Zielona chakra zaświeciła, a Makoto postanowił się odezwać. Technika Iryojutsu przynosiła ukojenie, zatem nie musiał już cierpieć, mógł się rozluźnić i dać wyleczyć do końca. Panicz Akamori przemilczał obie wypowiedzi, skupiając się na swojej pracy, nie dając się rozkojarzyć nawet przy tak, względnie, błahym zabiegu, jak leczenie zwichnięcia. Mężczyzna narzekał na swoje ciało i umysł, chociaż Airen znał wiele młodszych osób, których stan zdrowotny był zdecydowanie gorszy, niż Makoto. I to z ich własnej winy. Umysłowo rzeczywiście nie wypadał najlepiej, tracąc skupienie, odpływając i zwyczajnie zapominając słów sprzed kilku chwil. Młody medyk psychologiem nie był, ale miał wrażenie, jakby coś trapiło "pana ojca". Coś, o czym Misaki mogła nie mieć pojęcia.
Airen zaśmiał się serdecznie, gdy został nazwany silnym. Dbał o swoją sylwetkę, był z niej dumny, ale miał świadomość, że wiele mu brakuje do bycia naprawdę silnym. W tym momencie był co najwyżej powyżej przeciętności. Miał wrażenie, że byle drwal miał więcej siły od niego, o kowalach nie wspominając. Urocza rudowłosa nabrała sporo pewności siebie, wychodząc z tak bezpośrednią prośbą, za którą poniekąd została skarcona przez Makoto. Ponownie mężczyzna nie był pewien imienia osoby, która mu pomagała. Airen miał wrażenie, że staruszek go kojarzy może z jego niechlubnego czynu, za który odbył karę na Murze. Mógł usłyszeć o medyku, który zabił swego pacjenta, ale czy wyobrażał sobie, że będzie nim młody mężczyzna z uśmiechem na ustach?
- Z całym szacunkiem, panie Makoto, ale w jaki sposób chce pan dać sobie radę? - odezwał się, nie przerywając leczenia, ani nawet nie odrywając wzroku od zwichniętej kostki. - Noga nawet po wyleczeniu będzie potrzebowała czasu, nim wróci do pełnej sprawności. Do tego momentu nie należy jej obciążać i najlepiej unikać nawet długich spacerów. - dodał po chwili, wyjaśniając mężczyźnie, że Iryojutsu może działało cuda, ale nie aż takie. Leczyło, ale nie cofało czasu. Zaleczone rany wciąż były świeże, podatne na kolejne urazy, bo techniki jakie znał Airen były raptem przyśpieszonym, wzmocnionym procesem regeneracji i niczym więcej. - Naturalnie pomogę wam z wozem. Nie potrafiłbym odmówić pomocy tak słodkiej istotce. - zakończył, spoglądając kątem oka na Misaki, uśmiechając się jednocześnie w tradycyjny dla siebie sposób, ale także wyuczony, a więc czarujący. Chociaż nie na wszystkie ten czar działał, ma się rozumieć.
Nie miał zamiaru odrywać się od leczenia tak długo, aż przestałoby ono przynosić efekty. Nie było mu szkoda ani czasu, ani chakry, więc starał się wyleczyć zwichnięcie najlepiej jak się dało. Po wszystkim wyciągnąłby z torby cztery metry bandaża i kunai, który wbił w ziemię obok siebie. Bandaż miał posłużyć do wykonania opatrunku usztywniającego nogę, aby Makoto szybciej doszedł do zdrowia, nie nadwyrężając kostki. Kunaiem uciąłby zbędny nadmiar bandaża, a później wszystko znów schował do torby, aby w końcu podnieść się.
- Gotowe. Proszę się nie przemęczać i tutaj zaczekać. Z Misaki zajmiemy się wozem. - odezwał się poważnie, profesjonalnie, aby zaznaczyć, że nie był w tym momencie byle gówniarzem, który potrafił Iryojutsu, a profesjonalistą, z którym nie było dyskusji. Na koniec spojrzał na rudowłosą dziewczynę, kiwając do niej głową, aby za nim podążyła. Zamierzał podejść do woza i najpierw go obejrzeć czy rzeczywiście problemem było tylko to, że koło spadło. Skoro spadło, to znaczy, że słabo było zamocowane i mogło się to powtórzyć, ale na tym Airen się niezbyt znał. Po ustaleniu problemu miał zamiar przyturlać albo przynieść koło pod sam wóz, by Misaki nie musiała go nosić skądkolwiek, a żeby miała je pod ręką, by wystarczyło je unieść i założyć.
- Gotowa? Na trzy spróbuję unieść wóz, a ty postaraj się założyć koło. - poinstruował ją, ustawił się dobrze, chwycił pewnie wóz, kontrolując oddech, aby wykrzesać z siebie tyle siły, ile tylko miał. - Raz... dwa... trzy. - i zgodnie z zapowiedzią, na "trzy" spróbował unieść wóz na tyle wysoko, aby Misaki bez problemu mogła założyć koło na oś. I trzymałby wóz tak długo, jak byłoby to konieczne. Chyba że nie uniósłby go w ten sposób, ale na to też miał plan. Zamierzał wykorzystać kamień, na jaki najechali, chociaż do tego potrzebowałby też długiego kawałka drewna, aby zwyczajnie zrobić przeciwwagę, na której uniósłby wóz. W razie potrzeby miał zamiar przeszukać pobocze drogi w poszukiwaniu wspomnianego wcześniej kawałka drewna i także spojrzeć za nim na wóz. Może akurat wieźliby coś przydatnego?[/color]