Znaleziono 1522 wyniki
Wyszukiwanie zaawansowane
autor: Yasuo
23 sie 2025, o 15:27
Forum: Watarimono (Osada Samurajów)
Temat: Dzielnica kupiecka Chiku Heimin
Odpowiedzi: 29
Odsłony: 5906
Lato, Rok 395
Raczej nie kierowałem się taką filozofią. Nie każdego mężczyznę, który się do mnie źle odezwał, uważałem od razu za przyjaciela. Działało to też w drugą stronę. Nie każdego od razu uważałem za wroga. A Toma był po prostu kolejnym samurajem. Miał wyższą pozycję i prawdopodobnie był również silniejszy, ale on też służył Yinzin i kierował się dobrocią i honorem. Dlatego nie miałem najmniejszych podstaw, by go nienawidzić. Gdybym za takie teksty nienawidził każdego, to musiałbym również nienawidzić własnego brata, którego przecież kochałem.
Odniosłem wrażenie, że mężczyzna myślał podobnie. W jego słowach nie wyczuwałem wrogości. Może pewnego rodzaju rozczarowanie moją osobą, a może irytację, ale nie był moim wrogiem. Był przełożonym. Był sojusznikiem. Mógł zostać mym przyjacielem. Wszystkie te teksty o rodzicach i szybkim czytaniu były po prostu "przyjacielskimi" dogryzkami. Nie miałem najmniejszego zamiaru urazić czy obrazić tego człowieka. Nie taki był mój cel.
"- Najlepiej byłoby wyjaśnić wszystko przy sake, ale skoro Pan nie pije..." - pomyślałem, wzruszając ramionami. Była to wielka szkoda. Trafił mi się bardzo ciężki przypadek "abstynenta służbisty" . Z takimi było najtrudniej się zakolegować. Również się ukłoniłem, mając nadzieję, że nie kłaniałem się zamkniętym przed nosem drzwiom. Ale chociażby nawet, to przecież liczył się gest.
Targ jak targ. Wiele podobnych widywałem. Mimo, że to mnie - jak można było stwierdzić bez najmniejszego problemu - niespecjalnie interesowało, to usłyszałem jednak kilka zdań: "na świecie jest trudna sytuacja" , "mam chorą córkę" , "oddam z procentem" . Niektórym się powodziło. Innym wręcz przeciwnie. Sytuacja na świecie rzeczywiście była trudna. Czy ktoś kto obiecywał późniejszy zwrot ryo, kłamał? Czy ktoś twierdzący, że jego córeczka jest chora, mówił nieprawdę? Nie wiedziałem. Ale były to słowa bardzo prawdopodobne. Gdybym mógł, to sam bym tym wszystkim ludziom pomógł, ale nie mogłem. Nie miałem takich funduszy i możliwości.
Musiałem odnaleźć Mai Yatsurugi. Nie wiedziałem jak kobieta wygląda. Wiedziałem jednak, że jest zielarką. Musiałem więc odnaleźć stragan z ziołami. I starszą kobietę, która te zioła sprzedawała lub coś z nimi robiła. Tak bowiem wyobrażałem sobie standardową zielarkę. Jako kobietę w podeszłym wieku, ale z głową pełną wiedzy nabywanej przez dziesięciolecia. Trochę się więc zdziwiłem, widząc piękną kobietę, która ubijała zioła. Nie mogłem powiedzieć, że mi się nie podobała, ale byłem tutaj w sprawach "służbowych" .
- Przepraszam - powiedziałem do niej, podchodząc. Ukłoniłem się z szacunkiem. - Nazywam się Ineko Yasuo. Samuraj. Szukam Pani Mai Yatsurugi. W sprawie złodziei. Zna ją Panienka?
autor: Yasuo
15 sie 2025, o 15:19
Forum: Watarimono (Osada Samurajów)
Temat: Dzielnica kupiecka Chiku Heimin
Odpowiedzi: 29
Odsłony: 5906
Lato, Rok 395
Wzruszyłem tylko ramionami. Tak to już bywało między mężczyznami. Okazywali sobie przyjaźń i oddanie w bardzo szorstki sposób. Jeśli to była prawda, to prawdopodobnie mogłem uznać Pana Tomę za swojego przyjaciela. Sam też mogłem mu coś powiedzieć, ale póki co nic nie przychodziło mi do głowy. Skinąłem tylko potwierdzająco głową i nie dając się wyprowadzić z równowagi, odpowiedziałem:
- Zgadza się. Rodzice zadowoleni i w pełnym zdrowiu. A pańscy? - Jakoś niezbyt mnie obchodziło czy mężczyzna miał rodziców czy nie i jakie wspomnienia z nimi wiązał. A może zwyczajnie w tamtej chwili o tym nie myślałem. Zastanawiało mnie jakim cudem tak szybko sprawdził dokumenty i doszedł do wniosku, że rzeczywiście nie brałem udziału w żadnej misji. - Jeśli równie szybko Pan tnie mieczem co czyta, to musi Pan być cudownym szermierzem.
Wszystko było ustalone. Musiałem spróbować wziąć ich żywcem, ale jeśli byłby to problem, to mogłem być bardziej stanowczy. Też nie chciałem, by inni musieli po mnie sprzątać. Jak miałem oczyścić świat jak nie potrafiłem oczyścić własnej ojczyzny? Ojczyzna, która jednak wymagała mnóstwa różnych papierków - do jedzenia zupy - chociaż ja ryo nie wkładałem do jednego pudełka z innymi "pozwoleniami i zezwoleniami" , do mieszkania... dobrze, że chociaż oddychanie było dozwolone bez dokumentu. Bardzo to ułatwiało... zdobywanie dokumentów.
- W sumie racja. Gdyby oddychanie wymagało zezwolenia, to musielibyście strasznie dużo i szybko pisać. - Kontynuowałem denerwowanie Tomy. W sumie niezbyt wiedziałem dlaczego to robię. Może dlatego, że jego mina była taka zabawna? Mimo wszystko. Nie zamierzałem robić sobie z niego wroga i za wroga go nie uważałem. - Przepraszam, Toma-dono - powiedziałem, dając się wyprowadzić z pokoju. A było to z jego strony bardzo przyjacielskie. O ile można było to tak nazwać. - Droczę się. Nie zawiodę. A po wszystkim zapraszam Pana na czarkę sake. No może ze dwie, trzy lub góra sto! - Oczywiście to był blef. Górnego limitu nie było. A limit wyznaczała tylko wytrzymałość pijących. Może tego po mnie nie było widać, ale czasem potrafiłem być bardzo towarzyski.
Nagle jednak przyszła pora, by potowarzyszyć komuś innemu - Mai Yatsurugi. A potem złodziejom w drodze do więzienia. Udałem się do wskazanej przez Tomę dzielnicy kupieckiej. Od razu rozpocząłem poszukiwania stoiska z ziołami. I kobiety, która była jego właścicielem. Stara? A może młoda? Z siwymi włosami, blond czy czarnymi? Wysoka czy niska? Nie wiedziałem. Może powinienem dopytać? Ale nie pomyślałem. Trzeba było szukać.
Nigdy nie byłem w tej dzielnicy, która bardziej przypominała Ryuuzaku no Taki niż osadę samurajów. Za dużo tu było przepychu i różnych różności. Zastanawiałem się jak to wszystko jest transportowane... Tak jakby wojna w Sogen niczego nie zmieniła.
autor: Yasuo
13 sie 2025, o 21:08
Forum: Domy mieszkalne
Temat: Dom rodziny Ineko
Odpowiedzi: 59
Odsłony: 12808
Rok 395
Nie byłem zbytnio religijny i zbytnio zainteresowany religią, a mój dom był świadkiem bezpośrednich następstw mojej ignorancji. A może tamtego dnia byłem po prostu zbyt zapatrzony w siebie i swoją krainę, by słuchać zdrowego rozsądku. Pokłóciłem się z jednym przybyszem i z jego grupą o to czy Hachiman to bogini czy bóg. A Panna Oashisu - i mój dom - była świadkiem tego sporu.
Starałem się być człowiekiem praktycznym. Nie obchodziło mnie zen czy znalezienie równowagi czy chwalebna śmierć w boju. Nie samo umieranie było tym co przynosiło honor. Tym co przynosiło honor był powód dla którego się umierało i następstwa tej śmierci. Czy zdołało się ocalić ojczyznę, najbliższych i niewinnych ludzi? Czy nie? Jeśli nie, to śmierć była jeno ucieczką od wiecznej hańby i bezsilności wobec zła.
By walczyć ze złem potrzeba było siły. I pozycji. I jedno wynikało z drugiego. Ja natomiast pogubiłem się trochę. Przez ostatnie lata żyłem w przekonaniu, że miecz nie mógł równać się z chakrą. Dlatego zaniedbałem swoje szermiercze umiejętności. Teraz jednak czułem się znacznie silniejszy. Znacznie bardziej sobą i coraz bardziej wierzyłem, że magiczne ninjutsu nie zawsze było górą.
Zachowanie mojej rodziny obeszło mnie tyle co zeszłoroczny śnieg, chociaż kto wie... może właśnie szedłem wśród tego śniegu. Zawsze mi się wydawało, że śnieg na Yinzin nie topniał nigdy.
Może miałem mylne przekonania o swoim domu i swojej ojczyźnie. Nieczęsto tu bywałem. Jednak od kiedy wizyta w siedzibie władcy samurajów - jednych z najtwardszych i najbardziej niezłomnych wojowników jakich nosiła ta ziemia, nie tylko ciałem, lecz także i duchem - przypominała audiencję u poborcy podatkowego i proszenie go o możliwość odroczenia podatku do następnego miesiąca? Słyszałem o samurajach, którzy dzięki wyjątkowym zdolnościom przecinali kartki papieru w locie. Ale nie o takich, którzy je nie dość, że czytali, to jeszcze pisali i podpisywali. Oczywiście większość - w przeciwieństwie do prostego ludu - była wykształcona. Ta biurokracja jednak wydała mi się lekką przesadą.
Wszedłem gdzie mnie pokierowano. Pokój jak pokój. Lekko mały, ale nie mnie było to oceniać. Wszystko poukładane. Harmonijne. Tylko co poukładane? Pewnie jakieś papiery. Znowu papiery.
I nagle do pomieszczenia wszedł pewien brunet. Wstałem, wykonałem lekki ukłon. Z pewnością był wyższy rangą, a takim należał się szacunek. Nawet jeśli go nie znałem, to i tak musiałem się mu ukłonić. Tak nakazywała tradycja i wychowanie. A samuraj w ciemnym czarnym kimonie ze szkarłatnym motywem dodatkowo sprawiał wrażenie bardzo charyzmatycznego. Poprosił mnie o zwój i go otrzymał. Zapytał o misję.
- Niech no pomyślę. Ostatnia moja misja na tych ziemiach? Hmm... chyba nigdy - odpowiedziałem, ponownie się kłaniając. Po czym sam się przedstawiłem. - To zaszczyt Toma-dono. Ineko Yasuo. Samuraj podróżnik. Jakiś czas temu powróciłem. A Gansuo Pan kojarzy? Wyglądamy tak samo. To ten bardziej aktywny - podobno - bliźniak.
Dogryzał mi kiedyś, to chciałem trochę wybadać. Bo jakże to tak, że Gansuo tak często tutaj - podobno - bywał, a jednak jego, a także i mój, wygląd był nieznany?
Wysłuchałem polecenia. Brzmiało bardzo prosto. Bandyci, a jakżeby inaczej. Kupcy, którzy nie chcą przebywać w osadzie. Trzeba było znaleźć ich i zlikwidować. Najlepiej pojmać żywcem, ale jeśli będą stawiać opór... W każdym bądź razie, byłem samurajem i każde życie było cenne. Rabunki i kradzieże nie były zbrodniami, które zasługiwały na śmierć. Mimo wszystko zabicie było łatwiejsze.
- Łatwiej byłoby ich zabić - odparłem. - Ale nie zawsze to co łatwiejsze jest słuszne. Czyż nie tak głosi nasz kodeks? Wszystko zrozumiałem, Toma-dono. Najpierw odwiedzę Maię Yatsurugi i dowiem się co wie. A potem postaram się pojmać tych przestępców.
Ukłoniłem się i odebrałem kolejny... dokument. Tego było już trochę za wiele. Zupełnie nie na moją głowę.
- Czy do mieszkania tutaj, oddychania i - dajmy na to - jedzenia zupy też potrzebuję papierka? - Uśmiechnąłem się. To był wyśmienity dowcip, a przynajmniej tak mi się wydawało. Ostatnie zdanie Tomy... zabrzmiało co najmniej dziwnie. - Czy chce mnie Pan gdzieś zaprosić po pracy? - Szkoda, że nie opanowałem sztuki rumienienia się na życzenie i trzepotania rzęsami. - Jeśli nie, to czy mogę wrócić innego dnia? Zmierzam do tego, że jeśli mamy do czynienia z wieloma przestępcami, jeden dzień to zazwyczaj zbyt mało. - Wolałem się upewnić. Gdy wszystko już było ustalone, wyszedłem i skierowałem się w stronę targu.
autor: Yasuo
12 sie 2025, o 12:23
Forum: Domy mieszkalne
Temat: Dom rodziny Ineko
Odpowiedzi: 59
Odsłony: 12808
Rok 395
Można powiedzieć, że rzeczywiście nie było misji dla ludzi z moim wykształceniem. Dużo podróżowałem. Czy był to czas stracony to ciężko było stwierdzić. Wojnę Uchiha z Kaminari przesiedziałem w więzieniu. Po prostu nie znalazłem się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. Nie chciałem wspierać żadnej ze stron, więc zgodziłem się na takie rozwiązanie.
Później szkoliłem się w innych umiejętnościach - techniki Katonu i łucznictwa. Zaniedbałem to co było dla samuraja największą jego dumą i czymś co skrywało cząstkę jego duszy, a może wręcz i całą - jego miecz. Moja mała Rusałka ciągle wisiała u mego boku aczkolwiek nieczęsto miałem okazję z niej korzystać. Ostatni raz kiedy jej użyłem... wiedziałem jaka to była sytuacja, jednak konkretna data wyleciała mi z głowy. Również łuku i technik ognia - odkąd się ich nauczyłem - nie miałem okazji użyć. Uczyłem się wielu rzeczy, lecz ich nie używałem. Byłem do wszystkiego, a więc i do niczego.
Dlatego od jakiegoś czasu postanowiłem się zmienić. Pobyt w domu rodzinnym i spotkanie z bratem otworzyło mi oczy. Postanowiłem porzucić to co bezużyteczne i skupić się na tym co było naprawdę ważne. Droga samuraja była drogą miecza, więc skupiłem się głównie na tym, zapominając o innych umiejętnościach. Czy byłbym w stanie ciągle wykonać techniki katonu? Prawdopodobnie nie. Czy byłbym w stanie dalej strzelać z łuku? Być może. Jednak mój miecz stawał się coraz bardziej zabójczy, co niezmiernie mnie cieszyło.
Nie pożądałem honorów, respektu i władzy dla siebie. Świat jednak był tak zgniły od zła, że bez pojedynczy samuraj o najniższej randze z możliwych niewiele mógł zdziałać. Dlatego mym celem stało się awansowanie w strukturach. Ktoś zapukał. I w końcu dopisało mi szczęście. Otworzyłem drzwi i ujrzałem młodego chłopaka, który ukłonił się i wręczył mi list. Odwzajemniłem ukłon i gdy tylko się oddalił, zacząłem czytać. W końcu czekało mnie zadanie. W końcu mogłem przysłużyć się swojej krainie i moim własnym celom. Ktoś mądry powiedział: "jak chcesz coś zmienić, to zacznij od siebie" . Nie mogłem naprawić świata, nie naprawiając Yinzin i Teiz. W miałem świadomość, że nawet w mojej własnej ojczyźnie zło się zalęgło.
Była to piękna i osobliwa kraina. Chłodna i surowa, ale miała swój urok. Mimo wszystko, nawet w niebie można było spotkać diabła. Upadłego anioła, którego należało się pozbyć. Bandyci, przestępcy... nie brakowało ich nigdzie. Nie mogłem się łudzić, że Yinzin jest od nich wolne. Ale to na samurajach spoczywał obowiązek ochrony ludności cywilnej.
- Mamo, tato! Dostałem wezwanie! - krzyknąłem. Mama krzątała się w kuchni, a ojciec jak zwykle był czymś zajęty. Nie wiedziałem czy mnie usłyszeli czy nie. - Wyruszam natychmiast!
Z listu wynikało, że mam się stawić w przeciągu trzech dni. Nie było powiedziane, że za trzy dni... Mogłem być wcześniej, prawda? A gdybym jednak był zbyt wcześnie, to zawsze mogłem wrócić. Szybko coś przekąsiłem, napiłem się wody i obmyłem twarz, a także załatwiłem podstawowe potrzeby fizjologiczne. Ubrałem zbroję i wziąłem swój pozostały ekwipunek, w tym oczywiście swoją wierną Rusałkę - wakizashi ze stali kantańskiej. Łuk i kołczan zostawiłem w domu.
Tak przygotowany wybiegłem. Ruszyłem szybkim tempem do miejsca, w którym miałem się stawić. Nie przemęczałem się zbytnio, a odrobina ruchu była dobra dla zdrowotności. Może nawet udało mi się prześcignąć tego chłopaka.
I tak nie miałem nic innego do roboty. Treningi były w porządku, ale umiejętności warto było używać. A prawdziwy bój zawsze był najlepszym treningiem. Oczywiście nie wiedziałem co na mnie czekało. Może każą mi pracować na farmie i... zbierać rzepę.
Kołczan i łuk zostawiam, bo pewnie - po zmianie buildu - nie mógłbym z tego efektywnie korzystać xD.
autor: Yasuo
3 sie 2025, o 02:21
Forum: Misje i Fabuły
Temat: Zgłoszenia po misje
Odpowiedzi: 393
Odsłony: 147090
Nazwisko i imię: Yasuo Ineko
Ranga misji: B
Czy zdajesz sobie sprawę z zagrożeń?: Yep
Link tematu: viewtopic.php?p=227324#p227324
Uwagi: obecnie czekam na akceptację mojego full respecu związanego z reworkiem samurajów, potem muszę trochę KP jeszcze przerobić, więc proszę ewentualnie poczekać ze startem misji. Jak coś to dam znać czy już wszystko gotowe czy nie. A... i proszę o misję dla Samurajewa, bo trzeba trochę rang pozdobywać.
autor: Yasuo
23 lip 2025, o 23:53
Forum: Misje i Fabuły
Temat: Wycena Fabuły
Odpowiedzi: 628
Odsłony: 147263
Rozliczam swoje dwie postacie. Mam nadzieję, że tak można...
autor: Yasuo
12 lip 2025, o 15:25
Forum: Domy mieszkalne
Temat: Dom rodziny Ineko
Odpowiedzi: 59
Odsłony: 12808
Rok 394 i wcześniej
Jak to mówiono "Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej" , więc wróciłem. Jak zwykle wdałem się w niepotrzebne przygody. Ostatnio jak opuściłem rodzinny dom, to zostawiłem krótki list pożegnalny. Ile czasu minęło od tego dnia? Nie potrafiłem zliczyć. Było to podczas wojny Uchiha i Kaminari, w którą przypadkowo zostałem wplątany, spotykając Lunatyka i Czarnego. Całą wojnę przesiedziałem w więzieniu Kaminarich.
Później udałem się do Daishi i po drodze spotkałem dwie dziewczynki - Sayakę i Hinę. Ich wujek postrzelił jedną z nich strzałą, a one uciekły. Odprowadziłem je do szpitala w Yusetsu, pomogłem odszukać matkę... ojciec niestety został zamordowany. Rozprawiłem się z jego zabójcą.
W Daishi kupiłem łuk i zacząłem trening strzelecki. Na dobrą sprawę ciągle nie byłem pewny czy ta broń do mnie pasuje. Poznałem też Minoru, który poinformował mnie o upadku muru.
W roku 394 w końcu przekroczyłem próg rodzinnego domu. I oczywiście jak mogłem się spodziewać, matka nie była zadowolona.
- Twoja kolacja już dawno wystygła - powiedziała, odnosząc się oczywiście do ostatniego zdania w moim liście: "nie czekajcie z kolacją" . Hinata była pamiętliwa. Oczywiście kolacja z tamtego dnia już dawno wylądowała w koszu, o ile oczywiście została wcześniej przygotowana. Saigo natomiast powiedział proste słowa:
- Witaj w domu, synu.
A później zarówno Otōsan jak i Okāsan uściskali mnie serdecznie i niczym dla syna marnotrawnego przygotowali dla mnie prawdziwą powrotną ucztę.
Jedliśmy i śmialiśmy się, ale nie byliśmy w komplecie. Jednej osoby brakowało - Gansuo. Dowiedziałem się, że również powrócił na Yinzin, ale obecnie przebywał poza domem. Ojciec powiedział, że Gansuo dostał podobno zadanie do wykonania od samego Sasaki Shinichiego. Jeśli była to prawda, to musiał zaimponować liderowi samurajów.
- Imponujące - powiedziałem, upijając kolejną czarkę sake. - Już nie mogę się doczekać kiedy spotkam brata...
Tak, to była prawda. Od wieków nie widziałem Gansuo. On również wiele podróżował i jak ja wracałem do domu, to go nie było, a jak on wracał, to nie było mnie. Teraz jednak obaj byliśmy na Yinzin. "Zjednoczenie Dwóch Mieczy" - gdyby ktoś kiedyś napisał książkę o naszym życiu - a może powinienem zrobić to sam - tak właśnie nazwałby ten rozdział. Oczywiście jeszcze go nie spotkałem.
Oprócz tego w domu nie działo się nic ciekawego. Ojciec ciągle był ojcem, a matka co jakiś czas ganiała za nim z miotłą. Tak jak zawsze. Bez zmian.
- A co tam słychać w szerokim świecie, Yasuo? - zapytała matka.
Opowiedziałem pokrótce swoje przygody. Ojciec zamyślił się, chłonąc każde moje słowo. Nie wyglądał na takiego, ale wiedziałem, że wszystko dokładnie analizował. Gdy opowiadałem o dwóch dziewczynkach, którym pomogłem, to tylko się uśmiechnął. Właśnie tacy powinni być samurajowie. Gotowi nieść pomoc zawsze i wszędzie.
- Słyszeliśmy o upadku Muru. - Saigo wypił kolejną czarkę sake i nalał mi, matce i sobie. - Ale tak dokładnego opisu to jeszcze nie słyszałem. Nie brałeś w tym udziału? - pokręciłem przecząco głową. - I to wszystko wiesz od tego całego Minoru? - Potwierdziłem skinieniem. - I mówisz, że chcesz zostać szogunem, by móc zrealizować swoje cele, chociaż cele te póki co nie są zbyt jasne?
Uśmiechnąłem się głupio. Trochę za dużo wypiłem i plotłem trzy po trzy. Rodzice mieli zawsze większe doświadczenie i marzenia ich dzieci, nawet dorosłych, wydawały się im często zwykłymi mrzonkami i czymś niemożliwym do realizacji. Czasem rodzicom się tylko tak wydawało, ale w bardzo wielu przypadkach mieli rację. Zostanie szogunem z pewnością otwierało wiele możliwości, ale dokładnie jaki był mój plan? Zebrać samurajską armię i zaatakować dzikich? Do tego trzeba by było być liderem albo przekonać Shinichiego do tego pomysłu. A czy był to pomysł dobry? Nie wiedziałem.
- Hahaha! - ojciec roześmiał się, ale nie rozumiałem tego. Nie był to śmiech pogardy. Ojciec był naprawdę zadowolony i dumny.
- Bardzo się cieszymy, że dwóch naszych synów ma takie samo marzenie. Dwóch szogunów....
- ... z pewnością postawi ród Ineko na nogi. - A więc Gansuo też o tym myślał, chociaż nie wiedziałem jakie miał motywacje. A rodzice bardzo chcieli, by nasza rodzina odzyskała dawną pozycję.
Po jakimś czasie spotkałem Gansuo. Uściskaliśmy się jak na braci przystało. Braterska miłość nigdy nie zgasła. Opowiedzieliśmy sobie o swoich przygodach, a później daliśmy przemówić swoim bokkenom w pojedynku. Dostałem ostro po dupie.
- Oh, Yasuo-chan - powiedział Gansuo żartobliwie, ale i serdecznie. - Czy te wszystkie przygody niczego Cię nie nauczyły? A może ciągle masz w głowie te wszystkie kobiety? Yuka? Oashisu?
- Zamknij się... - odpowiedziałem również żartobliwie. Ale Gansuo miał rację. Był znacznie lepszy. To wszystko dlatego, że podczas swojej podróży odwiedzał szkoły samurajskie rozsiane po kontynencie i trenował u różnych mistrzów. Oczywiście pomagał też ludziom, ale nie w takim stopniu jak ja. Jego droga była drogą rozwoju. Moja droga była drogą misji.
Gansuo miał rację. Musiałem trenować dalej i rozwijać swoje umiejętności, jeśli chciałem sprawić, by moje marzenie - a raczej cel - się urzeczywistniło.
Rok 395
Tak jak zaplanowałem, tak zrobiłem. Nie opuszczałem Yinzin. Przebywałem w domu i doskonaliłem swoje zdolności, rozwijając te, które warte były rozwoju i zapominając o tych, które opanowałem w przeszłości, a których nie warto było pamiętać. Ojciec i brat często mi w tych treningach pomagali.
Od mojego powrotu minęło kilka miesięcy, a jeszcze nie dostałem żadnej misji. Może nikt nie przejmował się takim Kosho jak ja? A może po prostu nie wiedzieli o moim powrocie - lub co gorsza - istnieniu? Tego popołudnia wróciłem z rodzinnego dojo, gdzie trenowałem z ojcem. Gansuo dostał kolejne zadanie od lidera samurajów. Tego dnia nie mógł ze mną trenować, musząc oszczędzać siły.
- Pewnie wkrótce Ty też dostaniesz swoje zadanie. Nie martw się, Yasuo. Nie możesz być ciągle bezużyteczny. Czy możesz? - Uśmiechnął się i odszedł. Nic nie odpowiedziałem, życząc mu w duchu powodzenia.
autor: Yasuo
30 cze 2025, o 14:21
Forum: Publiczna beta
Temat: Samurajowie
Odpowiedzi: 10
Odsłony: 2779
A ja powiem, że samurajowie w tej formie byliby genialni.
Dwie rzeczy, które mi się mega podobają:
Ograniczenie chakrowe jest (jeden żywioł wrodzony, brak możliwości posiadania wspomagacza czy brak możliwości rozwoju siły chakry), ale nie takie jak poprzednio: jeden żywioł + koszty rozwoju dziedzin chakrowych drogie jak cholera
Kenryuto w porównaniu do obecnych kosztów chakry teraz staje się tanie jak barszcz. Połączenie z KC dodatkowo wzmacnia tą technikę.
Generalnie jestem mega na tak.
autor: Yasuo
7 cze 2025, o 22:48
Forum: Wprowadzone
Temat: Samurajowie - buff
Odpowiedzi: 10
Odsłony: 1924
Ok.
Jedna rzecz, która mnie tutaj zastanawia:
Przeniesienie technik Kenryuto, Issen i Hadan do ninjutsu spowoduje to, że samuraj... będzie rozwijał ninjutsu.
Czyli wszyscy samurajowie będą umieli używać tego włosowego reberu, które ma Tenshi. Albo będą mogli przyzywać ropuchy czy inne chakrowe cuda. Będą to potrafili, "bo czemu by nie?" I tak musieliby rozwijać ninjutsu, żeby mieć Kenryuto, więc czemu przy okazji nie nauczyć się innych technik chakrowych?
Czyli z jednej strony chcesz zepchnąć samurajów do kategorii "siła fizyczna only", a z drugiej strony jednak wymagasz rozwoju ninjutsu. To się ze sobą kłóci.
Oprócz tego wszystko inne brzmi super! Można tak to ugryźć.
Dodatkowo zaproponowałbym jeszcze zrobienie z Hadan techniki pociskowej.
Tak, żeby sumarycznie - gdy ktoś dostanie 3 falami - obrażenia były większe niż przy Issen, ale jest szansa na uniknięcie części techniki (np. unikasz jednej fali, ale dostajesz dwoma pozostałymi). Techniki pociskowe sumarycznie mają około 20 siły więcej niż zwykłe techniki na danej randze (np. zwykłī Katon na C - 100 siły, a technika pociskowa Katon C - 120).
Bonus do konsy czy częściowa ochrona przed genjutsu też jest spoko!
PS: niezbyt rozumiem jak ten rework styli usuwający techniki miałby działać, ale ok... Iaido i tym podobne techniki są integralną częścią bycia i grania samurajem i nie chciałbym ich usunięcia. Ale pewnie i tak będę mógł sobie to Iaido robić, chociaż nie będzie już techniką...
PPS: Proponuję, żeby zmienić bonus ze szkół z procentówki na flat: Czyli zamiast 10% z pierwszej szkoły, to +20 PA. I zamiast "każda kolejna zwiększa bonus z pozostałych o 5%" dać "każda kolejna zwiększa bonus z pozostałych o 10".
autor: Yasuo
3 cze 2025, o 00:38
Forum: Wprowadzone
Temat: UN rozszerzona lista
Odpowiedzi: 33
Odsłony: 6603
Ja byłbym za wprowadzeniem tych UN, a zwłaszcza zawodowego zabójcy, którego sam zaproponowałem