Każde zderzenie czy odczucie doprowadza nas do konkretnego celu czy drogi. Każde. A Nikusui nie miewała przebłysków typu "żałuję, że to zrobiłam", nigdy. Jeżeli coś się zadziało i rzeczywiście było to kiepskim zagraniem z jej strony - trudno, stało się. Losu nie potrafiła odwrócić, więc szła dalej przed siebie. Może to źle, zależy pewnie kto i jak na to spojrzy. Nie znaczyło to jednak, że nie wyciągała jakiś wniosków na przyszłość. Kolejny krok był nową nauką. I dlatego wszystko, co odczuwała i co czyniła było tego warte. Dzięki temu była właśnie w tym miejscu.
Taaaak, miał rację. Ludzie lubili plotkować. I z tych plotek trzeba było wyciągać to, co rzeczywiście było znaczące. Bo zawsze w takich pogaduszkach kryła się prawda, chociażby mała, ale jednak. Nikusui z natury nie przysłuchiwała się takim plotkom, ale często misje na tym polegały. Trzeba było zdobyć dodatkowe informacje. Tak jak robiła to w pewien sposób teraz białowłosa Kaminari, dopytując swojego towarzysza o specjalizację. I nawet lekko ją zaskoczył! Ta chwila ciszy, jaką jej zafundował, jeszcze bardziej podkreśliła jego odpowiedź. Kobieta uśmiechnęła się kącikiem ust, gdzieś w duchu doceniając tę cichą zagrywkę. A może zbyt długo przebywała sama?
- Jak bardzo rozwinięty? - drożyła, patrząc na niego wymownie. Chciała wiedzieć jak najwięcej, to oczywiste. I w przypadku, kiedy chodziło już o niego, to jednak musiała nieco ciągnąć go za język. Była w stanie to jednak zrozumieć. Nie odkrywał wszystkich kart, być może chciał przedłużyć jej zainteresowanie swoją osobą. - Więc wolisz raczej średni i lub długi dystans. - podsumowała jakby sama do siebie. Żadne z nich nie kłopotało się bliskim dystansem w walce, co też nie powinno dziwić, jeśli chodzi o Kaminari. Jej bliski dystans ograniczał się do długości bicza, którego i tak jakoś wiele nie używała. Z początku to on miał być jej bronią, ale umiejętności Kaminari były na tyle wyjątkowe, że bicz zaczynał być dodatkiem.
- Dopełnisz mnie, Hisoya. - odpowiedziała na jego pytanie, co wyrwane z kontekstu brzmiało pewnie dosyć dziwnie i dwuznacznie. Zaś w odpowiedzi na jego pytanie było już jednoznaczne. Jej suiton był na niskim poziomie i nie poświęcała mu czasu. Sama przed sobą potrafiła przyznać się do tego, że ciągła pogoń za ojcem, za jego akceptacją, próbą utarcia mu nosa, a później za zawiścią, jaką go darzyła, napędzała ją do rozwijania umiejętności klanowych. Że to, czego miała nie posiadać, było u niej rozwinięte najlepiej, jak się tylko dało i potrafiła wykorzystać jego cały potencjał. Jednak takie słowa zwrócone do kogoś innego, zwłaszcza praktycznie obcego, nie przeszłyby przez jej gardło. Nie pozwalała jej na to duma.
- Najlepiej ranton, zaraz za nim raiton. Na bliższy dystans walka biczem. - dodała do swojej poprzedniej wypowiedzi, zdradzając mu to, co być może już wiedział. Nie były to wielce rozbudowane odpowiedzi, ale powinny mówić wystarczająco wiele.
Droga zawsze jakoś lepiej szła, gdy zamieniło się od czasu do czasu parę słów. Ich charakteryzacja, jak na razie, nie była przydatna, a przynajmniej nie na pierwszy rzut oka. Nie minęli nikogo, kto mógłby wzbudzić ich podejrzenia. Ale przy okazji i oni chyba takowych nie wzbudzali. I po tych kilku godzinach drogi, ich oczom ukazała się niewielka karczma. Żółto-zielone oczy kobiety bacznie przyjrzały się budowli. Nie była tu nigdy. O dziwo ten szlak nie był przez nią uczęszczany ani razu. No cóż, chyba pora nadrabiać zaległości i lepiej znać prowincję, w której się mieszka?
Za karczmą znajdowała się dróżka, prowadząca do małej wsi, gdzie może mieszkało kilkanaście osób. Albo troszkę więcej. Mieszkający tu ludzie pewnie i tak większość dnia spędzali na roli, a jedyną ich rozrywką była właśnie ta karczma. A karczma, gdyby nie podróżujący, pewnie też słabo by funkcjonowała. A tak to, proszę, już jacyś goście w niej byli, o czym świadczył wózek zamknięty za drewnianymi drzwiami. Ktoś jest, ktoś może mówić. Może, ale nie musi. Dlatego gdy tylko weszli do środka, białowłosa kobieta nienachalnie przemknęła spojrzeniem po pomieszczeniu. Parę stolików, dwa z nich zajęte.
Dwóch starych pryków i pewnie zakochana parka. Przemknęło przez myśl Nikusui, kiedy nieśpiesznie stawiała kolejne kroki. Przy okazji oczywiście dyskretnie badała to, co mogłoby wzbudzić jej zainteresowanie czy podejrzenia. Misja już się przecież zaczęła, przynajmniej dla niej.
- Poproszę. Cokolwiek tu mają. - zwróciła się do Hisoyi, nie mając jakiś szczególnych wymagań. Zgłodnieć zdążyła, więc skoro mieli okazję, warto było z niej skorzystać. Jutrzejszy dzień zapowiadał się na bardzo długi, trzeba było zebrać siły. I szczerze powiedziawszy, do cholery, znacznie bardziej wolałaby sake! To jednak, po treningu i podróży mogłoby zbyt zawrócić w głowie i zbyt szybko odebrać trzeźwość umysłu. - Przed snem jak znalazł. - dodała, w międzyczasie gryząc się w język, żeby przypadkiem nie zawołać: chłopie, dawaj sake, a nie chcesz mnie podchmielić winkiem. Jednak, jak wcześniej myślała, tak trzymała się tego zdania - misja się już rozpoczęła. A cytrusowe wino może nie być takie złe. W sumie lubiła cytrusy, a to, że nie próbowała jeszcze specjalności tej prowincji... o tym nie musiała nikomu wspominać.
- Myślisz, że to będzie zjadliwe? - zapytała, gdy tylko Hisoya do niej wrócił. Z jedzeniem czy też bez. Wcześniej zdążyła zająć jeden ze stolików. Mniej więcej w tej samej odległości od zakochanej parki i dwójki piwoszy. Wzorkiem na krótką chwilę powędrowała też do dwójki, która zapewne prowadziła to miejsce. Kimkolwiek dla siebie byli, aktualnie dla Nikusui nie miało to znaczenia. Jednak zapewne przebywali w tym miejscu codziennie i to oni mogli posiadać sporą wiedzę. - Już tu byłeś? - rzuciła jeszcze, niezbyt głośno. Nie chciała by to pytanie dotarło do uszu innych, bo to by świadczyło o to, że nowi przybysze niezbyt dobrze się znają. A chciała raczej kreować ich na takich, co troszkę lepiej się znają.