Dzień Toshiro przebiegał bardzo spokojnie, a przynajmniej do czasu... No właśnie, ale jakie wydarzenie mogło zachwiać monotonny bieg wydarzeń chłopaka? Ot niespodziewany dźwięk, przyjazna dla jego ucha, znajoma barwa głosu rozległa się nagle głośno i wyraźnie domagając się jego podejścia. Oczywiście była to Asaka, starsza siostra Katsuro, który od dzieciństwa był jego rówieśnikiem. Już od dawna, a nawet bardzo dawna nie miał okazji spędzić z nią nieco więcej czasu, ponieważ albo ona była na wyprawie, albo jego nie było albo po prostu Shikarui był w gościach, więc Toshiro nie chciał za bardzo się wtedy narzucać. Tak jakoś się złożyło, że mogli się mijać przez nawet 2 lata, także kupa czasu. Nishiyama nie spodziewał się jednak, że samo przywołanie go do siebie nie będzie największą niespodzianką. Brunet od razu przerwał trening, który prowadził nad stawem starając się udoskonalić swój żywioł ognia i poszedł w kierunku, z którego dochodził głos Koseki. Krok po kroczku zbliżał się do płotu dzielącego ich posesje, aż w końcu ujrzał w oddali białowłosą. Śmiesznym faktem jest, że od zawsze mu się podobała, jednak nigdy nie był w stanie jej tego powiedzieć. Często gdy przebywał z Katsuro potrafił co chwilę zerkać na jego starszą siostrę, która często była zajęta czymś innym lub kimś innym, a konkretniej Shikaruiem. Coś tam ewidentnie zawsze wisiało w powietrzu, więc tym bardziej czarnowłosy jeszcze bardziej się wycofał kiedy podejrzewał już co się święci. Co prawda nie miał nigdy okazji pobyć sam na sam, więc tak na prawdę go nie znał, więc nie zakładał niczego z góry.
W każdym razie w końcu dotarł do dziewczyny i z uśmiechem na ustach przywitał się pytając się o co chodzi. Kiedy usłyszał odpowiedź zamarł na chwilę nie wiedząc co powiedzieć. Choć wyraz jego twarzy nie zmienił się ani na chwilę, to coś wewnątrz niego po prostu pękło. Jego potknięcie było ledwo co do wychwycenia i szybko wrócił "do siebie" dziękując bardzo za zaproszenie na ślub, a także zapewniając, że na pewno się na nim pojawi. Wymiana zdań nie trwała długo, zaproszenie, potwierdzenie przybycia, a później pożegnanie się i wrócenie do swoich zajęć. Tyle. Z taką wiadomością został po tak długiej "rozłące". Po tym jak Asaka wróciła do siebie do domu mina Toshiro wyraźnie zrzedła. Znacie to uczucie, kiedy jesteście na prawdę szczęśliwi, ale z drugiej strony jest Wam bardzo smutno? Właśnie taki dysonans uczuciowy targał teraz Nishiyamą. Z jednej strony był szczęśliwy, że Asaka wychodzi za mąż, w końcu na pewno tego chciała, z drugiej jednak strony było mu po prostu przykro, że to nie on był tym szczęśliwcem(//albo pechowcem kappa //), który był jej wybrankiem. Co do samego wybranka, nie mógł być to nikt inny jak Shikarui. Nie było to jednak nic dziwnego, w końcu pojawiał się u nich w domu dość często. Chłopak zatrzymał się w miejscu nie wiedząc co ze sobą zrobić przypominając sobie chwile z dzieciństwa kiedy to Asaka rywalizowała ze swoim bratem przy czym często też z nim samym. Oprócz tego wszystkie te chwile, w których spuściła mu wpierdziel, bo zasmucił czymś Hotaru, która swoją drogą była praktycznie oczkiem w głowie Koseki, albo zrobił coś co jej się nie podobało. Spędzili ze sobą ogrom czasu, aczkolwiek koniec końców skończyło się to tak jak skończyło. Bardzo jasno było widać jaką pozycję Toshiro zajmuje w jej życiu. Gdyby nie to, że chłopak z reguły nie płakał, to jego oczy wyglądałyby teraz jak dwie szklanki. Teraz jedynie patrzył pusto w przestrzeń przed sobą stojąc nieruchomo z zaproszeniem w ręku zdając sobie sprawę z tego jak teraz przedstawia się jego sytuacja. Był bardziej jak brat, a nie ktoś z kim chciałaby spędzić swoje życie. Niestety taka była prawda i musiał to sobie w najbliższym czasie wbić do głowy. Nie chciał, aby jego uczucia wpłynęły jakoś na ich relację, czy też nawet na relację jego i jej wybranka. Postanowił, że po prostu będzie to w sobie dusił, tak jak z resztą robił to z każdymi emocjami czy też uczuciami, które według niego nie powinny ujrzeć światła dziennego. Można by rzec, że nie była to dla niego pierwszyzna, już był przyzwyczajony do tego, że w taki sposób radzi sobie ze wszystkim. Miał nadzieję, że kiedyś to po prostu zniknie i nie będzie go męczyło, aczkolwiek złudne były jego nadzieje. Miał świadomość tego, że w najbliższym czasie nie ma takiej możliwości, aby się od tego uwolnić, pomimo tego postanowił wytrwać w swoim postanowieniu. Podniósł wzrok i ruszył przed siebie z zamiarem powrócenia do treningu, ówcześnie odkładając zaproszenie gdzieś w domu, w swoim pokoju.
[...]
Ukryty tekst