Co tu więc długo przeciągać - podróż się rozpoczęła. Tak jak jeszcze krótką chwilę temu, kiedy pierwszy raz pojawił się w Ryuzaku no Taki, żaden ze strażników nie próbował go przeszukiwać ani sprawdzać - zapewne uznano że pojawienie się jednego człowieka, na dodatek noszącego jakiś stary tradycyjny przyodziewek bez żadnych zdobień, nie będzie oznaczał dla nich żadnych poważniejszych problemów. W końcu nawet jeśli facet miał rozmiary wrót od stodoły i wygląd pustelnika który dawno nie widział cywilizowanego świata, to nie będą mieli żadnych problemów z utrzymaniem go na oku - a gdy będzie trzeba, również by go zatrzymać. A jeśli teraz opuszczał miasto? A proszę bardzo, szczęśliwej drogi i nie spiesz się z powrotem. Między innymi dlatego yakuza często używali bezdomnych, kurtyzany, sieroty i inne jednostki marginalizowane do swoich celów - byli tak zwanymi "myszami". Tymi, którzy widzą więcej niż inni, dlatego że ci którzy mają lepiej aktywnie starają się na nich nie patrzeć. Czy istnieje ktoś lepszy do zbierania i przenoszenia informacji niż ci, którzy są całkowicie olewani przez własne miasto?
Ciekawe, czy tutaj też istniała taka siatka - a jeśli nie, to czy znalazłby takich którzy daliby się skusić do takiego funkcjonowania. Oczywiście, do tego najpierw będzie musiał sobie wyrobić renomę i odpowiednie fundusze, aby mieć czym zachęcać do współpracy... ale, najważniejszym elementem w tym wszystkim i tak zawsze był i będzie szacunek. Pieniądze nie są najważniejsze.
Saejima kroczył drogą w milczeniu, co pół godziny-do-godziny tylko sięgając do jednej z sakiew żeby wyciągnąć kolejnego zwiniętego skręta tytoniowego. Akurat kiedy zaczynali zbliżać się do celu i wesoła trójca zaczęła rozmawiać na temat misji, nadszedł dla Chojiro moment zapalenia kolejnego papierosa, więc przez większość czasu planowania ze strony Rinkuro i Futatsu (z lekkim dodatkiem Giana), wysoki wojownik tylko spokojnie szedł przed siebie z kamienną miną, co jakiś czas wypuszczając z ust i nosa kolejne obłoki (dla nieprzyzwyczajonych) gryzącego dymu. I im więcej słuchał, tym bardziej miał ochotę pokręcić głową. Nie zamierzali nawet próbować porozmawiać z mnichami jeszcze raz, ani próbować załatwić biznesów wprost, a dopiero po kolejnej odmowie przejść do bardziej agresywnych negocjacji. Nie, oni zamierzali od razu porwać jednego z mnichów, i to prawdopodobnie nawet nie tego z którym Rinkuro miał na pieńku, wykorzystać go jako zakładnika, a nawet zagrozić spaleniem całej świątyni?
Wydał z siebie tylko pogardliwe parsknięcie.
-Więc tak zal'atwiacie sprawy w Ryuzaku? W takim razie nie dziwię się, że ni chuj ludzie tu nie szanują podświatka. Ani że ci mnisi nie chcą współpracować.
Zaciągnął się dymem.
-Mnisi mają zapewne dobry powód, albo określony test którym oceniają wartość tego kto chce poznać ich drogę. Najprościej byl'oby rozmówić się z nimi wprost, a jeśli odmówią bez dobrej przyczyny - wtedy wywieźć ich w góry i zakopać po szyję. Albo uciąć palec albo dwa. Jeśli jednak to ich tradycja, na którą trzeba zasl'użyć... cóż, po prostu trzeba zasl'użyć.
Jego przenikające spojrzenie spoczęło na trójce.
-Wystarczy wiedzieć, jak łączyć respekt z honorem i zachciankami.
Poza tym, w tym przypadku uchylenie głowy wyszłoby znacznie lepiej niż używanie niepotrzebnej agresji. Uzyskanie szacunku przez swoją postawę, udowodnienie swojej mocy, ale zarazem zachowanie zasad honoru sprawiłoby, że nie tylko zwiększało się szanse na zdobycie tego co się chciało, ale również uzyskałoby się w oczach zwykłych ludzi. Szacunek pomiędzy bandytami, owszem, najłatwiej było uzyskać przez pokazanie kto jest najsilniejszym - utarczki między gangami i tak zawsze było pustym pieprzeniem i targowaniem się o to, kto ma największe przyrodzenie. Trochę siły, kilka połamanych kości, i miało się szacunek. Z cywilami trzeba było postępować zupełnie inaczej, zwłaszcza jeśli chciało się pokazać że nie jest się tylko bezmózgim drabem który da Ci w pysk jeśli tylko na niego spojrzysz. Takie budowanie na honorze i szacunku działa lepiej niż fundament ze strachu i agresji.
Szkoda, że tak wielu yakuza już o tym zapomniało.
Ponownie wypuścił dym z płuc.
-Takie intrygi i kombinowanie jest o dupę rozbić. Chcecie coś zdobyć, to wyhodujta coś między nogami i powiedzta to im wprost jak na chłopa przystało, a nie kombinujecie jak piczki. - Machnął ręką. - A zresztą, róbta jak chceta. Wasz plan, wasz cyrk, wasze mal'py.
Kiedy zaś Futatsu zaproponował spalenie świątyni, Chojiro spojrzał w jego stronę, a w jego biało-niebieskie oczy wwierciły się w niego. Aura wokół mężczyzny również zrobiła się bardzo mocno nacechowana groźbą - nawet mimo tego, że nic innego nie zrobił. Lata doświadczenia w zastraszaniu sprawiły, że wiedział jak generować z siebie sakki bez konieczności wspomagania tego chakrą. A czemu tak zareagował? Proste. "Wszelkie czynności które zagrażają ludziom bez kontaktu z półświatkiem są niedopuszczalne". Jedna z podstawowych zasad jingi, kodeksu honorowego yakuza. Mieli na pieńku z jednym z tych mnichów, który odmówił im tego czego chcą - więc proszę bardzo, niech z nim wojują, czy to wprost czy z podjazdu. Ale jeżeli zamierzali zniszczyć świątynię i zaryzykować życie wszystkich tych mężczyzn, nawet tych którzy nie mieli z tą sprawą nic wspólnego, to mogli liczyć tylko na jedno - na odpowiednią reakcję ze strony starego gokudo. Ba, już teraz miał ochotę po prostu podejść i dać Futatsu w pysk, a powstrzymał się tylko w ostatniej chwili. I to tylko dlatego, że nie byli "jego" ludźmi, i to nie jego obowiązkiem było ich wychowywać na porządnych yakuza.
-Spróbuj - powiedział po prostu, tym tonem do którego był przyzwyczajony z czasów swojego szefowania całym grupom młodych yakuza. Jego słowa jednak wręcz ociekały lodem. A głos wyrażał prostą wiadomość. "Nie chcesz wiedzieć, co się wtedy stanie".
Cały czas trzymał ich na oku, na wypadek gdyby przyszły im jakieś głupie pomysły w stylu prób ataku na czterdziestoletniego gangstera. W końcu ego chinpira było zwykle tak kruche, że wystarczyła prosta obelga i sprzeciwienie się ich "geniuszowi", by od razu próbowali atakować tych którzy śmieli wystawić ich na sprowadzenie do rzeczywistości. Był gotowy na uniki, jeżeli atak mógłby mu zagrozić, a gdyby zauważył że ataki te są dla niego tylko żartem - po prostu je przyjmował. Jeśli jednak byli na tyle głupi, by posunąć się do ataków... cóż. Odpowiadał z taką siłą, by ich nie zabić, ale by jednocześnie zrozumieli z kim mają do czynienia.