Władca Piorunów nie znał tak dobrze Kagady jak Sanda czy Moshi. Dołączył do ekipy zdecydowanie później, musiał się wkupić, zasłużyć na ich zaufanie i udowodnić, że można na niego liczyć, co faktycznie udało się udowodnić w trakcie wykonywanych zadań. Nastolatek z klanu Kaminari podziwiał Kagadę, za to, jaka była, za to, że tak mocno parła do przodu i nie zważała na okoliczności. Bez wątpienia jest to wzór do naśladowania. Kobieta, która go inspiruje. Słowa Haruki o tym, że nie zamierzały zrzucać bomby na osadę Anzou przyjął z wielką ulgą. Nie wyobrażał sobie jak ogromne zniszczenia mogłoby to przynieść, jak bardzo zwykli, przeciętni ludzie mogliby ucierpieć.
- Całe szczęście. Szkoda osady, życia tych ludzi.
Skomentował nastolatek Haruce. Krater, który powstał był potężny, więc taki zrzut na miasto równałby się z pochłonięciem dziesiątek, jak nie setek istnień. Sanda i Moshi prowadzili dialog typowo w swoim stylu. Sama historia walki z ogoniastą bestią oraz to, co ona powiedziała finalnie do Kagady mogło istotnie wpłynąć na jej ambicje, poczucie własnej wartości. Nie były to przyjemne słowa, zwłaszcza biorąc pod uwagę całą historię Kagady, która musiała udowadniać innym, walczyć ze swoimi braćmi...
- Nie ma co tutaj walczyć, kto ma gorzej. Kagada wybrała swoją drogę, ludzie mają wolną wolę i mogą realizować to co chcą. Przynajmniej tak powinno być. Ja się cieszę, że Kagada poszła drogą wojowniczki, liderki, dzięki temu mogłem poznać ją, was, a to wiele dla mnie znaczy. Na pewno, kop w jajka jest nieprzyjemny, ale ból trwa zdecydowanie krócej, niż ciąża czy poród, tak mi się przynajmniej wydaje, Moshi.
Anzou puścił oczko do Moshiego, bo pod tym kątem kobiety mimo wszystko miały chyba gorzej. Władca Piorunów nie tracił czasu i ruszył, reszta ekipy nie była skora do ryzykowania.
- Raz już prawie umarłem, najwyżej... poproście którąś z Sióstr, żeby poskładała mnie do całości.
Anzou ponownie z delikatnym uśmiechem wypowiadał te słowa. Zrozumiał, że oni nie chcieli iść, Haruka również miała jakieś swoje plany. Kaminari zupełnie to uszanował i ruszył w kierunku Kagady. To było ryzykowne, ale Anzou szedł pewnie, wyprostowany i dumny, tak jak przystało. Nie spodziewał się miłego powitania, nie spodziewał się tego, że Kagada zaskoczy go jakimiś oklaskami. W sumie, to nie wiedział za cholerę czego się spodziewać. Anzou uważnie wysłuchał tego, co ma do powiedzenia, w głosie Kagady i w jej słowach dało się wyczuć jakiś żal, wkurwienie, ale kobieta przeżywała to totalnie w inny sposób. Niebieskooki był poważny, jego twarz nie zdradzała ani grama uśmiechu, ponieważ słowa Kagady również go denerwowały, w pewien sposób trafiały.
- Ja? Zadowolony? Z czego, kurwa z czego mam być zadowolony? Z tego, że nie potrafiłem wykończyć jednej z Sióstr? Że nie byłem w stanie ograniczyć śmierci tylu istnień? Czy może z tego, że ledwo uszedłem z życiem? Na pewno, nie jestem z siebie dumny. Jeszcze wiele pracy przede mną, ogrom pracy, zanim jakkolwiek zbliżę się poziomem do Ciebie, Kagado. Jestem dumny z tego, że mogłem patrzeć jak walczysz, inspirujesz nie tylko mnie, ale wszystkich, nas wszystkich przygłupów.
Anzou mówił pewnie, przekonująco, tak czuł, wiele zawdzięczał kobiecie, chciał dążyć do jej poziomu, aby móc chronić najbliższych. Nastolatek dalej obserwował Kagadę, która tyrała głazami, które były POTĘŻNE. Ona jest z innej planety, jak ta ogoniasta bestia.
- I bardzo dobrze, że bestia miała takie widzimisię. Szkoda żyć. Mimo wszystko to dziwne zachowanie, mogła postawić kropkę nad i, ale odpuściła.
Anzou nie omieszkał poruszyć kwestii bestii, natomiast tutaj zakończył jej temat. Nie chciał brnąć dalej, ponieważ sama Kagada otrzymała od niego stosowną reprymendę, przez którą zapewne zachowuje się teraz tak, a nie inaczej.
- Pozwól, że potrenuję z Tobą. Wiem jak. Do utraty tchu. Chcę być taki jak Ty, tak silny jak Ty, być kimś, komu mogą zaufać, kimś, kto jest w stanie walczyć jak równy z równym z pierdoloną ogoniastą bestią czy Seininami wroga. Chcę nauczyć się tych samych technik co Ty. Z czasem, kiedy będę gotowy, zwłaszcza tej powłoki elektrycznej.
Anzou na tym zakończył swój wywód i od razu złożył pieczęci, wytworzył piękne elektryczne wiązki, którymi zaczął się bawić, wytwarzał je wszędzie i niszczył co się da, ponawiał to, bawił się tym i tworzył różnego rodzaju kombinacje, które może potem szybko i sprawnie wykorzystywać w walce.
Znaleziono 1087 wyników
- wczoraj, o 17:52
- Forum: Tereny Sporne - Półwysep Antai
- Temat: Północno - wschodnie wybrzeże
- Odpowiedzi: 214
- Odsłony: 17151
- 26 lis 2025, o 17:46
- Forum: Tereny Sporne - Półwysep Antai
- Temat: Północno - wschodnie wybrzeże
- Odpowiedzi: 214
- Odsłony: 17151
Re: Północno - wschodnie wybrzeże
Chłopak bez dwóch zdań wiele zawdzięczał kobiecie, która go uleczyła. Co więcej, nie tylko on, praktycznie każdy, kto został ranny jest winny medyczce z klanu Pawia sowite podziękowania. Chłopak jeszcze raz podziękował i wraz z Haruką udał się "na miasto". O ile w ogóle tak można było to nazwać. Sama Haruka ma niedługo mieć jakiś rodzaj inicjacji, co spowodowało żywiołową dyskusję pomiędzy Shirą, a Fugatą, której finał niestety pozostał dla Władcy Piorunów niewiadomy. Trzeba to było otwarcie powiedzieć, klan Pawia wyróżniał się na tle dzikich, był inny, nie tylko pod kątem swoich umiejętności i tego meteorytu, ale tutaj za tym szło coś zdecydowanie więcej, pełna kultura i rytuały. Chłopak nie widział wielu różnic pomiędzy Pawiami, a Kaminari, jeżeli mowa o tych aspektach 'ludzkich'. Na mieście też wiele ludzi pracowało i dawało z siebie wszystko, wiele osobników zapewne chciało tego co Anzou - normalności, spokoju i jakiejkolwiek stabilizacji. Przez chwilę chyba tak było, mimo to, nadal pewne chmury wisiały gdzieś w powietrzu i zbliżały się praktycznie z każdą sekundą do osady. Mowa tutaj oczywiście o Chino oraz przedstawicielach Pawia, którzy byli wspierani przez solidne armie. Przedstawienie dopiero może przejść do kolejnego aktu, oby jednak był to bardziej pokojowy spektakl. Na ogół jednak ludzie to był gatunek, który potrafił się dostosować do warunków w błyskawicznym tempie, o czym mogły świadczeć zachowania zwyczajnych ludzi, którzy próbwali wrócić do tego, co robili przed wielką bitwą. Nastolatek wyleczył rany, jednak nadal miał pewną skazę na psychice, którą powodował brak odpowiedniego ubioru. Chłopak w poprzedniej siedzibie, w której przebywali powinien mieć jakieś ubrania. Nastolatek wraz z Haruką na początku udali się w kierunku krateru.
- To imponujące, jak ludzie się szybko pozbierali. Jeszcze niedawno... walczyliśmy o przetrwanie, a dzisiaj... powraca tutaj jakaś normalność... oby na dłużej.
Skomentował Anzou w kierunku Haruki głosem pełnym nadziei. Krater, który powstał po eksplozji robił ogromne wrażenie. Klan Pawia dysponował potężną technologią, której nie pojmował. Ciekawe w jaki sposób wytwarzają tak ogromną bombe...Jak wielkie zniszczenia mogłaby ona zadać zwykłym ludziom? Przecież to niewyobrażalne. Anzou stał wyprostowany, przełknął ślinę i spojrzał na Harukę poważnym wzrokiem.
- Chcieliście zrzucić na nas te bomby? Na to miasto?
Nie czekając na odpowiedź zauważył jednocześnie w oddali swoich towarzyszy, którzy ich zawołali. Nastolatek skinął głową do Haruki i udał się w ich kierunku. Moshi zachowywał się w swoim stylu, a Sanda przedstawiła jak się sprawy mają. Anzou wszystko zanotował w swojej głowie, przynajmniej próbował.
- Czołem ekipa. Faktycznie, może trochę zimno, ale chyba wolę nie pić. Zwłaszcza, że raczej nadal musimy być w pewnego rodzaju gotowości.
I wtedy, do Anzou dotarło, że nie musi już dłużej szukać Kagady. Była tam. Trenowała. Nie kazała trenować innym. Sama wzieła się za pracę, bez wydawania rozkazów pozostałym, że jak dojdą do zdrowia, to mają trenować do posrania. Chłopak chce z nią porozmawiać, ustalić jaki jest dalszy plan działania. Fakt, ona zazwyczaj wydawała dyspozycje i jej grupa może obecnie czuć się zagubiona. Nastolatek spojrzał na Sandę, Moshiego, a potem Harukę.
- To co, idzie ktoś ze mną? Trzeba się dowiedzieć, jakie są dalsze kroki. Nie możemy przecież tylko i wyłącznie czekać, aż zjawią się tutaj te armie. Czy pękacie na robocie?
Zapytał nastolatek z delikatnym uśmiechem na twarzy i ruszył w kierunku Kagady. Nie miał zamiaru czekać, tracić cennego czasu, musiał jak najszybciej dowiedzieć się co dalej i ogarnąć swoje ubrania. Kaminari szedł spokojnym krokiem, nie biegł jak idiota, zwyczajnie przemieszczał się w swoim tempie, razem z grupą lub sam. Niebieskooki po dotarciu do Kagady zachowa dystans, nie chce ryzykować jakiegoś przypadkowego lub też celowego oberwania. Nigdy przecież nie wiadomo, to Kagada.
- Dobrze Ciebie widzieć, Kagada... Jak się czujesz?
Nastolatek nie zamierzał pytać wprost. Chciał wybadać nastrój, jakoś się dostroić i dowiedzieć, jak aktualnie czuje się kobieta, która dawała z siebie wszystko, stanęła ponownie oko w oko z ogoniastą bestią, aby chronić Anzou i pozostałych. Nie pękała na robocie. Była prawdziwą Kaminari, z wybuchowym charakterem, no może ostatnio nie - wierząc zeznaniom Sandy i Moshiego. Chłopak oczekiwał na odpowiedź i dalszy rozwój wypadków.
- To imponujące, jak ludzie się szybko pozbierali. Jeszcze niedawno... walczyliśmy o przetrwanie, a dzisiaj... powraca tutaj jakaś normalność... oby na dłużej.
Skomentował Anzou w kierunku Haruki głosem pełnym nadziei. Krater, który powstał po eksplozji robił ogromne wrażenie. Klan Pawia dysponował potężną technologią, której nie pojmował. Ciekawe w jaki sposób wytwarzają tak ogromną bombe...Jak wielkie zniszczenia mogłaby ona zadać zwykłym ludziom? Przecież to niewyobrażalne. Anzou stał wyprostowany, przełknął ślinę i spojrzał na Harukę poważnym wzrokiem.
- Chcieliście zrzucić na nas te bomby? Na to miasto?
Nie czekając na odpowiedź zauważył jednocześnie w oddali swoich towarzyszy, którzy ich zawołali. Nastolatek skinął głową do Haruki i udał się w ich kierunku. Moshi zachowywał się w swoim stylu, a Sanda przedstawiła jak się sprawy mają. Anzou wszystko zanotował w swojej głowie, przynajmniej próbował.
- Czołem ekipa. Faktycznie, może trochę zimno, ale chyba wolę nie pić. Zwłaszcza, że raczej nadal musimy być w pewnego rodzaju gotowości.
I wtedy, do Anzou dotarło, że nie musi już dłużej szukać Kagady. Była tam. Trenowała. Nie kazała trenować innym. Sama wzieła się za pracę, bez wydawania rozkazów pozostałym, że jak dojdą do zdrowia, to mają trenować do posrania. Chłopak chce z nią porozmawiać, ustalić jaki jest dalszy plan działania. Fakt, ona zazwyczaj wydawała dyspozycje i jej grupa może obecnie czuć się zagubiona. Nastolatek spojrzał na Sandę, Moshiego, a potem Harukę.
- To co, idzie ktoś ze mną? Trzeba się dowiedzieć, jakie są dalsze kroki. Nie możemy przecież tylko i wyłącznie czekać, aż zjawią się tutaj te armie. Czy pękacie na robocie?
Zapytał nastolatek z delikatnym uśmiechem na twarzy i ruszył w kierunku Kagady. Nie miał zamiaru czekać, tracić cennego czasu, musiał jak najszybciej dowiedzieć się co dalej i ogarnąć swoje ubrania. Kaminari szedł spokojnym krokiem, nie biegł jak idiota, zwyczajnie przemieszczał się w swoim tempie, razem z grupą lub sam. Niebieskooki po dotarciu do Kagady zachowa dystans, nie chce ryzykować jakiegoś przypadkowego lub też celowego oberwania. Nigdy przecież nie wiadomo, to Kagada.
- Dobrze Ciebie widzieć, Kagada... Jak się czujesz?
Nastolatek nie zamierzał pytać wprost. Chciał wybadać nastrój, jakoś się dostroić i dowiedzieć, jak aktualnie czuje się kobieta, która dawała z siebie wszystko, stanęła ponownie oko w oko z ogoniastą bestią, aby chronić Anzou i pozostałych. Nie pękała na robocie. Była prawdziwą Kaminari, z wybuchowym charakterem, no może ostatnio nie - wierząc zeznaniom Sandy i Moshiego. Chłopak oczekiwał na odpowiedź i dalszy rozwój wypadków.
- 25 lis 2025, o 16:18
- Forum: Tereny Sporne - Półwysep Antai
- Temat: Północno - wschodnie wybrzeże
- Odpowiedzi: 214
- Odsłony: 17151
Re: Północno - wschodnie wybrzeże
Nastolatek z klanu Kaminari w żaden sposób nie chciał wbijać szpileczki Siostrom Nocy mówiąc o tym, że Kagada nigdy nie utraciła władzy w mieście. Od początku tego starcia chyba chodziło o to, żeby zademonstrować siłę, wyznaczyć pewnego rodzaju granice, a nie przejmować miasto i dalsze tereny. Anzou z przyjemnością zobaczy na własne oczy jak zachowuje się Kagada i zweryfikuje informacje przekazane przez Sandę.
- Wiesz może, gdzie jest Kagada? W Siedzibie?
Zapytał nastolatek próbując otrzymać nieco więcej informacji. Władca Piorunów musiał korzystać z chwili, nigdy nie wiadomo kiedy wróci Stara Kagada, która wydziera się na wszystko i wszystkich i dość specyficznie traktuje innych. Taki moment może się nigdy nie wydarzyć. Warto tego doświadczyć i poczuć na własnej skórze. Cuda też się zdarzają, ludzie się zmieniają, prawda? Wszyscy, którzy ucierpieli na zdrowiu zdawali się odżywać i odzyskiwać energię. To fenomenalne, że pomimo tego, jak wyczerpujące było starcie - głównym aktorom czyli Siostrom Nocy i wojownikom z zespołu Kagady udało się przetrwać. Nadal jednak Anzou był nieco zmartwiony. Dwie wielkie armie zmierzały tutaj do miasta. To nie było pozytywne, w żaden sposób. Dalej nastolatek w ciszy spędzał czas, jedynie słuchając tego, co do powiedzenia mają Siostry, które prowadziły dość aktywną dyskusje. Nastolatek się nie wtrącał, nie miał do tego żadnych, nawet najmniejszych powodów. To miłe, że Kaminari przygotowali siostrom jakikolwiek budynek, w którym mogły się ogarnąć, owszem, standard może nie powalał, ale lepsze to niż nic. Nastolatek z klanu Kaminari w sumie też został wywołany do tablicy. Medyczka, osoba, która była odpowiedzialna za to, że Anzou może rozmawiać, oddychać i ruszać się jak człowiek pozwoliła mu zakończyć rekonwalescencję. Anzou uśmiechnął się. Kolejny rozdział w jego życiu się rozpoczyna.
- Ja czuję się zdecydowanie lepiej, jeszcze raz bardzo dziękuję. Niezależnie jak pokrętna jest to sytuacja - wiele istnień, również z naszego klanu zostało ocalonych dzięki Wam. Strony powinny uznać to jako solidne podwaliny pod nowe rozdanie, zwłaszcza w okolicznościach, których się znajdujemy. Bitwa tutaj to proszenie się o kłopoty i ryzykowanie życia niewinnych ludzi, ponowne ryzykowanie ich istnień, które chyba nikomu nie jest na rękę. Ja w żaden sposób nie uważam się za bohatera, zrobiłem tylko to, co do mnie należało. Efekt mógł być zdecydowanie lepszy, niemniej... finalnie też jest dobrze.
Władca Piorunów stanął na swoje nogi i ruszył do wyjścia żegnając się z ludźmi, którzy pozostali w sali. Zanim to zrobił spojrzał jednak na Harukę, panią Pilot, która dzielnie sterowała całym arsenałem, która zaproponowała mu wspólne wyjście, dlaczego by nie... Dwójka wyszła na zewnątrz miejsca, w którym się leczyli, od dawna Anzou nie czuł się tak dobrze wdychając świeże powietrze. Bez problemu je wdychając.
- Latanie? Wspaniała sprawa, można dostrzec wiele rzeczy z innej perspektywy. Ziemia jest tak ogromna, nie wiem dlaczego wciąż walczymy... A Tobie? Oficjalna ceremonia to chyba podkreślenie tego, w jaki sposób wykonałaś swoje zadanie. Fugata jest z Ciebie dumna. Muszę Ci przyznać, że twarda jest jak nie wiem.
Władca Piorunów miał jeden cel. Znaleźć Kagadę. Unikał ludzi, nie wchodził z nimi w interakcje, nie chciał być traktowany jak bohater. Skromność to ogromna cnota. Anzou uda się z Haruką w miejsce, gdzie jest Kagada - tam gdzie powie Sanda lub do siedziby, miejsca, gdzie zazwyczaj bywała.
- Chcę się rozmówić z Kagadą. Jeżeli chcesz, chodź ze mną, najwyżej poczekasz, oczywiście, jeżeli chcesz zrobić cokolwiek innego - nie wahaj się. Nie mogę odpuścić i nie zobaczyć jej zmienionego zachowania.
- Wiesz może, gdzie jest Kagada? W Siedzibie?
Zapytał nastolatek próbując otrzymać nieco więcej informacji. Władca Piorunów musiał korzystać z chwili, nigdy nie wiadomo kiedy wróci Stara Kagada, która wydziera się na wszystko i wszystkich i dość specyficznie traktuje innych. Taki moment może się nigdy nie wydarzyć. Warto tego doświadczyć i poczuć na własnej skórze. Cuda też się zdarzają, ludzie się zmieniają, prawda? Wszyscy, którzy ucierpieli na zdrowiu zdawali się odżywać i odzyskiwać energię. To fenomenalne, że pomimo tego, jak wyczerpujące było starcie - głównym aktorom czyli Siostrom Nocy i wojownikom z zespołu Kagady udało się przetrwać. Nadal jednak Anzou był nieco zmartwiony. Dwie wielkie armie zmierzały tutaj do miasta. To nie było pozytywne, w żaden sposób. Dalej nastolatek w ciszy spędzał czas, jedynie słuchając tego, co do powiedzenia mają Siostry, które prowadziły dość aktywną dyskusje. Nastolatek się nie wtrącał, nie miał do tego żadnych, nawet najmniejszych powodów. To miłe, że Kaminari przygotowali siostrom jakikolwiek budynek, w którym mogły się ogarnąć, owszem, standard może nie powalał, ale lepsze to niż nic. Nastolatek z klanu Kaminari w sumie też został wywołany do tablicy. Medyczka, osoba, która była odpowiedzialna za to, że Anzou może rozmawiać, oddychać i ruszać się jak człowiek pozwoliła mu zakończyć rekonwalescencję. Anzou uśmiechnął się. Kolejny rozdział w jego życiu się rozpoczyna.
- Ja czuję się zdecydowanie lepiej, jeszcze raz bardzo dziękuję. Niezależnie jak pokrętna jest to sytuacja - wiele istnień, również z naszego klanu zostało ocalonych dzięki Wam. Strony powinny uznać to jako solidne podwaliny pod nowe rozdanie, zwłaszcza w okolicznościach, których się znajdujemy. Bitwa tutaj to proszenie się o kłopoty i ryzykowanie życia niewinnych ludzi, ponowne ryzykowanie ich istnień, które chyba nikomu nie jest na rękę. Ja w żaden sposób nie uważam się za bohatera, zrobiłem tylko to, co do mnie należało. Efekt mógł być zdecydowanie lepszy, niemniej... finalnie też jest dobrze.
Władca Piorunów stanął na swoje nogi i ruszył do wyjścia żegnając się z ludźmi, którzy pozostali w sali. Zanim to zrobił spojrzał jednak na Harukę, panią Pilot, która dzielnie sterowała całym arsenałem, która zaproponowała mu wspólne wyjście, dlaczego by nie... Dwójka wyszła na zewnątrz miejsca, w którym się leczyli, od dawna Anzou nie czuł się tak dobrze wdychając świeże powietrze. Bez problemu je wdychając.
- Latanie? Wspaniała sprawa, można dostrzec wiele rzeczy z innej perspektywy. Ziemia jest tak ogromna, nie wiem dlaczego wciąż walczymy... A Tobie? Oficjalna ceremonia to chyba podkreślenie tego, w jaki sposób wykonałaś swoje zadanie. Fugata jest z Ciebie dumna. Muszę Ci przyznać, że twarda jest jak nie wiem.
Władca Piorunów miał jeden cel. Znaleźć Kagadę. Unikał ludzi, nie wchodził z nimi w interakcje, nie chciał być traktowany jak bohater. Skromność to ogromna cnota. Anzou uda się z Haruką w miejsce, gdzie jest Kagada - tam gdzie powie Sanda lub do siedziby, miejsca, gdzie zazwyczaj bywała.
- Chcę się rozmówić z Kagadą. Jeżeli chcesz, chodź ze mną, najwyżej poczekasz, oczywiście, jeżeli chcesz zrobić cokolwiek innego - nie wahaj się. Nie mogę odpuścić i nie zobaczyć jej zmienionego zachowania.
- 24 lis 2025, o 20:38
- Forum: Tereny Sporne - Półwysep Antai
- Temat: Północno - wschodnie wybrzeże
- Odpowiedzi: 214
- Odsłony: 17151
Re: Północno - wschodnie wybrzeże
Nowa osoba weszła do gry. Na szachownicy wielkiej bitwy, a w zasadzie, pewnego rodzaju finalnego starcia po bitwie i rekonwalescencji pojawiła się jakaś kobieta. Chłopak nie miał pojęcia kim jest, ale jak się później okazało - należała do Sióstr Nocy. Chłopak z każdą godziną czuł się lepiej, powoli wracał do niego optymizm, a rozmowa z Sandą napawiła go jeszcze większą energią i motywacją. Chłopak uważnie słuchał tego, co ma do przekazania jego rozmówczyni.
- Kagada nigdy nie utraciła władzy w mieście, Sanda! Warto o tym pamiętać. Jej siła... ja jestem pod ogromnym wrażeniem. To niewyobrażalny poziom. Poza tym - Tobie też chcę podziękować, uratowałaś mi życie przed tym atakiem od tyłu. Daliśmy radę, kurwa, nie wierzę, że żyjemy.
W głosie Anzou dało się usłyszeć nieco więcej energii niż ostatnio. To, że on i Haruka przetrwali to zasługa przede wszystkim medyczki z Pawia. To jej Anzou głównie zawdzięcza poskładanie do kupy. Owszem, inni też dołożyli swoje cegiełki, ale to ona wylała fundament i je poukładała. Kaminari dalej rozmawiał z Sandą. Fakt zmierzania tutaj dwóch dodatkowych armii... nie był pocieszający, zwłaszcza w perspektywie słów wypowiedzianych przez ogoniastą bestię, która jasno przedstawiła swoje intencje.
- Niedobrze. Nie potrzebujemy tutaj eskalacji konfliktu, na pewno nie na tych terenach. Szkoda ludzi, kurwa, szkoda ludzi na walkę z Bijuu. Jeżeli będzie tutaj Chino... jak to? Przecież...
Chłopak powstrzymał się od dalszego dialogu. Nie chciał jakkolwiek zdradzać, że jest kaleką, chyba, że coś w tej kwestii się zmieniło, Anzou miał jedną misję, której nie mógł rozpocząć ze względu na aktywne wojny, które trawią nieustannie klan Kaminari. To było okropne uczucie, po tym starciu nastolatek chciał wyruszyć chociaż po nogę...
- Być może bestia jakoś na nią wpłynęła, może coś do niej powiedziała? Jeżeli Kagada nie pije... to coś jest na rzeczy.
Skwitował Anzou z delikatnym uśmiechem na twarzy. Jego ciało było dużo bardziej rozluźnione, ruch nie sprawiał mu takich problemów. Teraz odczuwał mentalny niedosyt z jednego powodu - musiał się umyć, ogarnąć i przede wszystkim - zmienić ubrania. Nie czuł się komfortowo w obecnym wdzianku. Wtedy w sali rozpętało się małe zamieszanie ze względu na aktywną dyskusję Sióstr Nocy. Władca Piorunów cierpliwie słuchał, łapał każde słowo, być może - taka informacja mu się przyda. Dalej nie był pewny tego, jak potoczy się dalej starcie Pawiów i Kaminari. Wojna, walka nie ma sensu, nie tutaj. To będzie zapewne demonstracja siły. Chwilę później do sali wparował Moshi, pełen energii, wigoru i z uśmiechem na swoim głupim pysku. Nastolatek przywitał go tym samym. Dobrze jest mieć kogoś takiego w zespole. Nieprzewidywalny, energetyczny i do tego zawsze wnosi pozytywną aurę. Co więcej, też nie pęka na robocie.
- Jeszcze trochę z tymi kwiatami trzeba będzie poczekać, ale dziękuję. To miłe.
Fakt jest taki, że Moshi jeszcze trochę będzie musiał się pomęczyć z Anzou. I wice wersa. Do tego - najsilniejszy człowiek z klanu Pawia chyba też zaczął dochodzić do siebie. Shira. Potężna Seininka, która ramie w ramie z Kagadą dała radę bestii. Ona również miała moc, o której Anzou co jedyne na chwilę obecną może pomarzyć. Sama ta skierowała swoje słowa do Władcy Piorunów, aby ten opowiedział jej, co takiego się zadziało. Haruka poniekąd nakreśliła sytuacje i wytłumaczyła wszystko z należyty sposób, jednak sam Niebieskooki zamierzał przedstawić to ze swojej perspektywy. Nie zamierzał kłamać, bo nie było w tym żadnego powodu. Nic to przecież nie da, niczego w ten sposób nie osiągnie, poza tym - on taki nie jest.
- Haruka powiedziała mniej więcej wszystko. Od razu przeszliśmy do realizacji planu, pierwszy nalot się nie powiódł przez warunki atmosferyczne, druga bomba jednak poniekąd sięgnęła celu, przez co zraniła Bestię i chyba nieco zbiła jej atak z linii lotu, mam na myśli ten wielki atak, tą kulę. Potem to już tylko ból i cierpienie i bardzo twarde lądowanie. Haruka dała z siebie wszystko i pięknie poprowadziła lot. Muwara potem organizowała akcje medyczną, za którą chcę serdecznie podziękować.
Etykieta, klasa. Nic innego nie można było się spodziewać po Władcy Piorunów. Chłopak starał się przedstawić swój punkt widzenia, do tego dziękując za ratunek. Tak, zawdzięczał życie kobietom, z którymi w zasadzie niedawno chciał się pozabijać. Paradoks.
- Kagada nigdy nie utraciła władzy w mieście, Sanda! Warto o tym pamiętać. Jej siła... ja jestem pod ogromnym wrażeniem. To niewyobrażalny poziom. Poza tym - Tobie też chcę podziękować, uratowałaś mi życie przed tym atakiem od tyłu. Daliśmy radę, kurwa, nie wierzę, że żyjemy.
W głosie Anzou dało się usłyszeć nieco więcej energii niż ostatnio. To, że on i Haruka przetrwali to zasługa przede wszystkim medyczki z Pawia. To jej Anzou głównie zawdzięcza poskładanie do kupy. Owszem, inni też dołożyli swoje cegiełki, ale to ona wylała fundament i je poukładała. Kaminari dalej rozmawiał z Sandą. Fakt zmierzania tutaj dwóch dodatkowych armii... nie był pocieszający, zwłaszcza w perspektywie słów wypowiedzianych przez ogoniastą bestię, która jasno przedstawiła swoje intencje.
- Niedobrze. Nie potrzebujemy tutaj eskalacji konfliktu, na pewno nie na tych terenach. Szkoda ludzi, kurwa, szkoda ludzi na walkę z Bijuu. Jeżeli będzie tutaj Chino... jak to? Przecież...
Chłopak powstrzymał się od dalszego dialogu. Nie chciał jakkolwiek zdradzać, że jest kaleką, chyba, że coś w tej kwestii się zmieniło, Anzou miał jedną misję, której nie mógł rozpocząć ze względu na aktywne wojny, które trawią nieustannie klan Kaminari. To było okropne uczucie, po tym starciu nastolatek chciał wyruszyć chociaż po nogę...
- Być może bestia jakoś na nią wpłynęła, może coś do niej powiedziała? Jeżeli Kagada nie pije... to coś jest na rzeczy.
Skwitował Anzou z delikatnym uśmiechem na twarzy. Jego ciało było dużo bardziej rozluźnione, ruch nie sprawiał mu takich problemów. Teraz odczuwał mentalny niedosyt z jednego powodu - musiał się umyć, ogarnąć i przede wszystkim - zmienić ubrania. Nie czuł się komfortowo w obecnym wdzianku. Wtedy w sali rozpętało się małe zamieszanie ze względu na aktywną dyskusję Sióstr Nocy. Władca Piorunów cierpliwie słuchał, łapał każde słowo, być może - taka informacja mu się przyda. Dalej nie był pewny tego, jak potoczy się dalej starcie Pawiów i Kaminari. Wojna, walka nie ma sensu, nie tutaj. To będzie zapewne demonstracja siły. Chwilę później do sali wparował Moshi, pełen energii, wigoru i z uśmiechem na swoim głupim pysku. Nastolatek przywitał go tym samym. Dobrze jest mieć kogoś takiego w zespole. Nieprzewidywalny, energetyczny i do tego zawsze wnosi pozytywną aurę. Co więcej, też nie pęka na robocie.
- Jeszcze trochę z tymi kwiatami trzeba będzie poczekać, ale dziękuję. To miłe.
Fakt jest taki, że Moshi jeszcze trochę będzie musiał się pomęczyć z Anzou. I wice wersa. Do tego - najsilniejszy człowiek z klanu Pawia chyba też zaczął dochodzić do siebie. Shira. Potężna Seininka, która ramie w ramie z Kagadą dała radę bestii. Ona również miała moc, o której Anzou co jedyne na chwilę obecną może pomarzyć. Sama ta skierowała swoje słowa do Władcy Piorunów, aby ten opowiedział jej, co takiego się zadziało. Haruka poniekąd nakreśliła sytuacje i wytłumaczyła wszystko z należyty sposób, jednak sam Niebieskooki zamierzał przedstawić to ze swojej perspektywy. Nie zamierzał kłamać, bo nie było w tym żadnego powodu. Nic to przecież nie da, niczego w ten sposób nie osiągnie, poza tym - on taki nie jest.
- Haruka powiedziała mniej więcej wszystko. Od razu przeszliśmy do realizacji planu, pierwszy nalot się nie powiódł przez warunki atmosferyczne, druga bomba jednak poniekąd sięgnęła celu, przez co zraniła Bestię i chyba nieco zbiła jej atak z linii lotu, mam na myśli ten wielki atak, tą kulę. Potem to już tylko ból i cierpienie i bardzo twarde lądowanie. Haruka dała z siebie wszystko i pięknie poprowadziła lot. Muwara potem organizowała akcje medyczną, za którą chcę serdecznie podziękować.
Etykieta, klasa. Nic innego nie można było się spodziewać po Władcy Piorunów. Chłopak starał się przedstawić swój punkt widzenia, do tego dziękując za ratunek. Tak, zawdzięczał życie kobietom, z którymi w zasadzie niedawno chciał się pozabijać. Paradoks.
- 22 lis 2025, o 18:29
- Forum: Tereny Sporne - Półwysep Antai
- Temat: Północno - wschodnie wybrzeże
- Odpowiedzi: 214
- Odsłony: 17151
Re: Północno - wschodnie wybrzeże
Anzou robił co mógł, aby nie tylko nie odpuszczać, ale również pomóc przy okazji innym. Tylko w ten sposób mógł poprawić swoje samopoczucie i mental. Ból nadal mu towarzyszył, oczywiście nie był aż tak kurewsko mocny jak na samym początku, tuż po wylądowaniu, ale nadal - w szczycie formy to on nie był. Miał świadomość, że jeszcze wiele czasu minie, zanim faktycznie dojdzie do siebie i ogarnie się do stanu, w jakim był przed rozpoczęciem najcięższej w swojej historii batalii, walki z siostrami Nocy, a potem z Ogoniastą Bestią. Każdy coś robił. Każdy wykonywał zadania, każdy, kto miał sprawne ręce, nogi czy chociaż umysł - dokładał swoją cegiełkę i budował wspólny sukces - zdrowie. Anzou był jednym z najbardziej rannych, starał się ruszać jak najmniej, podtrzymywać rozmowy i dużo pić. Wsparcie społeczne jest niezwykle istotne w procesie leczenia. Tutaj byli z nim jego ludzie, cała ekipa oraz do tego jego poprzedni wrogowie, czy może dalej - obecni wrogowie? Jak to zinterpretować? Chyba na chwile obecną topór wojenny był zakopany, Anzou czuł się bezpiecznie. Po jakimś czasie przyszedł czas na operacje Anzou, który był operowany tuż po Haruce. Ta dawała czadu, zapewne nie były to najprzyjemniejsze chwile w jej życiu, niemniej - Anzou wie, że musi swoje wycierpieć, zwłaszcza, że ta jebana deska dalej w nim tkwiła. Będzie grubo. Nastolatek usłyszał instrukcje, nie zamierzał protestować.
- Proszę robić to, co trzeba, ja postaram... postaram się nie utrudniać. Jak trzeba - pozbawcie mnie przytomności. Jakoś to przeżyje, wiele gorzej być już chyba nie może. Bardzo... dziękuję.
Anzou mówił powoli, lekko, aby nie nadwyrężać dalej swojego ciała. Potem... oddał się i zanurzył w krainę cierpienia. Sanda chwyciła Niebieskookiego i zaczął się prawdziwy spektakl. Siostra Nocy wiedziała co robi. Jej umiejętności medyczne stały na wysokim poziomie. Kobieta wyciągała drewno, które przeleciało na wylot przez ciało Nastolatka. To było okropieństwo. Przeżycie, którego nie życzy nikomu. Lepiej szybko i bezboleśnie umrzeć. Kaminari krzykiem starał się sobie pomóc, ale czasami zwyczajnie nie mógł. Schemat był stosunkowo prosty - wyciąganie i jednoczesne regenerowanie, a potem zasklepianie rany wylotowej. Ból nie z tej ziemi. Anzou mimo to próbował się nie utrudniać, ruszać jak najmniej i nie komplikować już trudnej sytuacji kobiecie, która też ma swoje limity. Czas... upłynął, a chłopak stracił całkowicie rachubę, nie orientował się ile godzin czy nawet dni minęło. Robił to co mu kazano, w międzyczasie rozmawiając ze swoimi ludźmi, czy też innymi rannymi. Taka grupowa solidarność. Sama Kagada w swoim stylu co chwilę wstawała i szła w swoim kierunku, a potem padała z wycieńczenia. Sytuacja była specyficzna, pewnie chciała wrócić, walczyć. Czy ona kiedykolwiek przestanie i skupi się też na sobie oraz na tym, że czasami... można odpuścić? Sama Muwara zadała pytanie o samopoczucie Władcy Piorunów.
- Bywało lepiej, ale... chyba powoli, bardzo powoli dochodzę do siebie. Oddychanie sprawia mniejszy ból, jestem jeszcze rozwalony, ale wyjdę z tego. Dzięki Tobie. Jestem Ci bardzo wdzięczny, nie tylko za ratowanie mojego tyłka, ale trzymanie tego wszystkiego i pomoc innym.
Anzou jeszcze raz wyraził swoją wdzięczność. Muwara to była kobieta, której zawdzięczał życie. Nic i nikt tego nie mógł podważyć i temu zaprzeczyć. To czysty fakt. Po pewnym czasie Anzou w końcu mógł wstać, poczuć grunt pod nogami. To było niezwykle przyjemne uczucie, móc poruszać się samemu, a nie być... warzywem, które wszyscy dookoła próbują odratować. W końcu jakaś niezależność. Oczywiście - nadal odczuwał ból, był poobijany, ale to zdecydowanie lepszy stan niż ostatnio. Sanda przyniosła jedzenie, na co Anzou zareagował uśmiechem. Czuł, że jego brzuch jest pusty, organizm w trakcie takiego wycieńczenia potrzebuje wiele, zdecydowanie więcej żywności.
- Sanda! Dobrze, że coś masz... Jestem głodny jak wilk!
Anzou czekał, aż otrzyma porcje by móc zacząć jeść. Sanda widocznie była zmęczona karmieniem Władcy Piorunów. Chłopak wisi jej dobry alkohol, lub coś innego do jedzenia. Po wszystkim, jak się już unormuje. Kaminari nadal patrzył na swoją towarzyszkę.
- Nie gadaj, że było tak źle! Ciesz się, że Ci palca nie odgryzłem! Jak reszta? Jak wszyscy? Co się dzieje? Przybył ktoś z naszego klanu, wiemy w sumie... co dalej? I kim jest ta kobieta?
Pomimo bólu było nadal wiele pytań, które wymagały natychmiastowej odpowiedzi. Nastolatek nie miał najmniejszego pojęcia co planuje klan, czy już dowiedzieli się o rezultatach starcia, ilu ludzi poległo. Przecież... jakby nie patrzeć - była wojna z Pawiem. Czy może już jej nie było? Ostatnie czego potrzebuje to walka z tymi, które go ratowały, przecież to wszystko się kupy nie trzyma. Do tego - po co denerwować Sanbiego? Chyba wszystkim już starczy. Kaminari nie miał pojęcia kto przybył, ale wychodzi na to, że ktoś z Pawia, ze świeżymi siłami tutaj był. Nowa siostra nocy? Czy Anzou i reszta ma przejebane?
- Proszę robić to, co trzeba, ja postaram... postaram się nie utrudniać. Jak trzeba - pozbawcie mnie przytomności. Jakoś to przeżyje, wiele gorzej być już chyba nie może. Bardzo... dziękuję.
Anzou mówił powoli, lekko, aby nie nadwyrężać dalej swojego ciała. Potem... oddał się i zanurzył w krainę cierpienia. Sanda chwyciła Niebieskookiego i zaczął się prawdziwy spektakl. Siostra Nocy wiedziała co robi. Jej umiejętności medyczne stały na wysokim poziomie. Kobieta wyciągała drewno, które przeleciało na wylot przez ciało Nastolatka. To było okropieństwo. Przeżycie, którego nie życzy nikomu. Lepiej szybko i bezboleśnie umrzeć. Kaminari krzykiem starał się sobie pomóc, ale czasami zwyczajnie nie mógł. Schemat był stosunkowo prosty - wyciąganie i jednoczesne regenerowanie, a potem zasklepianie rany wylotowej. Ból nie z tej ziemi. Anzou mimo to próbował się nie utrudniać, ruszać jak najmniej i nie komplikować już trudnej sytuacji kobiecie, która też ma swoje limity. Czas... upłynął, a chłopak stracił całkowicie rachubę, nie orientował się ile godzin czy nawet dni minęło. Robił to co mu kazano, w międzyczasie rozmawiając ze swoimi ludźmi, czy też innymi rannymi. Taka grupowa solidarność. Sama Kagada w swoim stylu co chwilę wstawała i szła w swoim kierunku, a potem padała z wycieńczenia. Sytuacja była specyficzna, pewnie chciała wrócić, walczyć. Czy ona kiedykolwiek przestanie i skupi się też na sobie oraz na tym, że czasami... można odpuścić? Sama Muwara zadała pytanie o samopoczucie Władcy Piorunów.
- Bywało lepiej, ale... chyba powoli, bardzo powoli dochodzę do siebie. Oddychanie sprawia mniejszy ból, jestem jeszcze rozwalony, ale wyjdę z tego. Dzięki Tobie. Jestem Ci bardzo wdzięczny, nie tylko za ratowanie mojego tyłka, ale trzymanie tego wszystkiego i pomoc innym.
Anzou jeszcze raz wyraził swoją wdzięczność. Muwara to była kobieta, której zawdzięczał życie. Nic i nikt tego nie mógł podważyć i temu zaprzeczyć. To czysty fakt. Po pewnym czasie Anzou w końcu mógł wstać, poczuć grunt pod nogami. To było niezwykle przyjemne uczucie, móc poruszać się samemu, a nie być... warzywem, które wszyscy dookoła próbują odratować. W końcu jakaś niezależność. Oczywiście - nadal odczuwał ból, był poobijany, ale to zdecydowanie lepszy stan niż ostatnio. Sanda przyniosła jedzenie, na co Anzou zareagował uśmiechem. Czuł, że jego brzuch jest pusty, organizm w trakcie takiego wycieńczenia potrzebuje wiele, zdecydowanie więcej żywności.
- Sanda! Dobrze, że coś masz... Jestem głodny jak wilk!
Anzou czekał, aż otrzyma porcje by móc zacząć jeść. Sanda widocznie była zmęczona karmieniem Władcy Piorunów. Chłopak wisi jej dobry alkohol, lub coś innego do jedzenia. Po wszystkim, jak się już unormuje. Kaminari nadal patrzył na swoją towarzyszkę.
- Nie gadaj, że było tak źle! Ciesz się, że Ci palca nie odgryzłem! Jak reszta? Jak wszyscy? Co się dzieje? Przybył ktoś z naszego klanu, wiemy w sumie... co dalej? I kim jest ta kobieta?
Pomimo bólu było nadal wiele pytań, które wymagały natychmiastowej odpowiedzi. Nastolatek nie miał najmniejszego pojęcia co planuje klan, czy już dowiedzieli się o rezultatach starcia, ilu ludzi poległo. Przecież... jakby nie patrzeć - była wojna z Pawiem. Czy może już jej nie było? Ostatnie czego potrzebuje to walka z tymi, które go ratowały, przecież to wszystko się kupy nie trzyma. Do tego - po co denerwować Sanbiego? Chyba wszystkim już starczy. Kaminari nie miał pojęcia kto przybył, ale wychodzi na to, że ktoś z Pawia, ze świeżymi siłami tutaj był. Nowa siostra nocy? Czy Anzou i reszta ma przejebane?
- 21 lis 2025, o 19:00
- Forum: Tereny Sporne - Półwysep Antai
- Temat: Północno - wschodnie wybrzeże
- Odpowiedzi: 214
- Odsłony: 17151
Re: Północno - wschodnie wybrzeże
Działo się, każdy coś robił, każdy w pewien sposób brał udział w wydarzeniach. Bitwa, której pierwotnie uczestnikiem, a potem świadkiem był Władca Piorunów była... cholernie pokręcona, totalnie niebezpieczna, ale... PIĘKNA. Anzou był dumny, że mógł razem ze swoimi towarzyszami dawać aktywny opór Siostrom Nocy, a potem... Bestii, we współpracy z Siostrami Nocy. Taka bliska kooperacja, zjednoczenie wobec ogromnego zagrożenia to ogromna lekcja, z której wnioski powinna wyciągnąć starszyzna. Tutaj nie ma co się bić o pietruszkę. Nawet pierdolona bestia to wie. Na tym tracą tylko ludzie, a finalnie - każdy mówi tylko, że to w obronie własnej, każdy gdzieś na koniec gra tą słynną kartę "ofiary". Owszem, czasami tak było, ale ziemie, które zajął klan Pawia były stracone, właśnie przez działania meteorytu. Nie było najmniejszego sensu iść dalej. A ta bitwa, walka z ogoniastym mówi jedno; to są cywilizowani ludzie, którzy mają swoje zasady, struktury i... zwyczajne życie. To też są ludzie. To nie są dzicy. Mimo to, sama bestia chyba faktycznie odeszła, a do szpitala, który był ruiną wpadało coraz to więcej osób. Yai coś się wydarł. Imponujące. Kagada również pojawiła się na miejscu. Cała ekipa była w komplecie, z bliznami, poraniona, ledwo żywa, ale w komplecie.
- Yai, kurwa, Ty potrafisz krzyczeć? Ale jajca.
Powiedział jak to mógł Anzou - cicho i powoli, aby dalej nie nadwyrężać swojego organizmu. Jedna z kobiet postanowiła też przejąć dowodzenie, Anzou nie protestował, nie miał nawet jak, a było mu to na rękę, zapewne jej umiejętności medyczne przewyższały o lata świetlne wiedzę Yai'a i pozostałych Kaminari, którzy byli od bicia, a nie bycia bitym. Wydała też instrukcje osobie, która zajmowała się Władcą Piorunów. Fakt, deska stanowi istotne utrudnienie całej procedury leczenia. Kobieta wspominała coś o Chakrze, a Anzou właśnie sobie coś przypomniał. Miał coś jeszcze w swoim ekwipunku, coś, co trzymał na czarną godzinę.
- Ja... gdzieś w kaburze... powinienem mieć pigułkę ze skrzepniętą krwią i żywnościową... Weźcie je, może komuś się przydadzą, komuś pomogą...
Powiedział chłopak do Muwary, gdy ta była tuż obok niego. Leczenie wymaga Chakry. Leczenie wymaga tamowania ram, uzupełniania krwi, wymaga ENERGII. Jeżeli chłopak może komukolwiek pomóc, jakkolwiek ułatwić życie - dlaczego by nie? Moshi otrzymał dyspozycje poukładania wszystkich, w sali była też Fugata, jednak ta się za bardzo nie odzywała. Anzou spojrzał na Moshiego, dalej odczuwał ból, dalej cierpiał, ale jego stan był zdecydowanie lepszy niż dosłownie chwilę temu, gdzie leżał połamany i świszczący jak czajnik.
- Moshi, Ty to zawsze masz szczęście. Zawsze spadniesz na cztery łapy. Jak wygląda sytuacja? Co z Kagadą? W sumie, co kurwa dalej będzie?
Czy chłopak oczekiwał konkretnej odpowiedzi od Moshiego? Raczej nie. Bez sensu byłoby tego oczekiwać. On raczej inteligencją nie grzeszył. Powoli Władca Piorunów zaczął odnajdywać się w nowych okolicznościach. Pocieszający był też fakt, że ten chaos był tylko po to, aby niedługo, z każdą kolejną minutą było... spokojniej. Tego wszyscy potrzebowali. Regeneracji, odpoczynku i SPOKOJU. Pytanie - na ile to jest możliwe w świecie, gdzie wszyscy chcą siebie praktycznie mordować?
- Yai, kurwa, Ty potrafisz krzyczeć? Ale jajca.
Powiedział jak to mógł Anzou - cicho i powoli, aby dalej nie nadwyrężać swojego organizmu. Jedna z kobiet postanowiła też przejąć dowodzenie, Anzou nie protestował, nie miał nawet jak, a było mu to na rękę, zapewne jej umiejętności medyczne przewyższały o lata świetlne wiedzę Yai'a i pozostałych Kaminari, którzy byli od bicia, a nie bycia bitym. Wydała też instrukcje osobie, która zajmowała się Władcą Piorunów. Fakt, deska stanowi istotne utrudnienie całej procedury leczenia. Kobieta wspominała coś o Chakrze, a Anzou właśnie sobie coś przypomniał. Miał coś jeszcze w swoim ekwipunku, coś, co trzymał na czarną godzinę.
- Ja... gdzieś w kaburze... powinienem mieć pigułkę ze skrzepniętą krwią i żywnościową... Weźcie je, może komuś się przydadzą, komuś pomogą...
Powiedział chłopak do Muwary, gdy ta była tuż obok niego. Leczenie wymaga Chakry. Leczenie wymaga tamowania ram, uzupełniania krwi, wymaga ENERGII. Jeżeli chłopak może komukolwiek pomóc, jakkolwiek ułatwić życie - dlaczego by nie? Moshi otrzymał dyspozycje poukładania wszystkich, w sali była też Fugata, jednak ta się za bardzo nie odzywała. Anzou spojrzał na Moshiego, dalej odczuwał ból, dalej cierpiał, ale jego stan był zdecydowanie lepszy niż dosłownie chwilę temu, gdzie leżał połamany i świszczący jak czajnik.
- Moshi, Ty to zawsze masz szczęście. Zawsze spadniesz na cztery łapy. Jak wygląda sytuacja? Co z Kagadą? W sumie, co kurwa dalej będzie?
Czy chłopak oczekiwał konkretnej odpowiedzi od Moshiego? Raczej nie. Bez sensu byłoby tego oczekiwać. On raczej inteligencją nie grzeszył. Powoli Władca Piorunów zaczął odnajdywać się w nowych okolicznościach. Pocieszający był też fakt, że ten chaos był tylko po to, aby niedługo, z każdą kolejną minutą było... spokojniej. Tego wszyscy potrzebowali. Regeneracji, odpoczynku i SPOKOJU. Pytanie - na ile to jest możliwe w świecie, gdzie wszyscy chcą siebie praktycznie mordować?
- 20 lis 2025, o 19:51
- Forum: Tereny Sporne - Półwysep Antai
- Temat: Północno - wschodnie wybrzeże
- Odpowiedzi: 214
- Odsłony: 17151
Re: Północno - wschodnie wybrzeże
Ból był ogromny. Tym jednym zdaniem można było opisać to, co aktualnie działo się z ciałem nastolatka, które przeżyło jeden, wielki lot, bez szczęśliwego lądowania. Plus jednak był taki, że dwójka pilotów nadal żyła. Jakkolwiek, ale żyła. Anzou oddychał powoli, nie chciał opuszczać jeszcze tego świata, starał się za wszelką cenę utrzymać przytomność, wydłużyć to cierpienie. Haruka odpowiedziała, Anzou naprawdę zapewne uśmiałby się, ale nie mógł. Wiedział, że każdy, nawet najmniejszy ruch spowoduje jeszcze większy ból. Musiał leżeć tak jak leży, jak zamrożony. Nie była to najlepsza pozycja w jego życiu, ale... czy za jakiś czas będzie to pamiętać?
- Zawsze... zawsze mogę zostać Bratem Nocy... W sumie... trzeba iść do przodu, być innowacyjnym... Kagada? Za to, że tutaj wylądowałem i nie trafiłem pierwszym ładunkiem... pewnie mnie rozjebie.
Wypowiedział Anzou ponownie - bardzo boli, tak, aby nie naruszyć struktur, które miał w swoim ciele. Haruka miała poczucie humoru, które chłopak docenił. Umieranie... było w sumie całkiem przyjemne. Już niedługo wszystko się skończy. Niedługo całe cierpienie, cały smutek i żal... odejdą w cień. Władca Piorunów nadal patrzył na Harukę, widział, że cierpi bardziej, widział też, że chyba... życie uchodzi z niej nieco szybciej. To nie był dobry znak. Minęło trochę czasu, ale wsparcie jeszcze nie nadeszło. Nastolatek musiał jakoś jej pomóc, nawet jeżeli to tylko rozmowa, zwrócenie uwagi, by jeszcze nie zasypiała.
- Haruka, jeszcze nie teraz. Jeszcze trochę, musisz wytrwać!
Nastolatek chciał pomóc tak, jak tylko mógł, nadal byli w jednej drużynie, dość przypadkowej i... może nie do końca dopasowanej, ale teraz grali do jednej bramki, przynajmniej jeszcze. I wtedy... Anzou usłyszał, że ktoś się zbliża. Ten głos rozpozna z daleka. Nie podniecał się. Dalej leżał bez ruchu i czekał, aż sojusznicy go zlokalizują. Pojawił się element nadziei, jest jeszcze szansa, że dwójka to przeżyje, albo przynajmniej przetrwa dłużej w tej agonii. Jakby na chwilę... ból był mniejszy.
- Moshi, ty pierdolony przygłupie, dobrze...
Anzou nie miał sił mówić dalej. Rozsądne było teraz milczeć i zwyczajnie odpuścić jakikolwiek dialog. Wraz z Moshim pojawiła się jedna z Sióstr, która była bardziej rozgarnięta - na całe szczęście. Po krótkiej naradzie Moshi i Siostra wzięli dwójke rannych i rozpoczęła przenosiny do szpitala. Problem jednak był taki, że tam chyba niekoniecznie ktoś potrafi zajmować się medycyną. O ile ktokolwiek przeżył. O ile cokolwiek zostało z tego punktu medycznego. Przecież pewnie wiele osób, dziesiątki potrzebują teraz ratunku. Światło było, ale bardzo, bardzo niewielkie. Same przenosiny były również bolesne, ciało zostało nadwyrężone, ponownie, limity Anzou były testowane do granic. Usłyszał kolejny znajomy głos, Sanda też tu była. To dobry znak, kolejny członek ekipy przeżył. Kaminari mimo to nadal się nie odzywał. Walka o przetrwanie trwała w najlepsze! Do tego Yai, najlepszy medyk z klanu Kaminari, który wykorzystuje nowoczesne metody - w tym uderzenie patelnią w łeb jako znieczulenie. Bez cienia wątpliwości, Anzou był w dobrych rękach. Na szczęście, w całej tej zgrai osiłków były Siostry Nocy, które z wroga stały się istotnym, tym INTELIGENTNYM elementem układanki. I jakie to jest zrządzenie losu, że w tym wszystkim największych nadziei i wsparcia wypatrywał właśnie w niedawnych przeciwniczkach.
- Yai... kurwa, Yai, nigdy nie jest późno na naukę, trenować będziesz do posrania, bo Ci kręgosłup dupą wyjmę...
Powiedział Anzou patrząc ślepo w Yai'a. Utrzymywał kontakt wzrokowy, oddychał powoli i oddawał się w leczenie medyków. Tylko tyle mógł zrobić. Nie przeszkadzać i oddychać. I... słuchać. Jak umrze, to umrze wśród towarzyszy. Nastolatek spojrzał na Siostrę Nocy, która zadała pytanie, aby faktycznie podtrzymywać uwagę i świadomość rannych.
- Do utraty przytomności, chora jazda... nie dam rady...
Chłopak nie mógł mówić. Nie miał siły, ból był zbyt duży. Rany poniesione za ciężkie. Jedną nogą był już w grobie, ale na szczęście z czasem... leczenie przynosiło jakieś efekty, jakby jakaś energia w niego wchodziła. I wtedy zrobiło się też ciemniej, do tego ten dźwięk... Bestia nie odeszła na dobre. Anzou ponownie się przeraził, jego oczy się zmniejszyły, ale... w sumie nie mógł też nic zrobić. Mógł jedynie znowu śmiać się z tego, jaki los bywa przewrotny, jak niewielki wpływ ma jednostka na to co się dzieje. Sanda prowadziła relacje. Mimo braku udziału w walce - dało się wyczuć te emocje. Shira i Kagada weszły na wyżyny swoich umiejętności. Jakieś dziwne kocie tryby, techniki nie z tej ziemi. Także to jest ta prawdziwa moc Seininów. Coś, co chciałby osiągnąć Anzou jeżeli byłaby tylko taka możliwość. Czy będzie mu to dane? Sanda mówiła tak ładnie, tak szczegółowo na ile to możliwe. Taniec. Walka. Kolejny, abstrakcyjny poziom siły. To wszystko było tak szalone, tak pogmatwane. Techniki, ataki, uniki. I coś niespodziewanego... MÓWIĄCY Sanbi. Głos, który budził podziw. Sama bestia przemówiła coś niezwykle istotnego, coś, co poniekąd było drogą Shinobi Anzou. Zwykli ludzie. Ta bitwa ponownie naruszyła ich los, Sanbi miał 100% racji. Anzou słysząc tą relację miał na to jedno podsumowanie.
- Czasami nawet Bestia, pierdolona bestia mówi mądrze... Co my kurwa czasami robimy...
Anzou nie mówił nic więcej, przynajmniej narazie. Oddał się w pełni leczeniu. Czy to koniec wojen i cierpienia na linii Paw - Kaminari?
- Zawsze... zawsze mogę zostać Bratem Nocy... W sumie... trzeba iść do przodu, być innowacyjnym... Kagada? Za to, że tutaj wylądowałem i nie trafiłem pierwszym ładunkiem... pewnie mnie rozjebie.
Wypowiedział Anzou ponownie - bardzo boli, tak, aby nie naruszyć struktur, które miał w swoim ciele. Haruka miała poczucie humoru, które chłopak docenił. Umieranie... było w sumie całkiem przyjemne. Już niedługo wszystko się skończy. Niedługo całe cierpienie, cały smutek i żal... odejdą w cień. Władca Piorunów nadal patrzył na Harukę, widział, że cierpi bardziej, widział też, że chyba... życie uchodzi z niej nieco szybciej. To nie był dobry znak. Minęło trochę czasu, ale wsparcie jeszcze nie nadeszło. Nastolatek musiał jakoś jej pomóc, nawet jeżeli to tylko rozmowa, zwrócenie uwagi, by jeszcze nie zasypiała.
- Haruka, jeszcze nie teraz. Jeszcze trochę, musisz wytrwać!
Nastolatek chciał pomóc tak, jak tylko mógł, nadal byli w jednej drużynie, dość przypadkowej i... może nie do końca dopasowanej, ale teraz grali do jednej bramki, przynajmniej jeszcze. I wtedy... Anzou usłyszał, że ktoś się zbliża. Ten głos rozpozna z daleka. Nie podniecał się. Dalej leżał bez ruchu i czekał, aż sojusznicy go zlokalizują. Pojawił się element nadziei, jest jeszcze szansa, że dwójka to przeżyje, albo przynajmniej przetrwa dłużej w tej agonii. Jakby na chwilę... ból był mniejszy.
- Moshi, ty pierdolony przygłupie, dobrze...
Anzou nie miał sił mówić dalej. Rozsądne było teraz milczeć i zwyczajnie odpuścić jakikolwiek dialog. Wraz z Moshim pojawiła się jedna z Sióstr, która była bardziej rozgarnięta - na całe szczęście. Po krótkiej naradzie Moshi i Siostra wzięli dwójke rannych i rozpoczęła przenosiny do szpitala. Problem jednak był taki, że tam chyba niekoniecznie ktoś potrafi zajmować się medycyną. O ile ktokolwiek przeżył. O ile cokolwiek zostało z tego punktu medycznego. Przecież pewnie wiele osób, dziesiątki potrzebują teraz ratunku. Światło było, ale bardzo, bardzo niewielkie. Same przenosiny były również bolesne, ciało zostało nadwyrężone, ponownie, limity Anzou były testowane do granic. Usłyszał kolejny znajomy głos, Sanda też tu była. To dobry znak, kolejny członek ekipy przeżył. Kaminari mimo to nadal się nie odzywał. Walka o przetrwanie trwała w najlepsze! Do tego Yai, najlepszy medyk z klanu Kaminari, który wykorzystuje nowoczesne metody - w tym uderzenie patelnią w łeb jako znieczulenie. Bez cienia wątpliwości, Anzou był w dobrych rękach. Na szczęście, w całej tej zgrai osiłków były Siostry Nocy, które z wroga stały się istotnym, tym INTELIGENTNYM elementem układanki. I jakie to jest zrządzenie losu, że w tym wszystkim największych nadziei i wsparcia wypatrywał właśnie w niedawnych przeciwniczkach.
- Yai... kurwa, Yai, nigdy nie jest późno na naukę, trenować będziesz do posrania, bo Ci kręgosłup dupą wyjmę...
Powiedział Anzou patrząc ślepo w Yai'a. Utrzymywał kontakt wzrokowy, oddychał powoli i oddawał się w leczenie medyków. Tylko tyle mógł zrobić. Nie przeszkadzać i oddychać. I... słuchać. Jak umrze, to umrze wśród towarzyszy. Nastolatek spojrzał na Siostrę Nocy, która zadała pytanie, aby faktycznie podtrzymywać uwagę i świadomość rannych.
- Do utraty przytomności, chora jazda... nie dam rady...
Chłopak nie mógł mówić. Nie miał siły, ból był zbyt duży. Rany poniesione za ciężkie. Jedną nogą był już w grobie, ale na szczęście z czasem... leczenie przynosiło jakieś efekty, jakby jakaś energia w niego wchodziła. I wtedy zrobiło się też ciemniej, do tego ten dźwięk... Bestia nie odeszła na dobre. Anzou ponownie się przeraził, jego oczy się zmniejszyły, ale... w sumie nie mógł też nic zrobić. Mógł jedynie znowu śmiać się z tego, jaki los bywa przewrotny, jak niewielki wpływ ma jednostka na to co się dzieje. Sanda prowadziła relacje. Mimo braku udziału w walce - dało się wyczuć te emocje. Shira i Kagada weszły na wyżyny swoich umiejętności. Jakieś dziwne kocie tryby, techniki nie z tej ziemi. Także to jest ta prawdziwa moc Seininów. Coś, co chciałby osiągnąć Anzou jeżeli byłaby tylko taka możliwość. Czy będzie mu to dane? Sanda mówiła tak ładnie, tak szczegółowo na ile to możliwe. Taniec. Walka. Kolejny, abstrakcyjny poziom siły. To wszystko było tak szalone, tak pogmatwane. Techniki, ataki, uniki. I coś niespodziewanego... MÓWIĄCY Sanbi. Głos, który budził podziw. Sama bestia przemówiła coś niezwykle istotnego, coś, co poniekąd było drogą Shinobi Anzou. Zwykli ludzie. Ta bitwa ponownie naruszyła ich los, Sanbi miał 100% racji. Anzou słysząc tą relację miał na to jedno podsumowanie.
- Czasami nawet Bestia, pierdolona bestia mówi mądrze... Co my kurwa czasami robimy...
Anzou nie mówił nic więcej, przynajmniej narazie. Oddał się w pełni leczeniu. Czy to koniec wojen i cierpienia na linii Paw - Kaminari?
- 19 lis 2025, o 20:56
- Forum: Tereny Sporne - Półwysep Antai
- Temat: Północno - wschodnie wybrzeże
- Odpowiedzi: 214
- Odsłony: 17151
Re: Północno - wschodnie wybrzeże
To był moment, na który Anzou czekał od dawna. Moment, na który jako Shinobi pracował. Móc się wykazać i zrobić realną różnicę na polu bitwy. Owszem, tutaj co prawda nie robił tego sam, każdy człowiek biorący udział w tych wydarzeniach miał swój wkład, wnosił małą cegiełkę, mały element układanki, który finalnie miał zrobić jedno: sprawić, że przeżyje jak najwięcej osób, a ogoniasta bestia zostanie powstrzymana. Tak. Powstrzymana. Raczej nikt nie myśli o o tym, ani nawet nie posiada odpowiednich zdolności, aby rozwalić bestię ot tak. Anzou wiedział co do niego należy. Wiedział co trzeba zrobić. Nie miał ani chwili zwątpienia. Plan był jasny, a z każdą sekundą, dzięki jakiemuś fenomenalnemu przyspieszeniu - zbliżali się do bestii. Kula, którą formował Bijuu powiększała się z każdą sekundą. Nie było chyba innej możliwości niż wielki specyficzny pocisk, który miał zmieść z powierzchni ziemi najmocniejsze pionki na planszy tej bitwy - Shirę i Kagadę. To byłby gwóźdź do trumny. Anzou mimo wszystko nie przejmował się tym. Był totalnie skupiony na tym co ma zrobić. Liczyło się tylko jedno, nic innego. Władca Piorunów wraz z Haruką, która niemal perfekcyjnie poruszała się w powietrzu zrzucił pierwszy pakunek. Wszystko wykonał tak, jak należy. Nie było żadnych odchyleń od tego, co otrzymał w instrukcji. Przekręcił lotkę i... wypuścił bombę, która miała zajebać Bijuu na miejscu. Wszystko szło jak po sznurku, jak zaprogramowane, dokładnie w głowę ogoniastej bestii. Bomba już witała się z gąską... to znaczy z żółwiem. I wtedy stał się klasyczny zwrot akcji. Wiatr. Żywioł, który nie tylko zmiótł bombę i zbił ją z lotu, przez co Anzou zmarszczył swoje czoło. Jedna szansa została zaprzepaszczona, ponieważ bomba zwyczajnie wpadła w wodę.
- Kurwa...
Powiedział jedynie pod nosem, chciał delikatnie dać upust swoim emocjom, ale w żaden sposób nie dał sobie nad nimi zapanować. Dalej miał jeszcze asa w rękawie. Dalej miał jeszcze jedną bombę. Dalej tliła się nadzieja. Anzou trzymał ostatnią bombę, ostatnią iskrę w swoich dłoniach, a warunki... nie były komfortowe. Bujało jak nigdy. Teraz, gdy wszyscy walczą o przetrwanie, gdy walczą o życie... musi tak być? Czy Bóstwa muszą płatać takie figle? Czy może zwyczajnie - są pewne granice, są pewne bariery, których nie da się przejść? Czy faktycznie tak miał skończyć się los? Nie trafiając żadną z bomb? Przez pierdolony wiatr? Zdecydowanie nie! Nastolatek nie zamierzał się poddawać, nie zamierzał odpuszczać, totalnie przeniósł swoją uwagę na warunki, mocno trzymał bombę i czekał... cierpliwie czekał, aż pomimo turbulencji, pomimo niekorzystnych warunków uda się zbliżyć w odpowiedni punkt i... zrobić to co należy! Ponownie Haruka i Anzou, niczym duet współpracujący ze sobą od lat... w innych okolicznościach losu może nawet duet idealny, połączenie ataku z powietrza, gracją z wybuchowym temperamentem Kaminari znalazł się nad bestią. Kaminari czuł jak wali mu serce. Czuł jak ogromna odpowiedzialność jest na jego barkach. Adrenalina była ogromna. Nie czuł żadnego bólu. Nie czuł żadnego strachu. Wziął głęboki oddech, przekręcił lotkę i upuścił bombę na bestie. Kości... bomby... zostały rzucone. Anzou bacznie obserwował jak ta bomba leci i zbliża się do celu. Wszystko jakby... spowolniło.
- Dorwij go. Zniszcz go...
Władca Piorunów chciał jakby... zakląć rzeczywistość? Sprawić, że uda mu się wpłynąć na przeznaczenie? Gdyby tylko miał takie możliwości... Byłoby świetnie. Nastolatek zrobił wszystko co mógł, dał z siebie wszystko, tak samo Haruka, która dosłownie stawała na rzęsach, aby utrzymać chłopaka i trajektorię lotu. Dała radę. Fugata może być z niej dumna. Shira wykonała też jakąś technikę, ogromne bramy stanęły pomiędzy nią a bestią. Ich rozmiar budził podziw. Bomba uderzyła potwora w głowę, ale... nie wybuchła... A Bestia? Cisnęła pociskiem. Anzou czuł, że to koniec. Jego morale, jego energia jakby.. uszła tak samo jak bomba odbijała się od ciała ogoniastej bestii. Haruka i Anzou robili wszystko co mogli. Wykonali wszystko tak, jak należy. A nadal, to było za mało. Nastolatek rozluźnił swoje mięśnie i był gotowy na śmierć, niezależnie jaki format miała ona by przyjąć. I wtedy... stał się cud? W tym samym momencie, co pocisk Bestii - wybuchła i sprawiła, że Bijuu też oberwał! Czyli robota, którą wykonał Anzou i Haruka przyniosła oczekiwany efekt! Udało się wytrącić ją z równowagi i sprawić, że jej pocisk też nie poszedł tak falowo, prosto do przodu, dzięki czemu sama Shira nie ucierpiała. Kto by pomyślał, że Anzou będzie cieszyć się z tego, że Seinin, który niedawno był zagrożeniem numer jeden jeszcze żyje. Cuda. Odrzut jednak był ogromny. Haruka nie była w stanie łapać równowagi, bestia padła i cofnęła się gdzieś do wody. Pierdolona bomba zrobiła robotę. Cud, kolejny, że nie spadła na głowy niewinnych Kaminari. Co Ci w tym Pawiu robią, niby Dzicy, a technologicznie... sto lat do przodu? Niebywałe. Niemniej, Władca Piorunów nie miał czasu na celebrowanie sukcesu. Bujało nim na każdą stronę, Haruka próbowała utrzymać stabilny lot, jakkolwiek kontrować, ale... to było niemożliwe. Z wielkim impetem dwójka minęła osadę, a sam Anzou... ponownie poczuł, że może latać. Pęd i cały dynamizm wydarzeń sprawiał, że nie miał nad tym żadnej kontroli. Nie mógł zrobić nic. Mógł jedynie... oddać się temu. Zaakceptować. I... być kurwa dumnym! Tak, być dumnym z tego, że przewalczył tyle dla klanu, że dzielnie, konsekwentnie walczył z Fugatą, że zrzucił na bestię bombę, on, nikt kurwa inny, tylko on! To właśnie Niebieskooki, Kaminari Anzou, nastolatek, Władca Piorunów, a do tego... lotnik bombowiec. Kolejny tytuł! Lot nie trwał długo. Krachnięcie. Charakterystyczny dźwięk. Bum. Orzeł wylądował, pomimo braku drzew. Chłopak przekoziołkował kilka razy obijając swoje ciało i taranując wszystko, co spotkał na swojej drodze, nawet pomimo bycia niezbyt wagowym gościem. Co pęd robi z ludźmi. Ciekawy był fakt, że Haruka wylądowała niedaleko, że była też obok. Nie wyglądaa również dobrze... Anzou czuł ogromny ból. To było nic w porównaniu z atakiem Fugaty. Nic w porównaniu z partyzantem Yokaia. Największy ból, coś niewyobrażalnego. Nawet adrenalina, nawet emocje nie były w stanie tego zatrzymać. Chłopak nie czuł rąk. Noga wykrzywiona. Liczby złamań zapewne nie da się zliczyć. Nie mógł zrobić nic. Agonia. Nawet pierdolone oddychanie sprawiało, że świszczał jak czajnik. Jakaś deska przebiła go... To chyba koniec. Anzou nie ruszał się. Nie chciał pogarszać sytuacji, która w sumie... i tak była beznadziejna. Jednak... w tym wszystkim można było odnaleźć coś pięknego. Cisza. Spokój. Coś, o czym zawsze Anzou marzył. O spokoju, o dobroci ludzi. I chyba... pomimo tego jak ogromne zniszczenie zadała bitwa z Pawiem, oraz dalej z bestią.. udało się to osiągnąć? Anzou nie mógł robić nic. Starał się oddychać powoli, tak bardzo powoli jak to możliwe, nieintensywnie, aby ograniczyć to... świszczenie i ból, który sprawiało mu oddychanie. Mimo wszystko... widział Harukę. Mógł i nawet chciał z nią rozmawiać. Fugata może być z niej dumna. Oby Kagada była dumna również z niego.
- Haruka... dobra... dobra robota.
Anzou mówił bardzo powoli, bardzo cicho, ale wiedział, że kobieta go usłyszy. Należało się jej. Musiała to usłyszeć. Wykonała plan, zrobiła to, czego od niej oczekiwano. Nie odpuściła. Dała z siebie wszystko! Tak, jak należy! Kto by pomyślał, że Anzou też będzie z niej dumny. Chłopak dalej na nią patrzył. Dalej ciężko oddychał i czuł, że każdy element jego ciała go boli. Czuł też, jak energia powoli opuszcza jego ciało. Czuł, że właśnie niedługo prawdopodobnie skończy się jego droga jako Shinobi, że opuści ten kawałek ziemi i spotka swoich towarzyszy, w tym Hasakiego, który jeszcze niedawno uratował mu życie. Z jednej strony, przepędzenie Bijuu i zadanie mu soczystego gonga to powód do dumy, ale z drugiej... żal odchodzić. Żal opuszczać planetę w tak młodym wieku. Mimo to, Anzou był też dumny z siebie i zaakceptował ten los. Nie zmieni się już nic. W stu procentach był zależny od potencjalnego ratunku kogoś z oddziału medycznego, którym... Kaminari nie dysponowali. To chyba mówi samo za siebie. A Siostra Nocy? Nawet jak jakakolwiek medyczka przeżyła to... zajmie się najpierw Haruką.
- To był zaszczyt, Haruko. Zaszczyt, móc Ciebie poznać i wykonać z Tobą ostatnie zadanie. Popierdolone zadanie, ale... z sukcesem. Udało się odgonić bestie. Fugata będzie z Ciebie dumna. Mam nadzieję, że nie utnie mi tylko jajec pośmiertnie...
Anzou dalej mówił powoli. Nawet w obliczu śmierci potrafił i chciał dużo gadać. Potrzebował tej rozmowy. Nie miał jednak siły się uśmiechnąć czy zażartować. Patrzył w bezruchu na Harukę, która podobnie jak on - cierpiała i z każdą sekundą była bliżej odejścia z tego świata.
- Kurwa...
Powiedział jedynie pod nosem, chciał delikatnie dać upust swoim emocjom, ale w żaden sposób nie dał sobie nad nimi zapanować. Dalej miał jeszcze asa w rękawie. Dalej miał jeszcze jedną bombę. Dalej tliła się nadzieja. Anzou trzymał ostatnią bombę, ostatnią iskrę w swoich dłoniach, a warunki... nie były komfortowe. Bujało jak nigdy. Teraz, gdy wszyscy walczą o przetrwanie, gdy walczą o życie... musi tak być? Czy Bóstwa muszą płatać takie figle? Czy może zwyczajnie - są pewne granice, są pewne bariery, których nie da się przejść? Czy faktycznie tak miał skończyć się los? Nie trafiając żadną z bomb? Przez pierdolony wiatr? Zdecydowanie nie! Nastolatek nie zamierzał się poddawać, nie zamierzał odpuszczać, totalnie przeniósł swoją uwagę na warunki, mocno trzymał bombę i czekał... cierpliwie czekał, aż pomimo turbulencji, pomimo niekorzystnych warunków uda się zbliżyć w odpowiedni punkt i... zrobić to co należy! Ponownie Haruka i Anzou, niczym duet współpracujący ze sobą od lat... w innych okolicznościach losu może nawet duet idealny, połączenie ataku z powietrza, gracją z wybuchowym temperamentem Kaminari znalazł się nad bestią. Kaminari czuł jak wali mu serce. Czuł jak ogromna odpowiedzialność jest na jego barkach. Adrenalina była ogromna. Nie czuł żadnego bólu. Nie czuł żadnego strachu. Wziął głęboki oddech, przekręcił lotkę i upuścił bombę na bestie. Kości... bomby... zostały rzucone. Anzou bacznie obserwował jak ta bomba leci i zbliża się do celu. Wszystko jakby... spowolniło.
- Dorwij go. Zniszcz go...
Władca Piorunów chciał jakby... zakląć rzeczywistość? Sprawić, że uda mu się wpłynąć na przeznaczenie? Gdyby tylko miał takie możliwości... Byłoby świetnie. Nastolatek zrobił wszystko co mógł, dał z siebie wszystko, tak samo Haruka, która dosłownie stawała na rzęsach, aby utrzymać chłopaka i trajektorię lotu. Dała radę. Fugata może być z niej dumna. Shira wykonała też jakąś technikę, ogromne bramy stanęły pomiędzy nią a bestią. Ich rozmiar budził podziw. Bomba uderzyła potwora w głowę, ale... nie wybuchła... A Bestia? Cisnęła pociskiem. Anzou czuł, że to koniec. Jego morale, jego energia jakby.. uszła tak samo jak bomba odbijała się od ciała ogoniastej bestii. Haruka i Anzou robili wszystko co mogli. Wykonali wszystko tak, jak należy. A nadal, to było za mało. Nastolatek rozluźnił swoje mięśnie i był gotowy na śmierć, niezależnie jaki format miała ona by przyjąć. I wtedy... stał się cud? W tym samym momencie, co pocisk Bestii - wybuchła i sprawiła, że Bijuu też oberwał! Czyli robota, którą wykonał Anzou i Haruka przyniosła oczekiwany efekt! Udało się wytrącić ją z równowagi i sprawić, że jej pocisk też nie poszedł tak falowo, prosto do przodu, dzięki czemu sama Shira nie ucierpiała. Kto by pomyślał, że Anzou będzie cieszyć się z tego, że Seinin, który niedawno był zagrożeniem numer jeden jeszcze żyje. Cuda. Odrzut jednak był ogromny. Haruka nie była w stanie łapać równowagi, bestia padła i cofnęła się gdzieś do wody. Pierdolona bomba zrobiła robotę. Cud, kolejny, że nie spadła na głowy niewinnych Kaminari. Co Ci w tym Pawiu robią, niby Dzicy, a technologicznie... sto lat do przodu? Niebywałe. Niemniej, Władca Piorunów nie miał czasu na celebrowanie sukcesu. Bujało nim na każdą stronę, Haruka próbowała utrzymać stabilny lot, jakkolwiek kontrować, ale... to było niemożliwe. Z wielkim impetem dwójka minęła osadę, a sam Anzou... ponownie poczuł, że może latać. Pęd i cały dynamizm wydarzeń sprawiał, że nie miał nad tym żadnej kontroli. Nie mógł zrobić nic. Mógł jedynie... oddać się temu. Zaakceptować. I... być kurwa dumnym! Tak, być dumnym z tego, że przewalczył tyle dla klanu, że dzielnie, konsekwentnie walczył z Fugatą, że zrzucił na bestię bombę, on, nikt kurwa inny, tylko on! To właśnie Niebieskooki, Kaminari Anzou, nastolatek, Władca Piorunów, a do tego... lotnik bombowiec. Kolejny tytuł! Lot nie trwał długo. Krachnięcie. Charakterystyczny dźwięk. Bum. Orzeł wylądował, pomimo braku drzew. Chłopak przekoziołkował kilka razy obijając swoje ciało i taranując wszystko, co spotkał na swojej drodze, nawet pomimo bycia niezbyt wagowym gościem. Co pęd robi z ludźmi. Ciekawy był fakt, że Haruka wylądowała niedaleko, że była też obok. Nie wyglądaa również dobrze... Anzou czuł ogromny ból. To było nic w porównaniu z atakiem Fugaty. Nic w porównaniu z partyzantem Yokaia. Największy ból, coś niewyobrażalnego. Nawet adrenalina, nawet emocje nie były w stanie tego zatrzymać. Chłopak nie czuł rąk. Noga wykrzywiona. Liczby złamań zapewne nie da się zliczyć. Nie mógł zrobić nic. Agonia. Nawet pierdolone oddychanie sprawiało, że świszczał jak czajnik. Jakaś deska przebiła go... To chyba koniec. Anzou nie ruszał się. Nie chciał pogarszać sytuacji, która w sumie... i tak była beznadziejna. Jednak... w tym wszystkim można było odnaleźć coś pięknego. Cisza. Spokój. Coś, o czym zawsze Anzou marzył. O spokoju, o dobroci ludzi. I chyba... pomimo tego jak ogromne zniszczenie zadała bitwa z Pawiem, oraz dalej z bestią.. udało się to osiągnąć? Anzou nie mógł robić nic. Starał się oddychać powoli, tak bardzo powoli jak to możliwe, nieintensywnie, aby ograniczyć to... świszczenie i ból, który sprawiało mu oddychanie. Mimo wszystko... widział Harukę. Mógł i nawet chciał z nią rozmawiać. Fugata może być z niej dumna. Oby Kagada była dumna również z niego.
- Haruka... dobra... dobra robota.
Anzou mówił bardzo powoli, bardzo cicho, ale wiedział, że kobieta go usłyszy. Należało się jej. Musiała to usłyszeć. Wykonała plan, zrobiła to, czego od niej oczekiwano. Nie odpuściła. Dała z siebie wszystko! Tak, jak należy! Kto by pomyślał, że Anzou też będzie z niej dumny. Chłopak dalej na nią patrzył. Dalej ciężko oddychał i czuł, że każdy element jego ciała go boli. Czuł też, jak energia powoli opuszcza jego ciało. Czuł, że właśnie niedługo prawdopodobnie skończy się jego droga jako Shinobi, że opuści ten kawałek ziemi i spotka swoich towarzyszy, w tym Hasakiego, który jeszcze niedawno uratował mu życie. Z jednej strony, przepędzenie Bijuu i zadanie mu soczystego gonga to powód do dumy, ale z drugiej... żal odchodzić. Żal opuszczać planetę w tak młodym wieku. Mimo to, Anzou był też dumny z siebie i zaakceptował ten los. Nie zmieni się już nic. W stu procentach był zależny od potencjalnego ratunku kogoś z oddziału medycznego, którym... Kaminari nie dysponowali. To chyba mówi samo za siebie. A Siostra Nocy? Nawet jak jakakolwiek medyczka przeżyła to... zajmie się najpierw Haruką.
- To był zaszczyt, Haruko. Zaszczyt, móc Ciebie poznać i wykonać z Tobą ostatnie zadanie. Popierdolone zadanie, ale... z sukcesem. Udało się odgonić bestie. Fugata będzie z Ciebie dumna. Mam nadzieję, że nie utnie mi tylko jajec pośmiertnie...
Anzou dalej mówił powoli. Nawet w obliczu śmierci potrafił i chciał dużo gadać. Potrzebował tej rozmowy. Nie miał jednak siły się uśmiechnąć czy zażartować. Patrzył w bezruchu na Harukę, która podobnie jak on - cierpiała i z każdą sekundą była bliżej odejścia z tego świata.
- 18 lis 2025, o 20:12
- Forum: Tereny Sporne - Półwysep Antai
- Temat: Północno - wschodnie wybrzeże
- Odpowiedzi: 214
- Odsłony: 17151
Re: Północno - wschodnie wybrzeże
Sam nalot na dwa rzuty miał swój sens. Anzou zapamiętał, to, co przekazała Haruka, wziął pod uwagę jej instrukcje - to tutaj ona miała przewagę. Nastolatek nie zamierzał tego negować, ona zrzucała bomby i inne słodkie pakunki z powietrza w perfekcyjny sposób. Sama Haruka wydawała się być zarozumiała, dumna, coś w stylu Kaminarich, było w tym coś... jednocześnie wkurzającego, ale z drugiej strony - zarozumiałego. Mimo wszystko - była uczennicą Fugaty, więc chyba stopniem i poziomem zaawansowania w walce... nie mogła się popisać. Niemniej, teraz nie była jego rywalką, Anzou nie zamierzał się więcej odzywać, wolał totalnie skupić się na zadaniu, na tym, co do niego należy.
- Jeżeli cokolwiek w planie się zmieni - daj mi znać kiedy mam zrzucać bombę w trakcie pierwszego, jak i drugiego nalotu.
Kaminari nie miał już nic więcej do dodania, ani co lepsze - czasu do stracenia. Władca Piorunów w idealny sposób związał się z Haruką, wziął pakunek i... grupa spróbowała oderwać się od ziemi. Nie było to łatwe. Gołym okiem wychodził brak doświadczenia i nieodpowiednie wyszkolenie Haruki. Oczywiście - nie na codzień lata się z dodatkowym człowiekiem i dwiema bombami, które mogą siać zamęt, o którym Kaminari nie mają najmniejszego pojęcia. Dobrze, że ich potencjalny test odbędzie się na ogoniastej bestii, a nie na ludziach z klanu Anzou. Dwójka wzbiła się w powietrze i stosunkowo szybko zaczęły się komplikacje. Grawitacja i ciężar robiły swoje, dwójka zaczęła opadać, do tego bujało jak cholera. Anzou nie pękał, nie mógł w sumie nic zrobić, więc całą swoją uwagę poświęcił na tym, aby trzymać skrzynie. Nie obchodziło go nic innego. Nie mógł jej upuścić, nieważne co by takiego się działo. Nie odzywał się też, bo nie da to nic, a może jedynie pogorszyć już patową sytuacje. Kaminari miał właśnie w taki sposób rozbić się, jak jakaś dupa blada. Niehonorowa śmierć, ale... czy ktokolwiek będzie to oceniać? Czy to będzie w ogóle istotne? Anzou nie widział praktycznie nic. Totalna ślepota. Nie miał jak osłonić się przed tym jebanym deszczem, nie wiedział ile zostało do ziemi, gdzie jest bestia, w jakim stanie są jego towarzysze. To było dobijające uczucie, coś niemiłego, coś, czego nie chciał przeżyć. Bezradność. Zależność, ponownie totalna zależność przeszła jego ciało. I wtedy... Haruka jak znikąd dostała jakiś zastrzyk energii, coś jakby zjadła dodatkową pigułkę, która natchnęła ją i dodała więcej energii. Anzou czuł, że kobieta odzyskuje kontrolę nad trajektorią lotu. Sam Anzou wtedy mógł zauważyć, że bestia nieco się cofnęła, więc jest jeszcze trochę do przygotowania się do ataku. Moshi otrzymał cios i leciał gdzieś w siną dal... Kurwa! Czy to ma się tak skończyć? Anzou i Haruka zbliżali się do bestii, która gromadziła energie... zbierała się do jakiegoś ataku, czegoś nietypowego. To nie były żarty. Anzou mocno trzymał pakunek. Nie zamierzał jakkolwiek odpuszczać, w ogóle o ile mógł - nie miał nad sytuacją praktycznie żadnej władzy. Jedyne co mógł to w odpowiednim momencie zrzucić bombę. Czekał, aż Haruka mu da znak lub gdy też zwyczajnie gdy znajdą się nad bestią i będą ją mijać, zgodnie z instrukcjami od Harki. Przekręcenie lotki, zrzut bomby i SPIERDOLKA. Oczywiście - jako pakunek. Plan brzmi na banalnie prosty, problem jedynie jest taki, że... to ogoniasta bestia, która jednym ruchem może wywołać energię, falę, która zmiecie bombę i skieruje ją w miejsce, gdzie będą sojusznicy, cywile czy też totalnie w morze. Anzou i Haruka mają dwa strzały, ale chyba w tym wszystkim... nie uderzyła jeszcze Kagada i Shira. Pawie i Kaminari nadal mają asy w rękawie. Kolejny etap w historii Shinobi - czas zacząć! Bum, bum!
- Jeżeli cokolwiek w planie się zmieni - daj mi znać kiedy mam zrzucać bombę w trakcie pierwszego, jak i drugiego nalotu.
Kaminari nie miał już nic więcej do dodania, ani co lepsze - czasu do stracenia. Władca Piorunów w idealny sposób związał się z Haruką, wziął pakunek i... grupa spróbowała oderwać się od ziemi. Nie było to łatwe. Gołym okiem wychodził brak doświadczenia i nieodpowiednie wyszkolenie Haruki. Oczywiście - nie na codzień lata się z dodatkowym człowiekiem i dwiema bombami, które mogą siać zamęt, o którym Kaminari nie mają najmniejszego pojęcia. Dobrze, że ich potencjalny test odbędzie się na ogoniastej bestii, a nie na ludziach z klanu Anzou. Dwójka wzbiła się w powietrze i stosunkowo szybko zaczęły się komplikacje. Grawitacja i ciężar robiły swoje, dwójka zaczęła opadać, do tego bujało jak cholera. Anzou nie pękał, nie mógł w sumie nic zrobić, więc całą swoją uwagę poświęcił na tym, aby trzymać skrzynie. Nie obchodziło go nic innego. Nie mógł jej upuścić, nieważne co by takiego się działo. Nie odzywał się też, bo nie da to nic, a może jedynie pogorszyć już patową sytuacje. Kaminari miał właśnie w taki sposób rozbić się, jak jakaś dupa blada. Niehonorowa śmierć, ale... czy ktokolwiek będzie to oceniać? Czy to będzie w ogóle istotne? Anzou nie widział praktycznie nic. Totalna ślepota. Nie miał jak osłonić się przed tym jebanym deszczem, nie wiedział ile zostało do ziemi, gdzie jest bestia, w jakim stanie są jego towarzysze. To było dobijające uczucie, coś niemiłego, coś, czego nie chciał przeżyć. Bezradność. Zależność, ponownie totalna zależność przeszła jego ciało. I wtedy... Haruka jak znikąd dostała jakiś zastrzyk energii, coś jakby zjadła dodatkową pigułkę, która natchnęła ją i dodała więcej energii. Anzou czuł, że kobieta odzyskuje kontrolę nad trajektorią lotu. Sam Anzou wtedy mógł zauważyć, że bestia nieco się cofnęła, więc jest jeszcze trochę do przygotowania się do ataku. Moshi otrzymał cios i leciał gdzieś w siną dal... Kurwa! Czy to ma się tak skończyć? Anzou i Haruka zbliżali się do bestii, która gromadziła energie... zbierała się do jakiegoś ataku, czegoś nietypowego. To nie były żarty. Anzou mocno trzymał pakunek. Nie zamierzał jakkolwiek odpuszczać, w ogóle o ile mógł - nie miał nad sytuacją praktycznie żadnej władzy. Jedyne co mógł to w odpowiednim momencie zrzucić bombę. Czekał, aż Haruka mu da znak lub gdy też zwyczajnie gdy znajdą się nad bestią i będą ją mijać, zgodnie z instrukcjami od Harki. Przekręcenie lotki, zrzut bomby i SPIERDOLKA. Oczywiście - jako pakunek. Plan brzmi na banalnie prosty, problem jedynie jest taki, że... to ogoniasta bestia, która jednym ruchem może wywołać energię, falę, która zmiecie bombę i skieruje ją w miejsce, gdzie będą sojusznicy, cywile czy też totalnie w morze. Anzou i Haruka mają dwa strzały, ale chyba w tym wszystkim... nie uderzyła jeszcze Kagada i Shira. Pawie i Kaminari nadal mają asy w rękawie. Kolejny etap w historii Shinobi - czas zacząć! Bum, bum!
- 18 lis 2025, o 11:27
- Forum: Tereny Sporne - Półwysep Antai
- Temat: Północno - wschodnie wybrzeże
- Odpowiedzi: 214
- Odsłony: 17151
Re: Północno - wschodnie wybrzeże
Nie było miejsca na odwrót. Role zostały podzielone, kości zostały rzucone. Władca Piorunów miał jedno - kluczowe zadanie. Przemieścić się z Haruką, wziąć bombę, zrzucić ją na pysk ogoniastej bestii i UCIEKAĆ, gdzie pieprz rośnie. Tak w skrócie, jeżeli ktokolwiek się nad tym zastanawiał. Nie było czasu do stracenia. Nastolatek wraz z kobietą wzbili się w powietrze, o ile w ogóle można było to tak nazwać. Bujało i to strasznie. Zapewne sama kobieta nie lata z innymi na codzień, więc musiało to stanowić dla niej wysiłek energetyczny. Od jej lotu, od tego jak się będzie zachowywać z dodatkowym balastem, który bez cienia wątpliwości stanowił Anzou - nawet pomimo braku jakiejś wielkiej wagi. Anzou jednak nie dawał po sobie znać, nie wywierał też presji na kobiecie, nie chciał jej dodatkowo stresować, w jego głowie pojawił się pewien plan jak Anzou może wesprzeć kobietę w locie. Problem był taki, że Haruka została rozproszona w locie. Wydarzenia w innych grupach również się działy. Każda grupa przeszła do realizacji zadań, nikt nie próżnował. Kolejny etap w tej pojebanej bitwie się rozpoczynał. A co gorsza... nieubłaganie zbliżał się ten moment, moment, w którym Władca Piorunów w swoje nastoletnie ręce weźmie jakąś bombę, coś, co miało zostać użyte chyba w ostateczności przez Siostry Nocy. Odpowiedzialność była ogromna, ale kiedy jak nie teraz? Niebieskooki był na tyle doświadczony, że nie czuł w chwili obecnej strachu. Widział ogoniaste bestie, kurwa, wiele razy za dużo w swoim życiu. Teraz musiał chwycić kowadło losu i wykuć sobie nowy etap życia. Bomba, a w zasadzie skrzynka była na horyzoncie.
- Już niedługo, Haruka. Pora tworzyć historie.
Powiedział nastolatek do uczennicy Fugaty widząc skrzynię. Dwójka zbliżała się z każdą sekundą, Anzou był totalnie skupiony na tym zadaniu. Władca Piorunów po wylądowaniu zrzuci z siebie plecak, który ma pod płaszczem, aby delikatnie odciążyć Harukę. Każdy gram może mieć znaczenie.
- To co... nie ma odwrotu. Wezmę bombę, połączymy się i... lecimy. Nie możemy czekać. Haruka, musimy być bardzo ostrożni. Nieważne, co dzieje się na polu bitwy. Totalne skupienie. Żadnego zawahania. Nie możemy się dać rozproszyć niczym. Zrzucamy tą jebaną bombę, wracamy po drugą, robimy swoją robotę i potem idziemy na dobre jedzonko. Brzmi jak plan idealny, prawda? Możesz mi ufać. Ja Tobie też ufam.
Nastolatek chciał podzielić się dawką motywacji, był chyba bardziej doświadczony, więc pozwolił sobie na taki motywacyjny dialog. Czy Haruka to przyjmie? Jak zareaguje? Nie ma na to najmniejszego wpływu. Liczy, że weźmie to sobie do serca i nie da się rozproszyć w trakcie lotu. Plan jest prosty: wzięcie bomby, przywiązanie i skierowanie się ze swoją nowo poznaną towarzyszką do ataku. Ku chwale klanu Kaminari.
- Już niedługo, Haruka. Pora tworzyć historie.
Powiedział nastolatek do uczennicy Fugaty widząc skrzynię. Dwójka zbliżała się z każdą sekundą, Anzou był totalnie skupiony na tym zadaniu. Władca Piorunów po wylądowaniu zrzuci z siebie plecak, który ma pod płaszczem, aby delikatnie odciążyć Harukę. Każdy gram może mieć znaczenie.
- To co... nie ma odwrotu. Wezmę bombę, połączymy się i... lecimy. Nie możemy czekać. Haruka, musimy być bardzo ostrożni. Nieważne, co dzieje się na polu bitwy. Totalne skupienie. Żadnego zawahania. Nie możemy się dać rozproszyć niczym. Zrzucamy tą jebaną bombę, wracamy po drugą, robimy swoją robotę i potem idziemy na dobre jedzonko. Brzmi jak plan idealny, prawda? Możesz mi ufać. Ja Tobie też ufam.
Nastolatek chciał podzielić się dawką motywacji, był chyba bardziej doświadczony, więc pozwolił sobie na taki motywacyjny dialog. Czy Haruka to przyjmie? Jak zareaguje? Nie ma na to najmniejszego wpływu. Liczy, że weźmie to sobie do serca i nie da się rozproszyć w trakcie lotu. Plan jest prosty: wzięcie bomby, przywiązanie i skierowanie się ze swoją nowo poznaną towarzyszką do ataku. Ku chwale klanu Kaminari.
- 17 lis 2025, o 20:11
- Forum: Tereny Sporne - Półwysep Antai
- Temat: Północno - wschodnie wybrzeże
- Odpowiedzi: 214
- Odsłony: 17151
Re: Północno - wschodnie wybrzeże
Życie życie, jest nowelą! Tak można chyba opowiedzieć w skrócie o tym, co aktualnie działo się pomiędzy Siostrami Nocy, a ekipą Kagady. To bardzo interesujące jak szybko wspólny wróg może zmienić optykę, zmienić nastawienie i sprawić, że wszyscy są w stanie względnie kooperować, aby pokonać zagrożenie, które w tym przypadku jest w postaci ogoniastej, pierdolonej bestii. Sama sytuacja momentami była kuriozalna. Kagada, która chciała dowodzić, jednak, gdy finalnie przyszło do momentu przedstawienia planu... zwątpiła. Fakt, ona nigdy nie była za to odpowiedzialna. To ten Yai, który wojować nie potrafił i był obsrany, nawet bez treningu planował wszystko. Anzou musiał się wiele natrudzić, aby powstrzymać śmiech i utrzymać powagę. To był dla niego prawdziwy sprawdzian. Sposób, w jaki zareagowała na to Shira również był komiczny. No proszę państwa, jeżeli ktoś chce brać udział w cyrku - ZAPRASZAMY! Wtedy Shira rozpoczęła planowanie. Nie było wiele czasu, więc Anzou wytężył swój słuch, jednocześnie pozwalając kobiecie z klanu Kujaku, aby ta nieco doprowadziła go do ładu.
- Oczywiście... dziękuję... Patrz Yai, właśnie kogoś takiego nam trzeba.
Anzou uśmiechnął się do medyczki i puścił oko do Yai'a, który nadal miał minę zesranego kota. Taka postawa nie przystoi Kaminari, lepiej, żeby to przeżył i finalnie też nauczył się nieco walki. Umysł to nie wszystko. Planowanie to nie wszystko. Liczył się mental. Anzou czuł, jak jego sprawność się poprawia. Czuł, że jego obojczyk powoli się regeneruje. Było to niezwykle przyjemne uczucie. Bycie najchudszym miało swoje plusy i minusy, ponieważ wychodzi na to, że sam Władca Piorunów został przydzielony do specyficznego zadania. Nie miał najmniejszego pojęcia, że zostanie obarczony tak wielką odpowiedzialnością. Chłopak w swoim stylu będzie siał rozpierdol. Jakaś bomba? O co w tym wszystkim chodzi? Kaminari zapamiętał instrukcje i kiwał głową dając znać, że rozumie Shirę. Nie pytał. Nie dyskutował. Niczego nie negował. Nie było na to czasu. Wiedział, co zrobić. Nie znał jedynie kobiety, z którą miał to zrobić. Wolał, aby była to Fugata, która zwyczajnie - jest mocna i nie pęka na robocie. Wtedy podeszła do niego właśnie ona, kobieta, z którą walczył, honorowo, niemalże do utraty tchu. Niewiele brakowało, aby tak się stało. Był blisko zadania ostatecznego ciosu i... utraty głowy. Kaminari otrzymał soczystego liścia, który... nie do końca wiedział co był. Wtedy spojrzał na Fugatę. Wbił w nią swój wzrok, wszedł nim głęboko.
- Atakiem w plecy? Myślałem, że nasz pojedynek przestał być honorowy, gdy niemalże dostałem z partyzanta od tyłu od jednej z Twoich towarzyszek! Wtedy zmieniłem swoje nastawienie. Miałem powód. Atak w grupie, do tego od tyłu - to jest honorowe? Niemniej, jeżeli wiedz, że ten pojedynek i starcie to była dla mnie czysta przyjemność. Do momentu wtrącania się innych. To był zaszczyt, Fugato.
Anzou mówił pewnie i poważnie. Tak czuł. Stał wyprostowany i czuł też, jak jego ciało się regeneruje, praktycznie w mgnieniu oka! Taka medycyna to jest jednak to! Kaminari pomachał też barkiem i jeszcze raz podziękował za leczenie. Haruka. Uczennica Fugaty. Czyli... prawdopodobnie jednostka słabsza. Informacja zanotowana. Anzou nie zamierza grać nieczysto, tutaj trzeba robić więcej w imieniu lepszego świata.
- Będziemy współpracować, Fugato. Nie odpuszczę i nie odstawię dłoni, nogi, ani niczego. Rozjebiemy tego Bijuu i wszyscy razem tutaj wrócimy.
Kaminari zapewnił mistrzynię Haruki o tym, że jest z nim bezpieczna. Pewnie mógłby ją pokonać, ale teraz nie było konfliktu na linii Kujaku - Kaminari. Te klany grały razem.
- Nie traćmy czasu. Lećmy, Haruka, załatwmy tą bestię.
Władca Piorunów delikatnie się uśmiechnął i oddał w piękny rejs liniami klanu Kujaku. Mógł poznać ich perspektywę, być może nawiązać jakąś relacje i dowiedzieć się nieco więcej. Kolejna lekcja przed nim. Nie było czasu jednak na pogaduszki.
- Nie ma co się bać. Już raz Kagada przepędziła bestię, teraz jest jeszcze Wasza Seininka - Shira. Ogarniemy to i wszyscy zadowoleni wrócimy do domu.
Nastolatek mówił spokojnie i wzbił się wraz z kobietą w powietrze. Kolejny rozdział czas zacząć! Władca Piorunów czuje się lepiej, nie zażywa jednak żadnych specyfików z Chakrą. Jeszcze nie. Jego cel jest inny - wziąć bombę, jebnąć ją na Bestię i... spierdalać ile sił rośnie. Totalne skupienie.
- Oczywiście... dziękuję... Patrz Yai, właśnie kogoś takiego nam trzeba.
Anzou uśmiechnął się do medyczki i puścił oko do Yai'a, który nadal miał minę zesranego kota. Taka postawa nie przystoi Kaminari, lepiej, żeby to przeżył i finalnie też nauczył się nieco walki. Umysł to nie wszystko. Planowanie to nie wszystko. Liczył się mental. Anzou czuł, jak jego sprawność się poprawia. Czuł, że jego obojczyk powoli się regeneruje. Było to niezwykle przyjemne uczucie. Bycie najchudszym miało swoje plusy i minusy, ponieważ wychodzi na to, że sam Władca Piorunów został przydzielony do specyficznego zadania. Nie miał najmniejszego pojęcia, że zostanie obarczony tak wielką odpowiedzialnością. Chłopak w swoim stylu będzie siał rozpierdol. Jakaś bomba? O co w tym wszystkim chodzi? Kaminari zapamiętał instrukcje i kiwał głową dając znać, że rozumie Shirę. Nie pytał. Nie dyskutował. Niczego nie negował. Nie było na to czasu. Wiedział, co zrobić. Nie znał jedynie kobiety, z którą miał to zrobić. Wolał, aby była to Fugata, która zwyczajnie - jest mocna i nie pęka na robocie. Wtedy podeszła do niego właśnie ona, kobieta, z którą walczył, honorowo, niemalże do utraty tchu. Niewiele brakowało, aby tak się stało. Był blisko zadania ostatecznego ciosu i... utraty głowy. Kaminari otrzymał soczystego liścia, który... nie do końca wiedział co był. Wtedy spojrzał na Fugatę. Wbił w nią swój wzrok, wszedł nim głęboko.
- Atakiem w plecy? Myślałem, że nasz pojedynek przestał być honorowy, gdy niemalże dostałem z partyzanta od tyłu od jednej z Twoich towarzyszek! Wtedy zmieniłem swoje nastawienie. Miałem powód. Atak w grupie, do tego od tyłu - to jest honorowe? Niemniej, jeżeli wiedz, że ten pojedynek i starcie to była dla mnie czysta przyjemność. Do momentu wtrącania się innych. To był zaszczyt, Fugato.
Anzou mówił pewnie i poważnie. Tak czuł. Stał wyprostowany i czuł też, jak jego ciało się regeneruje, praktycznie w mgnieniu oka! Taka medycyna to jest jednak to! Kaminari pomachał też barkiem i jeszcze raz podziękował za leczenie. Haruka. Uczennica Fugaty. Czyli... prawdopodobnie jednostka słabsza. Informacja zanotowana. Anzou nie zamierza grać nieczysto, tutaj trzeba robić więcej w imieniu lepszego świata.
- Będziemy współpracować, Fugato. Nie odpuszczę i nie odstawię dłoni, nogi, ani niczego. Rozjebiemy tego Bijuu i wszyscy razem tutaj wrócimy.
Kaminari zapewnił mistrzynię Haruki o tym, że jest z nim bezpieczna. Pewnie mógłby ją pokonać, ale teraz nie było konfliktu na linii Kujaku - Kaminari. Te klany grały razem.
- Nie traćmy czasu. Lećmy, Haruka, załatwmy tą bestię.
Władca Piorunów delikatnie się uśmiechnął i oddał w piękny rejs liniami klanu Kujaku. Mógł poznać ich perspektywę, być może nawiązać jakąś relacje i dowiedzieć się nieco więcej. Kolejna lekcja przed nim. Nie było czasu jednak na pogaduszki.
- Nie ma co się bać. Już raz Kagada przepędziła bestię, teraz jest jeszcze Wasza Seininka - Shira. Ogarniemy to i wszyscy zadowoleni wrócimy do domu.
Nastolatek mówił spokojnie i wzbił się wraz z kobietą w powietrze. Kolejny rozdział czas zacząć! Władca Piorunów czuje się lepiej, nie zażywa jednak żadnych specyfików z Chakrą. Jeszcze nie. Jego cel jest inny - wziąć bombę, jebnąć ją na Bestię i... spierdalać ile sił rośnie. Totalne skupienie.
- 17 lis 2025, o 11:23
- Forum: Tereny Sporne - Półwysep Antai
- Temat: Północno - wschodnie wybrzeże
- Odpowiedzi: 214
- Odsłony: 17151
Re: Północno - wschodnie wybrzeże
Anzou nie zamierzał w żaden sposób odstawiać nogi. Dopóki oddychał, dopóki miał dwie ręce (co prawda nie do końca sprawne) - zamierzał walczyć ile sił, ile tchu, ku chwale swojego klanu oraz zgodnie ze swoją dewizą życiową; by chronić tych niewinnych. Pojawienie się bestii drastycznie zmieniło pole gry. Na szachownicy bitwy pojawił się pionek, który był największym zagrożeniem. To nie Shira, to nie Siostry Nocy, teraz największym ryzykiem i niebezpieczeństwem bez znaczenia był ten potwór. Chłopak być może nieco za mocno wydarł się na Yai'a, dał upust swoim emocjom, nie chciał, aby chłopak jakkolwiek czuł się winny.
- Yai, to nie też do końca tak, że Ciebie obwiniam. Po prostu... kuźwa choć raz w starciu z kimś moglibyśmy być zabezpieczeni od każdej strony. Przysięgam Wam jak tu stoję, na następną potyczkę ogarnę sam to jebane medyczne Jutsu, będę was leczyć za drobną opłatą, chujki.
Powiedział Anzou z lekkim przekąsem i uśmiechem na twarzy zanim grupa jeszcze przybliżyła się do Kagady i reszty. Tam nastąpiło jednoczesne użycie technik ziemi, która zatrzymała napierającą falę. Imponujące. Anzou spojrzał na Moshiego i kobietę, która użyła tej techniki.
- Świetna współpraca, Moshi.
Anzou puścił oczko do chłopaka, to było zabawne, że przed chwilą wszyscy skakali sobie do gardeł, nie odpuszczali, a teraz... musieli działać razem, by przetrwać. Wszystko było zależne od Kagady. Co powie - Anzou wykona. Tutaj nie było opcji na jakąś samowolkę, nie w starciu z przeciwnikiem takiego kalibru jakim jest ogoniasta bestia. Przez chwilę wywiązała się rozmowa. Grupa znalazła się blisko siebie, Siostry Nocy również. Nie było jednak jakiegoś napięcia, jakby... kurz po bitwie opadł w obliczu tej bestii? Dziwne uczucie. Kobiety dyskutowały o tym, aby może się wycofać, nawiązała się między nimi jakaś dyskusja. To też było nietypowe. Jak można się wycofywać? Przecież tutaj chodzi o honor! Shira jednak była innego zdania i finalnie przekonała swoje współpracowniczki do tego, aby walczyć. Kagada... odjebała solidną akcje. Jak przystało. Anzou przez chwilę myślał, że ubije Shire, ale... ta wyciągnęła flaszkę. No kurwa poważnie, wyjęła flaszkę w środku akcji, gdzie na brzegu jest ogoniasta bestia, która czeka na kolejny ruch i na to, aby zamordować wszystko i wszystkich. Ta po wzięciu łyku podzieliła się nią z pozostałymi, którzy nie omieszkali odmówić. Sam Anzou nie chciał się wychylać. Też wziął dwa łyki, napój zmieszał się z jego śliną i krwią, którą jeszcze gdzieś miał w ustach. Płyn smakował specyficznie, nastolatek spojrzał na swoich kompanów.
- Za Kaminari.
Teraz, gdy Fugata, jego rywalka była blisko mógł przyjrzeć się ranom, które otrzymała. Faktycznie, było blisko, aby chłopak ją dorwał, zwłaszcza jeżeli chodzi o to przebicie wiązką. Nastolatek jednak czuł pewien niedosyt, jego wartości obronne muszą ulec zdecydowanej poprawie, ponieważ w momencie, gdy ktoś jest blisko... robi się naprawdę gorąco. Wiele jeszcze przed Anzou. Władca Piorunów wiedział, że musi być blisko, musi trzymać się względnie blisko Kagady, na tyle, ile jest to możliwe, jeżeli to nie jest możliwe - być przy Sandzie, Moshim. Razem można więcej.
- Bez cofki.
Nastolatek skinął głową dając znać, że jest gotowy, pomimo ran, które miał. Posiadał jeszcze jedną pigułkę, której nikt nie chciał, natomiast na razie nie używał Chakry. Wtedy coś uderzyło w mur z Dotonu, który się skruszył... Pewnie bestia, bo kto inny? Anzou unikał za wszelką cenę odłamków, które tutaj leciały, jednak tak jak wspomniał - nie używał żadnej techniki, musiał oszczędzać Chakrę, do momentu, w którym będzie mógł zadać cios. Chłopak rusza się jak najszybciej to możliwe, pomimo odniesionych ran, nie odstaje i nie odstawia nogi. Do końca. Ku chwale. Za wszelką cenę chce być blisko, chce być przy swoich partnerach, chce móc towarzyszyć im być może w tej ostatniej bitwie. W bitwie, w której stawką nie jest już to, czy Kaminari wygra z Pawiem tylko to, czy wiele istnień nie zostanie pochłoniętych w szarży Bestii. Kaminari wykona rozkazy, które padną. Jest w tym wszystkim światło. Jeżeli Kagada dawała sobie względnie radę, to ze wsparciem oddziału i Shiry... to ma sens. To może się udać. Czy do kurwy - uda się pokonać bestie i napisać nowy rozdział na linii Paw - Kaminari?
- Yai, to nie też do końca tak, że Ciebie obwiniam. Po prostu... kuźwa choć raz w starciu z kimś moglibyśmy być zabezpieczeni od każdej strony. Przysięgam Wam jak tu stoję, na następną potyczkę ogarnę sam to jebane medyczne Jutsu, będę was leczyć za drobną opłatą, chujki.
Powiedział Anzou z lekkim przekąsem i uśmiechem na twarzy zanim grupa jeszcze przybliżyła się do Kagady i reszty. Tam nastąpiło jednoczesne użycie technik ziemi, która zatrzymała napierającą falę. Imponujące. Anzou spojrzał na Moshiego i kobietę, która użyła tej techniki.
- Świetna współpraca, Moshi.
Anzou puścił oczko do chłopaka, to było zabawne, że przed chwilą wszyscy skakali sobie do gardeł, nie odpuszczali, a teraz... musieli działać razem, by przetrwać. Wszystko było zależne od Kagady. Co powie - Anzou wykona. Tutaj nie było opcji na jakąś samowolkę, nie w starciu z przeciwnikiem takiego kalibru jakim jest ogoniasta bestia. Przez chwilę wywiązała się rozmowa. Grupa znalazła się blisko siebie, Siostry Nocy również. Nie było jednak jakiegoś napięcia, jakby... kurz po bitwie opadł w obliczu tej bestii? Dziwne uczucie. Kobiety dyskutowały o tym, aby może się wycofać, nawiązała się między nimi jakaś dyskusja. To też było nietypowe. Jak można się wycofywać? Przecież tutaj chodzi o honor! Shira jednak była innego zdania i finalnie przekonała swoje współpracowniczki do tego, aby walczyć. Kagada... odjebała solidną akcje. Jak przystało. Anzou przez chwilę myślał, że ubije Shire, ale... ta wyciągnęła flaszkę. No kurwa poważnie, wyjęła flaszkę w środku akcji, gdzie na brzegu jest ogoniasta bestia, która czeka na kolejny ruch i na to, aby zamordować wszystko i wszystkich. Ta po wzięciu łyku podzieliła się nią z pozostałymi, którzy nie omieszkali odmówić. Sam Anzou nie chciał się wychylać. Też wziął dwa łyki, napój zmieszał się z jego śliną i krwią, którą jeszcze gdzieś miał w ustach. Płyn smakował specyficznie, nastolatek spojrzał na swoich kompanów.
- Za Kaminari.
Teraz, gdy Fugata, jego rywalka była blisko mógł przyjrzeć się ranom, które otrzymała. Faktycznie, było blisko, aby chłopak ją dorwał, zwłaszcza jeżeli chodzi o to przebicie wiązką. Nastolatek jednak czuł pewien niedosyt, jego wartości obronne muszą ulec zdecydowanej poprawie, ponieważ w momencie, gdy ktoś jest blisko... robi się naprawdę gorąco. Wiele jeszcze przed Anzou. Władca Piorunów wiedział, że musi być blisko, musi trzymać się względnie blisko Kagady, na tyle, ile jest to możliwe, jeżeli to nie jest możliwe - być przy Sandzie, Moshim. Razem można więcej.
- Bez cofki.
Nastolatek skinął głową dając znać, że jest gotowy, pomimo ran, które miał. Posiadał jeszcze jedną pigułkę, której nikt nie chciał, natomiast na razie nie używał Chakry. Wtedy coś uderzyło w mur z Dotonu, który się skruszył... Pewnie bestia, bo kto inny? Anzou unikał za wszelką cenę odłamków, które tutaj leciały, jednak tak jak wspomniał - nie używał żadnej techniki, musiał oszczędzać Chakrę, do momentu, w którym będzie mógł zadać cios. Chłopak rusza się jak najszybciej to możliwe, pomimo odniesionych ran, nie odstaje i nie odstawia nogi. Do końca. Ku chwale. Za wszelką cenę chce być blisko, chce być przy swoich partnerach, chce móc towarzyszyć im być może w tej ostatniej bitwie. W bitwie, w której stawką nie jest już to, czy Kaminari wygra z Pawiem tylko to, czy wiele istnień nie zostanie pochłoniętych w szarży Bestii. Kaminari wykona rozkazy, które padną. Jest w tym wszystkim światło. Jeżeli Kagada dawała sobie względnie radę, to ze wsparciem oddziału i Shiry... to ma sens. To może się udać. Czy do kurwy - uda się pokonać bestie i napisać nowy rozdział na linii Paw - Kaminari?
- 14 lis 2025, o 19:44
- Forum: Tereny Sporne - Półwysep Antai
- Temat: Północno - wschodnie wybrzeże
- Odpowiedzi: 214
- Odsłony: 17151
Re: Północno - wschodnie wybrzeże
Wszyscy znaleźli się w sytuacji, gdzie o dalszych losach, o tym, kto wygra bitwę zadecyduje Seinin, który ubije drugiego. W tym przypadku oglądanie starcia z pierwszego rzędu pomiędzy Kagadą a Shirą było czymś wspaniałym, być może nawet spełnieniem marzeń, ale... było jedno wielkie ale. Anzou ledwo dyszał i nie zapowiadało się, że ktokolwiek mu pomoże. Yai nie był medykiem, więc jego obecność niewiele zmieniała. Moshi w swoim nietypowym stylu zażartował z sytuacji. No kurwa, cyrk na kółkach. Siostry nocy również się zgromadziły, brakuje jedynie napoju i jakiegoś jedzenia, aby móc w pełni celebrować starcie, które zapewne zadecyduje o losie i życiu conajmniej kilkunastu istnień. Anzou spojrzał na Moshiego i Yai'a.
- Kurwa, Yai, zrób cokolwiek, przecież coś potrafisz. Do chuja, dlaczego my nie mamy medyka. O chuj tu chodzi, jedna z największych walk w tej wojnie i my kurwa napierdalamy się bez medyka? Ktoś na łeb kurwa upadł. One zaraz będą sprawne i rozjebią nas jak śnięte muchy. Ja pierdole.
Anzou wyładowywał swoją złość, pierwszy raz od dawna dał się tak ponieść emocjom. Samemu krzykowi towarzyszył jednocześnie ból, ale co tam, przecież o wiele gorzej być nie może, prawda?
- Nastaw mi ten jebany bark, mam też gdzieś bandaż, nie wiem, kurwa, wymyśl coś.
Anzou wydał dyspozycje i liczył na to, że Yai jakkolwiek mu pomoże. Pierdolone amatorstwo. To właśnie w taki sposób cywilizowany świat przegrał. Nie myślał do końca o wszystkim. Lekceważenie, pycha, to pierwszy krok przed upadkiem. A w tym samym czasie... odbywał się pojedynek, który dostarczał jeszcze więcej emocji. Starcie tytanów. Kagada i Shira. Dwie przywódczynie, liderki, kobiety, które dają przykład swoim podopiecznym. Gołym okiem było widać, że Shira jest szybsza, porusza się sprawniej, ale to Kagada dysponowała potężną siłą, taką, która urywa głowy i kruszy kamienie. Poziom siły był niewyobrażalny. Anzou na chwilę obecną nie miał podjazdu do żadnej z nich. Mógł jedynie walczyć z Siostrami Nocy, które były słabsze od Shiry i to... z różnym skutkiem. Kagada nie mogła przejść defensywy i zrobiła coś szalonego! Poświęciła swoje palce, swoje ciało, aby zlikwidować atrybut Shiry i przejść jej gardę. To było... szalone i genialne. Wpuszczenie kogoś do drzwi tylko po to, aby mu finalnie przypierdolić. Idealna taktyka, która podkreśla ewidentnie styl klanu Kaminari. Przyjąć i ZAJEBAĆ, kilka razy mocniej. Wymiana ciosów była piękna, ciężka do śledzenia okiem, kobiety nie tylko walczyły wybornie, ale do tego używały potężnych technik prezentując w pełnej krasie wachlarz swoich możliwości.
- Ta siła... to jest niewyobrażalne. Chuj jesteśmy nie wojownicy...
Powiedział Anzou pod nosem z lekkim smutkiem i splunął krwią na ziemię. O ile z tego wyjdzie cało, o ile uda mu się kurwa przeżyć będzie trenował do posrania, ogrom czasu, aby chociaż trochę zbliżyć się poziomem siły do swojej szefowej Kagady. Kobiety przemieszczały się w różnych kierunkach pałaszując wszystko i wszystkich, pozostali jakby... przestali walczyć, jakby czekali na finalny werdykt, po co walczyć, ryzykować skoro... ten, kto wygra i tak ubije pozostałych bez najmniejszego problemu, prawda? Sytuacja była beznadziejna. Nie, żeby Anzou nie wierzył w Kagadę, ale to było jak rzut monetą. Za dużo ryzyka. Nastolatek lubi mieć sprawczość, kontrolę, trzymać lejce, a tutaj... było totalnie odwrotnie i inaczej. Walka tytanów trwała w najlepsze, kontrolę przejmowała to jedna, to druga i można było dostrzec tutaj pewną analogię, porównanie do potyczki, którą przeżył Anzou z Fugatą. Nikt nie chciał odpuszczać, nikt nie chciał odstawiać nogi. Przez to - Anzou miał rozjebany bark i ledwo dychał, a Fugata - rozwaloną nogę i przebity bok. Co prawda - ona do czasu, ponieważ Kaminari popisali się logistyką i zarządzaniem zasobami ludzkimi. Z każdą kolejną wymianą kobiety chyba... słabły i traciły energię. Ich tempo wymian ciosów też spadło, Anzou mógł widzieć więcej, aż finalnie doszło do kuriozalnej sytuacji, w której obie były tak blisko siebie i były gotowe zadać ostatni... ostateczny cios... I wtedy... Dziwny gwizd, chaos. Anzou próbował się zorientować w tym co się dzieje, jakkolwiek ogarnąć o co chodzi. Czy to jakieś wsparcie? Czy atak z góry? Anzou poszedł wzrokiem za dźwiękiem i dostrzegł w oddali znowu bestię, która rozpierdoliła port i statek w drobny mak. Tragedia. To ta bestia, którą spotkali na statku, ogoniasty, który walczył z Kagadą. Jeszcze lepiej. Anzou czuł przerażenie. Czuł, że to może być koniec jego życia.
- Jeszcze tego brakowało... kurwa, pierdolona bestia. Pędźmy do Kagady, potrzebuje naszego wsparcia, jak umrzemy, to kurwa wszyscy razem. Jak przystało na nasz oddział. Nie ma cofania się, kurwa nie tym razem. Jak was spowalniam to weź mnie ktoś kurwa na barana. Kagada jest wycieńczona, mam trochę pigułek ze skrzepniętą krwią i żywnościową, jakoś to rozdysponujemy. Co za cyrk.
Anzou wiedział, że sytuacja jest beznadziejna, że nie jest dobrze, ale musiał przetrwać. Ich jedyne szanse to Kagada. Nie trzeba było walczyć z siostrami i Pawiem. Można powiedzieć, że Bijuu to nasz wspólny wróg. Czy... Kaminari i Pawie miały na chwilę połączyć siły? Niebywały zwrot akcji.
- Kagada! Kurwa, musimy rozjebać tą bestię. Razem, wszyscy!
Krzyknął Anzou przemieszczając się w kierunku Kagady wraz z innymi. Czy to był odpowiedzialny ruch? Chuj wie. Jednak na chwilę obecną to chyba najlepsze z rozwiązań. Kaminari byli bezbronni, porozbijani i tylko Kagada i... Shira mogą je obronić. Anzou przekaże Kagadzie pigułkę żywnościową albo ze skrzepniętą krwią, taką, jaką sobie wybierze. Jeżeli padnie taki rozkaz - przekaże ją też wrogowi - Siostrze Nocy. Tutaj nie ma miejsca na wychodzenie poza szereg, na jakieś dziwne ruchy. Liczy, że Fugata i jej ekipa zrobią to samo i podejdą do sprawy w jakiś... racjonalny sposób. Latający Kaminari napierdalający Bijuu... coś wspaniałego i HISTORYCZNEGO, prawda? Anzou znowu ma okazje brać udział w wydarzeniach, które kształtują losy... świata? Fajne, ale popierdolone.
- Kurwa, Yai, zrób cokolwiek, przecież coś potrafisz. Do chuja, dlaczego my nie mamy medyka. O chuj tu chodzi, jedna z największych walk w tej wojnie i my kurwa napierdalamy się bez medyka? Ktoś na łeb kurwa upadł. One zaraz będą sprawne i rozjebią nas jak śnięte muchy. Ja pierdole.
Anzou wyładowywał swoją złość, pierwszy raz od dawna dał się tak ponieść emocjom. Samemu krzykowi towarzyszył jednocześnie ból, ale co tam, przecież o wiele gorzej być nie może, prawda?
- Nastaw mi ten jebany bark, mam też gdzieś bandaż, nie wiem, kurwa, wymyśl coś.
Anzou wydał dyspozycje i liczył na to, że Yai jakkolwiek mu pomoże. Pierdolone amatorstwo. To właśnie w taki sposób cywilizowany świat przegrał. Nie myślał do końca o wszystkim. Lekceważenie, pycha, to pierwszy krok przed upadkiem. A w tym samym czasie... odbywał się pojedynek, który dostarczał jeszcze więcej emocji. Starcie tytanów. Kagada i Shira. Dwie przywódczynie, liderki, kobiety, które dają przykład swoim podopiecznym. Gołym okiem było widać, że Shira jest szybsza, porusza się sprawniej, ale to Kagada dysponowała potężną siłą, taką, która urywa głowy i kruszy kamienie. Poziom siły był niewyobrażalny. Anzou na chwilę obecną nie miał podjazdu do żadnej z nich. Mógł jedynie walczyć z Siostrami Nocy, które były słabsze od Shiry i to... z różnym skutkiem. Kagada nie mogła przejść defensywy i zrobiła coś szalonego! Poświęciła swoje palce, swoje ciało, aby zlikwidować atrybut Shiry i przejść jej gardę. To było... szalone i genialne. Wpuszczenie kogoś do drzwi tylko po to, aby mu finalnie przypierdolić. Idealna taktyka, która podkreśla ewidentnie styl klanu Kaminari. Przyjąć i ZAJEBAĆ, kilka razy mocniej. Wymiana ciosów była piękna, ciężka do śledzenia okiem, kobiety nie tylko walczyły wybornie, ale do tego używały potężnych technik prezentując w pełnej krasie wachlarz swoich możliwości.
- Ta siła... to jest niewyobrażalne. Chuj jesteśmy nie wojownicy...
Powiedział Anzou pod nosem z lekkim smutkiem i splunął krwią na ziemię. O ile z tego wyjdzie cało, o ile uda mu się kurwa przeżyć będzie trenował do posrania, ogrom czasu, aby chociaż trochę zbliżyć się poziomem siły do swojej szefowej Kagady. Kobiety przemieszczały się w różnych kierunkach pałaszując wszystko i wszystkich, pozostali jakby... przestali walczyć, jakby czekali na finalny werdykt, po co walczyć, ryzykować skoro... ten, kto wygra i tak ubije pozostałych bez najmniejszego problemu, prawda? Sytuacja była beznadziejna. Nie, żeby Anzou nie wierzył w Kagadę, ale to było jak rzut monetą. Za dużo ryzyka. Nastolatek lubi mieć sprawczość, kontrolę, trzymać lejce, a tutaj... było totalnie odwrotnie i inaczej. Walka tytanów trwała w najlepsze, kontrolę przejmowała to jedna, to druga i można było dostrzec tutaj pewną analogię, porównanie do potyczki, którą przeżył Anzou z Fugatą. Nikt nie chciał odpuszczać, nikt nie chciał odstawiać nogi. Przez to - Anzou miał rozjebany bark i ledwo dychał, a Fugata - rozwaloną nogę i przebity bok. Co prawda - ona do czasu, ponieważ Kaminari popisali się logistyką i zarządzaniem zasobami ludzkimi. Z każdą kolejną wymianą kobiety chyba... słabły i traciły energię. Ich tempo wymian ciosów też spadło, Anzou mógł widzieć więcej, aż finalnie doszło do kuriozalnej sytuacji, w której obie były tak blisko siebie i były gotowe zadać ostatni... ostateczny cios... I wtedy... Dziwny gwizd, chaos. Anzou próbował się zorientować w tym co się dzieje, jakkolwiek ogarnąć o co chodzi. Czy to jakieś wsparcie? Czy atak z góry? Anzou poszedł wzrokiem za dźwiękiem i dostrzegł w oddali znowu bestię, która rozpierdoliła port i statek w drobny mak. Tragedia. To ta bestia, którą spotkali na statku, ogoniasty, który walczył z Kagadą. Jeszcze lepiej. Anzou czuł przerażenie. Czuł, że to może być koniec jego życia.
- Jeszcze tego brakowało... kurwa, pierdolona bestia. Pędźmy do Kagady, potrzebuje naszego wsparcia, jak umrzemy, to kurwa wszyscy razem. Jak przystało na nasz oddział. Nie ma cofania się, kurwa nie tym razem. Jak was spowalniam to weź mnie ktoś kurwa na barana. Kagada jest wycieńczona, mam trochę pigułek ze skrzepniętą krwią i żywnościową, jakoś to rozdysponujemy. Co za cyrk.
Anzou wiedział, że sytuacja jest beznadziejna, że nie jest dobrze, ale musiał przetrwać. Ich jedyne szanse to Kagada. Nie trzeba było walczyć z siostrami i Pawiem. Można powiedzieć, że Bijuu to nasz wspólny wróg. Czy... Kaminari i Pawie miały na chwilę połączyć siły? Niebywały zwrot akcji.
- Kagada! Kurwa, musimy rozjebać tą bestię. Razem, wszyscy!
Krzyknął Anzou przemieszczając się w kierunku Kagady wraz z innymi. Czy to był odpowiedzialny ruch? Chuj wie. Jednak na chwilę obecną to chyba najlepsze z rozwiązań. Kaminari byli bezbronni, porozbijani i tylko Kagada i... Shira mogą je obronić. Anzou przekaże Kagadzie pigułkę żywnościową albo ze skrzepniętą krwią, taką, jaką sobie wybierze. Jeżeli padnie taki rozkaz - przekaże ją też wrogowi - Siostrze Nocy. Tutaj nie ma miejsca na wychodzenie poza szereg, na jakieś dziwne ruchy. Liczy, że Fugata i jej ekipa zrobią to samo i podejdą do sprawy w jakiś... racjonalny sposób. Latający Kaminari napierdalający Bijuu... coś wspaniałego i HISTORYCZNEGO, prawda? Anzou znowu ma okazje brać udział w wydarzeniach, które kształtują losy... świata? Fajne, ale popierdolone.
- 14 lis 2025, o 12:28
- Forum: Tereny Sporne - Półwysep Antai
- Temat: Północno - wschodnie wybrzeże
- Odpowiedzi: 214
- Odsłony: 17151
Re: Północno - wschodnie wybrzeże
Anzou nie mógł ot tak pozwolić Fugacie odejść i zaatakować Moshiego. Chłopak postanowił dokonać ataku, od tyłu, z przysłowiowego partyzanta - tak, jak sam w zwyczaju miał niejednokrotnie obrywać. To miał być jego moment. Wiśnia na torcie. Kropka nad i. Skończyło się jednak klasycznie, bardziej z rodzaju kropki pod i. Anzou był tak wycieńczony, próba wyplucia z siebie jakiegokolwiek strumienia dała się we znaki, przez co odruchowo, bez jakiejkolwiek kontroli jęknął, a to wyczuliło tą osę, Fugatę, która przez to uniknęła ataku. Kaminari ponownie zwrócił na siebie uwagę, ale do ataku przystąpił ktoś inny, Władca Piorunów był odsłonięty, był gotowy na powitanie Hasakiego, stał mimo wszystko wyprostowany, dumny, gotowy na los, który miał właśnie na niego spaść. I wtedy, jak anioł pojawiła się Sanda, która odbiła broń skierowaną w nastolatka i obroniła go przed losem dętki. Władca Piorunów czuł ból, ciężko oddychał, ledwo stał na własnych nogach, był dosłownie cieniem człowieka. Spojrzał na Sandę...
- Ja pierdole... dziękuję... Kurwa, one... są nie do zdarcia. Jak Kaminari...
Anzou wydyszał z siebie do Sandy - miał wobec niej dług wdzięczności, ale problem nie został rozwiązany. Moshi był w tarapatach. Jeszcze gorszych niż Anzou i Sanda. Nacierały na niego 3 Siostry Nocy, każda poharatana, każda naruszona, ale... miały przewagę. Władca Piorunów mógł jedynie patrzeć, ale wtedy, właśnie wtedy pojawił się kolejny cud na półwyspach. Kagada, jak znikąd uratowała Moshiego i cisnęła nim do grupy. Wydaje się, że cały skład jeszcze oddychał, a póki to robił... mógł nadal działać. I wtedy padł rozkaz. Jasna i klarowna instrukcja o tym, aby się wycofać. Anzou spojrzał na Sandę i Moshiego.
- Oddalmy się... ja... ja potrzebuję jakiegoś medyka, kogokolwiek, kurwa, zaraz się tu wykrwawię, pierdolony miecz... Do tego mam wybity bark, kurwa nastaw mi to może...
Anzou przekazał tą informację Moshiemu i Sandzie. Chciał, żeby wiedzieli o jego ranie, aby móc może teraz udzielić mu jakiejś podstawowej pomocy medycznej. Nastawienie barku to raczej bazowa umiejętność, a siła Sandy raczej powinna tu wystarczyć. Grupa musi skierować się do miasta, tam może raczej zaopatrzyć się w jakieś medykamenty, uśmierzyć i zatamować rany... To kluczowe do kontynuacji dalszej bitwy, która... chyba zaraz przerodzi się w ostateczną solówkę, starcie tytanów - Kagady kontra Shiry. Te dwie kobiety były z innej planety. Nie tylko pod kątem umiejętności, ale sposobu zachowania. Były uszczypliwe, ale w ich oczach można było dostrzec szaleństwo i jednocześnie... szacunek? Kagada była potężna, dała radę z Bijuu, ogoniastą pierdoloną bestią. Czy może być ktoś groźniejszy? Fakt, że Shira stoi jeszcze na własnych nogach chyba o tym jednoznacznie świadczy. Kobieta musiała być równie silna, wytrzymała, albo dysponować jakąś ukrytą umiejętnością. Sama też wydała rozkaz swoim, aby się nie wtrącały. Bitwę wygra ten, kto pierwszy wyeliminuje drugiego Seinina. Kaminari byli silni, byli zawzięci, ale... dobrze wyszkolonych sióstr nocy było więcej, ich poziom chyba odbiegał od tego, którym dysponował Anzou i reszta. Wszystko w rękach Kagady. Taki przebieg faktów był też do przewidzenia, natomiast... zapowiada się trening do posrania...
- Kagada! Kurwa, przysięgam, że chcę jeszcze z Tobą trenować!!!
Krzyknął Anzou do Seininki. Chciał dodać jej... otuchy, motywacji? O ile w ogóle można powiedzieć, że kiedykolwiek jej to brakowało. Ona była jakby z innej gliny. Anzou wraz z ekipą oddalają się w bezpieczne miejsce, nie chcą przeszkadzać, zgodnie z rozkazem. Czyżby zapowiadała się ostateczna błyskawica? Jak wiele pracy jeszcze przed Władcą Piorunów - o ile przeżyje, aby dorównać poziomem, albo conajmniej zbliżyć się jakkolwiek do Kagady... Wiele pracy nie tylko pod kątem zarządzania energią, ale również walce wręcz i podstawowych atrybutach fizycznych. Fugata - operowała głównie mieczem i to właśnie nim zadała największe obrażenia. Reberu Pawia nie jest tak silne. Anzou bez problemu sobie z nim poradził, Kaminari są silniejsi pod tym względem. Nauka. O ile przetrwa.
- Ja pierdole... dziękuję... Kurwa, one... są nie do zdarcia. Jak Kaminari...
Anzou wydyszał z siebie do Sandy - miał wobec niej dług wdzięczności, ale problem nie został rozwiązany. Moshi był w tarapatach. Jeszcze gorszych niż Anzou i Sanda. Nacierały na niego 3 Siostry Nocy, każda poharatana, każda naruszona, ale... miały przewagę. Władca Piorunów mógł jedynie patrzeć, ale wtedy, właśnie wtedy pojawił się kolejny cud na półwyspach. Kagada, jak znikąd uratowała Moshiego i cisnęła nim do grupy. Wydaje się, że cały skład jeszcze oddychał, a póki to robił... mógł nadal działać. I wtedy padł rozkaz. Jasna i klarowna instrukcja o tym, aby się wycofać. Anzou spojrzał na Sandę i Moshiego.
- Oddalmy się... ja... ja potrzebuję jakiegoś medyka, kogokolwiek, kurwa, zaraz się tu wykrwawię, pierdolony miecz... Do tego mam wybity bark, kurwa nastaw mi to może...
Anzou przekazał tą informację Moshiemu i Sandzie. Chciał, żeby wiedzieli o jego ranie, aby móc może teraz udzielić mu jakiejś podstawowej pomocy medycznej. Nastawienie barku to raczej bazowa umiejętność, a siła Sandy raczej powinna tu wystarczyć. Grupa musi skierować się do miasta, tam może raczej zaopatrzyć się w jakieś medykamenty, uśmierzyć i zatamować rany... To kluczowe do kontynuacji dalszej bitwy, która... chyba zaraz przerodzi się w ostateczną solówkę, starcie tytanów - Kagady kontra Shiry. Te dwie kobiety były z innej planety. Nie tylko pod kątem umiejętności, ale sposobu zachowania. Były uszczypliwe, ale w ich oczach można było dostrzec szaleństwo i jednocześnie... szacunek? Kagada była potężna, dała radę z Bijuu, ogoniastą pierdoloną bestią. Czy może być ktoś groźniejszy? Fakt, że Shira stoi jeszcze na własnych nogach chyba o tym jednoznacznie świadczy. Kobieta musiała być równie silna, wytrzymała, albo dysponować jakąś ukrytą umiejętnością. Sama też wydała rozkaz swoim, aby się nie wtrącały. Bitwę wygra ten, kto pierwszy wyeliminuje drugiego Seinina. Kaminari byli silni, byli zawzięci, ale... dobrze wyszkolonych sióstr nocy było więcej, ich poziom chyba odbiegał od tego, którym dysponował Anzou i reszta. Wszystko w rękach Kagady. Taki przebieg faktów był też do przewidzenia, natomiast... zapowiada się trening do posrania...
- Kagada! Kurwa, przysięgam, że chcę jeszcze z Tobą trenować!!!
Krzyknął Anzou do Seininki. Chciał dodać jej... otuchy, motywacji? O ile w ogóle można powiedzieć, że kiedykolwiek jej to brakowało. Ona była jakby z innej gliny. Anzou wraz z ekipą oddalają się w bezpieczne miejsce, nie chcą przeszkadzać, zgodnie z rozkazem. Czyżby zapowiadała się ostateczna błyskawica? Jak wiele pracy jeszcze przed Władcą Piorunów - o ile przeżyje, aby dorównać poziomem, albo conajmniej zbliżyć się jakkolwiek do Kagady... Wiele pracy nie tylko pod kątem zarządzania energią, ale również walce wręcz i podstawowych atrybutach fizycznych. Fugata - operowała głównie mieczem i to właśnie nim zadała największe obrażenia. Reberu Pawia nie jest tak silne. Anzou bez problemu sobie z nim poradził, Kaminari są silniejsi pod tym względem. Nauka. O ile przetrwa.
- 13 lis 2025, o 21:09
- Forum: Tereny Sporne - Półwysep Antai
- Temat: Północno - wschodnie wybrzeże
- Odpowiedzi: 214
- Odsłony: 17151
Re: Północno - wschodnie wybrzeże
Ponownie, Anzou ruszył do ofensywy, zaryzykował, chciał zakończyć to starcie tu i teraz, pozbawić Fugatę Kujaku życia, zlikwidować jedną z Sióstr Nocy, ale... Nie udało się. Anzou ruszył szybko, wytworzył Gian, plunął nim przed siebie mieszając energię z krwią, jednak pomimo tego, że Fugata była ranna, miała ewidentne problemy z poruszaniem się w taki sposób jak poprzednio... dalej dawała radę i uniknęła pierwszej techniki Anzou. Chłopak zaklął pod nosem widząc jak dziewczyna do niego pędzi, teraz to on, pomimo bólu, pomimo tego w jakim opłakanym stanie był musiał być w lekkiej defensywie, aby nie dać się ściąć, aby utrzymać tą piękną główkę na szyi. Szczęście w nieszczęściu było takie, że Fugata nie była już tak szybka. Nastolatek mógł zatem nawet pomimo ran w jakiś sposób nie tylko unikać jej ataków, ale również zwiększyć delikatnie dystans, co ponownie dało mu okienko na kolejny atak! Kaminari czym prędzej wytworzył te wiązki i doszło do wymiany, ponieważ sama Fugata nie próżnowała. Cios za cios. Bomba za bombę. Co to był za pojedynek! Władca Piorunów trafił czysto i przebił jej bok, ponownie udało się ją uszkodzić i zapewne pozbawić większości argumentów, ale... nie ma nic za darmo. Niebieskooki też dostał. I był to cios, który sprawił, że jego świat ponownie zawirował. Ból był jeszcze większy, krew się lała, adrenalina i emocje nie były w stanie tego tłumić. Nawet pigułka ze skrzepniętą krwią... Teraz Anzou testował swoje limity. Nigdy nie był w tak opłakanym stanie jeżeli chodzi o jego zdrowie. Czuł każdą komórkę, każdy mięsień i każdą kosteczkę. Jego bark... jakby lewitował, był pokiereszowany. I wtedy, gdy Fugata była też na wyciągnięcie ręki pojawił się jakiś pojebany robal, z prawdopodobnie kolejną siostrą nocy na jej grzbiecie. Czy coś jeszcze może iść gorzej? Czy klan Kaminari stale musi walczyć z jakimiś popierdolonymi wytworami? Jak nie ten gaz, to Siostry Nocy, a teraz... te dziwne stworzenia. I wtedy, znikąd zaatakował Moshi w typowym dla siebie stylu i z partyzanta uderzył siostrę, która spadła z impetem, przez co robal nabrał dziwnego szału, jakby... sam stracił nad sobą panowanie? Anzou stale był czujny i monitorował otoczenie, zlokalizował Fugatę, która... odwróciła się od niego i ruszyła w kierunku siostry! O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego opuszcza pole bitwy i wystawia plecy dla Anzou? Dystans był znaczący, jednak jej tempo poruszania... Nie aż tak. Teraz albo nigdy.
- Ja pierdole, nie mogę pozwolić, by to wszystko poszło na marne. Za klan...
Wyszeptał pod nosem, sam do siebie Anzou wstając na nogi i skracając delikatnie dystans do Fugaty (ok 40 metrów) jednocześnie składając pieczęci. Chłopak znał jedną technikę, której zasięg powinien mu pozwolić na to, aby uderzyć ją od tyłu i dość istotnie pokiereszować. Nastolatek w momencie wypluwania wody postanowił zrobić coś jeszcze... coś szalonego, nietypowego, ale... dlaczego nie spróbować? W momencie wyplucia Kaminari wrzucił dwa kunai z notką w strumień, którym celował w Fugatę. Siła wody, jej pęd powinien pokierować je mniej więcej jak po torze w jej kierunku, a po zakończeniu techniki... Nastolatek je zwyczajnie zdetonuje, o ile nie zauważy ich w promieniu, które może stanowić zagrożenie dla jego osoby. Po tym ostatnim ataku nastolatek jest zmuszony udać się w kierunku miasta, musi odnaleźć jakiś punkt medyczny gdzie jakkolwiek go opatrzą i uśmierzą nie tylko ból, ale zatamują krwawienie. W takim stanie nie jest w stanie zrobić nic... Władca Piorunów musi tu wrócić i pokazać klasę. Starcie było piękne, było wymagające, ale brakuje tutaj ostatniego - jednego jedynego ciosu. Fugata musi być wycieńczona, też bez energii. Jak tworzyć to historie. Jak robić to furorę. I bez żadnych robali. W ostateczności Anzou zażyje pigułkę z Chakrą, aby dodać sobie nieco energii i zniwelować skutki wyplucia.
- Ja pierdole, nie mogę pozwolić, by to wszystko poszło na marne. Za klan...
Wyszeptał pod nosem, sam do siebie Anzou wstając na nogi i skracając delikatnie dystans do Fugaty (ok 40 metrów) jednocześnie składając pieczęci. Chłopak znał jedną technikę, której zasięg powinien mu pozwolić na to, aby uderzyć ją od tyłu i dość istotnie pokiereszować. Nastolatek w momencie wypluwania wody postanowił zrobić coś jeszcze... coś szalonego, nietypowego, ale... dlaczego nie spróbować? W momencie wyplucia Kaminari wrzucił dwa kunai z notką w strumień, którym celował w Fugatę. Siła wody, jej pęd powinien pokierować je mniej więcej jak po torze w jej kierunku, a po zakończeniu techniki... Nastolatek je zwyczajnie zdetonuje, o ile nie zauważy ich w promieniu, które może stanowić zagrożenie dla jego osoby. Po tym ostatnim ataku nastolatek jest zmuszony udać się w kierunku miasta, musi odnaleźć jakiś punkt medyczny gdzie jakkolwiek go opatrzą i uśmierzą nie tylko ból, ale zatamują krwawienie. W takim stanie nie jest w stanie zrobić nic... Władca Piorunów musi tu wrócić i pokazać klasę. Starcie było piękne, było wymagające, ale brakuje tutaj ostatniego - jednego jedynego ciosu. Fugata musi być wycieńczona, też bez energii. Jak tworzyć to historie. Jak robić to furorę. I bez żadnych robali. W ostateczności Anzou zażyje pigułkę z Chakrą, aby dodać sobie nieco energii i zniwelować skutki wyplucia.