Znaleziono 1523 wyniki

autor: Kuroi Kuma
16 lip 2024, o 16:25
Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 350
Odsłony: 42396

Re: Siedziba władzy

Czy pozwolisz odejść komuś, kto wprost splunął Ci na twarz? To zależy. Jeżeli to ktoś znajomy, to może spróbujesz go zrozumieć, posiedzisz chwilę i podumasz czy coś mogło się stać, że tak się zachował. Jednak gdy chodzi o moment, gdy pluje Ci w twarz ktoś, komu wypowiedziałeś wojnę i zaraz przelejesz mnóstwo krwi... czy można być aż tak naiwnym? Pytanie Jou zadziwiło Kuroia, ale było to chyba bardziej upewnienie się niżeli próba negocjacji. Jak można wskazywać na to, że ktoś jest honorowy, gdy zaraz ma najechać miasto bez żadnego czasu na ewakuację? Jak honorowy człowiek może przebić negocjatora? Nawet jeśli go nie zabił, to wprost jest wypowiedzenie wojny. Wojny nie tylko dla tego człowieka, lecz dla wszystkiego co jest po drugiej stronie Muru.
-Wolałbym go zabić, no ale - rzucił wzruszając ramionami. Nie zamierzał być żadnym bohaterem, ale to ryzyko było w jego głowie warte zachodu. Kilku shinobich kontra przechylenie szali zwycięstwa. Ilu ludzi mogłoby zostać oszczędzonych, gdyby Dzicy mieli mniejsze morale, gdyby jakiś podlotek, członek zespołu Szturmowego zabiłby ich lidera. Jednym ciosem. Strach, zamieszanie, niepokój. Skoro jeden zrobił aż tyle, to co mogli zrobić dowodzący. Tutaj jednak (i nie po raz pierwszy) Kuroi się niestety przeliczył, ale gdyby stanął przed wyborem raz jeszcze wiedząc jakie są dokładne konsekwencje - powtórzyłby wszystko dokładnie tak, jak zrobił.
-Jou... czy my nie jesteśmy w sumie - patrząc na obecną sytuację - w stanie wojny z Dzikimi? - mógł spokojnie trzymać się z dala od Sogen, to nie problem. Tylko czy uznanie go za więźnia nie spowoduje tego, że jeżeli zacznie się walka z Dzikimi, to odgórnie nie będzie mógł w niej uczestniczyć bo biedny wrażliwy Takeru zostanie zraniony w swoje Kokoro? Trudno powiedzieć. Kuroi zrozumiał i docenił to, że nic w sumie mu się nie stanie i ten cały precedens był szopką. Pokazaniem ugody z Uchihami, ale tak naprawdę to tylko czekali aż sobie pójdą.
Wyszli. Jou powiedział werdykt w sprawie. Kuroi udawał skruszonego - a w tym był niezły - i pod noskiem sobie rzucił:
-Chociaż słońce nie będzie mi palić karku tyle co podczas tej podróży - co akurat było pocieszające, że nie będzie umierał z gorąca. Nie za bardzo chciało mu się uwierzyć w to, że Takeru był taki naiwny i to po prostu tak sobie zostawi. Co jak co, ale członkowie tego klanu byli bardzo... pamiętliwi.

-Oby młodzieniaszku, bo inaczej stawie się u Takeru i powiem że mnie wypuściłeś - Kuroi wyszczerzył się w szyderczym uśmieszku. Był... wolny. Stracił tylko cenny czas swój i wszystkich, którzy byli w to zamieszani. A Unia chyba naprawdę zamierza się zabunkrować i nie pozwolić, by Dzicy do nich weszli. To ich problem. Polityków, nie żuczków. Żuczek Kuroi zamierzał iść w swoim kierunku.

z/t
autor: Kuroi Kuma
3 lip 2024, o 23:51
Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 350
Odsłony: 42396

Re: Siedziba władzy

Parsknął śmiechem, gdy usłyszał o negocjacjach wspomnianych przez Osamu. On... naprawdę w to wierzył? Wierzył w to, że wysłanie kogoś, kto był przez nich samych wygnany zostanie uznane jako znak pokoju, rozważań, kupienia czasu? Na ewakuację tylko do czego? Do obozów medycznych i do zbiórek, gdzie nikt nie był przygotowany na ucieczkę? To że Takeru w to wierzył, to nic dziwnego, komplety debil i straceniec jak typowy Uchicha - nic dziwnego, normalna rzecz. To chyba patologia spotkać kogoś z tego klanu, kto ma trzeźwe spojrzenie na świat i wie o co chodzi w tej pięknej grze zwanej życiem. Gdy jednak zostali sami odetchnął z ulgą i posłuchał uwag Osamu i Tetsuro i chyba lekko zdębiał słysząc, że młody Kaguya zapomina jednak o NAJWAŻNIEJSZYM FAKCIE, KTÓRY CHYBA KAŻDY KURWA PRZEOCZYŁ.
-Z całym szacunkiem... Ale to trochę jakbyś zdawał raport z tego, że w wiosce nie ma już choroby i problem zażegnany, z tym że nikt nie wspomina o tym, że całą wioskę zabito w tym procesie... - Kuroi rzucił spojrzenie Osamu, bo o ile nie spodziewał się zbyt wiele po ludziach z Uchicha, to po tych z pustyni oczekiwał nieco więcej szczegółowości i obserwowania przyczyn i skutków.
-Owszem - ponoć zostały wydzielone elitarne jednostki do tej misji. Nie znałem tam co prawda nikogo kto by dysponował siłą zdolną zatrzymywać góry - a kilkoro takich znam - lecz no miał być to oddział elitarny, ale to nie najważniejsze. Przybyliśmy na negocjacje. Szły one... według mojej oceny bardzo źle, w tym czasie mogliśmy z rozmowy - wprost - dowiedzieć się, że naszym negocjatorem jest członek dzikich. Dokładniej były członek dzikich. Dokładniej zdrajca dzikich. Wysłali człowieka na rozmowy, kto już poprzednio zdradził swój lud. I pewnie Jou spodziewasz się że w tym momencie zaatakowałem i "złamałem rozkaz" - dał chwilę przerwy i ponownie spojrzał na Osamu dalej nie wierząc w to, co chłopaczek mówił poprzednio.
-Przywódca dzikich, ze spokojem w głowie, PCHNĄŁ naszego negocjatora przeszywając go NA WYLOT. Dzicy dosłownie pokazali gdzie mają naszego negocjatora, jak chcą to rozwiązać. Takeru - zapewne dzięki swojej ogromnej wiedzy medycznej, o której nam nic nie wiadomo - powiedział że ten sobie pożyje jeszcze i zabronił kontry. Lider dzikich kazał nam wracać do siebie i walczyć. Dosłownie wypowiedział nam wojnę. Takeru niczym prawdziwy dowódca wydał rozkaz odwrotu, a może bardziej spierdalania przed Dzikimi widząc, że Ci no... już nam zabili prawie chłopa. OGROMNE oddziały Dzikich, tabuny ludzi i dwójka liderów - pewnie o sile Twojej albo wyższej. Liczba ludzi, którą ciężko było opisać, ale nie wiem czy cała Unia miałaby tyle ludzi zdolnych do walki. Nie zamierzałem czekać. Nie zamierzałem ufać dowódcy, który widzi człowieka przebitego na wylot, z rozdartą klatką, bez żadnego medyka w oddziale prócz mnie. Wyprowadziłem atak na lidera chcąc pozbawić ich najcenniejszego pionka na planszy. Nic sobie nie zrobił z piaskowej trumny. Takeru chyba liczył, że pozwolą nam tak po prostu odlecieć jakby się nic nie stało - przypominam - nasz negocjator się wykrwawiał. O dziwo - zaskoczenie dla wszystkich - zaatakowali. Powodem nie była oczywiście niekompetencja, brak planu, przygotowania, brak pomysłu co zrobić jak negocjacje nie pójdą prócz... odejścia? Nikt nie pomyślał - hmmm może nas zaatakowali, bo przyprowadzili przed nasze lico zdrajcę klanów? No nie. Na domiar wszystkiego - po tym incydencie Takeru wprowadził mnie w iluzję i zrzucił z wielu metrów na ziemię, na pole otwartej bitwy. Kogoś, kto mógł podtrzymać owego negocjatora przy życiu. - zrobił ponownie chwilę przerwy, żeby odetchnąć i komentować dalej to jak ktoś skrótowo potrafi wszystko chujowo podsumować.
-Po wszystkim nie wszcząłem bójki, pozwoliłem na rozmowy, nie atakowałem. Pozwoliłem... wprowadzić się w genjutsu po raz drugi. Nie oponowałem nie chcąc kolejnych konfliktów. Spętali mi ramiona sznurem - do podróży na pustynię, chyba tylko po to, by przez gorąco i brak wilgoci wdała się infekcja, bym nie dojechał tutaj żywy. Innego powodu, do pętania sznurem Shinobiego mogącego kontrolować swój żywioł bez rąk - co widzieli na żywo - nie widzę. Prosiłem o zmianę, bo zamierzam żyć, a nie umierać jak debil. Nie uciekałem, nie robiłem kłopotów. Byłem w dobrym humorze i chyba to była ta prowokacja, o której wspomina nasz Kaguya. Jeśli gdzieś w tej kwestii mówię nieprawdę, to niech poprawi mnie chłopak z Ayatsuri. - skończył. Nie zamierzał nic dodawać, niczego odejmować. Czy mógł coś sobie zarzucić? Tak. Niezajebanie Takeru przy pierwszej nadarzającej się okazji.
-A no i... czy ktoś tutaj pamięta, że Dzicy dalej są po złej stronie Muru i nikt z tym nic nie robi? I dalej mają tyle samo oddziałów, że samotnie żaden kraj, a pewnie nawet i cała Unia, nie da rady ich pokonać? Czy to jakiś niewygodny fakt, który każdy chce przemilczeć i puścić go bokiem, bo przecież jakie to ma znaczenie.
autor: Kuroi Kuma
15 cze 2024, o 13:52
Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 350
Odsłony: 42396

Re: Siedziba władzy

-Ach te żarciki artystów... - rzucił z lekkim zażenowaniem pomieszanym z rozbawieniem, bo w sumie tekst Tetsuro był tak słaby, że trochę nawet śmieszny.
Kuroi się tylko uśmiechnął z litością słysząc słowa młodego Osamu. Dzieciak nie wiedział o czym mówi i chce sugerowac coś o zachowaniu Sabaku. Oceniasz po jednostce chłopczyku, cały ogół. Jesteś jak potulny baranek wysłany przez mordercze wilki. Czyżby ktoś zapomniał o Pogromie, o wędrujących klanach Kaguya, które do niedawna jeszcze szły niczym Dzicy nie patrząc kto jest z przodu, parły przed siebie zostawiając za sobą zgliszcza? Pamięć jest bardzo krótka, wybiórcza. Woli wybierać te rzeczy, które nam obecnie pasują, które są jak ten ostatni puzelek, pasujący do układanki. Nikt nie patrzy, że element ten nie pochodził nawet z tej samej kolekcji. Ważne, że pasuje. Nie ważne, że zakłamuje cały obraz.
Nie zmieniało to faktu, że Kuroi najzwyczajniej w świecie cóż... był gburem. Nie uznawał władzy absolutnej, którą to klany bardzo lubiły sobie przyznawać. Miał swoje zdanie i prędzej postąpił według niego, niżeli podług jakichś modłów liderów. Może to dlatego przeżył tak długo, a może po prostu miał farta.
-Jak kawałek szmelcu, miałby się przydać ludziom? Prócz tego, że by go sprzedali i kupili coś innego. Złoto to szmelc jak i stal. Kantai je sprzedaje bo horrendalnych cenach, a jednak każdemu to odpowiada. Stal jednak wykorzystasz do czegoś produktywnego, złoto zaś... świeci. Jest ładne. Ale kwiatów sobie tutaj nie pierdykniemy i nie potrzeba też wielu ludzi, by o nie dbać i nawadniać. Wiecie, trochę krucho tutaj z dostępem do wody - dopowiedział swoje trzy grosze do słów starszego Kaguya. Złoto w stricte tej postaci było bezużyteczne. Pokazywało pewien prestiż, to że ludziom na Pustyni nie żyło się najgorzej, jeśli mogą go trwonić w taki sposób. Ale każda władza lubiła coś trwonić, by pokazywać że ją stać. Staruszkowi w sumie odpowiadało to, że Sabaku robili to ze złotem, a nie z tak cennym surowcem jak woda. Kto nie poznał pragnienia na Pustyni, ten nie wie, jak bardzo to cenne, jak ratuje życie. A złoto... złotem się nie najesz i nie napijesz, nawet gdy masz go mnóstwo, a dostępu do wody nie ma w promieniu wielu kilometrów.
To co najbardziej zaciekawiło Kuroia to fakt, że kobieta powiedziała coś o Ichirou... jeszcze dodała mu tytułu. Pomyliła go z Jou, czy ten go zastępuje czy o co chodzi? Wyglądał na nieco zdezorientowanego. To się jednak szybko wyjaśniło, bowiem gdy poszli dalej zobaczyli starego Rudzielca Kuteroko.
-Upsik - rzucił do Jou wzruszając ramionami, ale taki widok nie powinien zdziwić obecnego (jak dla Kumy) lidera Sabaku. Nie minęła chwila, a kajdany Kuroia prysły i rozcięły się na dwoje. Staruszek nawet nie drgnął spodziewając się dwóch rzeczy. Jedna - to Jou zechce go uwolnić z tej pożalsięboże pozycji, gdzie skuli gościa, który rąk nie potrzebuje. Druga - po prostu przebije Kuroia, a ten nie będzie mieć szans na jakąś reakcję, więc... po co?
-Jestem więźniem świata - rzucił sobie pod nosem, bo w sumie tak obecnie się czuł. Skoro nie uciekł przez tyle czasu, to czemu akurat w tym miejscu, gdzie gwardzistów porozstawiali wszędzie, chyba nawet i w burdelach, to jak miał czmychnąć niezauważony? Z pałacu? Jego morda pewnie by się w tym złocie odbiła i każdy by go zauważył.
Mijikuma wystąpił przed szereg - jak bardzo posłuszny piesek, dobrze wytrenowany przez swoich naczelnych, bardzo grzeczny, hau hau. Powiedział co wiedział i tyle. I tutaj nastąpił moment refleksji starego dziada. Czy on też był brany pod uwagę jako zdawca raportu, czy prędzej chodziło o to, żeby zamknął mordę i nic nie mówił, bo więzień i tyle?
-Wolałbym nie wygłaszać swoich... prawd na temat tego wydarzenia. Powiem tylko to co poprzednik - Mur upadł, Dzicy wdarli się na kontynent, a my odsta... a chyba nikt nie wie czy lepiej ich stąd wykurzyć, czy przyjąć jak swoich. Inaczej pewnie byśmy byli już na froncie. - w końcu mógł sobie rozmasować nadgarstki, bo jednak spędzenie kilku dni ze związanymi rękoma nie należało do najmilejszych spraw.
autor: Kuroi Kuma
6 cze 2024, o 17:16
Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 350
Odsłony: 42396

Re: Siedziba władzy

Tak w sumie było lepiej. To była jedna z bardziej wartościowych rzeczy, które miał przy sobie, a chłopaczkowi ufał na tyle, by mógł mu postawić za zadanie bycie Kurierem. No i należało mu się za wyciągnięcie jego i Misae na linkach z tego całego ambarasu przy nalocie Dzikich. Gdzieś tam z tyłu głowy był przekonany, że nie zatrzyma go dla siebie - tu akurat nie wiedział czemu, miał po prostu takie głosy w głowie mówiące, że tak po prostu będzie.
-Oby, bo jak nie to Cię znajdę i Ci nakopię. Ja już więcej z niego nie wyczytam. Tylko musisz mi przysiąc Będziesz go wykorzystywać tylko do dobrych celów, do czynienia dobra i tylko dobra. Tak mi dopomóż piach - wpatrywał się poważnie w Tetsuro jakby miał powtórzyć tą przysięgę, by za chwilę dodać:
-Nie no kurwa bez przesady, używaj do czego Ci potrzebne, oby Ci to kiedyś tyłek uratowało.
To nad czym zastanawiał się też Staruszek to to, skąd taka nerwowa atmosfera? To on był tutaj więźniem, Takeru to idiota i paranoik, dlatego się nie dziwił jego zachowaniu, ale reszta? Jak na więźnia, to Kuroi nie zrobił... no nic w sumie prócz czczego gadania sobie, a i tak tego było mało. Nikt nie interweniował, nikt nie musiał nic zrobić prócz wymiany pęt na kajdany przez tego tam Kaguyi, który i tak za bardzo się tym nie przejął. A reszta? Tacy z nich wartownicy jak z koziej dupy trąba, prędzej pasażerowie na gapę. Podobnie jak Kuroi, tylko ten był dodatkowo "pozbawiony wolności". Był ciekaw, czy ludzi przemieniających się w zupełności w wodę też zapinali w kajdany, wsadzali za kratki i krzyczeli "HAHA TERAZ NIE UCIEKNIESZ", czy to samo robili z ludźmi, którzy potrafili swoją chakrą w mgnieniu oka poradzić sobie z kajdanami. Roztopić, przeciąć, zrzucić. Było mnóstwo sposobów, by nie składając żadnej pieczęci mieć wolne dłonie. A mimo to ktoś uznał to za idealny pomysł. Sam Kaguya, który zakładał mu to "narzędzie tortur" mógłby wysunąć kość i pyk, przeciąć metal. Mimo to wszyscy jednogłośnie zdecydowali, że to wystarczy. O ironio.
Kuroi nie miał zamiaru nigdzie uciekać, w sumie to ta podwózka była mu nawet na rękę, bo miał zamiar wybierać się w te strony sam, a to prowiant trzeba było kupić, a to konia, a potem wielbłąda nająć, a to trzymać drogę, rozbijać obozowiska. A tak... w sumie to wszystko robili za niego, a on mógł się wygrzewać w promieniach słońca i korzystać z uroków pustyni. Częściej powinien być więźniem. Żeby było śmieszniej, to nie zdążyli dotrzeć jeszcze do celu, a już wysłali im komitet powitalny z prowiantem, z ładnie ubranymi wojownikami pustyni, jeszcze ubranka nawet im dowieźli! Takie to bajery mieli w Kuwecie, a Sogen dalej przejebało z Dzikimi. Już na miejscu sam do końca nie był ciekaw skąd... skąd te tłumy i wiwaty. Hej, pamiętacie o tym, że po naszej stronie muru pojawił się ktoś nowy i to rozwali całą stabilizację i da komuś powód do wojny, nie?
-Jesteśmy na miejscu moi mili! To była piękna podróż, nie zapomnę jej nigdy - rzucił do reszty, gdy dotarli do niestety pustej sali, gdzie nie było ani Jou, ani kogoś od Maji. No jednak mogli się lepiej przygotować, skoro wysłali przodem orszak.
-Rozpocznijmy to przedstawienie, niech wam - a mi zwłaszcza - szczęście sprzyja
autor: Kuroi Kuma
23 maja 2024, o 21:19
Forum: Atsui
Temat: Szlak transportowy
Odpowiedzi: 449
Odsłony: 62334

Re: Szlak transportowy

-Tezę? - zapytał lekko skonfundowany nie za bardzo wiedząc co takiego mógłby wymyślić młody chłopaczek, bo na tamtym polu bitwy mogło się wydarzyć dosłownie wszystko. Albo młody po prostu uniknął ataku albo jakimś cudem jednak rana nie była śmiertelna albo po prostu jego umysł nie zanotował że umarł i ten dalej żyje. Przygłup.
-Czyli wierzymy, że ta dziewczyna w mgnieniu przeniosła siebie żeby go uratować, hmm? Nie wiem, jakoś mi w to trudno uwierzyć. W sumie to jeśli bestia byłaby na wolności to pewnie z korzyścią dla Uchichów. Pomyśl tylko jakie spustoszenie w szeregach dzikich mogłaby zrobić bez żadnej kontroli. Może nam opowie jeśli wyjdziemy z tego bagna... To znaczy ja wyjdę, bo Ty to jesteś wolny człowiek - uśmiechnął się do dzieciaka, bo chociaż temu się w tym żyćku powodziło i dobrze.
-Technika... w sumie - zamyślił się przez jakiś czas spoglądając na chłopaka i marszcząc brwi, zupełnie tak jakby próbował go skanować czy jest WARTY zachodu przekazywania mu takiej wiedzy. Kuroi stał trochę pod ścianą, bo obecnie to i tak nie miał co robić, musiał siedzieć na dupie i czekać aż karawana dojedzie na miejsce, a Tetsuro wydawał się na tyle w porządku i godny zaufania, że nie sprawiało mu to wielkiego problemu.
-Pod jednym warunkiem. Musisz go później dostarczyć wprost do rąk Ichirou. Nie do żadnego parobka, pazia, czy dziwki, która go obsługuje. WPROST do jego rąk, rozumiemy się? I nie zwlekać, nie przedłużać, nie dawać nikomu innego, bo wyrwę Ci oczy, nawet jakby miało to być za dziesięć lat. A jestem cierpliwy, ja odczekam i Cię znajdę. - powiedział dzieciakowi czekając na jego reakcję, a później zamierzał pokazać mu gdzie dokładnie w jego rzeczach znajdowało się to, czego oboje poszukiwali.

Podróż trwała, Kuroi nie robił już problemów, bo towarzystwo jakieś takie nieruchliwe, a chciał dotrzeć żywy na miejsce. Dopilnował tylko tego, by założyli mu kajdany, a nie sznur, żeby nie dostał otarć, które paskudnie by się zrastały w warunkach ciągłego słońca i wilgoci od spoconego ciała. Tego nie zamierzał odpuścić.
-Dziękuję! Mościwy panie! - rzucił wręcz z ekscytacją, gdy dostał swoje piękne, metalowe bransoletki, które przecież zmieniały wszystko i Kuroi nadal mógł się posługiwać praktycznie całym swoim arsenałem technik. W drodze czasami sobie śpiewał pod nosem, czasami nieco głośniej umilając tylko i wyłącznie sobie podróż. Był więźniem, czemu miał umilać ją strażnikom? Chyba że się dołączyli do jakiejś pustynnej ballady, to wtedy czemu nie! Poza tym było... przeraźliwie nudno. Był przeciwieństwem Takeru, który był typowym Uchiom, czyli zjadł ogromny kij i ciągle wystawał mu z dupy - stąd też przeciągły i nieustający mocny ból. Gdyby tylko mieli jakieś medykamenty na to, to był niezły pomysł na biznes. Chociaż nikt z tego klanu już raczej z nim utargu nie zrobi. W każdym zaś razie, jechali, a Kuroi oglądał sobie pola i mokradła.
-Daleko jeszcze? - rzekł z uśmieszkiem, trochę nie mogąc się doczekać Pustyni.
autor: Kuroi Kuma
18 maja 2024, o 18:20
Forum: Sogen [394 r.]
Temat: Szlak transportowy
Odpowiedzi: 1086
Odsłony: 92834

Re: Szlak transportowy

-Za dobrze, jak widać - rzucił Kuroi mocno zniesmaczony tym cyrkiem, który się odbywał dookoła. Bo w sumie i po co? Niech go ścigają inni Sabaku, niech go przewiozą jak więźnia, a nie... ze złożonymi rękoma jeżeli już mają go tak traktować. Brakowało w tym wszystkim konsekwencji, bo tak przecież wszyscy uznawali, że Kuroi jest spętany i elo, ZAŁATWIONE. Tylko że miał w sumie pełną swobodę ruchów.
-Co? Ten skurwiel przeżył? Nie... nie pozwolili, ale sam mu pewnie zorganizuje drugi, o to się nie martw. - popatrzył na Tetsuro jak na przygłupiego, ale nie wyglądał, jakby żartował. Z jednego spektrum na drugie, tak szybkie przejście wydawało się być nierealne, lecz z drugiej stronie to Kjudasz... ten debil pewnie mógł zapomnieć, że nie żyje.
Nie za bardzo jednak miał okazję sobie pogadać, ponieważ zaraz (po raz kolejny już) zaszarżował do niego Uciapens chcąc mu zrobić po raz kolejny krzywdę. Tak bardzo bezmyślny, jak plan który pewnie sam wymyślił, żeby negocjować przy pomocy zdrajcy. Piękna sprawa, nie zapomnę tego nigdy. Kuroi stał w miejscu czekając co się dalej wydarzy, pewnie znowu jakieś głupie genjutsu, ale zareagował Kaguya.
-Lepsze kajdany, chociaż dowieziecie więźnia żywego - wzruszył ramionami. Wolał dotrzeć na ten pożalsięboże proces o ile w ogóle do niego dojdzie. Usiadł jednak zgodnie z życzeniem Kaguyi, bo był po prostu rozsądny, a nie napieprzał dla samego napieprzania. Nie zamierzał się sprzeciwiać, po prostu nie było w tym działaniu kompletnego sensu. Mieli tylko sprawiać pozory? To jak umówić się z dziwką, spytać czy wszelkie najdziwniejsze fetysze są jej znane i nagle zaproponować jej herbatki z miodem. PO CO.

Koniec końców Kuroi się słuchał śmiejąc się pod nosem z tej farsy urządzanej na pokaz, tylko że nie mieli się komu pokazywać prócz Takeru. A jego to i tutaj mogli zasztyletować i zostawić w rowie, a potem udawać że ktoś ich napadł. I tak wyglądają już jakby wytarzali się w gnoju.
-W kajdanach sobie poradzę młodziku - uśmiechnął się do Osamu i kiwnął do niego głową całkowicie się zgadzając na to, że nie będzie go ktoś karmił i poił. Wolał samemu to robić, to chyba oczywiste. Dupę też mu będą podcierać, jak będzie miał te pęta? Chętnie by to zobaczył na własne oczy, jak ktoś z tej karawany bierze kawałek liścia czy czego i wyciera mu delikatnie jego piękną dupkę. Cudna sprawa.
-Ten... Nasz gość jest największym zagrożeniem sam dla siebie i dla swoich podwładnych - nie było mu już tutaj do śmiechu, bo sam to widział i zdawał sobie z tego idealnie sprawę. To dlatego nie chciał być z nim w grupie i bardzo się cieszył z takiego obrotu spraw. Porywczość to ostatnia rzecz, której chcesz od kogoś, kto ma Cię prowadzić. Chcesz spokoju, kalkulacji, chcesz żeby dbał o swój zespół, żeby wszyscy wrócili cali do domu. Lub chcesz wykonać zadanie za wszelką cenę, lecz dalej, kalkulujesz koszty. Jeżeli jego atak miałby przerwać tą wojnę, ten rozlew krwi, nawet kosztem całej grupy szturmowej, to i tak byłoby to warte. Nie to żeby dzicy dalej byli po "złej stronie muru", a tymczasem jeden z silniejszych Uchicha jechał sobie na pustynie - widzicie kuriozum tej sytuacji, co nie? Człowiek, który dowodził, wyjeżdża sobie na wakacje na tydzień pewnie albo i dłużej, bo oh ah, trzeba kontrolować sytuację. Nie to żeby dzicy mogli kontynuować swój marsz, jak im to natarcie tak dobrze poszło.
-To co panowie, jak już musimy tutaj siedzieć, to może macie jakąś ciekawą historię do opowiedzenia, a może ktoś umie grać na czymś czy śpiewać? Umilmy sobie tą podróż, skoro MUSIMY wszyscy ją tutaj odbyć. Trochę spędzimy tutaj czasu. Swoją drogą dawno nie miałem kogoś, kto mógłby czuwać w nocy, będę mógł spokojnie się przespać, więc bardzo wam za to dziękuję. - ukłonił głowę przed nimi w geście szacunku, a okoliczniki ludkowie mogli wyczuć, że w jego głosie nie ma grama drwiny, nie chce ich wykpić. Akurat spokojny sen to mu się bardzo przyda.
autor: Kuroi Kuma
7 maja 2024, o 20:30
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [Event] - Miasteczko Sarufutsu
Odpowiedzi: 216
Odsłony: 13128

Re: [Event] - Miasteczko Sarufutsu

Słowa Misae rozbrzmiały w jego głowie, lecz było już za późno na jakieś reakcje. Chciał coś powiedzieć, lecz nie miał za bardzo wyjścia, został dosyć brutalnie obdarty ze swojej wolności do wypowiedzenia się, do decyzji, do zrobienia czegokolwiek. Odpłynął do świata snów widząc tylko jak resztki ludzi przed nim się rozpływają mówiąc... w sumie nie ważne już co bo i tak nie miał prawa nic z tego zrozumieć. Spoczywał sobie w sennej iluzji. Poczuł że stoi sam, na środku tafli ciemnego, bezkresnego jeziora przesłaniającego wszystko dookoła prócz jednej rzeczy. Postaci. Jego samego, opartego o jakąś nieokreśloną masę, podpierającego się dłonią jak to ma w zwyczaju.
-Wit... - zaczęła postać, lecz
-A spierdalaj - powiedział Kuroi do... chyba samego siebie, bo w sumie to działo się w jego łepetynie, to do kogo innego miałby mówić.
-Wiedziałem, że mi przerwiesz
-Wiem, że wiedziałeś, jesteś mną
-To po co to robiłeś?
-To po co zaczynałeś
-Słusznie. Zaufałeś?
-Ponownie...
-Warto było?
-I tak i nie. Nie wiem? Należało mi się może. Ale że tak?
-To ty mi powiedz
-Ponoć wiesz wszystko, co ja wiem
-Może dlatego obydwoje się zastanawiamy
-Racja... To co, długo tak będziemy?
-Nudzisz się?
-Odrobinę. Nie chcę w tym dłużej siedzieć, mam tego dość. Mam dosyć tego, że
-Boisz się, co zastaniesz, jak się obudzisz?
-...mhm
-Że ktoś Cię wsadzi do pierdla, kto miał być po twojej stronie? Zabierze Ci jedyną wartość, którą sobie cenisz? Pozbawi Cię tego co tak kochasz i nie potrafisz sobie oddać za nic w świecie?
-...
-Baw się dobrze. Obyś nie przedobrzył. Powodzenia

Budził się. Przez mglisty obraz widniała mu postać. Kto to był? Mówił do niego, ale brzmiało to trochę tak, jakby był za ścianą i próbował się przedrzeć przez blokadę. Coś tam dla siebie, dom, nie daj się sprowokować. Staruszek mętnym wzrokiem patrzył na postać, mrużył oczy sprawdzając czy to dalej sen czy już jawa. Odchylił się do tyłu, gdy postać zaczęła machać palcem, lecz ten ruch był minimalny, wręcz ledwo zauważalny. Obraz się wyostrzał, na rękach poczuł niemiłe uczucie pęt, które ocierały mu skórę. Obstawiał, że nie wyruszyli jeszcze, w głowie policzył sobie mniej więcej ilość dni ile mieliby podróżować na pustynię, bo obstawiał że to właśnie tam idą, skoro ten poprzedni człowiek był taki miły.
Popatrzył w bok, był tu jakiś chłopak, którego widział wcześniej albo przynajmniej miał takie wrażenie. Nie wyglądał na zadowolonego, zupełnie tak jakby ktoś go zmusił, żeby tutaj był.
-Nie wiem kto na to wpadł... ale był niespełna rozumu. Pęta... przy tym tempie skóra dostanie odparzeń w ciągu kilku dni, a przy obecnych warunkach zakażenie wda się natychmiastowo i nigdzie nie trzeba będzie jechać - mówił ze spokojem bardziej do siebie, niż do kogoś konkretnego z otoczenia. Był mocno... wkurwiony, lecz starał się to ukrywać. Iluzja, czy co to tam innego było, użycie sznura, który przecież nic nie da, nie zatrzyma go w żaden sposób. Debile. To akurat powiedział w głowie, ale chciał to rzucić w pysk ludziom, którzy całą tą szopkę zorganizowali.
-Misae ty... - syknął pod nosem wstając i szukając czegoś, co mogłoby mu pomóc w pozbyciu się tego, co miał na rękach, bo ani to przydatne, ani wygodne, ani nie zda się na nic. To już pętanie Ayatsuri miałoby więcej sensu, może nawet powykręcać im palce, ale Sabaku nie potrzebowali rąk do działania.
-Pomożesz mi z tym? Nie zamierzam mieć tego na rękach, ani tym bardziej dać się karmić czy poić... bądźmy poważni. Sam miałem iść na pustynię - rzucił od niechcenia patrząc na Osamu, chociaż miał nadzieję, że ten faktycznie mu pomoże, a nie będzie musiał zbierać piasku, by z niego stworzyć ostrze i pomóc sobie wyjść z tej sytuacji. Dopiero teraz spojrzał, że nawet jego rzeczy były tuż obok, więc ostrzy tam nie brakowało. Skinął to na torbę, to na pęta, to na Osamu.
-To jak? Czy będziesz częścią tej szopki.
autor: Kuroi Kuma
7 maja 2024, o 19:57
Forum: Administracyjne
Temat: 9. rocznica powstania Shinobi War
Odpowiedzi: 43
Odsłony: 3767

Re: 9. rocznica powstania Shinobi War

Sto lat miśki :) pozdrawia stare próchno
odbieram 90PH i 5625 zzs :)
autor: Kuroi Kuma
2 kwie 2024, o 21:04
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [Event] - Miasteczko Sarufutsu
Odpowiedzi: 216
Odsłony: 13128

Re: [Event} - Miasteczko Sarufutsu

Mnich się odezwał, dając uwagę nie mówiącą nic konkretnego. Czyli w sumie jak to wypadało na mnicha, więc Kuroi po prostu wzruszył ramionami. Mógł równie dobrze rzucić jakimś tekstem w stylu "Pędzący wielbłąd najszybciej traci" no i by sobie poużywali głębokich tekstów, tylko co by to dało?
-Pewnie że sobie zdaje ile ludzi umarło. Jeszcze więcej od tych którzy są zaślepieni przez złudne nadzieje i idiotyzm - nie wskazywał palcem, ale sytuacja z takich "kto wie ten wie". Nie zamierzał byś spokojnym i dać się skuć - bądźmy poważni, kto by to zrobił?
-Jak widać kontynuujesz błędy, skoro nie wiesz że Sabaku potrafią obyć się bez rąk i co tych dwóch biednych ludzi, którzy stracili wielu swoich bliskich, mieliby zrobić? Zrób to co wcześniej, użyj na podwładnym techniki, poturbuj go. Nie bacz na to, że uratował wielu Twoich kamratów, którzy dołączyli do walki. Który pomagał w operacji mającej wszystko zmienić. Wykaż się ignorancją po raz kolejny. - gdy tylko zaczął mówić piasek nieśmiało miał wysunąć się z gurdy pokazując swoją obecność. Nie grozić, lecz wysunąć się pytająco "potrzebujesz pomocy mistrzu?". Nie miał żadnego zamiaru nikogo tutaj atakować, nie zamierzał prowokować żadnego konfliktu, ale cóż... nie będzie też stał i się patrzył.
Wtem interweniowała białogłowa. A na domiar wszystkiego doszedł jeszcze i mały chłoptaś, który wcześniej uznał go za zdrajcę, zwyzywał i jeszcze nie wiadomo co. To ci dopiero! Spodziewał się wielu dziwnych wydarzeń, ale nie tego rozwoju sytuacji, gdy ktoś tak diametralnie zmienił stronę, ale może zrobił w swojej głowie kalkulację zysków i strat i poszedł w inną stronę? Kuroi popatrzył na niego krótko, rzucił tylko zdziwione, ale pełne uznania spojrzenie.
-Dokładnie to co słyszysz. - odpowiedział jej w myślach. Chciał wiedzieć jak ma wyglądać to odpowiadanie przed Unią - i co najważniejsze - ZA CO. Gdyby jego atak się powiódł - lub Takeru wykorzystał swoje oczka na lidera przeciwnego klanu, ale to by było za proste i zakończyło walkę przed jej rozpoczęciem - to by pewnie go teraz nosili na ramionach i wychwalali. Z jego decyzji umarło kilkunastu. Z decyzji Uchiha żeby nie mieszać w to innych narodów, zebrać sobie bandę najemników... umarło ilu? Setki? Odpowiedzą przed rodzinami tych, którzy się zaciągnęli ale nie podołali? Był tego bardzo ciekaw.
autor: Kuroi Kuma
25 mar 2024, o 18:58
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [Event] - Miasteczko Sarufutsu
Odpowiedzi: 216
Odsłony: 13128

Re: [Event} - Miasteczko Sarufutsu

Kuroi oglądał sobie tą miłą scenką z rodzicami i w ogóle, lecz nie miał czasu za bardzo się w nią wbić, bowiem obok niego stanęło kilku mężczyzn. Był w wśród nich jego ulubiony - Takeru, który ponoć nie był już jego dowódcą, więc co w ogóle on tutaj robił i co od niego chciał? Trudno powiedzieć?
-Mam nie pogarszać sytuacji... stojąc? - uniósł brew patrząc na nich niedowierzając temu, co oni tutaj właśnie odstawiają. Piękna to szopka trzeba było przyznać. Nie za bardzo wiedział co mają zamiar teraz zrobić prócz jednej, oczywistej winy, czyli znaleźć sobie kozła ofiarnego za swoje porażki. O tak, przecież jego atak na lidera (który by prędzej czy później nastąpił) zmienił wszystko i to nic, że nawet wielki ogoniasty i Uchihy w przeogromniastych zbrojach nie dały rady. To zmieniało wszystko.
-Eeee... nie. Walki się skończyły, z tego co wiem to podlegam pod władze Pustyni, nie waszą. Jeżeli to wszystko, to pozwolę sobie zająć się swoimi sprawami i zameldować u tego, u którego powinienem. Czyli w Unii. Bo to tam jest moje miejsce. Dziękuję za współpracę - ukłonił się przed nimi bardzo grzecznie, jego ton był obojętny, bez złości, bez przymusu, bez niczego niepotrzebnego. Wolał zachować spokój i po prostu sobie iść niż być teraz postawiony przed jakimś oddziałem gdzie by sobie debatowali czemu przerżnęli i oczywiście to nie z tak idiotycznego powodu, jak wysłanie zdrajcy jako dyplomaty.
-Nie wiem gdzie miałbym z wami iść i nie mam też żadnego powodu. Chyba że panowie mają do mnie personalnie jakąś rzecz, w takim razie słucham, jestem otwarty.
autor: Kuroi Kuma
17 mar 2024, o 12:00
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [Event] - Miasteczko Sarufutsu
Odpowiedzi: 216
Odsłony: 13128

Re: [Event} - Miasteczko Sarufutsu

-Pustynna wyprawa - rzucił sobie w powietrze wyobrażając sobie ich dalszą drogę. Ciekawiło go to, czy Misae już była w tych okolicach i czy przypadkiem nie padnie trupem przy tak skrajnych temperaturach dla typowego mieszczucha, a jasna karnacja nie pomagała nikomu. Fakt faktem dawno jej nie widział, nawet nie spodziewałby się że tak szybko rozwinie się jako medyk. Co tu dużo mówić - można jednoznacznie stwierdzić że go przerosła, bo ten znowu się gdzieś zaszył i opierdalał tak żeby nie było zbyt nudno.
Przystał na propozycję młodziaka i wziął pierwszą turę pozwalając pozostałej dwójce spać spokojnie. Chyba najmniej odczuł skutki zużytej energii, a Tetsuro się po prostu należało za przygotowanie posiłku. Podział ról czy coś. Noc jednak była spokojna, cicha. Tak bardzo inna od wydarzeń ostatnich godzin. Momentami tylko dało się usłyszeć dziwne dźwięki w oddali, lecz nie było to nic niepokojącego, nic na co warto byłoby budzić pozostałych. Szybkie śniadanko, potem trzeba było wyruszyć. Czekała ich dalsza droga, droga w ciszy, której w sumie każdy z nich potrzebował.

W Sarufutsu
-Ja w sumie wiem co się stało z moimi towarzyszami, więc nie ma co sprawdzać - wzruszył ramionami, niestety nikt inny znajomy się mu nie przewinął podczas walki o Mur, więc w sumie miał wolne.
-Masz coś przeciwko, jak Ci potowarzyszę? - rzucił do pozostałej duszyczki, która była jedynym punktem zaczepienia, czymś co pozwalało poczuć mu się nieco bardziej swojo, wyluzować się. Nie miał za bardzo potrzeby chodzić po miasteczku, rozglądać się za kimś, bowiem nie spodziewał się nikogo znajomego tutaj zobaczyć. Można powiedzieć że jego towarzysze daliby o sobie znać dużo wcześniej, w dużo bardziej spektakularny sposób. Jeżeli tego nie zrobili - nie było tutaj dla niego czego szukać. Pozostał więc przy Białowłosej jako jej niemy cień.
autor: Kuroi Kuma
15 mar 2024, o 16:41
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [Event] - Miasteczko Sarufutsu
Odpowiedzi: 216
Odsłony: 13128

Re: [Event} - Miasteczko Sarufutsu

Im starszy jesteś tym bardziej boli strata kogoś, kogo znasz. Ludzi jest coraz mniej w Twoim otoczeniu, nie pojawiają się nowe znajomości, a jeśli nawet to nie tak mocne, jak te które już były. Każde kolejne odejście jednej istotki znacznie mocniej odciskało swoje piętno na Staruszku. W takich chwilach właśnie nie chcesz być starszy, nie chcesz przeżywać innych, nie chcesz ciągle słyszeć złych wiadomości. Chcesz odpocząć, żyć w ciszy i spokoju otoczony kozami czy innym czymś. Kuroi dosyć szybko się otrząsnął z szoku, ale po prostu mu się nie chciało. Nie miał ochoty ani rozmawiać ani za szczególnie coś robić. Normalnie też mu się nie chciało, lecz teraz wszystko osiągnęło swoje apogeum.
-A dzicy sobie szaleją. Od początku miałem wrażenie że to się tak skończy, jak tylko widziałem plan grupy szturmowej i to jak działają... - nie chciał kontynuować wątku nieżyjącego bohatera. Umarli głosu nie mają, mogli teraz sobie wesoło o nim rozprawiać, ale to życia mu nie wróci.
-Ty nie bądź taki hop do przodu młodzieniaszku. - rzucił mu szybkim uśmieszkiem - chciał dobrze, chociaż naciskanie to była jedna z tych rzeczy, których teraz nie robisz, jeżeli nie chcesz osiągnąć dokładnie odwrotnego skutku. Jeżeli jednak nie miał złych intencji, nie można było się na niego gniewać. Albo i można było, ale nikomu to nie było teraz potrzebne.
-Mhm - mruknął do Misae spodziewając się czego od niego chce. Nie robił jej zasadniczo jakoś miejsca, no bo tego było aż nadto, ale gdy ta usiadła objął ją po prostu ramieniem, wcześniej układając sobie jedzonko na kolanach. Drugą ręką zaczął pałaszować i nie wiedział czy to zdolności Tetsuro się pogorszyły, lecz jedzenie stało się jakieś dziwnie mdłe i bez smaku, nie jak poprzednim razem. Misae za to zaczęła stroić miny i robić jakieś dziwne strzelanie oczami. Szturchnął ją nieznacznie i przysunął miskę z jedzeniem.
-Jedz. Bo nie dojdziesz na pustynię. Jestem ciekaw czy Goguś tam w ogóle jest
autor: Kuroi Kuma
12 mar 2024, o 22:49
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [Event] - Miasteczko Sarufutsu
Odpowiedzi: 216
Odsłony: 13128

Re: [Event} - Miasteczko Sarufutsu

Uciekali. Wzięli nogi za pas nie za bardzo mogąc zrobić coś więcej. Niezbyt to się Kumie podobało, ale co innego miał zrobić? Rzucić się pomiędzy dwie walczące bestie, zalać je piaskiem i dostać tym wielkim pociskiem w zamian - tym samym kończąc swój żywot? Brakowało tutaj kogoś silniejszego, kogoś kto mógł się pochwalić zdolnościami walki. Gdzie była reszta Klepsydry, jak była potrzebna? Nie za bardzo chciało mu się wierzyć w to, że walka sprowadzała się do tego, że to właśnie Kjudasz musi walczyć, a oni będą to tylko obserwować.
-Nie tak piękne, jeżeli bierzemy pod uwagę to, że nie możemy mu nijak pomóc - odpowiedział Tetsuro, ciągle przyglądając się walce, dalej jednak sunąc chmurkami z dala od pola bitwy.
-Jak wolisz, mi to obojętne jak polecimy, oby tylko uciec dzikim - ciągnął dalej wątek, bo chociaż sił miał jeszcze dosyć dużo, to nie chciał ich nadwerężać dalszą walką. On nie musiał, Kjoszo za to... zniknął. W jednej chwili, przy jednym uderzeniu po prostu rozpadł się tak jakby zniknął w jednym momencie.
-Gdzie on...? - zapytał na głos chociaż doskonale wiedział co się stało. Biały chłopaczek, ten pogodny, rozpustny i głośny gałgan... czy on naprawdę? Był chyba nieświadomy tego co się działo dalej i do końca nie wierzył w to co się wydarzyło pozostając w ciągłym letargu. Zupełnie tak jakby nie słyszał tego co krzyczy Misae po prostu patrzył się w pustkę, która teraz pozostała bo ogromnej bestii otoczonej uprzednio zbroją i mieczem. Nie wierzył. Przecież ten musiał jakoś uciec, wykpić się śmierci i zaśmiać się jej w twarz tak jak to miał w zwyczaju. Tetsuro jednak sterował mimowolnie piaskiem, ten zdawał się lecieć prosto w zależności od tego jak okręcił sobie oddzielonego od rzeczywistości Kuroia.
autor: Kuroi Kuma
22 lut 2024, o 18:16
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [EVENT] - Finał
Odpowiedzi: 179
Odsłony: 12493

Re: [EVENT] - Finał

Ucieczka, odwrót. Czyżbyś tego nie przewidywał od samego początku Staruszku? Tego że padniecie pod naporem Dzikich, którzy wleją się za Mur, bo nikt nie odciął głowy hydrze, nikt nie pozbawił ich lidera, tylko ślepo wykonywał rozkazy ludzi, którzy chyba nie za bardzo mieli jakiś większy plan, tylko reagowali na to, co się dzieje. Wszyscy przygotowani do obrony, tylko nikt nie wie czego broni, nikt nie zawołał liderów innych klanów wiedząc, że takie niebezpieczeństwo się zbliża. Negocjator padł w pierwszej chwili, na co innego liczyli? Do czego to doszło, że Ci, których uznawaliśmy za dzikusów, za prymitywów byli tak dobrze skoordynowani i umieli się zgrać tak dobrze, że dumni shinobi szczali w gacie obecnie uciekając przed ich naporem. Śmieszne.
Nagle głowa jednej z Uchih spadła z jej głowy, jakiś facet jednym, szybkim cięciem pozbawił życia jedną z sióstr, które operowali pewien czas wcześniej. W tym momencie wiesz, że Twoje wysiłki poszły w połowie na marne. Kocur jednak walczył dalej, druga Uchiha stworzyła mu wielki miecz - szermierz w końcu dostał to, czego potrzebował.
Misae za to się zerwała. Kolejna nieprzewidziana rzecz, dziewczyna miała chyba jakiś kurwa sprytny plan, żeby sobie jednak zostać i patrzeć dalej. Nie to żeby coś, ale widok walki dwóch bestii można było obserwować z dużo większej, bezpieczniejszej odległości.
-Mogę... Ale tego nie zrobię. Dziewczyna ma prawo robić co chce, nawet jeśli to skrajnie idiotyczne - rzucił do marionetkarza i zatrzymał swoją chmurkę w powietrzu, tak by zawisła na chwilę, a oni się zatrzymali.
-MENDO JEDNA. PO DOBROCI, PO ZŁOŚCI, CZY NIE ODPUŚCISZ?! - zawołał do białowłosej i to od jej decyzji miało zależeć co robią dalej. Jeżeli wróci sama z siebie i pozwoli kotu walczyć bez zbytniego przeszkadzania, to super i Kuroi znowu rusza chmurkę dalej, wszystko super. Jeśli odpowie że po złości, to miał zamiar wyciągnąć po nią piaskową łapę, by złapała ją i przyciągnęła do nich, żeby nasza medyczka nie została z tyłu pozostawiona sama sobie. Jeśli jednak wybrała trzecią opcję... to Kuroi miał inny plan.
Wznieść jej piaskowy fort, zamek z piasku, który miał ją uchronić przed Dzikimi, ale pozostawić okienko, by mogła dalej obserwować potyczkę. Nie zostawiał jej żadnego wyjścia ani nic takiego, bo bądźmy szczerzy - przy użyciu niewielkiej ilości swojej chakry mogła roznieść piaskowe ściany w strzępy. Wszystko zależało jednak od niej samej.


Chakra i Statystyki
Techniki
Ekwipunek
Skrót:
1. Zatrzymujemy się
2a. Jeżeli Misae wybiera opcję 1 lub 2 - to wracamy z nią
2b. Jeżeli Misae wybiera trzecią opcję, to tworzę jej zamek z piasku, żeby sobie patrzyła wygodnie
autor: Kuroi Kuma
16 lut 2024, o 12:56
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [EVENT] - Finał
Odpowiedzi: 179
Odsłony: 12493

Re: [EVENT] - Finał

Było coś niezwykłego w czarnych płomieniach posyłanych przez Kamino raz po raz. Wyglądały inaczej, zachowywały się inaczej, jakby przelepione do wroga nie chciały się od niego odczepić, dopóki go nie wykończą. Czy to jednak było tym czymś, co miało zmienić losy walki, czy może jednak potrzebowali czegoś więcej? Znacznie więcej w opinii Kuroia. Uchiha faktycznie wyglądały jakby stanowiły dużą siłę na polu walki, tylko czy dadzą radę z taką ilością dzikich, którzy wydawali sie pojawiać bez końca? Wiecznie niestrudzeni, waleczni, gotowi poświęcić swoje życie.
Plan Kuroioa w sumie zaczął się nawet spełniać - kamień posłany na dzikich, jeden z nich został posłany do tyłu i pewnie zmiażdżony patrząc na masę obieku z jakim miał nieprzyjemność się spotkać. Pozostali także nie mieli zbyt wiele szczęścia - jeden po drugim padali uwięzieni przez kamienie. To jednak stanowiło tylko maleńki ułamek sił dzikich, było ich więcej, o wiele więcej - a ile jeszcze pozostało im czasu i chakry? Sam Kuroi nie czuł już się najlepiej, odczuwał skutki braku chakry, a co dopiero inni, którzy mieli jej mniej lub gorzej ją kontrolowali? Porażka. Na pełnej linii.
Wtem pojawił się on - ktoś kto nie zamierzał dać się pokonać kamyczkowi i po prostu go roztrzaskał swoją pięścią. Jak dzicy uświadomili sobie, że akurat to Kuroi kontrolował piasek, skoro nie musiał jakoś zbytnio się ruszać, by tego dokonać, a piasek miał wyciągnięty już dużo wcześniej? Może baczna obserwacja, a może po prostu fuks. Rzucił się więc w kierunku Staruszka, a ten westchnął głęboko, zwłaszcza gdy po jego prawej miał zaraz pojawić się ognisty smoczy pocisk... i inni.
I naprawdę myślał że teraz będzie musiał dać z siebie więcej, walczyć do upadłego, gdy na jego ciele pojawiło się coś dziwnego. Spojrzał w kierunku skąd to dobiegało - nitki Tetsuro, młodziaka, artysty, wizjonera. Pozwolił się więc nieść, bowiem wiedział że są na przegranej pozycji i wiele już tutaj nie zrobią. Posłuchał się więc młodziaka, który pewnie już widział jego chmurki, gdy uprzednio mieli okazję współpracować - stworzył podniebne twory, które to miały za zadanie zabrać ich trójkę. Żeby zaoszczędzić na energii stworzył tylko jedną - dla marionetkarza, a sam pozwolił sobie i Miase zwisać na sznurkach jak lalki, by w razie czego móc coś robić. Jeżeli Tetsuro ich nie utrzymywał, to stworzył oczywiście każdą osobno.
-Trzymaj nas, Misae nie przesadzaj, bo zaraz nas zestrzelą, a ja długo nas nie utrzymam w powietrzu jak się zawezmą. Rób co trzeba, najlepiej mu powiedz żeby spierdalał jak tylko szybko może.


Chakra i Statystyki
Techniki
Ekwipunek
Skrót:
1. Daję się zabrać nitkom Tetsuro
2. Chmurka dla mnie, Misae i Tetsuro
3. Gadanko do Misiałełe
4. Bezpieczny dystans od przeciwników na chmurce, uniki, zwroty, wybuchy i inne kocie ruchy

Wyszukiwanie zaawansowane