Jednak zdecydowana większość ludzi wpatrywała się w rytuał jaki właśnie miał miejsce. Kakuzu też, kolejne nietypowe widoki związane z Natsume musiały być rejestrowane.
0 x
Re: Plac przed pałacem
łum był ogromny, białowłosa powoli zaczynała rozumieć tę gorszą część wiążącą się z opuszczeniem statku „na skróty". Kiedy inni rozmawiali, śmiali się, ona siedziała cicho. O ile nie przeszkadzało to w przemyśleniach, ba! Wręcz pomagało nie przegapić żadnego szczegółu, o tyle najzwyczajniej w świecie napełniało jej serce smutkiem. Zawsze miała do kogo się zwrócić, lecz teraz pozostawała sama, to zaczynało ją przybijać. Mogła na głos czy w myślach mówić o pozytywach jednak serca nie mogła oszukać. Uczucia były silniejsze od myśli. Jednak nie zamierzała wracać do siostry i samuraja, nie zamierzała prosić o wybaczenie, zmieniać znów zdania. Miała świadomość konsekwencji, może i teraz bolało, ale na dłuższą metę było to jedyne dobre wyjście z tej jakby nie patrzeć patowej, a może już podbramkowej sytuacji...
Powiada się, że w "w naturze nic nie ginie", stara prawda do tej pory wydawała się jedynie pustym frazesem, jednak spojrzenie głębiej pozwoliło jej zrozumieć, z jaką ignorancją do tego podchodziła. Nie chodziło o zgubę, lecz o bilans, świat był w równowadze i dążył do niej. Chociaż ciężko było jej w to uwierzyć, teoria nabierała sensu, gdy bliżej się temu przyjrzeć. Bilans pozostał w równowadze, Saga była przy niej szczęśliwa, jednak pojawił się tropiciel, który to szczęście odebrał, potem zjawił się samuraj i wszystko powoli wracało do normy... aż do tego cholernego ataku... wtedy wszystko się wyrównało, szczęście dwóch z trzech. Tropiciel okazywał się bardziej podobny do niej, niż mogła przyznać, jedyną różnicą była granica, którą zdolni byli przekroczyć, by dostać to, czego chcieli. Ale czy ta lina, na której balansowali, nie była, aż nazbyt cienka? Czy kiedy zabiła po raz pierwszy, nie przesunęła jej? Czy kiedy ciągnęła Sagisę, czy Matsu do łóżka nie zrobiła tego po raz kolejny? Ile dzieliło ją od tego, by brać to czego chce i nie zważać na postronnych? Zresztą czy nie tak było, zaraz przed tym, jak obudziła sharingana? Porwała mężczyznę i torturowała go tylko dlatego, aby dowiedzieć się, gdzie ukrywają się jego kompani... ale on był bandytą! Był zły! Był człowiekiem... więc jaka była między nimi różnica? Ona zrobiła to dla czyjegoś dobra? Bzdura zrobiła to dla swojej wygody! Chciała wiedzieć, że jest bezpieczna, że Saga jest bezpieczna. Sprawić, że to z czym sobie nie poradziła, nie zrani jej... Byli tacy sami... Smutny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Jej... nie, maleńka Hayamiego miała rację, widząc w niej Kazuo. Tylko białowłosa tego nie rozumiała, nie chciała rozumieć, buntowała się przeciw prawdzie, wierząc, że wciąż może brać to, czego chce, nie zważając na innych. Hibiki, Matsu, nie mogła zbliżyć się do Sagi, więc mieli stać się zamiennikiem, namiastką tego, czego tak naprawdę chciała... Granica została zatarta, z resztą sami mówili o jej karierze, że to dla niej powinna odejść, ruszyć w drogę do zatracenia. Shinobi nie jest człowiekiem, shinobi jest kimś więcej, nie powinien się bać, wahać, mógł siłą odebrać to, czego chciał, ale czego ona chciała? Bliskości? Nie, raczej rozmowy, uciszenia cichego łkania samotnego serca. Rozejrzała się po tłumie... nie musiała długo szukać, by w jej oczy rzuciła się pewna trójka, dwóch stereotypowych Uchiha, dziwnego człowieka z czaszką zwierzęcia na głowie i jakiegoś obwieszonego bronią młodziana. Nie myśląc długo podeszła do nich, dziewczyna trzęsła się, starając panować nad śmiechem.
-Wybaczcie, jeśli się narzucam, wydawało mi się, że możecie należeć do klanu Uchiha, a szczerze powiedziawszy dość mam tego samotnego sterczenia. Nie znacie mnie ani ja was, ale chciałam zapytać, czy na jakiś czas mogę do was dołączyć? - mówiła, siląc się na przyjazny ton i licząc, że nie błaźni się właśnie przed jakimiś wyspiarzami.
Powiada się, że w "w naturze nic nie ginie", stara prawda do tej pory wydawała się jedynie pustym frazesem, jednak spojrzenie głębiej pozwoliło jej zrozumieć, z jaką ignorancją do tego podchodziła. Nie chodziło o zgubę, lecz o bilans, świat był w równowadze i dążył do niej. Chociaż ciężko było jej w to uwierzyć, teoria nabierała sensu, gdy bliżej się temu przyjrzeć. Bilans pozostał w równowadze, Saga była przy niej szczęśliwa, jednak pojawił się tropiciel, który to szczęście odebrał, potem zjawił się samuraj i wszystko powoli wracało do normy... aż do tego cholernego ataku... wtedy wszystko się wyrównało, szczęście dwóch z trzech. Tropiciel okazywał się bardziej podobny do niej, niż mogła przyznać, jedyną różnicą była granica, którą zdolni byli przekroczyć, by dostać to, czego chcieli. Ale czy ta lina, na której balansowali, nie była, aż nazbyt cienka? Czy kiedy zabiła po raz pierwszy, nie przesunęła jej? Czy kiedy ciągnęła Sagisę, czy Matsu do łóżka nie zrobiła tego po raz kolejny? Ile dzieliło ją od tego, by brać to czego chce i nie zważać na postronnych? Zresztą czy nie tak było, zaraz przed tym, jak obudziła sharingana? Porwała mężczyznę i torturowała go tylko dlatego, aby dowiedzieć się, gdzie ukrywają się jego kompani... ale on był bandytą! Był zły! Był człowiekiem... więc jaka była między nimi różnica? Ona zrobiła to dla czyjegoś dobra? Bzdura zrobiła to dla swojej wygody! Chciała wiedzieć, że jest bezpieczna, że Saga jest bezpieczna. Sprawić, że to z czym sobie nie poradziła, nie zrani jej... Byli tacy sami... Smutny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Jej... nie, maleńka Hayamiego miała rację, widząc w niej Kazuo. Tylko białowłosa tego nie rozumiała, nie chciała rozumieć, buntowała się przeciw prawdzie, wierząc, że wciąż może brać to, czego chce, nie zważając na innych. Hibiki, Matsu, nie mogła zbliżyć się do Sagi, więc mieli stać się zamiennikiem, namiastką tego, czego tak naprawdę chciała... Granica została zatarta, z resztą sami mówili o jej karierze, że to dla niej powinna odejść, ruszyć w drogę do zatracenia. Shinobi nie jest człowiekiem, shinobi jest kimś więcej, nie powinien się bać, wahać, mógł siłą odebrać to, czego chciał, ale czego ona chciała? Bliskości? Nie, raczej rozmowy, uciszenia cichego łkania samotnego serca. Rozejrzała się po tłumie... nie musiała długo szukać, by w jej oczy rzuciła się pewna trójka, dwóch stereotypowych Uchiha, dziwnego człowieka z czaszką zwierzęcia na głowie i jakiegoś obwieszonego bronią młodziana. Nie myśląc długo podeszła do nich, dziewczyna trzęsła się, starając panować nad śmiechem.
-Wybaczcie, jeśli się narzucam, wydawało mi się, że możecie należeć do klanu Uchiha, a szczerze powiedziawszy dość mam tego samotnego sterczenia. Nie znacie mnie ani ja was, ale chciałam zapytać, czy na jakiś czas mogę do was dołączyć? - mówiła, siląc się na przyjazny ton i licząc, że nie błaźni się właśnie przed jakimiś wyspiarzami.
0 x
- Nikusui
- Gracz nieobecny
- Posty: 1028
- Rejestracja: 17 kwie 2015, o 12:58
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Sentoki
- Krótki wygląd: Białe, długie włosy, część z nich zapleciona w cztery warkocze - https://i.imgur.com/W0LDdj1.jpg; żółto-zielone oczy; jasna cera
- Widoczny ekwipunek: Bicz przymocowany przy prawym biodrze; torba nad lewym pośladkiem; kabura na broń na prawym udzie
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=283
- Multikonta: Sayuri
Re: Plac przed pałacem
Co trochę ktoś gdzieś się kręcił, ktoś zmieniał swoje położenie by być albo bliżej, albo dalej. Niektórzy wręcz przyszli tu raczej na spotkania towarzyskie, niżeli na rzeczywiste oglądanie całej tej dziwnej ceremonii. Aż białowłosej przypomniało się jej wcześniejsze stwierdzenie, że w każdej osadzie znajdzie się jakaś osoba, która wie wszystko i o każdym. Tu, gdyby pewnie chciała i tylko wytężyła swój słuch, coś by usłyszała od pobliskich osób. Mimo, że ogólnie panowała względna cisza, nie dało się nie słyszeć tych szeptów i cichych rozmów, które ze sobą niektórzy toczyli. Cóż, w sumie można było się tego spodziewać. Zebrało się tu mnóstwo różnych Rodów i Szczepów. Była to świetna okazja, by zobaczyć się z tymi, których dawno się już nie spotkało. Nie można się tego temu było tak do końca dziwić, bo gdzieś tam i tak obserwowali i słuchali to, co było najważniejszym punktem tego całego zbiorowiska.
W tym całym zgiełku, momentami ocenianym przez białowłosą jako chaos, ujrzała kogoś, o kim ciężko było zapomnieć. I to nawet nie dlatego, że był tym jednym z Krwawego Pokolenia. I nie dlatego, że jego wyglądał był dość specyficzny. I nawet nie dlatego, że właśnie zdejmował różową spinkę do włosów. Chociaż to był dość... komiczny element jego ubioru, którego chyba szybko postanowił się pozbyć. Bardziej w tym wszystkim został zapamiętany przez Ryukatę przez wzgląd na wyjątkowe, imponujące umiejętności. Od czasu turnieju na pustyni go nie widziała, ale już wtedy prezentował wysoki poziom. Ileż mogło się zmienić przez tych kilka lat? Chyba na ten moment wolała sobie nie wyobrażać.
- Stare, Krwawe Pokolenie przybyło zaobserwować powstanie Nowego Pokolenia? - zapytała, nim ponownie na niego spojrzała. Mimo wszystko, ciężko było jej skojarzyć jego imię, bardziej obijał jej się po głowie pseudonim, jaki mi wtedy nadano. - Kūkyo. Serio przyjęła się ta ksywka? - kontynuowała dalej, dość bezpośrednio, ale całkowicie normalnie jak na Nikusui. Nie było w tym ani grama drwiny, ot to, była ciekawa. Poza tym, mężczyzna nie wyglądał jej na kogoś, kto spuszcza się nad grzecznościami i chociaż nie brała udziały w tamtym turnieju, zdecydowanie bardziej mogła porównywać się do jego pokolenia, niżeli do tego, co dopiero może im wyrosnąć.
Białowłosa skrzyżowała ramiona na wysokości piersi i odwróciła głowę w stronę Muraia. Jej głowa nieco zadarła się do góry, bo mimo wszystko aż tak strasznie wyższy od niej nie był. Nie licząc faktu, że był mężczyzną, to oczywiście jasne, iż wyglądał znacznie mężniej.
Nie przedstawiała się, ba, wręcz mówiła do mężczyzny tak, jakby się nawet nieźle znali. Albo przynajmniej z widzenia. No, prawda leżała gdzieś po połowie, bo to w końcu jego ciężko było nie znać, szczególnie przebywając tamtego dnia na trybunach, za to ją... nigdy nie zależało jej na jakiejkolwiek sławie i nawet nie pchała się by walczyć w takich turniejach. Osobiście też jakoś nie mieli okazji się poznać, zważywszy na to, co stało się po turnieju na pustyni. Najwidoczniej los chciał spleść ich drogi tutaj. Może na chwilę, może na trochę dłużej, jednak... było takie dziwne uczucie w białowłosej. Jakoś miło było jej spotkać i odezwać się do kogoś, kogo znała czy kojarzyła i nie był mieszkańcem Raigeki czy Hayashimury. Co za zrzędliwość losu. Kiedyś by wręcz tym gardziła, odpychała od siebie, ale przez te lata tyle się w niej zmieniło. Przynajmniej częściowo podejście do ludzi.
W tym całym zgiełku, momentami ocenianym przez białowłosą jako chaos, ujrzała kogoś, o kim ciężko było zapomnieć. I to nawet nie dlatego, że był tym jednym z Krwawego Pokolenia. I nie dlatego, że jego wyglądał był dość specyficzny. I nawet nie dlatego, że właśnie zdejmował różową spinkę do włosów. Chociaż to był dość... komiczny element jego ubioru, którego chyba szybko postanowił się pozbyć. Bardziej w tym wszystkim został zapamiętany przez Ryukatę przez wzgląd na wyjątkowe, imponujące umiejętności. Od czasu turnieju na pustyni go nie widziała, ale już wtedy prezentował wysoki poziom. Ileż mogło się zmienić przez tych kilka lat? Chyba na ten moment wolała sobie nie wyobrażać.
- Stare, Krwawe Pokolenie przybyło zaobserwować powstanie Nowego Pokolenia? - zapytała, nim ponownie na niego spojrzała. Mimo wszystko, ciężko było jej skojarzyć jego imię, bardziej obijał jej się po głowie pseudonim, jaki mi wtedy nadano. - Kūkyo. Serio przyjęła się ta ksywka? - kontynuowała dalej, dość bezpośrednio, ale całkowicie normalnie jak na Nikusui. Nie było w tym ani grama drwiny, ot to, była ciekawa. Poza tym, mężczyzna nie wyglądał jej na kogoś, kto spuszcza się nad grzecznościami i chociaż nie brała udziały w tamtym turnieju, zdecydowanie bardziej mogła porównywać się do jego pokolenia, niżeli do tego, co dopiero może im wyrosnąć.
Białowłosa skrzyżowała ramiona na wysokości piersi i odwróciła głowę w stronę Muraia. Jej głowa nieco zadarła się do góry, bo mimo wszystko aż tak strasznie wyższy od niej nie był. Nie licząc faktu, że był mężczyzną, to oczywiście jasne, iż wyglądał znacznie mężniej.
Nie przedstawiała się, ba, wręcz mówiła do mężczyzny tak, jakby się nawet nieźle znali. Albo przynajmniej z widzenia. No, prawda leżała gdzieś po połowie, bo to w końcu jego ciężko było nie znać, szczególnie przebywając tamtego dnia na trybunach, za to ją... nigdy nie zależało jej na jakiejkolwiek sławie i nawet nie pchała się by walczyć w takich turniejach. Osobiście też jakoś nie mieli okazji się poznać, zważywszy na to, co stało się po turnieju na pustyni. Najwidoczniej los chciał spleść ich drogi tutaj. Może na chwilę, może na trochę dłużej, jednak... było takie dziwne uczucie w białowłosej. Jakoś miło było jej spotkać i odezwać się do kogoś, kogo znała czy kojarzyła i nie był mieszkańcem Raigeki czy Hayashimury. Co za zrzędliwość losu. Kiedyś by wręcz tym gardziła, odpychała od siebie, ale przez te lata tyle się w niej zmieniło. Przynajmniej częściowo podejście do ludzi.
0 x

"W życiu licz na najlepsze, ale przygotuj się na najgorsze."
Re: Plac przed pałacem
Skłamałbym jakbym powiedział, że podróż z Nikusui była monotonna, ubrany w płaszcz z kapturem naciągniętym na moją głowę przemierzałem kolejne metry udając się w stronę pałacu. Rozejrzałem się dokładnie dookoła i postanowiłem sobie znaleźć jakiegoś dogodne miejsce obserwacyjne, lekko na uboczu. Słowa wypowiadane przez oficjeli troszkę mnie zaniepokoiły, zdjąłem płaszcz i rozejrzałem się po raz kolejny. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegłem niczego nadzwyczajnego. Zapewne w tych okolicach wręcz roiło się od tajnych służb, zwłaszcza biorąc pod uwagę okoliczności jakie były tutaj obecne. Moje oczy lustrowały wszystko i wszystkich, namierzyłem spojrzeniem nawet Nikusui, z którą się rozdzieliliśmy, jeśli mnie dostrzegła to uniosłem kącik ust w charakterze pozdrowienia.
* * *
* * *

Ta krótka retrospekcja całej sytuacji pożegnania z Nikusui lekko wybiła mnie z rytmu. Westchnąłem cicho, po czym powróciłem do obserwacji otoczenia. Moim oczom ukazała się grupka arcyciekawych osób, z których jeden obwieszony bronią w ilości delikatnie mówiąc ogromnej, drugi natomiast przywdział specyficzny strój, zacząłem się zastanawiać, czy to nie jest ktoś z wyspiarzy, i w ten sposób nie świętują koronacji, ale jednak nie zapowiadało się, aby tak było, gdyż to przebranie było jedyne w swoim rodzaju. Spotkanie z Nikusui poluzowało moje bariery mentalne i ku mojemu własnemu zdziwieniu miałem potrzebę dowiedzenia się o co właściwie tutaj chodzi z tym całym przebraniem. Skierowałem swoje kroki w stronę tej ciekawej grupy. Ukłoniłem się delikatnie z lekko beznamiętnym głosem powiedziałem:
-Naprawdę imponujące rogi, czy to jakiś hołd dla cesarza? - zapytałem patrząc na rogatego osobnika, następnie zwróciłem się do reszty wesołej gromadki, lecz najpierw znowu lekko się skłoniłem, trochę tutaj nie pasowałem, stonowany, spięty. Jednak ciekawość była zbyt wielka, aby nie dowiedzieć się o co chodzi z tymi cholernymi rogami.
-Kaminari no Shigemi, czy ktoś z Was będzie brać udział w turnieju? - zagaiłem jakkolwiek potrafiłem, kontakty międzyludzkie zwłaszcza z osobami mi nieznanymi nie były moją mocną stroną, zwłaszcza gdy to ja pierwszy wychodziłem z kontaktem do drugiej strony, jednak turniej wydawał mi się dobrym punktem zaczepienia konwersacji, na pewno lepszym niż pogoda.
Pomimo zgiełku i całego zamieszania, przemów i śpiewu nie zapominałem o tym, że jestem na obcym terenie, a znając przeszłość tych krain może okazać się, że komuś będzie mocno zależało, aby lekko tę całą ceremonię popsuć, najlepiej jeszcze pozbawić cesarza głowy, a jego popleczników zrzucić ze stołków. Miałem nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie, kraj ten dosyć się wycierpiał, w sumie nie kraj, a jego lud, jednak nie można było wykluczyć iż atak terrorystyczny mógł się tutaj zdarzyć toteż starałem się wyszukiwać jakichś przejawów dziwnych zachowań zwłaszcza wśród straży.
* * *
* * *

Ta krótka retrospekcja całej sytuacji pożegnania z Nikusui lekko wybiła mnie z rytmu. Westchnąłem cicho, po czym powróciłem do obserwacji otoczenia. Moim oczom ukazała się grupka arcyciekawych osób, z których jeden obwieszony bronią w ilości delikatnie mówiąc ogromnej, drugi natomiast przywdział specyficzny strój, zacząłem się zastanawiać, czy to nie jest ktoś z wyspiarzy, i w ten sposób nie świętują koronacji, ale jednak nie zapowiadało się, aby tak było, gdyż to przebranie było jedyne w swoim rodzaju. Spotkanie z Nikusui poluzowało moje bariery mentalne i ku mojemu własnemu zdziwieniu miałem potrzebę dowiedzenia się o co właściwie tutaj chodzi z tym całym przebraniem. Skierowałem swoje kroki w stronę tej ciekawej grupy. Ukłoniłem się delikatnie z lekko beznamiętnym głosem powiedziałem:
-Naprawdę imponujące rogi, czy to jakiś hołd dla cesarza? - zapytałem patrząc na rogatego osobnika, następnie zwróciłem się do reszty wesołej gromadki, lecz najpierw znowu lekko się skłoniłem, trochę tutaj nie pasowałem, stonowany, spięty. Jednak ciekawość była zbyt wielka, aby nie dowiedzieć się o co chodzi z tymi cholernymi rogami.
-Kaminari no Shigemi, czy ktoś z Was będzie brać udział w turnieju? - zagaiłem jakkolwiek potrafiłem, kontakty międzyludzkie zwłaszcza z osobami mi nieznanymi nie były moją mocną stroną, zwłaszcza gdy to ja pierwszy wychodziłem z kontaktem do drugiej strony, jednak turniej wydawał mi się dobrym punktem zaczepienia konwersacji, na pewno lepszym niż pogoda.
Pomimo zgiełku i całego zamieszania, przemów i śpiewu nie zapominałem o tym, że jestem na obcym terenie, a znając przeszłość tych krain może okazać się, że komuś będzie mocno zależało, aby lekko tę całą ceremonię popsuć, najlepiej jeszcze pozbawić cesarza głowy, a jego popleczników zrzucić ze stołków. Miałem nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie, kraj ten dosyć się wycierpiał, w sumie nie kraj, a jego lud, jednak nie można było wykluczyć iż atak terrorystyczny mógł się tutaj zdarzyć toteż starałem się wyszukiwać jakichś przejawów dziwnych zachowań zwłaszcza wśród straży.
0 x
- Atari Sanada
- Gracz nieobecny
- Posty: 274
- Rejestracja: 4 gru 2017, o 15:55
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33&t=4424
- Multikonta: Yama-uba
Re: Plac przed pałacem
Ciemność rozdarta skupiskiem światła raziła całkowicie odwracając uwagę. Pojedyncze niebieskie płomyki chakry nie kusiły swym blaskiem tak bardzo jak liczne, zlewające się w jedno niebieskie jezioro ognia. Niektóre jaśniały bardziej inne zaś wydawały się posiadać nieco inną barwę. Iście piękna droga mleczna utworzona z zebranych ludzi na placu zatrzymała idącego powolnie w stronę pałacu podróżnika. Spod szarego płaszcza wydobywały się dwie rękojeści uchylając nieco rąbka tajemnicy co skrzętnie ukryć chciała nieznana postać. Niewiele odsłonięta peleryna ukazywała standardowy wręcz męski strój o lekko za dużym rozmiarze. Drobna, zgrabna dłoń wydobyła się spod płaszcza w celu poprawienia bambusowego kapelusza osadzonego na głowie po skosie tak, aby twarz skrywał cień. Podróżnik ruszył dalej walcząc ze sobą czy wmieszanie się w taki tłum to dobry pomysł i nie chodziło tu o zagrożenia czyhające ze strony skupisk chakry zwanych shinobimi.
Ciekawość jako wrodzona cecha ludzka często dawała o sobie znać wtedy, gdy nie było to najlepszym momentem. Brała górę i stawiała na szali to co obrał sobie na cel człowiek. Istne prymitywne uczucie popychająca do niecodziennych decyzji. Podróżnik ruszył przed siebie kierując swoje coraz to pewniejsze kroki w stronę tłoczącej się coraz liczniejszej grupy gapiów. Trzeba było przyznać, że widok ten był niecodzienny. Masa różnorakich osobowości z najodleglejszych zakątków świata wymieszana w jednym miejscu mając jeden cel pokrewny. Niezależnie od intencji każda iskierka, każdy niebieski płomyk chakry przybył na koronacje Cesarza Morskich Klifów. Oczy ukryte w cieniu kapelusza nie kierowały się mimo to na władcę, zbyt wysoko musiałyby mierzyć, one zaś przeznaczone do bardziej przyziemnych i równie wspaniałych rzeczy. Przeciskający się podróżnik podziwiał to jak jedno wydarzenie potrafi zjednoczyć pozornie całkowicie odmienną i różną grupę indywidualnych jednostek.
Podróżowanie wśród tłumu nie należało do najłatwiejszych - ani najprzyjemniejszych - dlatego dość szybko ukryta pod płaszczem postać przystanęła starając znaleźć nieco więcej miejsca. W ścisku ktoś mógłby strącić kapelusz i odsłonić lico, które tak czy owak nikomu nie mówiłoby absolutnie nic. Najwięcej przestrzeni można było dosyć szybko odnotować. Pocerowany licznymi szwami jegomość najwyraźniej wywoływał na tyle respektu czy też strachu w innych, że wokół niego powstał nieco luźniejszy pierścień. Tam też ciekawskie ludzkie nogi skierowały swój dalszy krok, zbliżając powolnie do ciemnowłosego dość nietypowego ciemnowłosego mężczyzny. Podróżnik przystanął poruszając kapeluszem, gdy oczy pozwoliły sobie na wlepienie spojrzenia na pośladki zszywańca. Plama brudy, która chwile temu tam była musiała najwyraźniej być jedynie krótkim omamem. Krok, a za nim następny zbliżył do nieznajomego łamiąc przy tym wyznaczoną strefę oddalonych od niego ludzi. Stając niemalże ramie w ramię zachowując przy tym szacunek do posiadanej przez każdego przestrzeni osobistej. Bambusowy kapelusz poruszył się, a ciało zastygło rozumiejąc z kim miało do czynienia. - Kūkyo. - Delikatny głos wydobył się spod cienia brzmiąc przeciągle niczym sapnięcie. Najwyraźniej mężczyzna skryty pod płaszczem dopiero teraz zdał sobie sprawę tak naprawdę obok kogo przyszło mu stać podczas całej ceremonii. Teraz musiał zrozumieć skąd taka przestrzeń dzieląca sławnego wojownika od reszty gapiów. Kapelusz poruszył się ukazując najpierw drobny nieokraszony włosiem podróbek, później zaś pełne usta wygięte w szczerym uśmiechu, a na końcu zaś ciemne oczy zdobione pieprzykiem pod lewym ślepiem. Podróżnik nie był mimo wszelkich znaków facetem, tylko kobietą ubierającą się iście męsko. - Whaaaa~ Wicemistrz areny. Jeden z najpotężniejszych wojowników świata. Murai-sama. - Głos cicho wydobywał się z ust, które po chwili zamknęły się szczelnie i nerwowo. Na twarzy pojawił się rumieniec zawstydzenia, w końcu nie raczej żaden światowej sławy wojownik nie lubił słuchać ględzenia byle napotkanego przechodnia. W jej oczach iskrzył się jakiś dziwny blask, tak jakby nie do końca zdawała sobie sprawę z tych mniej szlachetnych części opowieści. Atari odwróciła wzrok besztając się w duchu za pochopność i nachalność. Wtedy właśnie po raz pierwszy dojrzała nowego cesarza. - Kenshi. - Kolejny legendarny uczestnik wielkiego turnieju okrzykniętego krwawym pokoleniem. Rozpoznała go z niemałym trudem przez całą otoczkę ceremonii, ale dalej wywarło to na niej piorunujące wrażenie. Ilość legend znajdujących się w tym miejscu byłą po prostu przytłaczająca jak dla kogoś, kto na opowieściach był chowany i historiami przez długi czas tylko żył. - Dzieci z mojej wioski w Treiz i tak głównie kłócą się o to kto będzie wicemistrzem. Twierdzą, że jest potężniejszy i znacznie ciekawszy. - Spojrzała na pozszywanego mężczyznę i zrobiła się niemal całkiem czerwona zapominając przez chwile z kim tak naprawdę ma do czynienia. Skrywał swoją twarz aż po usta w cieniu kapelusza i przestała się całkowicie odzywać. Rozważała nawet odejście i pozostawianie Kūkyo oraz swoją godność samych sobie.
Ciekawość jako wrodzona cecha ludzka często dawała o sobie znać wtedy, gdy nie było to najlepszym momentem. Brała górę i stawiała na szali to co obrał sobie na cel człowiek. Istne prymitywne uczucie popychająca do niecodziennych decyzji. Podróżnik ruszył przed siebie kierując swoje coraz to pewniejsze kroki w stronę tłoczącej się coraz liczniejszej grupy gapiów. Trzeba było przyznać, że widok ten był niecodzienny. Masa różnorakich osobowości z najodleglejszych zakątków świata wymieszana w jednym miejscu mając jeden cel pokrewny. Niezależnie od intencji każda iskierka, każdy niebieski płomyk chakry przybył na koronacje Cesarza Morskich Klifów. Oczy ukryte w cieniu kapelusza nie kierowały się mimo to na władcę, zbyt wysoko musiałyby mierzyć, one zaś przeznaczone do bardziej przyziemnych i równie wspaniałych rzeczy. Przeciskający się podróżnik podziwiał to jak jedno wydarzenie potrafi zjednoczyć pozornie całkowicie odmienną i różną grupę indywidualnych jednostek.
Podróżowanie wśród tłumu nie należało do najłatwiejszych - ani najprzyjemniejszych - dlatego dość szybko ukryta pod płaszczem postać przystanęła starając znaleźć nieco więcej miejsca. W ścisku ktoś mógłby strącić kapelusz i odsłonić lico, które tak czy owak nikomu nie mówiłoby absolutnie nic. Najwięcej przestrzeni można było dosyć szybko odnotować. Pocerowany licznymi szwami jegomość najwyraźniej wywoływał na tyle respektu czy też strachu w innych, że wokół niego powstał nieco luźniejszy pierścień. Tam też ciekawskie ludzkie nogi skierowały swój dalszy krok, zbliżając powolnie do ciemnowłosego dość nietypowego ciemnowłosego mężczyzny. Podróżnik przystanął poruszając kapeluszem, gdy oczy pozwoliły sobie na wlepienie spojrzenia na pośladki zszywańca. Plama brudy, która chwile temu tam była musiała najwyraźniej być jedynie krótkim omamem. Krok, a za nim następny zbliżył do nieznajomego łamiąc przy tym wyznaczoną strefę oddalonych od niego ludzi. Stając niemalże ramie w ramię zachowując przy tym szacunek do posiadanej przez każdego przestrzeni osobistej. Bambusowy kapelusz poruszył się, a ciało zastygło rozumiejąc z kim miało do czynienia. - Kūkyo. - Delikatny głos wydobył się spod cienia brzmiąc przeciągle niczym sapnięcie. Najwyraźniej mężczyzna skryty pod płaszczem dopiero teraz zdał sobie sprawę tak naprawdę obok kogo przyszło mu stać podczas całej ceremonii. Teraz musiał zrozumieć skąd taka przestrzeń dzieląca sławnego wojownika od reszty gapiów. Kapelusz poruszył się ukazując najpierw drobny nieokraszony włosiem podróbek, później zaś pełne usta wygięte w szczerym uśmiechu, a na końcu zaś ciemne oczy zdobione pieprzykiem pod lewym ślepiem. Podróżnik nie był mimo wszelkich znaków facetem, tylko kobietą ubierającą się iście męsko. - Whaaaa~ Wicemistrz areny. Jeden z najpotężniejszych wojowników świata. Murai-sama. - Głos cicho wydobywał się z ust, które po chwili zamknęły się szczelnie i nerwowo. Na twarzy pojawił się rumieniec zawstydzenia, w końcu nie raczej żaden światowej sławy wojownik nie lubił słuchać ględzenia byle napotkanego przechodnia. W jej oczach iskrzył się jakiś dziwny blask, tak jakby nie do końca zdawała sobie sprawę z tych mniej szlachetnych części opowieści. Atari odwróciła wzrok besztając się w duchu za pochopność i nachalność. Wtedy właśnie po raz pierwszy dojrzała nowego cesarza. - Kenshi. - Kolejny legendarny uczestnik wielkiego turnieju okrzykniętego krwawym pokoleniem. Rozpoznała go z niemałym trudem przez całą otoczkę ceremonii, ale dalej wywarło to na niej piorunujące wrażenie. Ilość legend znajdujących się w tym miejscu byłą po prostu przytłaczająca jak dla kogoś, kto na opowieściach był chowany i historiami przez długi czas tylko żył. - Dzieci z mojej wioski w Treiz i tak głównie kłócą się o to kto będzie wicemistrzem. Twierdzą, że jest potężniejszy i znacznie ciekawszy. - Spojrzała na pozszywanego mężczyznę i zrobiła się niemal całkiem czerwona zapominając przez chwile z kim tak naprawdę ma do czynienia. Skrywał swoją twarz aż po usta w cieniu kapelusza i przestała się całkowicie odzywać. Rozważała nawet odejście i pozostawianie Kūkyo oraz swoją godność samych sobie.
0 x
- Seinaru
- Martwa postać
- Posty: 2526
- Rejestracja: 5 lip 2017, o 13:55
- Wiek postaci: 29
- Ranga: Samuraj
- Krótki wygląd: Trupioblada cera, charakterystyczny brak głowy
- Widoczny ekwipunek: Nagrobek
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=3828
Re: Plac przed pałacem
Stali sobie na placu słuchając tego bełkotu. Pomimo że ceremonia już się rozpoczęła, plac wciąż się zapełniał. Kei nie był jednak w stanie ocenić tego, czy wszyscy są naprawdę tak cisi w tej chwili, jak to sobie wyobrażał. Czy może Ci, stojący tam na widoku celebryci słyszą wciąż rozmowy i rozkojarzenie widzów? Nie denerwuje ich to? Seinaru lubił przedstawienia, w którym było o wiele więcej ruchu scenicznego, dlatego dość szybko stracił zainteresowanie obserwowaniem modlących się do siebie postaci.Zamiast tego przewrócił oczami po całym otoczeniu, dostrzegając bardzo liczne siły porządkowe, a nawet ułamek tej siły tuż obok siebie.
- A ty nie powinieneś mieć włączonych swoich oczu jako żołnierz Cesarza? Czy jesteś tu teraz prywatnie? - Założył swój kijek na plecy i nieco poluzował płaszcz. Mimo że nie stali w tłumie, to zrobiło mu się nieco duszno. A może to przez to co usłyszał za plecami?
Głos Akami był bardzo wyraźny i nie można go było pomylić.
- Oh myyy... jeszcze on? To za dużo na moje skołatane nerwy... - Tak, Kei spodziewał się kolejnej bury za swoje zachowanie, jednak gdy tamten zbliżył się do niech, zamiast piorunującego wzroku, widział w nim tą samą co zawsze naiwną radość. Jakby ciągle miał 12 lat.
- Wcale nie wygląda, jakby się coś pozmieniało... - Podał mu rękę na powitanie i odczuł ogromną ulgę, że tak potoczył się reunion z tym friendsem. Mogło być o wiele gorzej.
- Co zdarzyło się dobrego? - Powtórzył pytanie za nim.
- Niewiele chyba. Opowiem Wam na spokojnie później. Mam jeden poważniejszy problem i dwa mniejsze w domu. - Przypomniała mu się porwana Cana, którą musi odzyskać. Po to tutaj przybył, nie mógł ani na chwilę o tym zapomnieć. Ten turniej nie był dla rozrywki, lecz dla treningu.
- Przybyłem tutaj specjalnie na turniej z polecenia zarządcy Teiz. Czekam na niego, ale koronacja już się przeciąga... - Chociaż trwała ona chyba dopiero od piętnastu minut. Nie mogliby po prostu nałożyć mu korony i nie grać przy tym pięćdziesięciu różnych hymnów jeden po drugim?
- A ty nie powinieneś mieć włączonych swoich oczu jako żołnierz Cesarza? Czy jesteś tu teraz prywatnie? - Założył swój kijek na plecy i nieco poluzował płaszcz. Mimo że nie stali w tłumie, to zrobiło mu się nieco duszno. A może to przez to co usłyszał za plecami?
Głos Akami był bardzo wyraźny i nie można go było pomylić.
- Oh myyy... jeszcze on? To za dużo na moje skołatane nerwy... - Tak, Kei spodziewał się kolejnej bury za swoje zachowanie, jednak gdy tamten zbliżył się do niech, zamiast piorunującego wzroku, widział w nim tą samą co zawsze naiwną radość. Jakby ciągle miał 12 lat.
- Wcale nie wygląda, jakby się coś pozmieniało... - Podał mu rękę na powitanie i odczuł ogromną ulgę, że tak potoczył się reunion z tym friendsem. Mogło być o wiele gorzej.
- Co zdarzyło się dobrego? - Powtórzył pytanie za nim.
- Niewiele chyba. Opowiem Wam na spokojnie później. Mam jeden poważniejszy problem i dwa mniejsze w domu. - Przypomniała mu się porwana Cana, którą musi odzyskać. Po to tutaj przybył, nie mógł ani na chwilę o tym zapomnieć. Ten turniej nie był dla rozrywki, lecz dla treningu.
- Przybyłem tutaj specjalnie na turniej z polecenia zarządcy Teiz. Czekam na niego, ale koronacja już się przeciąga... - Chociaż trwała ona chyba dopiero od piętnastu minut. Nie mogliby po prostu nałożyć mu korony i nie grać przy tym pięćdziesięciu różnych hymnów jeden po drugim?
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość